• benchmark.pl
  • Foto
  • I znowu okazuje się, że crowdfunding to szansa na utopienie pieniędzy
Foto

I znowu okazuje się, że crowdfunding to szansa na utopienie pieniędzy

przeczytasz w 3 min.

Projekty crowdfundingowe to forma pozyskiwania funduszy na ciekawe projekty, które są interesujące dla wspierających, a których pomysłodawca nie jest sam w stanie sfinansować. Jednak często okazuje się, że interesującymi projekty są tylko na papierze.

W tym tekście ograniczam się do projektów związanych z fotografią, dokładnie rzecz biorąc dwóch akcji Meyer Optik Görlitz oraz Yashica 35. Ich fiasko już prawie kompletnie pozbawiło mnie dobrego zdania o nastawionym na konsumenckie produkty crowdfundingu. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że problem dotyczy projektu z każdej dziedziny, który w crowdfundingu pokłada nadzieje i nie jest niczym nowym.

Poniższe informacje mogą być też przestrogą dla osób, które pełne wiary beztrosko chcą wesprzeć jakiś projekt związany z produktami konsumenckimi. Licząc na bycie potraktowanym jako klient klasy S w ostatecznym rozrachunku. Wybierając taki projekt warto poważnie się zastanowić czy chcemy w nim utopić czasem spore pieniądze. Utopić, bo dopóki dany projekt nie zaowocuje konkretnym produktem, nie wypłyną one na powierzchnię, choćby po to byśmy mogli się na nie popatrzeć.

Warto też zastanowić się czy wspierając dany projekt wyłącznie z uznania nie pomagamy osobie/instytucji, która chce naszym kosztem podreperować budżet, a nawet nie odwdzięczy się potem szczególnym podziękowaniem. Wręcz przeciwnie, po otrzymaniu „wpłaty” szybko zapomni, kto był darczyńcą. Ale do rzeczy.

Meyer Optik Görlitz - projekt zamknięty i już

To przedsięwzięcie, którego celem było stworzenie ciekawych obiektywów pod znaną niegdyś marką, zaowocowało kilkoma ciekawymi szkiełkami. Jednak i w tym przypadku kampania crowdfundingowa była drogą na skróty, by zyskać jeszcze więcej. I to dosłownie, bo nadrzędna w stosunku do Meyer Optik Görlitz spółka zgłosiła wniosek o upadłość, a inwestorzy i niedoszli klienci zostali na lodzie. Teoretycznie bedz szans na zwrot pieniędzy, nie mówiąc już o otrzymaniu upragnionego akcesorium do aparatu. Bo wsparcie projektu zwykle nie jest traktowane jako umowa sprzedaży.

Niepokojace jest tłumaczenie się firmy. Jej szef (lider, przywódca) miał ciężki wypadek, z którego ledwo uszedł z życiem. I choć to przykre, to zastanawia fakt, że już to wydarzenie zmusiło firmę do kompletnej restrukturyzacji, z dnia na dzień odebrało wizję na biznes, a w końcu doprowadziło do ogłoszenia niewypłacalności. Wygląda to jakby jedna osoba tworzyła cały potencjał firmy, a pozostałych kilkunastu współpracowników tylko wykonywało jej polecenia.

Meyer Optik Gorlitz

Owszem istnieją wybitne jednostki, których pomysły sa podstawą sukcesu firmy, ale też przecież idee nie powstają z dnia na dzień. Wątpliwe, by Meyer Optik Görlitz potrzebowało szefa do wywiązania się z już złożonych zamówień przez wspierających na kampaniach Kickstarterowych. A nawet jeśli, to dlaczego nie zwróci pieniędzy, skoro i tak nie wyproduktuje obiektywów. Czyzby był to kolejny crowdfundingowy gigant, który funkcjonował na kredyt, finansując stare zlecenia z nowych zamówień i kampanii. Szkoda.

