Mortal Kombat 11 - bijatyka angażująca nie tylko kciuki
Gry

Mortal Kombat 11 - bijatyka angażująca nie tylko kciuki

przeczytasz w 7 min.

Współcześni gracze lubią powrót do klasyków, ale i odprężającą rozgrywkę. Mortal Kombat 11 wraca do świetnych korzeni serii, równocześnie obniżając próg wejścia dla nowych graczy. Szkoda tylko, że sporo tu mikropłatności. Sprawdzamy, czy warto odkrywać kolejne elementy MK11.

Ocena benchmark.pl
  • 4,2/5
Plusy

- świetna i wyjątkowo sugestywna oprawa wizualna,; - świetna, wielce satysfakcjonująca mechanika walki,; - cieszące oko, bardzo widowiskowe śmiertelne ciosy, chwyty i wykończenia,; - spora liczba bohaterów, w tym także całkowicie nowych,; - możliwość tworzenia własnych wariacji każdego z zawodników,; - ogromna liczba skórek i innych gadżetów stanowi niezłą zachętę do większej personalizacji bohaterów,; - intrygująco opowiedziana fabuła,; - sporo atrakcji dla jednego gracza w trybie Wież i Krypcie,; - wciąż niezłe walki w trybie wieloosobowym.

Minusy

- mocno wyczuwalny nacisk na mikropłatności,; - żmudny i mało satysfakcjonujący system progresji,; - nudne, powtarzające się kostiumy, szczególnie wojowniczek.

Aż trudno w to uwierzyć, ale Mortal Kombat jest z nami już prawie 27 lat. Mało która seria może pochwalić się takim wynikiem. Oczywiście, są i starsze, takie jak choćby legendarny Street Fighter, ale nie da się zaprzeczyć, że w świecie gier to Mortal Kombat uchodzi za ewenement. 

Nie ma chyba bowiem w historii drugiej tak brutalnej i tak kontrowersyjnej serii bijatyk. Dość powiedzieć, że przy ostatnich odsłonach tego cyklu Street Fighter V wygląda jak animowana bajka dla dzieci. Twórcy Mortal Kombat, NetherRealm Studios, od zawsze przesuwało granicę dobrego smaku prezentując w każdej kolejnej grze coraz to nowe, jeszcze brutalniejsze i bardziej krwiste sceny, co zresztą było nie raz przyczyną problemów z dystrybucją i zakazem sprzedaży w niektórych krajach. 

Ale co tu dużo mówić, właśnie za to kochamy tę serię. I pewnie dlatego, choć coraz częściej narzekamy na brak kreatywności producentów gier i odcinanie kuponów od znanych marek, to w tym konkretnym przypadku zupełnie nie przeszkadza nam, że oto na półkach sklepowych ląduje gra z 11-stką w tytule. 

Ba, idę wręcz o zakład, że już wkrótce Mortal Kombat 11 zagości na czołowych miejscach najróżniejszych rankingów gier i w zestawieniach TOP 10 bijatyk. I zapewne nie przeszkodzą mu w tym nawet spore narzekania na grind (już nieco przypudrowany ostatnią aktualizacją), mikropłatności czy przesadzony poziom trudności w niektórych trybach dla pojedynczego gracza.

Mortal Kombat 11 niesie bowiem ze sobą całą masę dobra, które docenią nie tylko najzagorzalsi fani serii, którzy są z nią od początku, ale także weekendowi wojownicy (dla których liczy się po prostu dobra zabawa) czy wręcz początkujący amatorzy bijatyk. 

Piaski czasu, czyli historia pisana na nowo

Można się spierać co w bijatykach jest ważniejsze – mnogość trybów wieloosobowych czy dobrze opowiedziana historia, która jest w stanie wciągnąć pojedynczego gracza i zapewnić mu odpowiednią ilość emocji. Ja osobiście stawiam na to drugie, bo jakoś nigdy nie wkręciłem się ani w sieciowe starcia rankingowe, ani turnieje z innymi graczami. 

