• benchmark.pl
  • Foto
  • Zdjęcie i podpis autora - czy dopełniamy tego obowiązku i co z tego wynika
Foto

Zdjęcie i podpis autora - czy dopełniamy tego obowiązku i co z tego wynika

przeczytasz w 4 min.

Przyglądamy się poszanowaniu praw autorskich osobistych przez media sportowe i podróżnicze, a także kwestii powszechnego ostatnio copyright trollingu

Przyglądamy się obecnemu statusowi poszanowania praw autorskich dla fotografii. Zobaczmy jak to wygląda w przypadku magazynów sportowych i podróżniczych. Jakie są konsekwencje niepodpisania zdjęcia, zarówno przez osobę/instytucję, która je publikuje, jak i autora, który je udostępnia.

Temat jest istotny zarówno z perspektywy osoby/instytucji, która wykonuje/udostępnia zdjęcia, jak i tych, którzy je wykorzystują. Często dochodzi do sytuacji, w której kwestia praw autorskich osobistych jest bagatelizowana. A te w przeciwieństwie do praw autorskich majątkowych są niezbywalne i zawsze pozostają przy autorze fotografii.

Wykorzystując zdjęcia, nie tylko w celach czysto komercyjnych, zapominając o obowiązku poszanowania i odpowiedniego ustosunkowania się do przysługujących fotografom praw autorskich, możemy narazić się na poważne konsekwencje. A nawet stać się ofiarami nieuczciwej praktyki jaką jest zjawisko copyright trollingu.

Podpisy w mediach - wyniki badań fotoprawo.pl

W momencie gdy naciskamy spust migawki, w lustrzance, smartfonie, a nawet odsłaniając otwór w kamerze obscura, stajemy się autorami powstałego w ten sposób zdjęcia. Z tego tytułu przysługują nam prawa, a jednym z nich jest prawo do żądania podpisania zdjęcia w sytuacji gdy je udostępnimy do wykorzystania, na przykład w mediach.

Serwis fotoprawo.pl, który jest doskonałym źródłem wiedzy na temat przepisów prawnych związanych z fotografią, porad jak je egzekwować i jak unikać problemów związanych z naruszeniem takich praw, sprawdził jak wygląda sprawa w przypadku magazynów sportowych i podróżniczych. Czyli takich, które bez publikacji ciekawych fotografii nie mogłyby się obyć.

Badaniu poddano takie sportowe media jak GIGA Sport, Golf&Roll, Four Four Two, Bieganie i Runner’s World oraz podróżnicze magazyny: Podróże, Kontynenty, National Geographic Polska, National Geographic Traveler, Poznaj swój kraj i Poznaj świat. Sprawdzono czy w sierpniowym wydaniu tych gazet zamieszczone zdjęcia zostały oznaczone odpowiednią adnotacją dotyczącą praw autorskich. Jej brak to naruszenie praw autorskich.

Wyniki nie napawają optymizmem. Średnio 63% zdjęć nie zostało w żaden sposób oznaczone, 26% opisano niekompletnie, a tylko 11% w sposób prawidłowy.

Duży jest także rozrzut wyników. Sportowy magazyn Four Four Two w ogóle nie przejmuje się kwestią praw autorskich i nie podpisuje zdjęć. Wśród mediów podróżniczych niechlubne pierwsze miejsce od końca zajął magazyn Kontynenty z 79% nieopisanych zdjęć. Z kolei National Geographic Traveller tyle samo zdjęć (79%) opisał nazwiskiem/pseudonimem autora.

Pełne statystyki dotyczące nie tylko wspomnianych tytułów, ale również innych mediów jak TVN24 czy Newsweek znajdziecie na stronie fotoprawo.pl.

