Halo 5: Guardians – staruszek wraca do boju w nowej zbroi
Gry

Halo 5: Guardians – staruszek wraca do boju w nowej zbroi

przeczytasz w 6 min.

Choć seria kosmicznych strzelanek na Xboksa ma już na karku czternaście wiosen, jej najnowsza odsłona, Halo 5: Guardians, pokazuje, czym jest „druga młodość”.

Ocena benchmark.pl
  • 4,8/5
Plusy

olśniewająca grafika,; świetnie i bardzo dynamicznie prowadzona narracja,; wciągająca fabuła,; zoptymalizowane sterowanie,; dowodzenie oddziałami Spartan,; rewelacyjne lokacje,; tryb Warzone w grze wieloosobowej

Minusy

drobne nielogiczności psujące „militarny” klimat,; zaskakująco słabe dialogi,; polskie tłumaczenie na zaskakująco niskim poziomie

Czasami trudno uwierzyć, że od premiery pierwszej części Halo minęło już kilkanaście lat. W tym czasie Stanom Zjednoczonym udało się znienawidzić i następnie zlikwidować Osamę bin Ladena, Justin Bieber zdążył skończyć podstawówkę, a odwieczna walka między Sony i Microsoftem o dominację nad światem graczy osiągnęła swoje apogeum w konsolach ósmej generacji.

Choć częściej mówi się o tym, że szala tego konfliktu przechyla się na stronę PlayStation 4, twórcy Xbox One nie dają za wygraną i wytaczają swoje najcięższe działa. Chodzi, rzecz jasna, o potężny kaliber bestsellerowego FPS-a, jakim jest Halo 5: Guardians, czyli nowa część przygód super-żołnierza Master Chiefa. Czy jednak klasyczna do bólu strzelanka z kosmitami w roli głównej jest w stanie zmienić równowagę sił w tej wielkiej gamingowej potyczce?

Halo 5: Guardians - Spartanie

Głupiec i ci, którzy za nim podążają

Wraz z biegiem czasu seria Halo stawała się coraz mroczniejsza, coraz bardziej skomplikowana na poziomie fabularnym, coraz bogatsza w wydarzenia i lokacje, a przede wszystkim coraz piękniejsza. Historia opowiedziana w Halo 5: Guardians sprawia, że nie chcemy odkładać kontrolera aż do zakończenia kampanii dla pojedynczego gracza. Chyba żadna z poprzednich części nie oferowała zadań tak dynamicznych jak te tutaj.

Tym razem nie mamy już do czynienia z misjami, w których ze stoickim spokojem możemy eliminować kolejnych przeciwników i jedną ręką pruć z karabinu, a drugą sięgać po kubek z kawą. Nowe perypetie Master Chiefa sprawiają, że z podnieceniem przechylamy się w fotelu, czubkiem nosa dotykając ekranu telewizora. Zdaje się, że każdy chybiony strzał i każda zwłoka może zaowocować nie tylko zagładą naszego oddziału, ale i całej ludzkości. Trudno nawet określić, skąd bierze się źródło tego napięcia, bo etapy na pierwszy rzut oka są robione zupełnie po Bożemu. Dość na tym, że jakimś cudem osiągnięto suspens, którego nie powstydziłby się sam Alfred Hitchcock.

Halo 5: Guardians - kampania dla jednego gracza

Z pewnością w jakimś stopniu odpowiada za to niesamowity sposób prowadzenia narracji. Halo 5: Guardians oferuje nam już nie tylko możliwość rozgrywki legendarnym Master Chiefem, ale też Jamesonem Lockiem, Spartaninem z oddziału Ozyrys. Żeby nie zdradzać zbyt mocno fabularnych zwrotów akcji, warto tylko pokrótce opisać, jak wygląda struktura opowiadanej historii i jaką rolę odgrywają w niej dowódcy cybernetycznie podrasowanych komandosów.