Na szczęście fabuła Mortal Kombat 11 niemal w żadnym aspekcie nie zawodzi stanowiąc całkiem udane połączenie wątków z poprzedniej odsłony z czymś co w skrócie można byłoby nazwać zderzeniem starego z nowym. Oto bowiem, na „arenie” pojawia się nowy, niezwykle potężny przeciwnik – Kronika, której zdolności manipulowania czasem doprowadzają do połączenia się teraźniejszości z przeszłością.

Oznacza to powrót dawnych bohaterów, także tych których już wcześniej pożegnaliśmy. Co więcej, w Mortal Kombat 11 niejednokrotnie przyjdzie nam być świadkiem starcia nowej „wersji” któregoś ze znanych i lubianych wojowników z jego odbiciem z przeszłości. Co by nie mówić, takie smaczki dodają tej historii zaskakująco dużo specyficznego uroku.

Nie chcąc psuć nikomu zabawy nie będę tu zagłębiać się w fabularne zawiłości. Chyba wystarczy, gdy powiem, że sporo w tej historii niespodzianek, w tym także takich iście matrixowych. Twórcy Mortal Kombat 11 przez całą opowieść (rozpisaną na jakieś 5-6h zabawy) wyjątkowo umiejętnie żonglują bohaterami co rusz zestawiając ze sobą ich młodsze i starsze wersje, niejednokrotnie puszczając przy tym oko do swoich najwierniejszych fanów.

Czasami dają też możliwość wyboru jednego z dwójki bohaterów, których losy opowiadane są w kolejnych rozdziałach opowieści. Co najważniejsze, dzięki całkiem nieźle rozpisanym dialogom każda nasza decyzja wygląda niemal na naturalną konsekwencję wcześniejszych wydarzeń.

Mortal Kombat 11 - wybór zawodnika
Mortal Kombat 11 - klasztor Shaolin

Nie sposób nie pochwalić też twórców za całkiem niezłą listę bohaterów biorących udział w całej tej zadymie. Obok takich ikon takich jak choćby Scorpion, Sub-Zero, Raiden czy Johnny Cage, i to w dwóch różnych wersjach, Mortal Kombat 11 całkiem mocno eksponuje „młodych” wojowników (Kombat Kids) pokroju Cassie Cage i Jacqui Briggs oraz nieco starszą gwardie, w której znalazł się Kotal Kahn, Erron Black czy Kano (też w dwóch mocno różniących się odmianach). 

Oczywiście, jest też i świeża krew, choć za dużo to jej nie ma. Oprócz wspominanej wcześniej Kroniki, mamy tu jeszcze jej córkę - Cetrion, tajemniczego, czterorękiego Kollektora oraz władającego czasem Gerasa - ni to cyborga, ni egipskiego boga. 

Mortal Kombat 11 - Geras w akcji

Mortal Kombat 11 - Shang Tsung
Shang Tsunga jak na razie spotykamy jedynie w trybie Krypty, bo to jego wyspę przyjdzie nam tu eksplorować. Prawdopodobnie jednak dojdzie on jako grywalny wojownik w jednym z kolejnych DLC. Podobnie zresztą jak kilku innych, wielkich nieobecnych w MK11

Ręka, noga, mózg na ścianie

Walka w Mortal Kombat od zawsze była szalenie efektowna, brutalna i…dość wymagająca, jeśli chciało się zabłysnąć w kanapowym starciu czymś więcej niż „3 atakami na krzyż”. Niestety, wiązało się to też z dość wysokim progiem wejścia. Wystarczyło bowiem spotkać na swojej drodze kogoś bardziej ogarniętego i już można było poczuć się jakby zderzyło się ze ścianą.

I tu Mortal Kombat 11 przynosi pierwszą zmianę – przy pierwszym kontakcie system walki wydaje się być skrojony pod nowych, początkujących graczy. Dużo łatwiej i szybciej przyswoić podstawy. Są też specjalne, łatwe odmiany Fatality. Równie prosto aktywuje się nowe, superpotężne i niesamowicie wyglądające sekwencje tzw. Decydujących Ciosów (Fatal Blows) czy namiastkę dawnych X-Ray’ów - Krushing Blows.

