• benchmark.pl
  • Gry
  • Battlefield: Hardline – pole bitwy (tylko) dla prawdziwych fanów serii
Gry

Wrażenia z gry

przeczytasz w 2 min.

Zabawę standardowo rozpocząłem od zaliczenia kampanii. Nie spodziewałem się cudów, ale nie ukrywam miałem pewne oczekiwania, szczególnie po dość ciekawych zapowiedziach jakie EA serwowało nam przez ostatnie kilka miesięcy. Niestety zderzenie z rzeczywistością okazało się bardzo bolesne. Pomijając bowiem na chwilę wszystko inne, zabawa skończyła się zanim na dobre się zaczęła. Dziesięć odcinków, bo na tyle dokładnie kampania Hardline została podzielona wystarcza na raptem kilka godzin gry. Bez problemu ukończycie ją w jeden wieczór. I byłoby to jeszcze do przeżycia gdyby nie fakt, że fabuła to jeden wielki banał. Historia wyjęta niby rodem z kultowego serialu - Miami Vice, co samo w sobie nie jest złe (w końcu to kultowa produkcja), ale scenarzystom najwyraźniej umknął fakt, że ten ostatni święcił sukcesy pod koniec lat 80. Od tego czasu wiele się zmieniło, a już z pewnością oczekiwania potencjalnych nabywców. Dziś już raczej na nikim nie robi wrażenia banalna historia przeplatana ckliwymi wątkami, żeby nie wspomnieć o jasnym jak słońce podziale na dobrych i złych.

Niestety w trakcie kampanii cały czas towarzyszyło mi nieodparte wrażenie, że gdzieś już to widziałem. O ile pierwsze odcinki, choć częściowo mogą wydawać się interesujące to niestety każdy kolejny potwierdza tylko to co już napisałem powyżej. Ogólnie trudno oprzeć się wrażeniu, że tryb dla jednego gracza został stworzony na kolanie i to w pośpiechu. Dodany na siłę, bo przecież „coś” musi być. W założeniach miał być serial na poziomie 24, a w rzeczywistości dostaliśmy nieco lepiej rozpisany (znaczy się krótszy)... Klan. To oczywiście mocno przerysowane porównanie, ale naprawdę nie jestem wstanie zrozumieć czym kierowali się scenarzyści tworzący fabułę Hardline. Na tym jednak nie koniec – chodzą słuchy, że EA rozważa wydanie kolejnych odcinków w postaci DLC. Wydaje się mi jednak, że trudno będzie autorom zmienić ogólny odbiór kampanii przez graczy. Jeśli jeszcze za te dodatki przyjdzie nam zapłacić, to nie pozostanie mi nic innego jak podziękować za tę szczodrą ofertę.

Na całe szczęście, chyba zupełnie inna ekipa odpowiada za tryb multiplayer. Bo choć ten nie jest idealny to na tle nudnego „single’a” wypada naprawdę dobrze. Pierwsze co z pewnością każdemu rzuci się w oczy to pięć nowych trybów gry. Mamy więc tutaj: Blood Money, Heist, Hotwire, Crosshair oraz Rescue. W każdym z nich są oczywiście dwie strony konfliktu – policja i kryminaliści. Każda z nich ma określone zadanie do wykonania, które najczęściej sprowadza się powstrzymania grupy przeciwnej. Dla przykładu w trybie Heist celem kryminalistów jest włamanie się do konkretnego miejsca, kradzież pieniędzy i ewakuacja do bezpiecznej lokacji. Policjanci jak łatwo się domyśleć mają do tego nie dopuścić. Ogólnie każdy tryb rozgrywki oferuje sporo zabawy, szczególnie na początku kiedy to jeszcze nie znamy wszystkich jego aspektów na pamięć. Trochę żałuję, że nie zmieniono dostępnych klas postaci, a liczba pojazdów wyraźnie się skurczyła. Z drugiej jednak strony ma to swoje uzasadnienie w charakterze rozgrywki.

Ta ostatnia wydaje się być znacznie bardziej dynamiczna niż Battlefield 4. Przyczynia się do tego nie tylko wspomniana mniejsza liczba pojazdów, ale i specyficzne mapy, na których toczy się batalia. Znakomita większość z nich nie grzeszy rozmiarem i zawiera zabudowania charakterystyczne dla całego motywu przewodniego gry. Ogólne wrażenia z zabawy w trybie wieloosobowym są jak najbardziej pozytywne. Zróżnicowane tryby rozgrywki, dynamiczne potyczki i towarzyszące im emocje – jest nieźle. Szczególnie, że to chyba pierwszy Battlefield od bardzo dawna (początku istnienia serii?), który nie miał problemów z serwerami w momencie premiery gry. Battlelog działa bardzo sprawnie, tak samo jak i wszystkie jego elementy. Nic tylko się zalogować i cieszyć zabawą.