Beat Cop – czujesz, że masz farta, śmieciu?
Gry

Beat Cop – czujesz, że masz farta, śmieciu?

przeczytasz w 5 min.

Kultowy tekst z „Brudnego Harry'ego” pasuje do Beat Cop idealnie. Umoczony glina, lata '80, pikselowaty Nowy Jork... Jak mawiają Jankesi: what's not to like?

Ocena benchmark.pl
  • 4,5/5
Plusy

- klimat zaczerpnięty z filmów i seriali lat '80,; - mnóstwo czarnego humoru i dowcipnych aluzji,; - intrygująca fabuła,; - wciągająca rozgrywka,; - stylowa oprawa audiowizualna.

Minusy

- mimo nadludzkich starań twórców, monotonia czasem daje się we znaki,; - interfejs i sterowanie gdzieniegdzie mogłyby być wygodniejsze,; - niektóre żarty są bardziej wulgarne, niż zabawne.

Beat Cop na pełnych pikselach

Twórcy z naszego rodzimego studia Pixel Crow ostrzegają już na wstępie: nie szukajcie realizmu w naszej produkcji, to raczej hołd dla amerykańskich filmów i seriali sensacyjnych z lat osiemdziesiątych. Poza wyraźnym wpływem tych ostatnich, w Beat Cop znajdujemy też czysto growe inspiracje – od Grand Theft Auto V po indyka This is the Police.

Nie myślcie jednak, że polska opowieść o nowojorskim gliniarzu to zaledwie kolaż cudzych pomysłów. Nic z tych rzeczy! Przede wszystkim to nowatorska gra przygodowa, która stylową grafikę, pomysłową mechanikę i niepowtarzalny klimat oblewa gęstym sosem czarnego humoru. Gotowi na cyniczną podróż w półświatek „wielkiego jabłka”?

Od zera do krawężnika

John Kelly – Irlandczyk z pochodzenia, gliniarz z powołania, bandzior z przypadku. Oto główny bohater Beat Cop. Wskutek niejasnego zbiegu okoliczności ten porządny w gruncie rzeczy facet zostaje zamieszany w polityczno-kryminalną aferę i z dnia na dzień spada na samo dno policyjnej hierarchii.

Niegdyś – szanowany funkcjonariusz, dzisiaj – zwykły krawężnik. Naszym celem będzie ustalenie, jak do tego doszło i kto wrobił Kelly'ego w śmierdzącą jak szambo aferę. Niestety, to nie jedyne zadanie, jakie czeka nas w Beat Cop. Prywatne sprawy swoją drogą, a żmudna i niełatwa służba – swoją.

Nowy komisariat, nowe środowisko, które nie pała do nas sympatią, a przede wszystkim nowe obowiązki. A w zasadzie stare obowiązki, które Kelly musi wykonywać ponownie, choć przechodził przez nie już za swojego nowicjatu w mundurze.

Kolego Kelly, zapomnij o karierze detektywa! Teraz czeka cię przykry los zwykłego krawężnika. W dodatku na najpodlejszej ulicy w najpodlejszej dzielnicy. Zapoznaj się ze swoim rewirem, zanim ktoś wpakuję ci kulę w łeb, bo krzywo na niego spojrzałeś.  

Beat Cop - komisariat 69

Ciemna strona mojej ulicy

Marzy Wam się drugie Los Santos? W Beat Cop go nie znajdziecie. Za całą piaskownicę służy jedna ulica prezentowana „z profilu” w dwuwymiarowym rzucie. Mało? Wierzcie mi, niekiedy to i tak za dużo. Robota pali się w rękach, a droga, jaką trzeba pokonać od jednej przecznicy do drugiej, czasem zdaje się dłuższa, niż trasa z Novigradu do Oxenfurtu.

Atrakcji też tu nie brakuje - sklep monopolowy rosyjskiego imigranta, zakład jubilerski zamożnego Żyda, kościół podejrzanego klechy, tu diler, tam sprzedajna panna, czarnoskóry gangster i... całe rzędy samochodów, które aż proszą się o mandat.

Beat Cop - typ spod ciemnej gwiazdy

Ganiamy między tymi miejscami nagleni zadaniami przydzielonymi przez przełożonych, włoską mafię lub jakiegokolwiek innego zleceniodawcę. Kupujemy więc pączki dla staruszki, reanimujemy bezdomnego w delirce, a przede wszystkim czekamy z niecierpliwością na komunikat o włamaniu lub pojawieniu się auta nafaszerowanego dragami. 

Każda z tych prac hańbi, ale jedne bardziej, a inne mniej. Nic dziwnego, że Kelly za wszelką cenę chce się dowiedzieć, kto go wpakował do tego brooklińskiego piekiełka pełnego narkotyków, prostytucji i nieprzepisowo zaparkowanych samochodów? 

Beat Cop - podsumowanie dnia

Tik, tak, tik, tak...