Mortal Kombat 11 - Fatal Blow w wykonaniu Frost

To wszystko to jednak pozory. System walki nadal jest wymagający, choć uległ kilku niezwykle ciekawym metamorfozom. Koniec z bieganiem, koniec z niekończącymi się kombosami, które były w stanie pozbawić nas połowy siły tylko dlatego, że w którymś momencie popełniliśmy błąd.

Nowy system walki kładzie duży nacisk na właściwe wyczucie czasu. Od niego zależy między innymi wzmacnianie ciosów czy wyprowadzaniu perfekcyjnych bloków. No, może nie do końca, bo po to w Mortal Kombat 11 wprowadzono kolejną nowość, czyli umieszczone w dolnym lewym roku 2 paski - defensywny i ofensywny (każdy po 2 segmenty). 

Pierwszy służy do unikania otrzymywania obrażeń, używania elementów interaktywnych poukrywanych na arenach, bezpiecznego podnoszenia się z ziemi po upadku czy wykonania wspomnianego wyżej perfekcyjnego bloku. Drugi pasek, ofensywny, podobnie może służyć do aktywacji elementów interaktywnych na arenie, ale też potrafi je wzmacniać. Pozwala również na zwiększenie siły pojedynczych ciosów. 

Mortal Kombat 11 - walka Sub-Zero z Frost

Dzięki tym wszystkim zmianom rozgrywka, przynajmniej jak dla mnie, stała się znacznie spokojniejsza i bardziej taktyczna. Bezmyślne naciskanie przycisków w nadziei, że uda się aktywować jakiś większy kombos jest teraz dużo mniej efektywne. Nie mówię, że tak nie da się grać w Mortal Kombat 11, ale na dłuższą metę nie jest to zbyt opłacalne, co zresztą widać już choćby podczas późniejszych walk w trybie historii, o Wieżach Czasu nie wspominając.

Mortal Kombat 11 - oprawa graficzna

Coś dla oka, coś dla ciała i portfela

Opisując Mortal Kombat 11 nie sposób nie wspomnieć o oprawie audiowizualnej, która tutaj faktycznie błyszczy. Postęp jaki dokonał się w grafice jest niezaprzeczalny, a warto wiedzieć, że gra cały czas hula na Unreal Engine 3.

Lepsze tekstury, znacznie większa liczba detali (polecam przyjrzeć się dokładniej kostiumom poszczególnych wojowników) i ciekawsze i bardziej klimatyczne areny – wszystko to z miejsca oczarowuje fantastyczną atmosferą, rewelacyjną grą świateł i całą masą, niesamowicie prezentujących się szczególików. 

Zresztą cały Mortal Kombat 11 obudowany jest detalami. No bo jak inaczej nazwać olbrzymią ilość kosmetycznych elementów, które można zdobyć w grze? Wszak mamy tu całą kasę kostiumów i najróżniejszych przedmiotów – od sprzączki do pasa, poprzez maski, aż po wygląd broni, i to dla każdego zawodnika z osobna. 

Nie da się jednak zaprzeczyć, że możliwość personalizacji postaci wedle własnego upodobania, łącznie z możliwością tworzenia własnych wariacji ulubionych bohaterów (wybierając dlań nawet konkretne ciosy specjalne) stanowi całkiem niezłą zachętę do dalszej zabawy.   

Mortal Kombat 11 - sprzączka do paska
Mortal Kombat 11 - warianty

Jest tylko jeden zasadniczy problem – by zdobyć upragnione fatałaszki trzeba uzbroić się w cierpliwość i stalowe nerwy. No może już nie aż tak stalowe, bo ostatnia aktualizacja sprzed paru dni sporo w Mortal Kombat 11 poprawiła, łącznie z wyjątkowo żmudnym system progresji, marnymi nagrodami i dość niesprawiedliwym poziomem trudności Wież Czasu. 

