• benchmark.pl
  • Gry
  • Detroit: Become Human – emocjonalna rewolucja w świecie gier
Detroit: Become Human – emocjonalna rewolucja w świecie gier
Gry

Detroit: Become Human – emocjonalna rewolucja w świecie gier

przeczytasz w 7 min.

Recenzja Detroit: Become Human mogłaby rozbierać ten tytuł na czynniki pierwsze i każdą składową analizować przez „szkiełko mędrca”. Tylko po co, skoro wszystko przyćmiewa fabuła, która rozdziera dusze graczy dylematami, jakich w świecie wirtualnej rozrywki jeszcze nie było.

Ocena benchmark.pl
  • 5/5
Plusy

- ciekawa wizja niedalekiej przyszłości,; - fenomenalny klimat futurystycznego Detroit,; - bohaterowie, z którymi trudno się nie utożsamić,; - mnóstwo decyzji do podjęcia i alternatywnych ścieżek,; - sceny akcji wciskają w fotel,; - hiperrealistyczna grafika,; - spora „regrywalność”,; - nieoczywista i poruszająca fabuła,; - niezłe spolszczenie.

Minusy

- niektóre sceny i zadania bywają monotonne,; - mechanika gry mogłaby być choć odrobinę oryginalniejsza.

Detroit: Become Human, czyli potrójny nokaut

Po Heavy RainBeyond: Dwie Dusze przyszła kolej na Detroit: Become Human. Studio Quantic Dream, wbrew starej sentencji, raz jeszcze wchodzi do tej samej wody i – o dziwo! - osiąga przy tym spektakularny sukces.

Muszę przyznać, że kampania reklamowa nowego tytułu od rodziców „zabójcy origami” mocno mnie zaintrygowała. Tylko tyle. Owszem, klimat zapowiadał się ciekawie, opowieść miała się rozgałęziać tak rozlegle, jak nigdy dotąd, grafika tradycyjnie pieściła oczy… Zastanawiałem się jednak, czy ograna mechanika, nazywana przez niektórych „interaktywnym filmem” jest w stanie dźwignąć taki temat.

W końcu, dajmy na to, Wiedźmin 3 też może się popisać fenomenalną i nieliniową opowieścią, a przy tym dorzuca do niej erpegowy system rzemiosła i rozwoju postaci, dynamiczny system walk, otwarty świat, który z powodzeniem mógłby zastąpić ten realny i mnóstwo innych atrakcji.

Tymczasem Detroit: Become Human próbuje mnie oczarować bębnieniem w jeden klawisz w celu wyważenia drzwi, bądź pospolitym wybieraniem opcji dialogowych? Czy to nie za mało? Bardzo chciałem odnaleźć odpowiedź na to pytanie, ale po rozpoczęciu rozgrywki już o nim zapomniałem. Jak i o całym Bożym świecie. 

Co tu dużo gadać, Detroit: Become Human pochłonęło mnie bez reszty. Zamiast jednej pasjonującej historii, otrzymałem aż trzy. Splotły się ze sobą w perfekcyjnie dopracowaną całość, mimo że każda z nich zahacza o zupełnie inny gatunek. Jedna to rasowe future noir w stylu Blade Runnera, druga przedstawia narodziny rewolucji, a trzecia to wzruszająca opowieść o samotności i okrucieństwie.

A wszystkie razem zwaliły mnie z nóg i oplotły siecią alternatywnych wątków, z której nie mogłem się wydostać chociażby po to, żeby wyłączyć konsolę i iść spać. O, nie, z Detroit: Become Human to wcale nie takie proste zadanie.  

Android też człowiek

Rok 2038. Lodowce się topią, Rosjanie drą koty z Amerykanami, Chiny i Indie aspirują do miana gospodarczych potęg, a w Detroit króluje bezrobocie. Krótko mówiąc – życie toczy się swoim rytmem! I można by pomyśleć, że przez te dwadzieścia lat naprawdę niewiele się wydarzyło, gdyby nie fakt, że w futurystycznej wizji Detroit: Become Human wymienione problemy osiągają gigantyczną skalę, a dodatkowo na scenę wkraczają androidy.