Zadania główne, misje poboczne... Znamy dobrze tę przeplatankę. Na pozór nie ma w niej nic oryginalnego. Trzeba trochę więcej, żeby przykuć naszą uwagę. I Beat Cop doskonale zdaje sobie z tego sprawę! Dlatego dorzuca to „trochę więcej” pod postacią elektronicznego zegarka widocznego w lewym dolnym rogu ekranu.

Wyświetlane na nim cyferki narzucają rozgrywce zawrotne tempo. Pulchny partner Kelly'ego już na wstępie upomina nas, że nie trzeba przecież wszystkiego zrobić jednego dnia. Powinien raczej powiedzieć, że jest to zwyczajnie niemożliwe.

Komisarz domaga się pięciu mandatów za złe parkowanie i kolejnych pięciu za niesprawne oświetlenie (statystyki muszą się zgadzać!), włoska mafia prosi o przypilnowanie jej lokalu, niewidomy zgubił portfel i chce, żebyśmy mu pomogli w poszukiwaniach, czarnoskórzy gangsterzy dają nam w łapę w zamian za znalezienie walizeczki z brudną forsą...

Pamiętacie sekwencję z „Chłopców z ferajny”, w której główny bohater ma milion rzeczy do załatwienia jednego dnia, a jednocześnie jest przekonany, że lata nad nim helikopter speców z wydziału narkotykowego? Beat Cop nieprzerwanie utrzymuje nas na podobnym poziomie nerwowości.

Beat Cop - zadania do wykonania

Przypomina to trochę model rozgrywki, jaki mogliśmy spotkać w This is the Police. Z jedną znaczącą różnicą. Tam zarządzaliśmy zespołem policjantów z pozycji ich szefa, tutaj wskakujemy w buty „chłopca na posyłki”. Presja czasowa nie ogranicza się zresztą tylko do pojedynczych dni. Podejrzana afera, która zakończyła karierę Johna Kelly'ego, musi zostać rozwiązana, zanim jego były przełożony odejdzie na emeryturę. Na domiar złego co jakiś czas eks-żona głównego bohatera upomina się o alimenty, których nie sposób spłacić z uczciwie zarobionej pensji posterunkowego.

Tik, tak, tik, tak... Jak ten czas leci! A przecież trzeba jeszcze w międzyczasie coś przekąsić, żeby John Kelly nie podupadł na siłach. Pizza u Włochów? I dwadzieścia minut w plecy? Hot-dog drugiej świeżości musi wystarczyć. Na co komu cholesterol w normie, jeśli nie uda się dożyć do następnego posiłku?

Beat Cop - policjant w barze

Ostatni dzień z życia Jacka Kelly'ego

Szósta doba w brooklińskim piekiełku. Czarnoskórzy gangsterzy zdążyli mnie już znienawidzić, makaroniarze są względem mnie neutralni, a wierchuszka z komisariatu klepie po ramieniu. „Cywile” mnie cenią, ale to akurat nie ma większego znaczenia. Trudno zaspokoić wszystkich. Grunt, żeby wyjść na swoje.

Z takim założeniem wziąłem w łapę od paru niepokornych kierowców, licząc na to, że tajniacy z wewnętrznego przymkną na to oko. Korupcja rzecz podła, ale „eks” domaga się szmalu na utrzymanie dzieci, a budżetówka nawet w Stanach nie jest szczególnie rozrzutna.

Termin spłaty zbliżał się nieubłaganie, a wciąż brakowało mi paru dolców do zakładanej kwoty. Skąd wydębić te ostatnie grosze? Może wyrobić dwieście procent normy, jeśli chodzi o zakładaną liczbę mandatów? Czemu nie, premia murowana. Żeby przypodobać się przełożonym zwinąłem jeszcze czarnoskórego dilera z ulicy, nieświadom tego, że naćpany handlarz stanie się gwoździem do mojej trumny.

Beat Cop - odprawa na komisariacie

W ostatnich promieniach słońca biegałem z jednego końca patrolowanej ulicy na drugi próbując się wywiązać ze wszystkich narzuconych mi zobowiązań. Moją służbę regularnie przerywał łomot (bolesny, bo marnujący cenny czas), jaki spuszczali mi gangsterzy.

Nic to! Life is very brutal and full of zasadzkas. Mówi się trudno, haruje się dalej. Biegałem w tę i z powrotem, robiłem swoje, aż w końcu podeszła do mnie mała dziewczynka i w imieniu jakiegoś „wujka” zaprosiła na spotkanie do ciemnego zaułka. Ruszyłem za nią, bo nie miałem innego wyjścia. Co było potem? Kula w łeb. W tej pieskiej dzielnicy nikt nie potrzebuje stróża prawa, który faktycznie strzeże prawa.