Najgorsze było chyba to, że przez ten żmudny i męczący progres mocno tracił inny element gry, a mianowicie Krypta. Poukrywane tam skrzynie wymagają bowiem posiadania sporej ilości złota, a to zdobywamy wygrywając kolejne pojedynki. Na szczęście, teraz nie powinno być już z tym kłopotu.

I dobrze, bo sama Krypta w Mortal Kombat 11 to wyjątkowo klimatyczne miejsce. Nie dość, że tym razem odwiedzamy wyspę samego Shang Tsunga, to obdarowano nas znacznie bardziej naturalną mechaniką, z widokiem z trzeciej osoby na prowadzonego przez nas bezimiennego wojownika. Takie podejście pozwala łatwiejszą i o wiele przyjemniejszą eksplorację poszczególnych miejscówek.

Mortal Kombat 11 - Krypta
Mortal Kombat 11 - zawartość skrzyni

Mortal Kombat 11 – czy warto kupić?

Trzeba przyznać, że twórcy nowego Mortal Kombat nie mieli wcale łatwego zadania. Dużo było obietnic – od zerwania z niektórymi psującymi zabawę formułami, poprzez większą przystępność dla nowych graczy, aż po najbardziej brutalną odsłonę tej serii w historii. O dziwo jednak, większość z tych zapowiedzi udało się zrealizować, i to „śpiewająco”.

Szkoda tylko, że po drodze zapomniano o tym, że gracz to nie chodzący portfel, a osoba, która chce przede wszystkim świetnie się bawić. Dobrze, że twórcy zareagowali na narzekania graczy i szybko naprawili swój błąd. Źle, że w ogóle do takiej sytuacji doszło. 

I po części stąd taka a nie inna moja ocena Mortal Kombat 11. Nie oznacza to jednak, że gra jest nie spełniła pokładanych w niej nadziei. Nic z tych rzeczy. Fani bijatyk znajdą tu całą masę świetnej zawartości i sporo okazji do przetrzepania tyłków żywym graczom. 

Z kolei dla początkujących może to być niezła lekcja jak powinien wyglądać dobrze zaprojektowany system walki, z wierzchu prosty, w środku zaś rozbudowany i wymagający sporo nauki. Ale warto spróbować, bo nagrody Mortal Kombat 11 są wyjątkowo widowiskowe. Krwiste i brutalne, ale przecież o to w tym wszystkim chodzi, nieprawdaż?

Mortal Kombat 11 - młoda krew

Michał GrązkaMortal Kombat 11 okiem imprezowego wojaka
Michał Grązka

Jestem fanem gier, które pozwalają mi zasiąść przed ekranem wraz ze współgraczami. Jasne, dobrze jest przyjaźnie współpracować w seriach takich jak LEGO, czy Overcooked. Gdy konieczne jest jednak odprężenie i rozładowanie emocji, nic nie „siada” tak dobrze, jak solidne bijatyki. Wiem już, że moje przyszłe imprezy „nakręci” Mortal Kombat 11 – tuż obok UFC 3, czy Injustice 2. 

Taką postawę potwierdzają tysiące graczy, którzy zwyczajnie lubią sprzedać znajomym wirtualnego kopniaka. Tu pozwolę sobie na stosowny cytat z gry Max Payne: „Dwaj wściekli zabójcy, gotowi poderżnąć sobie nawzajem gardła... Wchodzą do pokoju obok... Wygląda na to, że zaraz się powykańczają... Jednak nie! Siadają przed telewizorem i rozwiązują sprawę za pomocą komputerowej gry kung-fu!”. Myślę, że w tej sytuacji Mortal Kombat 11 nadałby się w sam raz, jako droga ujścia dla skumulowanej agresji.