Yashica 35 - projekt zrealizowany, ale wyszedł bubel

Ten projekt był głośny już na etapie realizacji, zbierania funduszy i promowania produktu, który miał przywrócić w niewielkim choćby stopniu legendę aparatów Yashica. Plany firmy, która przejęła prawa do wykorzystania odpowiedniego znaku towarowego wyglądały ciekawie, ale też budziły od razu poważne wątpliwości. Mimo to wielu inwestorów było pełnych nadziei, że nawet jeśli Yashica 35 okaże się niszowym produktem, nie spełni ich fotograficznych oczekiwań na dłuższą metę, to przynajmniej będzie solidnie wykonana.

Yashica 35 trafia od pewnego czasu w ręce tychże inwestorów, a tym pozostaje tylko pomstowanie na forach internetowych jak to zostali wystrychnięci na dudka. Dlaczego? Zamiast solidnie wykonanego produktu dostają coś co czasem boją się nazwać nawet tandetą. Wszelkie zapowiedzi, zdjęcia prototypów i z prototypów, to wizja rozmijająca się z rzeczywistością. Choć to co piszę powyżej opieram na opiniach innych, to ich ilość dowodzi, że coś jest na rzeczy.

Na dodatek zamówienia docierają z ogromnym opóźnieniem. Niektórzy wspierający czekają na swoją upragnioną Yashicę 35 od kwietnia 2018. Nawet jeśli nie zawsze krytyka jest słuszna, to kampania zakończyła się zebraniem około 1,2 miliona dolarów na Kickstarterze i 1,5 miliona na Indiegogo, co nie jest małą kwotą i podobnie jak w przypadku Meyer Optik Görlitz zalew negatywnych postów o czymś świadczy.

Poza tym takie problemy jak nie działający spust migawki nie powinny mieć miejsca nawet w najtańszym aparacie, a przecież niektóre warianty Yashica 35 kosztują nawet 500 dolarów - tyle co całkiem już przyzwoita cyfrówka z dużym sensorem, albo zaawansowany fotosmartfon. Jeśli ktoś nie potrafi zrobić dobrze produktu, usługi w cenie, którą proponuje, nie powinien jego/jej oferować.

Pewien standard należy zawsze zachować - na przykładzie fotografii

Przeświadczenie, że można wciskać ludziom buble, a usługi wykonywać poniżej najniższego choćby standardu jakościowego, to popularna dewiza wśród „kreatywnych przedsiębiorców”. I dotyczy nie tylko crowdfundingu, ale każdej sfery fotograficznej branży.

Przykładem jest fotografia jako usługa, w przypadku której wielu pseudofotografów uważa, że skoro klient płaci mało to może dostać kiepsko wykonane zdjęcia.

I nie chodzi tu o to, że dany fotograf nie ma artystycznej duszy, nie umie wykorzystać potencjału ustawień aparatu, otoczenia i modela, by stworzyć ciekawy kadr. Niejeden profesjonalista podpadłby pod taką niezbyt pochlebną definicję, bo ciekawa fotografia nie jest łatwa, a profesjonalne fotografowanie nie zawsze tego wymaga.

Jednak poprawna fotografia to obowiązek jeśli chce się na niej zarabiać. Tymczasem pseudofotografowie psują branżę wykonując zdjęcia nie trzymając się nawet najlżejszych norm definiujących poprawną fotografię, mówiąc wprost nie szanując klienta. Raz decydując się na obniżenie jakości usługi praktycznie do zera, bo stosunek jakość/opłata musi być stały, a przecież oszczędnych usługobiorców u nas nie brakuje. Innym razem oczekując gór złota za coś co nie wymaga wielkiego wysiłku i czasu.

Ta reguła działa w obie strony. Klienci wychowani i żyjący w świecie gdzie każdy podobno może być świetnym fotografem, a smartfon postrzegają już prawie tak dobry technicznie jak lustrzanka, spodziewają się nie wiadomo czego za śmieszne pieniądze. Nie rozumieją, że fotografia to proces, który nie kończy się naciśnięciem spustu migawki, tak jak nie zaczyna się ustawieniem ostrości. Trudno im wyobrazić sobie umiejętności fotografa, bo te trudno dotknąć, a zarazem wycenić.