Tak zginął John Kelly. Cześć jego pamięci! Nie martwcie się, to żaden spoiler. Tak naprawdę to nie założony przez twórców finał Beat Cop, a jedynie koniec prowadzonego przeze mnie bohatera. Nie pozostało mi nic innego, jak wczytać grę. Powtórka z rozrywki. Brookliński dzień świstaka. Tym razem, zamiast zajmować się swoimi sprawami, postanowiłem od wejścia polepszyć relacje z czarnoskórymi dilerami. Jak to zrobić? Nic prostszego! Starczy zajść do kościoła i wpłacić dwieście dolców na kontrolowany przez gang fundusz.

Beat Cop - podejmowanie decyzji

Świetnie, teraz byłem w stanie przeżyć do końca dnia. Tylko skąd wytrzasnąć brakujące dwie stówy? Żonka się wkurzy, bo nie dostanie alimentów? Żeby tylko! Na nieszczęście komisarz jest poinformowany o obowiązkach finansowych Kelly'ego i obiecuje, że wywali naszego bohatera z roboty, jeśli dowie się o jakichkolwiek zaniedbaniach. Ergo – forsa musi się znaleźć. To może już lepiej było zdechnąć w zaśmieconej uliczce i ocalić resztki honoru...

Tak właśnie wygląda okrutna rzeczywistość Beat Cop. To ciągłe balansowanie na rozwieszonej między wrogimi siłami linie. Ze wszystkimi trzeba się jako tako ułożyć, a przy okazji ugrać też coś dla siebie. To nie tylko karkołomne wyzwanie, ale też fundament rozgrywki wciągającej jak nurt rzeki Hudson. Czas zrobić sobie przerwę? Jeszcze jeden dzień. Dajcie mi kolejnych osiem godzin, a na pewno wszystko odkręcę. Osiem, szesnaście, dwadzieścia cztery...

Beat Cop - do zamówień przedpremierowych kaseta ze ścieżką dźwiękową
Miły dodatek do zamówień przedpremierowych Beat Cop - kaseta magnetofonowa
Coś dla dinozaurów:)

Beat Cop to jedna z niewielu produkcji, w których wszystko idealnie zgrało się ze sobą i połączyło w fenomenalną całość. Grafika utrzymana w konwencji retro może niejednego odstraszyć od tego tytułu, ale wraz ze świetną oprawą dźwiękową tworzy ona niezwykły klimat.

Wprawdzie interfejs i sterowanie gdzieniegdzie mogłyby być bardziej dopracowane, a zadania bardziej urozmaicone, jednakże te drobne mankamenty znikają w obliczu wciągającej, wielowątkowej fabuły, która jest błyskotliwym pastiszem amerykańskiego kina lat osiemdziesiątych dodatkowo doprawionym solidną garścią czarnego humoru (niekiedy mało wyszukanego, a innym razem zwyczajnie kloacznego).

Dla wszystkich fanów „Szklanych Pułapek” i „Brudnych Harrych” to pozycja obowiązkowa. Dla całej reszty graczy... w zasadzie też! Tylko wejdźcie na chwilę w ciemne uliczki Nowego Jorku z Beat Cop, a zobaczycie, że można w nich zasiedzieć się na dobre. Z zegarkiem przed oczami, spluwą w dłoni i śmiechem na ustach. 

Beat Cop - rozmowa

Ocena końcowa:

  • klimat zaczerpnięty z filmów i seriali lat '80
  • mnóstwo czarnego humoru i dowcipnych aluzji
  • intrygująca fabuła
  • wciągająca rozgrywka
  • stylowa oprawa audiowizualna
     
  • mimo nadludzkich starań twóców, monotonia czasem daje się we znaki
  • interfejs i sterowanie gdzieniegdzie mogłyby być wygodniejsze
  • niektóre żarty są bardziej wulgarne, niż zabawne
     
  • Grafika:
     dobry
  • Dźwięk:
     dobry plus
  • Grywalność:
     dobry plus

90%

Dobry Produkt

Komentarze

5
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.
  • avatar
    Chong-li
    2
    Kupiłem po premierze,dobry klimacik jak w latach 1990 na PC 386 ogólnie polecam.
    • avatar
      keeeper
      2
      Jak sie nie ma wyobrazni to zaden silnik graficzny nie pomoze.

      Piksele to nie tylko styl graficzny ale i atmosfera nostalgii za utracona mlodoscia, filmami VHS, kasetami magnetofonowymi i grami z automatow. Co jak co, ale do produkcji takiej jak BC pasuje to idealnie.
      • avatar
        Radical
        -2
        Serio kolejne pixele? Jedna druga i jeszcze trzecia gra z taką oprawą to była fajna nostalgiczna podróż ale mamy 150 tysięcy gier w tym stylu i ta oprawa nie jest stylowa tylko jest badziewiasta do zażygu. Nie da się zrobić ładnej gry 2d dzisiaj? Rayman Origins, Bastion, Ori and the blind forest, Dragons Crown?
        • avatar
          shoken
          -7
          Jaka grafika , pewnie nie pójdzie na 1080 Ti.Trzeba zmienić na Titan Xp zeby pograć.