Prawidłowy podpis zdjęcia - co to oznacza

Analiza poprawności podpisów pod zdjęciami (lub w przeznaczonym do tego miejscu powiązanym z publikacją) zakłada następujące rozumienie pojęcia prawidłowy podpis:

„Prawidłowy podpis oznaczał umieszczenie pod zdjęciem zarówno imienia i nazwiska (lub pseudonimu) autora, jak i agencji, bądź odpowiedniej instytucji posiadającej prawa majątkowe. Fotografie nieposiadające kompletnego opisu cechował brak jednego ze wspomnianych elementów (nazwiska, bądź podmiotu posiadającego prawa autorskie). Niepodpisane zdjęcia to natomiast te, które nie były w żaden sposób oznaczone.”

Czy zdjęcie musi mieć znak wodny? Czy musi być podpisane?

Opisywanie zdjęć swoim nazwiskiem i imieniem lub nazwą instytucji, która ma do niego prawa autorskie, nie jest obowiązkiem. Wystarczy jednak wyobrazić sobie jakie konsekwencje niesie wykorzystanie zdjęć, którym brakuje takiego podpisu.

Internauci bardzo często kierują się, oczywiście błędną, zasadą, że skoro nie podpisane, to niczyje. W świecie cyfrowym wiele osób trzyma się tej zasady w jeszcze większym stopniu niż w poza nim. Powód jest prosty - fakt nieuprawnionego wykorzystania fotografii w świecie cyfrowym znacznie trudniej zauważyć.


Tej fotografii nie trzeba w praktyce podpisywać (fot: RonBerg/Pixabay)

Problem może dotknąć również zwykłego konsumenta, na przykład nowożeńców, którzy postanowią wykorzystać swoje zdjęcia ze ślubu. Fakt, że są na nich uwiecznieni i otrzymali je od fotografa za opłatą nic nie zmienia w kwestii autorstwa. Jeśli nie ustalono inaczej, nie tylko nie wolno ich dowolnie wykorzystywać, ale powinno się także je podpisać imieniem i nazwiskiem fotografa lub nazwą firmy, która wykonywała zdjęcia.

Widać zatem, że zdjęcia powinny być podpisane. Jak? Szkół jest wiele, ale wydaje się, że przede wszystkim należy zdać się na zdrowy rozsądek. Umieszczenie znaku wodnego zmniejsza szanse naruszenia praw autorskich, ale też powinno być zrealizowane sensownie. Tak by podpis określał związek fotografii z danym fotografem lub instytucją, ale nie czynił je nieczytelnym w odbiorze.

Brak podpisu na lub przy fotografii też nie oznacza, że można je dowolnie wykorzystać. Bo, faktycznie, są zdjęcia, których nie trzeba podpisywać, i które można dowolnie wykorzystywać. Ten brakujący podpis może jednak gdzieś w publikacji się pojawić (w mediach drukowanych zwykle jest na to przeznaczona strona, w internecie może to być stopka redakcyjna lub strona z informacjami na temat wykorzystania materiałów ze strony). Poza tym fakt umieszczenia zdjęcia przez fotografa np. na jego stronie lub publikacji, której jest autorem, pozwala domniemywać, że może on być autorem również zdjęć.

Z kolei w przypadku osób/instytucji, które wykorzystują fotografie, brak podpisu nie oznacza od razu świadomego działania ze szkodą dla autora zdjęcia. Instytucja wykorzystująca zdjęcia może niedostatecznie dobrze je opisać na co wskazują badania fotoprawo.pl.

Może również użyć je niezgodnie z przepisami, ze względu na niedostateczną znajomość prawa autorskiego lub niejasności regulaminu, który określa dozwolone pola użycia zdjęć.

W takich sytuacjach trudno dopatrzeć się złych intencji wobec autora zdjęć. A mimo to takie potknięcia w świecie praw autorskich są pożywką dla osób, których sposobem na życie jest tak zwany…

…copyright trolling

Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na fakt, że pomimo odniesienia się w tym tekście do fotografii, copyright trolling dotyczy każdej dziedziny, w której prawa autorskie mają zastosowanie.

Prawo autorskie w Polsce jest bardzo skomplikowane i nadal nie najlepiej dopasowane do świata nowoczesnych technologii. Dlatego, prawdę mówiąc, kłopot z jego poprawnym rozumieniem nie powinien być czymś niezrozumiałym. Fakt odmiennej interpretacji przepisów przez różne sądy, jeszcze bardziej komplikuje sprawę.