Mortal Kombat 11 - Cage vs Cage

Walki w Mortal Kombat 11, czyli esencja każdej bijatyki, są bowiem naprawdę dynamiczne i najbardziej widowiskowe z całej historii serii. Brutalne ciosy kończące to pokaz wypruwanych flaków, latających gałek ocznych i wyrywanych kręgosłupów, a odblokowywanie kolejnych ataków może przynieść satysfakcję. Do tego, Mortal Kombat 11 nadaje się zarówno dla laików, tłukących losowo w przyciski pada, jak i perfekcjonistów, którzy listę ciosów ulubionych postaci mają na stałe wdrukowane w głowę i pamięć mięśniową.

Mortal Kombat 11 - chwyt Raidena

O dziwo, zadowalająca jest także fabuła. Historia jest pełnoprawną kontynuacją wątków z części dziewiątej i dziesiątej. Zabieg z rozdwajaniem wątków jest naprawdę ciekawy. Fani serii i bohaterów będą usatysfakcjonowani. Szkoda tylko, że tym razem zabrakło interaktywnych Quick Time Events, urozmaicających filmy. 

Najbardziej boli mnie jednak konieczność stoczenia setek, jeśli nie tysięcy walk, żeby odblokować kolejne przedmioty i podnosić ich poziomy. Oczywiście, mikropłatności skracają ten czas, co jest chyba nieuniknionym trendem w biznesie gier. Problem może stanowić także kiepski balans poziomów trudności – sam tryb fabularny jest stosunkowo prosty, natomiast walki w wieżach czasowych bywają niesamowicie frustrujące. Brakło tu opcji „pomiędzy”.

Podsumowując – Mortal Kombat 11 jest naprawdę przyjemną rozrywką dla fanów „naparzanek”. Wciąż czekam na załatanie desynchronizacji dźwięku na PC, powoli godząc się też z tym, że nigdy nie odblokuję całej ukrytej w skrzyniach zawartości. Moje końcowe wrażenie jest dość pozytywne, ale osoby nie darzące tej serii sympatią mogą się od najnowszej odsłony odbić, przez nieznajomość historii i wysoki poziom trudności w trybach „niefabularnych”. No i jeszcze ten grind i mikropłatności. Moja ocena: 3,6/5

Mortal Kombat 11 - Raiden vs Scorpion

Ocena końcowa Mortal Kombat 11:

  • świetna i wyjątkowo sugestywna oprawa audiowizualna
  • znakomita, wielce satysfakcjonująca mechanika walki
  • cieszące oko, bardzo widowiskowe decydujące ciosy, chwyty i wykończenia (słynne Fatality)
  • spora liczba bohaterów, w tym kilku zupełnie nowych
  • możliwość tworzenia własnych wariacji każdego z zawodników
  • ogromna liczba skórek i innych gadżetów stanowi niezłą zachęte do dalszej zabawy
  • intrygująco opowiedziana fabuła
  • sporo atrakcji dla jednego gracza w trybie Wież i w Krypcie
  • wciąż niezłe walki w trybie wieloosobowym
     
  • wyczuwalny nacisk na mikropłatności
  • żmudny i mało satysfakcjonujący system progresji
  • nudne, powtarzające się kostiumy, szczególnie wojowniczek
     
  • Grafika:
    dobry plus
  • Dźwięk:
    dobry plus
  • Grywalność:
     dobry

Ocena ogólna:

84% 4,2/5

Dobry Produkt

Za bezpłatne udostępnienie gry Mortal Kombat 11 na potrzeby niniejszej recenzji dziękujemy polskiemu dystrybutorowi - firmie Cenega S.A.

Komentarze

6
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.
  • avatar
    kitamo
    1
    Ta marka umiera wraz z kazdym nowym wydaniem
    • avatar
      asnex
      1
      A gdzie liga sprawiedliwych? Czemu zapomnieliście o tej fajnej gierce?
      • avatar
        davidoff
        -2
        MORTAL KOMBAT 11 wygląda jak MORTAL KOMBAT 10
        • avatar
          Eryk333
          0
          Gra do kitu co wersja to gorsza ciosy zadawane narzędziami są śmiertelne a on wstaje szkoda na to czasu wcześniejsze wersje ujdą ale nie to.