Master Chief w najmniejszym stopniu nie jest już tym samym prostolinijnym facetem, którego możemy pamiętać z Xboksa 360 i jego debiutu w pierwszym Halo. Tym razem mamy do czynienia ze zbuntowanym szaleńcem, za którym podąża jego „sekta” kompanów z oddziału Niebieskich. Za głos rozsądku (a raczej posłuszeństwa) służy Locke i jego podopieczni z grupy Ozyrys. Oczywiście losy obu Spartan splatają się w surrealistycznym pościgu, który mamy okazję oglądać raz z punktu widzenia Master Chiefa, a innym razem wchodząc w skórę Locke'a. Ta formuła przywodzi na myśl oryginalne Call of Juarez, w którym gracz na zmianę kontrolował pastora-rewolwerowca i uciekającego przed nim Indianina. Dzięki temu zabiegowi, w nieco dusznym wnętrzu Halo dało się poczuć silny podmuch świeżego powietrza. 

Halo 5: Guardians - ujęcie z gry

I'm sexy and I know it

Jednak nie tylko rozwiązania fabularne sprawiają, że Halo 5: Guardian można z czystym sumieniem nazwać prawdziwą „świeżynką”. Odpowiada za to także oprawa graficzna, przy której rzeczywistość za oknem wygląda jak marna podróba samej siebie. Żadna woda w realnym świecie nie wygląda tak dobrze, jak woda z najnowszej części Halo, a renesansowe budowle z trudem dorównują fantasmagorycznym konstrukcjom, jakie wyrastają na drodze Jamesona Locke'a i Master Chiefa.

Zresztą sami twórcy doskonale zdają sobie sprawę z jakości warstwy wizualnej i dobrze wiedzą, że deweloperom tytułów na PS4 nie będzie łatwo przeskoczyć tej wysoko podniesionej poprzeczki. Co za tym idzie, już sam początek zabawy jest efektowną prezentacją graficznych możliwości tej produkcji. O ile wstęp do poprzedniej części serii przyprawiał o ciarki na plecach klimatem, jak gdyby żywcem wziętym z filmu Pandorum, o tyle Halo 5: Guardians oferuje nam otwierającą sekwencję na miarę Szeregowca Ryana. Pierwsze sekundy spektakularnej bitwy na zaśnieżonych wzgórzach planety Kamczatka sprawiają, że szeroko rozdziawiamy usta, a jej kolejne minuty skutecznie uniemożliwiają nam ich zamknięcie. 

Halo 5: Guardians - dynamiczna walka

Biegnący przez śnieżne zaspy żołnierze, krążące nad polem bitwy pojazdy, eksplozje pocisków, błyszczące pukawki i rozpadający się na kawałki przeciwnicy zachwycają swoim wyglądem. Wprawdzie większość broni, lokacji czy też innych elementów, jakie przychodzi nam tu podziwiać, można było zaobserwować już w poprzedniczce flagowca Xbox One, ale dopiero teraz zyskały one taką oprawę, na jaką w pełnie zasługują. Co za tym idzie, nowe Halo zdaje się parafrazować tekst znanej piosenki i mówić do swoich fanów: „I'm beautiful and I know it!”. 

Halo 5: Guardians - fantastycznie zaprojektowane lokacje

Halo 5: Guardians -  różnorodność lokacji

Zdobyczne mózgi Spartan

Rozgrywka w Halo 5: Guardians znacząco różni się od tej, jakiej mieliśmy okazję doświadczać w poprzednich częściach. Nie chodzi tylko o zoptymalizowany system sterowania, nowe kombinacje ruchów naszych bohaterów, czy też narrację prowadzoną z dwóch punktów widzenia. Tym razem mamy do czynienia z grą zespołową w pełnym znaczeniu tego słowa. Choć nie pierwszy raz przychodzi nam walczyć u boku innych Spartan, dopiero teraz stajemy na czele drużyny, która składa się ze znanych nam bohaterów i mamy wrażenie, że walczymy ramię w ramię z ekipą starych kumpli (co zresztą może też stać się w pełni realne, bo tryb kooperacji pozwala na wspólną strzelaninę ze znajomymi w czteroosobowym zespole).