Człekopodobne roboty, jak obecnie samochody, znajdują się na wyposażeniu każdego gospodarstwa domowego. Z tą różnicą, że auta traktuje się ciut lepiej. No cóż, można było to przewidzieć, biorąc pod uwagę ludzką kreatywność, kiedy w grę wchodzi znęcanie się nad innymi. Zwłaszcza przy pełnej bezkarność i moralnym rozgrzeszeniu. Wszak to tylko kawałek plastiku!... Ale czy aby na pewno?

Detroit: Become Human - defekt podczas przesłuchania

Moją przygodę z Detroit: Become Human rozpocząłem wcielając się w niejakiego Connora, androida stworzonego do tropienia tak zwanych „defektów”. Tym mianem określa się roboty, które zyskały wolną wolę, choć ludzie wolą to postrzegać jako efekt działania wadliwego oprogramowania. 

A jednak sprawia to, że sztucznych ludzi trudno traktować dalej jako przedmioty domowego użytku. Tym niemniej zdecydowana większość ludzkości uparcie w taki sposób na nie patrzy.

Na domiar złego wrze debata dotycząca tego, czy androidy w ogóle powinny istnieć. Daje się odnotować korzyści, chociażby dla firm wykorzystujących tę nową, tanią siłę roboczą. Z drugiej strony tak zaawansowane maszyny budzą irracjonalny lęk i zupełnie racjonalne pretensje dotyczące zawłaszczania przez nie miejsc pracy dotychczas zajmowanych przez ludzi.

Detroit: Become Human - interaktywna gazeta

Walka klasowa (a może raczej gatunkowa?) to fundament świata, który ukazuje nam Detroit: Become Human. Niewolnik staje twarzą w twarz ze swoim panem, bieda wdziera się do świata bogatych, tu popadające w ruinę osiedla, tam technologiczne gadżety. A całość przypomina kupę złomu, w którą poutykano choinkowe lampki. 

I bynajmniej nie jest to zarzut. O, nie! Liczyłem na barwny świat science-fiction, a otrzymałem niesztampową kompozycję o socjopolitycznej głębi i wyrafinowanej estetyce, którą odmalowano hiperrealistyczną grafiką.

Detroit: Become Human - Marcus i płonąca altana

Przestawiając zwrotnice

Jeszcze raz od początku – zalany deszczem taras luksusowego apartamentowca. Na gzymsie stoi zbuntowany android ze spluwą w dłoni i małą dziewczynką wziętą na zakładniczkę. Oddział sił specjalnych trzyma go na muszce, a moją rolą (a w zasadzie rolą „syntetycznego” Connora) jest rozsupłanie tego gordyjskiego węzła. Każdy ruch ma znaczenie, a zegar odmierza czas na znalezienie wskazówek, które pomogą w negocjacjach.

Którą drogę wybrać? Poświęcić własne – sztuczne, choć cenne – życie? Chwycić za spluwę, której androidowi używać pod żadnym pozorem nie wolno? Wybrać łagodne podejście czy posunąć się do gróźb? Zostawić trzepoczącą się na podłodze rybę czy wrzucić ją z powrotem do akwarium? Zaraz, zaraz… Jaką rybę? 

Detroit: Become Human - czas do wyłączenia

No właśnie, nawet taki drobiazg ma znaczenie w Detroit: Become Human. Przecież zaprogramowane na bezwzględne wykonywanie zadań androidy nie przejmują się dogorywającymi rybkami. A może jednak nie jest im to obojętne?

Kierować się rozumem czy emocjami? Ryzykować czy działać zachowawczo? Takie dylematy spotykałem niemal na każdym kroku i w większości przypadków zegar albo lakonicznie spisane opcje dialogowe zmuszały mnie do podjęcia decyzji opartych li tylko na intuicji.

W jednej z późniejszych sekwencji opiekunka domu, Kara, może (choć nie musi) stanąć w obronie dziewczynki katowanej przez swojego ojca. Kiedy sfrustrowany życiem sadysta poderwał się od stołu, a mała Alice wbiegła na piętro, miałem kilka dróg przed sobą. Porozmawiać z rozwścieczonym facetem? To skazane na niepowodzenie. Iść prosto do Alice i zabarykadować się z nią w pokoju? No, brzmi rozsądniej.