Podobne wrażenie można odnieść w przypadku niejednej kampanii crowdfundingowej. Można to próbować zwalić częściowo na tempo życia, choć prezentacje produktów na witrynach crowdfundingowych temu przeczą. Cała towarzysząca kampaniom otoczka filozoficzno-techniczna, często głębsza przesłaniem niż w przypadku produktów oferowanych przez renomowanych producentów, wymagała zaangażowania by nabrać realnych kształtów.

A może nie, bo tworzenie pozorów i utwierdzanie się w nich przychodzi nam coraz łatwiej. I to jest smutne.

Źródło: Inf. własna, Kickstarter

Komentarze

6
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.
  • avatar
    kitamo
    7
    Jeszcze niech napiszą o starcitizenie :D
    • avatar
      Massai
      4
      Problem z crowdfundingiem, czy szerzej, ze startupami i ich finansowaniem polega na tym, że mechanizm wymyślony dla "poczciwych wariatów" jest zawsze bardzo wrażliwy i podatny na cwaniaków wyjadaczy.
      Jak się posłucha współczesnych startupowców, to najczęściej powtarzane terminy to "zrób MVP i przepal inwestora".
      Dla nieotrzaskanych - znaczy to: "zrób produkt o takim stopniu rozwoju, żeby miał tylko kształt i minifunkcjonalność, żeby pokazać inwestorowi, a potem weź kasę od inwestora i wyprowadź ją ze startupu na pensje/inne swoje spółki".

      Fundatorzy z kickstartera są takim samym inwestorem, tylko jeszcze głupszym. Nie dziwne, że ich się przepala.
      • avatar
        MokryN
        1
        Ale przecież to jest oczywiste ze coś może nie wyjść. Jakbyś chciał coś udoskonalić bez inwestowania pieniędzy? Samo się przecież nie zrobi. Na tym własnie polega BIZNES to ciągle ryzyko straty i bankructwa. To życie. Zamiast biadolić na crowdfunding to warto się zastanowić w CO się inwestuje i komu daje się pieniądze. Inwestowałeś kiedyś pieniądze na giełdzie? Tez będziesz płakał ze straciłeś...
        • avatar
          xchaotic
          1
          Ja wsparlem kilka gier, komputerek do nauki Kano, rozne czujniki, robociki itd i n arazie wszsytko zgodnie z planem, tylko trzeba czytac kto to robi i czy maja jakies pojecie i robili cos podobnego...
          • avatar
            obcypl
            1
            Autor pisze o crowfundingu tak, jakby wśród sklepów internetowych nie trafiały się takie, co sprzedają podróbki, lub co gorsza zgarniają kasę na super promocji i znikają nigdy nie wysyłając towaru.

            Śliwki robaczywki trafią się wszędzie. Jako osoba emocjonalnie związana z fotografią rozumiem ból autora (akapity na temat "profesjonalizmu usług" dobitnie świadczą o równie emocjonalnym podejściu), ale faktem jest, że crowfunding przyczynił się do powstania masy zaje...fajnych rzeczy w tym i dla fotografii (np. produkty Peak Design, czy choćby Arsenal).

            O ile Yashica była dla mnie śliska od początku, o tyle Meyer Optics faktycznie mnie zasmucił. Cóż... Nie zawsze się wygrywa. Nie warto spisywać całej idei na straty pomimo strat finansowych ;-)
            • avatar
              kkastr
              0
              Oczywiście, że część projektów się nie udaje, większość wychodzi przeciętnie, a niektóre wychodzą wybitne. Statystyka. Dokładnie tak samo jest z badaniami naukowymi. Tylko, że tam finansowanie jest przymusowe, a nie dobrowolne. Więc najprawdopodobniej odsetek projektów wybitnych jest jeszcze mniejszy.