Halo 5: Guardians - tryb arena

Jednakże są pewne elementy, które stanowią rysę na pozornie idealnym obrazie. Przede wszystkim kuleje logika planowanych przez Spartan misji. Na pierwszy plan wybija się nieustający brak amunicji do ludzkich broni, który wymusza korzystanie z arsenału kosmitów. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że jesteśmy przecież częścią elitarnej piechoty. Trudno sobie wyobrazić, dlaczego ci cybernetycznie zmodyfikowani fachowcy nie potrafią tak zaplanować misji, żeby nie być zmuszonym do ciągłego poszukiwania nowych spluw. Przyznaję, że podkreślanie tej wady zakrawa o czepialstwo, ale w kontekście różnych innych nielogiczności (takich jak chociażby wykonywanie pracy wywiadu podczas zbierania informacji od miejscowych) nieco psuje klimat precyzyjnie zaplanowanych operacji wojskowych. 

Już słyszę głosy pełne potępienia, ale pozwolę sobie porównać Halo 5: Guardians do podstarzałego, choć wciąż obfitującego w niezłe rozwiązania, Call of Duty. W tym ostatnim nasi dzielni komandosi prawie zawsze są wzorowo wyposażeni w odpowiedni ekwipunek oraz zaplecze informacyjne. Dlaczego ich futurystyczni koledzy po fachu nie potrafią zadbać o porządne przygotowanie?

Jak gdyby kogoś nie przekonywały powyższe – drobne, acz irytujące – ułomności, warto jeszcze dodać, że sztuczna inteligencja naszych kumpli Spartan też często zawodzi, a to, co powinno być misternie zorganizowaną operacją, nierzadko zamienia się w chaotyczną jatkę. Ten aspekt, na szczęście, może być skutecznie skorygowany skorzystaniem z trybu kooperacji. Nie zmienia to faktu, że samotnicy są skazani na umiarkowanie bystre wsparcie kontrolowanych przez komputer podopiecznych.

Halo 5: Guardians - doskonały klimat

Trudna sztuka wywijania językiem

O ile problemy ze sztuczną inteligencją lub drobne nielogiczności rozgrywki nie utrudniają odbioru całości w szczególnie dużym stopniu, o tyle wypowiadane przez bohaterów kwestie to prawdziwa tortura dla uszu graczy. Nie mam bynajmniej na myśli aktorów, którzy wywiązują się ze swojego obowiązku całkiem znośnie, ale samą warstwę tekstową. Dialogi są tak słabe, że nawet scenarzyści „Klanu” nie podpisaliby się pod nimi własnymi nazwiskami. Pierwszy lepszy film klasy B o nastolatkach uwięzionych w leśnej chatce przez psychopatę z piłą motorową może pochwalić się bardziej porywającymi wymianami zdań, niż Halo 5: Guardians. Jak gdyby tego było mało, polskie tłumaczenie jest zupełnie nieudane i sprawia, że wszystkie teksty są tak drewniane jak Polska przed panowaniem Kazimierza Wielkiego. Naprawdę szkoda, że tak świetna gra nie doczekała się równie doskonałej warstwy literackiej.

Halo 5: Guardians w strefie wojny

Halo nie byłoby godne swojego miana, gdyby nie oferowało także gry wieloosobowej. Poza, znanym już z poprzednich części, trybem Arena, dostajemy też do naszej dyspozycji nową formułę nazwaną Warzone. Główną zaletą tego rozwiązania jest możliwość toczenia bitew na wielką skalę. W pojedynczej grze bierze udział 24 uczestników oraz sterowani przez sztuczną inteligencję przeciwnicy. Zasady meczu są banalnie proste, bo o zwycięstwie decyduje albo zdobycie 1000 punktów, albo zniszczenie tak zwanego „core'a” wrogiej drużyny. Jednakże nie jest to w żadnym razie wadą tego trybu. W prostocie i masowej konfrontacji siła! 

Trzeba podkreślić grubą kreską olbrzymi potencjał tej formy zabawy, która pozwala nam na prawdziwie galaktyczną bitwę na gigantycznej mapie, z użyciem pojazdów i koniecznością wypracowania skutecznej taktyki. Wszystko to sprawia, że Halo 5: Guardians nie odgrzewa starych rozwiązań, ale oferuje nam coś zupełnie nowego, co bez wahania można nazwać przełomem w zakresie wieloosobowej rozgrywki na Xbox One!  