Wybrałem jednak alternatywne rozwiązanie. I gdy koniec końców szamotaninę przerwał strzał z pistoletu zorientowałem się, że dokonałem złego wyboru. Ale czy w tej sytuacji istnieje w ogóle dobry wybór?

Detroit: Become Human - graficzne podsumowanie dokonanych wybórów

Nie sposób powiedzieć wiele więcej o podejmowanych w Detroit: Become Human decyzjach, aby nie rzucić zbyt wiele światła na fabularne zwrotnice i konsekwencje ich przestawienia. Mogę jedynie powiedzieć, że prawie każda odpowiedź, każde pociągnięcie za spust broni, każdy pozornie mało istotny detal wpędzał mnie w upiorny, ale jakże ekscytujący, konflikt z samym sobą.

I tak było w każdym z trzech przeplatających się wątków. W historii Kary, sprzątaczki i opiekunki w domu zgorzkniałego narkomana, w opowieści Markusa, kamerdynera wiekowego artysty, a nawet w sekwencjach poświęconych wspomnianemu już Connorowi.

Detroit: Become Human - Kara przełamuje rozkaz posłuszeństwa

Każdy rozdział opowieści wieńczy „drzewko” ukazujące wszystkie możliwe wybory, a także ścieżki, które pozostały przede mną zamknięte. To tutaj mogłem sprawdzić, czy znalazłem jakiś przedmiot, który w przyszłości zaowocuje nieoczekiwanym zwrotem akcji, czy udało mi się zyskać sympatię innych bohaterów, a także przekonać się, ile procent graczy zawędrowało w tym samym kierunku.

A jeśli któryś z dokonanych przeze mnie wyborów zaowocował moralnym kacem, zawsze mogłem cofnąć się do jednego z fabularnych węzłów, żeby rozegrać daną sekwencję od wskazanego momentu lub jedynie obejrzeć, jaka alternatywa mnie ominęła. 

Szkoda tylko, że do niektórych punktów nie warto wracać, bo choć Detroit: Become Human startuje z górnego „c” później zdarzają się fragmenty zwyczajnie nudne. Trudno jednak czynić z tego poważniejszy zarzut w obliczu porywającej całości.

Detroit: Become Human - wybór koloru włosów dla Kary

Przytrzymaj klawisz, żeby wyjść na człowieka

Powiecie: „Dobrze, dobrze, fabuła zawsze była mocną stroną gier od Quantic Dream, ale co z mechaniką?”. Ta, niestety, z grubsza rzecz ujmując, nie zaskakuje. Naciśnij przycisk ten i ten, żeby wybrać ścieżkę A, naciśnij inny klawisz, żeby wybrać opcję B. Muszę jednak zaznaczyć, że nawet te ograne rozwiązania wykorzystano tutaj naprawdę nieźle, a w wielu scenach pościgów czy walk sprawdza się to wręcz doskonale.

Poza tym, napotkałem też kilka znacznie ciekawszych „sztuczek”. Na przykład znane z serii Arkham rekonstrukcje zbrodni albo – ciekawsze nawet – prekonstrukcje. Te ostatnie pozwalają ustalić wirtualną trasę biegu androida, tak aby bezpiecznie dostał się do tego czy innego budynku lub skutecznie skonfrontował się z przeciwnikiem.

Zresztą, w ostatecznym rozrachunku elementy mechaniki, nowe czy stare, nie mają aż tak dużego znaczenia. Liczy się to, że za każdą z nich stoją emocję, które sprawiają, że pad wyślizguje się ze spoconych dłoni, a praca serca grozi tachykardią.

Detroit: Become Human - prekonstrukcja czyli wybieranie optymalnej drogi

Na barykadę!

Detroit: Become Human to prawdziwa rewolucja. Piszę to bez przekąsu. Marzę o tym, aby inne gry poszły jej przykładem, nawet narażając się na krytykę i zarzuty, że są jedynie „interaktywnym filmem”. Jeśli tak mają wyglądać w przyszłości interaktywne filmy, to ja już jestem interaktywnym kinomanem.