Oskarżony o naruszenie praw autorskich, na podstawie zasłyszanych informacji, może dojść do błędnych wniosków i uznać wyolbrzymione roszczenia copyright trolla, mimo że często nie musi tak czynić.

Przyzwoity fotograf wnoszący pozew o naruszenie jego praw autorskich powinien mieć wszystkie powyższe fakty na względzie. Jednak copyright troll takim fotografem nie jest.

Dochodzenie praw w ramach copyright trollingu odbywa się poprzez celowe wykorzystanie niedoskonałości prawa. Żądane kwoty są nieadekwatne do potencjalnych szkód i wartości samych fotografii, które niejednokrotnie mają znikomą wartość artystyczną. Pozywane są nie bogate koncerny, ale instytucje lub osoby, których działania nie są nastawione na sukces komercyjny, a dobro ogółu.

Dla niektórych (na szczęście tylko niektórych) fotografów, nie fotografia, a właśnie copyright trolling jest głównym źródłem dochodów. Co więcej, pozwy o rzekome odszkodowanie mogą być konstruowane tak by przestraszyć pozwanego i od razu przekonać do zapłaty odszkodowania.

Wyroki sądów mogą działać obosiecznie

Wiele sytuacji, w których rzekomo doszło do świadomego naruszenia praw autorskich przy wykorzystaniu zdjęcia, dałoby się załagodzić bez wysuwania żądań finansowych.

Niestety copyright troll składając pozew sądowy chętnie wykorzystuje fakt, że pewne pola wykorzystania zdjęć wydają się ludziom naturalne. I od razu żąda wysokiego odszkodowania, albo dąży do sądowej konfrontacji.

Wyroki sądów w takich sprawach nawet jeśli korzystne dla oskarżonych przez copyright trolla, w szerszej perspektywie mogą czasem prowadzić do niebezpiecznych wniosków.

Przykładem jest jedna z prowadzonych w Polsce spraw, w której oskarżono Krakowską Fundację Filmową o bezprawne wykorzystanie posiadanego przez jednego z jej pracowników zdjęcia. Powódka, autorka rzeczonego zdjęcia, przekazała je jako prezent.  

Sąd uzasadnił wyrok, korzystny dla oskarżonego, uznając sposób wykorzystania zdjęć za cytat.

W tym przypadku wyrok wydaje się słuszny, gdyż to nie pierwszy przypadek gdy działania wspomnianej fotografki, a także żądane kwoty odszkodowania, nie miały nic wspólnego z przyzwoitością.

Z drugiej jednak strony, bardzo dziwnym wydaje się zaklasyfikowanie użycia zdjęcia jako cytatu. Nie zrzutu ekranowego, nie fragmentu szerszej wypowiedzi, ale samego zdjęcia - bez podpisu, bez oznaczenia autora. Przypomina to działanie w imię zasady „cel uświęca środki”. Takie stanowisko sądu, jakkolwiek w rzeczonej sprawie mogło być odpowiednio uzasadnione, może doprowadzić do rozpowszechnienia się przekonania, że pojęcie cytat fotograficzny ma bardzo szerokie znaczenie.

Źródło: fotoprawo.pl, dziennik internautów, inf. własna

Komentarze

9
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.
  • avatar
    Balrogos
    0
    Pies nacisnal sput migawki wiec nie ja jestem autorem zdjecia, ja wrzucilem zdjecie(bez podpisu bo pies nie umie) do internetu i zrobilem na tym! czy dostane wyrok i pojde siedziec?
    • avatar
      Konto usunięte
      0
      Bardzo ciekawy artykuł ale przypuszczam że dla przeciętnego Kowalskiego który wrzuca zdjęcia z wakacji na fejsa nie ma on żadnych praw do tych zdjęć gdyż udostępniane podlegają pod regulamin fejsa co zapewne skutkuje iż stają się własnością samego fejsa. I to samo tyczy się instagrama, snapchata i całej reszty