Halo 5: Guardians - tryb warzone

Halo 5: Guardians - opcje trybu Warzone

Spartanie szarżują po raz piąty

Niektóre serie gier staczają się powoli po równi pochyłej w kierunku mało pociągającego dna świata cyfrowej rozrywki. Tymczasem Halo 5: Guardians przeczy tej tendencji i udowadnia, że przygody Master Chiefa w swoim najnowszym wydaniu są najdoskonalszą odsłoną cyklu. Niby mamy do czynienia ze starym dobrym Halo, ale wprowadzone modyfikacje, tak graficzne, jak i te dotyczące samej rozgrywki, pozwalają nam wziąć udział w kosmicznej zawierusze w zupełnie nowy, ekscytujący sposób. I choć przyznam szczerze początkowo powątpiewałem w potencjał tej produkcji, okazała się ona jednym z najbardziej oszałamiających zaskoczeń tego roku. Xbox One doczekał się w końcu gry dla której bezapelacyjnie warto go kupić.

Halo 5: Guardians - walka do końca

Ocena końcowa:

  • olśniewająca oprawa graficzna
  • świetne i bardzo dynamicznie prowadzona narracja
  • wciągająca fabuła
  • zoptymalizowane sterowanie
  • dowodzenie oddziałami Spartan
  • rewelacyjne lokacje
  • tryb Warzone w grze wieloosobowej
     
  • drobne nielogiczności psujące "militarny" klimat
  • zaskakujące słabe dialogi
  • polskie tłumaczenie na dość słabym poziomie
     
  • Grafika:
     dobry plus
  • Dźwięk:
     dostateczny plus
  • Grywalność:
    doskonała

96%

Komentarze

13
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.
  • avatar
    Konto usunięte
    4
    Shut up and take my money! - again! :X
    • avatar
      Konto usunięte
      0
      Dostateczny plus za dźwięk...







      No jak się głuchy zabiera za pisanie recenzji...

      Ścieżkę dźwiękową zrobił Kazuma Jinnouchi - twórca muzy do Halo 4 i Metal Gear Solid a wykonała jedna z najlepszych orkiestr na świecie: Hollywood Studio Symphony.

      Fani Halo stwierdzili, że Main theme jedno z najlepszych w historii serii. Muza napierdziela tak jakby 200-osobowa stała u nas w pokoju (no przynajmniej u mnie - może "recenzent" nie ma 5.1). Sa wszystkie bajeranckie efekty kodowania dźwięku.

      I....

      Dostateczny plus... To co trzeba na Dobry? John Williams by nie dał rady.

      Takiej głupoty dawno nie czytałem. I widać, że "recenzent" to fan serii - od jedynki soundtrack był mega epicki, ale teraz jest "dostateczny plus".

      Skąd taka niska ocena? Ciekawy jestem...

      "O gustach się nie dyskutuje, ale za głupotę powinno się walić w gębę." Pewien wielki marszałek.

      Niech pan "dostateczny plus" posłucha:

      https://www.youtube.com/watch?v=8b_qT9QNyfw

      • avatar
        ygdersil
        -2
        To jedna z tych gier dla których ja Pecetowiec kupie Xboxa ,jak będzie w przyszłości za grosze :)
        • avatar
          Konto usunięte
          -2
          "olśniewająca grafika"

          Nie może być bo to konsola, a ona ma moc tabletu prawda fani mocy na papierze ?
          • avatar
            Radical
            0
            Kompletnie straciłem zainteresowanie tą serią. 1-2 na pierszym xboxie to epickie gry były w swoim czasie wnoszące powiew świeżości do gatunku. 3 mimo że nie spełniła moich oczekiwań to był nadal kawał dobrego Halo. Potem jakieś zapychacze ODST i Reach którego ledwo skończyłem zmuszając się do dalszej gry. Sądziłem że 4 to będzie powrót do formy ale zupełnie nie. Dałem sobie siana po paru godzinach i nigdy nie wróciłem. Uleciał gdzieś czar tej gry, nie ma innowacyjności w gameplayu. Ot niczym nie wyróżniająca się strzelanka.
            • avatar
              d4w1dl
              0
              Może ktoś wie kiedy MS ujawni jakie gry będą w listopadzie w Games with Gold?