A na czym dokładnie polega ta rewolucja? Na mnogości wyborów, które skłaniają do ponownego przechodzenia Detroit: Become Human, na przywiązaniu do drobiazgów, a przede wszystkim na uczuciach, które towarzyszą głębokiej i poruszającej opowieści.

Detroit: Become Human - zbuntowane androidy

Każda moja sesja z Detroit: Become Human była emocjonalnym rollercoasterem. Tu smutek, tam gniew, żal, wściekłość, radość… A po nieprzemyślanej decyzji – wstyd i poczucie winy. Ten koktajl nieźle mnie sponiewierał. Paradoksalnie – w jak najlepszym znaczeniu tego słowa.

A kiedy pewnego wieczora stwierdziłem już, że starczy mi na ten dzień niemożliwych do podjęcia decyzji, wyszedłem do menu głównego, żeby wreszcie odsapnąć. Wtedy zarządzająca nim pani android zapytała, czy ze względu na paręnaście godzin wspólnej gry jest już moją przyjaciółką. 

Uznałem to za żartobliwe burzenie czwartej ściany i chciałem przejść nad nim do porządku dziennego. Uśmiech spełzł z mojej twarzy, kiedy na ekranie pojawiły się dwie opcje do wyboru. To co, jesteśmy przyjaciółmi? Tak czy nie? No i bądź tu człowieku mądry!

Detroit: Become Human - prezenterka android

Maciej PiotrowskiDetroit: Become Human okiem growego dinozaura
Maciej Piotrowski

Jeśli czytaliście moje wcześniejsze, pierwsze wrażenia z Detroit: Become Human wiecie pewnie, że po tym co tam doświadczyłem z wypiekami na twarzy czekałem na pełną wersje gry. Ale choć czułem, że ten tytuł będzie wielki, to co zastałem „na końcu drogi” przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Ta gra to absolutny majstersztyk! 

Oczywiście, że da się tu przyczepić do wielu rzeczy – a to do grafiki, która choć fantastyczna, na drugim planie nie robi już takiego wrażenia, a to znowu do samej rozgrywki, która w większości przypadków sprawdza się do naciśnięcia takiej a nie innej sekwencji przycisków. 

To wszystko jednak przestaje się liczyć w momencie gdy chwytamy za pada i zaczynamy śledzić wydarzenia rozgrywające się na ekranie. Niesamowite jak wielkie potrafią towarzyszyć temu emocje. Szczególnie, gdy stajemy przed wyborami – tymi świadomymi i tymi, które przychodzą zupełnie naturalnie.

Jestem typem gracza, który lubi „lizać ściany” każdej ogrywanej produkcji starając się odkryć jak najwięcej. Może dlatego widok podsumowania rozdziału za każdym razem wprawiał mnie w osłupienie – to aż tyle rzeczy mi umknęło? 

Detroit: Become Human - detektyw Hank Anderson

Nie chce psuć Wam zabawy i  dlatego  poprzestanę tylko za jednym przykładzie, bez wdawania się w szczegóły. Scena – kierując Connorem przeszukuje pomieszczenia, by odnaleźć zbiegłą Karę. Niestety, nie udaje mi się jej namierzyć w określonym czasie i akcja się kończy. Wyświetla się podsumowanie i nagle okazuje się, że widziałem jedynie jakąś połowę wszystkich wydarzeń przewidzianych na ten rozdział. Dobre, prawda?

Jeszcze lepsze jest to, że gdy dzieliłem się z Jakubem swoimi wrażeniami okazało się, że w jego wersji tej historii wszystko potoczyło się zupełnie innym torem. Od razu zapragnąłem przejść tę scenę raz jeszcze. 

Co tu dużo mówić, Detroit: Become Human to faktycznie najlepsze dzieło Quantic Dream. Prawdziwa perełka, którą koniecznie trzeba mieć w swojej bibliotece gier. Jeśli tak będą wyglądać zapowiadane ostatnie 3 lata życia Playstation 4 to będę w siódmym niebie. Moja ocena: 4,9/5

Ocena końcowa Detroit: Become Human

  • ciekawa wizja niedalekiej przyszłości
  • fenomenalny klimat futurystycznego Detroit
  • bohaterowie, z którymi trudno sie nie utożsamić
  • mnóstwo decyzji do podjęcia i alternatywnych ścieżek
  • sceny akcji wciskają w fotel
  • hiperrealistyczna grafika
  • spora "regrywalność"
  • nieoczywista i poruszająca fabuła
  • niezłe spolszczenie
     
  • niektóre scenu i zadania bywają monotonne
  • mechanika gry mogłaby być choć odrobinę oryginalniejsza
  • Grafika:
     bardzo dobry
  • Dźwięk:
     bardzo dobry
  • Grywalność:
     bardzo dobry

Ocena ogólna:

100% 5/5

Super Produkt

Za udostępnie gry na potrzeby niniejszej recenzji dziękujemy firmie Sony Interactive Entertainment i MSL Group

Komentarze

21
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.
  • avatar
    Radical
    3
    Hiperrealistczna grafika na 5 letniej konsoli za 900zł? Nie może być ;)
    • avatar
      hideo
      2
      ale grafika! uwielbiam gry Quantic Dream nawet jeśli są one mocno filmowe to są powalające z wrażenia!
      • avatar
        Konto usunięte
        1
        W końcu. W końcu mam coś do pokazania zagorzałym fanom gier dla dzieci od Telltale. Tak właśnie powinno robić się grę z wyborami. Grafika jako dodatek jest nice, ale kwintesencja "gry" powala produkcje Telltale na kolana.
        • avatar
          Adrian Waleczny
          0
          A ja się śmieję z obydwu was. Zarówno komputery, jak i konsole mają swoje wady, jak i zalety, każdy rozgarnięty osobnik o tym wie. Chrisu masz rację, ale pamiętaj, że piszesz z piotrkieeeem, czyli trolem, nie ma sensu mu odpisywać.
          Co do konsol, za te pieniądze, które trzeba wydać np, na PS4 Pro - świetny sprzęt, koniec kropka, chyba, że wydanie 1600 zł to dla niektórych majątek, ale to już nie mój problem. To koszt GeForca GTXa 1060, czyli tyle, co nic - jak za taki sprzęt.
          • avatar
            Adrian Waleczny
            0
            ,,Rozciatpana''. Aha. Ty jesteś nieźle rozciatpany.
            • avatar
              Chong-li
              -1
              @xbk123 niby w jakim aspekcie gra jest warta zakupu bo jakoś interaktywny film nie robi na mnie wrażenia...

              Rozumiem że taki GOW i HZD jest warty zakupu bo gry są świetne ale tutaj oprócz fajnej grafiki i klikania w dialogi nic się nie robi...na przykład nie mogę sobie tak jak w GOW pójść w lewo i rozwalić łeb potworowi w grze albo nie mogę sobie pozwiedzać pięknego świata jak w HZD.

              Samo klikanie w dialogi i przerywniki filmowe z ładną grafiką nie skuszą mnie na wydanie 260zł.

              Żeby było jasne nie pisze że gra jest słaba piszę że to gra nie dla mnie bo czasy interaktywnych filmów przerobiłem już w latach 90 na Pecetach i mam dość i uważam że na PS4 są lepsze gry od tej.
              • avatar
                Adrian Waleczny
                -1
                A ja wciąż jak idiota czekam z kupnem TV i kina domowego, a tu co rusz na PS4 dobre gry wychodzą :/
                • avatar
                  chrisu1982gd
                  -5
                  chce zmodernizować kompa aby w pełni korzystać z dobrodziejstw w/w pozycji, jest tu wielu fanów pecetów, pcmastererów itp. wyjadaczy komputerowych co wszystko i zawsze dobrze wiedzą, także macie szance się wykazać doradźcie proszę czy lepiej zainwestować w GTX czy w RX od AMD, no i kwestia CPU
                  obecnie 6600k skręcony na 4.4GHz uciągnie mi to ten Detroit: Become Human? grafika to tylko 1070, muszę zmieniać czy może olać i zagrać jednak na ps4?