Oprogramowanie

Piractwo, kombinowanie czy bieda ?

przeczytasz w 5 min.

Po raz kolejny w jednym z popularnych portali pojawiła się informacja o piratach i sposobie w jako obchodzą oni prawo. Kolejna informacja mówiła o złamaniu oprogramowania do urządzenia przenośnego, dzięki czemu można na nim uruchomić 'nielegalne pliki. Tego typu teksty pojawiają się co kilka dni, a dyskusja zawsze niemal wygląda tak samo - różne interpretacje prawa (w zależności od poglądów), argumenty o kradzieży i 'kopiowaniu' mercedesów itp. Każdy kto chociaż raz widział wpisy na forum pod takim artykułem wie o co chodzi. Nie mam zamiaru oceniać piractwa w żaden sposób, nie chcę też interpretować prawa w nowy, zaskakujący sposób. Zastanawia mnie jednak, dlaczego zarówno dziennikarze, tzw. eksperci, jak i rozkrzyczani forumowicze zapominają o kilku istotnych, moim zdaniem, kwestiach.

Wiele mówi się o tym, że gry i oprogramowanie są za drogie. Nie to jest problemem. Ceny są po prostu nie dostosowane do zarobków albo, co bardziej prawdopodobne to zarobki nie są dostosowane do cen produktów. Jeśli już któryś z tych elementów miał być 'dostosowywany' to wolałbym, aby to były zarobki Polaków. Oznaczałoby to więcej pieniędzy na wszystko, nie tylko na gry, programy czy komputer sam w sobie. Prawda jest taka, że opowieści o rosnących płacach i dobrobycie w naszym kraju są fikcją. Wiele grup społecznych i zawodów od lat nie otrzymało podwyżek. Sporo rzeczywiście zarabia więcej tyle, że i ceny poszły w górę. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie się zastanawiał czy wydać na jedzenie, zapłacić rachunki czy może wydać na oprogramowanie. Spory procent społeczeństwa żyje na kredyt, w wielu domach nowy sprzęt kupuje się, kiedy stary się zepsuje. Ale fachowcy twierdzą, że rośnie konsumpcja a Polacy coraz więcej wydają na elektronikę.absurd. Dorabianie do całej sytuacji ideologii typu 'to komunistyczne myślenie, że wszystko się należy' lepiej pozostawić bez komentarza.

Równie często pojawia się argument, że skoro kogoś nie stać na oprogramowanie, to po co mu komputer, przecież to nie jest artykuł pierwszej potrzeby. Błąd! Tak się składa, że w chwili obecnej posiadanie komputera staje się niemal przymusem. Pomijam to kwestie 'prestiżu' czy możliwego ostracyzmu wśród grup dzieci/młodzieży. Smutnym faktem jest, że dosłownie wszyscy zmuszani są do używania komputera, czyli pośrednio do posiadania takowego. W czasie edukacji, od szkoły podstawowej po czas studiów, człowiek zmuszony jest pisać wypracowania, referaty, eseje itp. W chwili obecnej nie ma prawie możliwości oddania pracy pisanej odręcznie. Wszyscy wymagają prac drukowanych. Widziałem absurdalne sytuacje, kiedy uczniowie ze szkoły wysyłali zadania domowe na maila nauczyciela w trakcie zajęć z nim. Bo ten szczególny osobnik chciał żeby prace domowe wysyłać mu na pocztę. Może i jest tak wygodniej tylko, dla kogo?
Studenci uczelni technicznych też mają wesoło. Jak inaczej wytłumaczyć konieczność oddawania rysunków w AutoCAD? Jak wytłumaczyć, że dostają zadania domowe z CADa? Prawdę mówiąc nie wiem, czy jest jakaś edukacyjna, tańsza wersja tego programu. Nie wiem czy jest darmowa wersja próbna, jeśli tak z pewnością okres próbny nie trwa 5 lat. Wiem, że są darmowe programy tego typu, ale jeśli zajęcia dotyczą obsługi konkretnego programu nie nauczymy się go, używając darmowych odpowiedników. Pracownie komputerowe też nie są rozwiązaniem, bo albo są zajęte przez cały dzień, albo zamykane, gdy tylko studenci skończą w nich zajęcia.

Zastanawiająca jest też kwestia wymagania przez pracodawców znajomości bardzo drogiego oprogramowania. Jeśli ktoś szuka grafika 3D i wymaga od niego znajomości 3D Studio, Mayi, AutoCAD, Photoshopa, AfterEffects itp. to zastanawiające jest skąd taki kandydat ma posiadać umiejętności w programach, których licencje w sumie przekroczyłyby chyba 100 tyś zł. Z książek (też dość drogich) nie da rady się tego nauczyć bez praktyki. Trzeba tygodni, jeśli nie miesięcy na opanowanie tego oprogramowania. Ofert pracy najlepiej szukać w Internecie, odpowiadać na oferty trzeba też główie pocztą elektroniczna.a życia w kafejce internetowej przesiedzieć nie można. Liczba kafejek też zresztą maleje. Najlepszy dowód na bogacenie się społeczeństwa.

Tu pojawia się kwestia Open Source, Linuxa i wszelkiego darmowego oprogramowania. Problem w tym, że w Polsce brakuje zarówno edukacji w tym kierunku jak i promocji takich rozwiązań. Wielokrotnie internauci mieli ubaw, widząc podczas wywiadu w telewizji, na pasku komputera np. komendanta policji program p2p np. Kazaa. Dawno nie kupowałem komputera, ale nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek sprzedawca zachęcał do używania Linuxa. Nikt, kogo znam nie usłyszał podczas zakupu 'w kiosku można właśnie kupić płytę z nowym Ubuntu'. Open Source nie używają utrzymywane w końcu z budżetu państwa urzędy i instytucje publiczne, ale do nich jakoś nikt nie puka z zapytaniem czy oprogramowanie jest legalne czy nie. A to dziwne, bo wymóg 'uzasadnionego podejrzenia' ma miejsce w przypadku każdej firmy czy instytucji, w której są więcej niż 2-3 komputery.
Z drugiej strony, Linux nadal kuleje, jeśli chodzi o wszystkie zastosowania domowe. Wiele osób po prostu lubi grać. Ciężko wytłumaczyć dziecku, że nie pogra w grę, którą mają jego koledzy, bo tatuś ma Linuxa i ta konkretna gra się nie uruchomi. Do zabawy z emulacją potrzeba pewnej wiedzy i bardzo często Internetu. A jeśli ktoś nie ma dostępu do sieci, to ma problem. Open Source nie jest też szczególnie popularne. Z jednej strony są mity i legendy o skomplikowaniu Linuxa, które zwłaszcza przy ostatnich dystrybucjach można nazwać śmiesznymi. Z drugiej strony są formowi wojownicy, tworzący obraz posiadacza Linuxa jako 'pryszczatego okularnika w wełnianym swetrze siedzącego 24 godziny na dobę przed komputerem'. To oczywiście skrajne przerysowanie, ale geniusze rzucający frazesami o kompilowaniu jądra, 'packach do roota' i szpanujący poleceniami konsoli na 5 linii odstraszają przeciętnego 'Kowalskiego'. Używanie Linuxa to kwestia legalności, wydajności, wygody.ale nie 'elytarności' czy szpanu.

Na koniec pozostaje kwestia dość subiektywna - relacja ceny do jakości/obsługi. Każdy gracz zapytany, które gry warto mieć wymieni kilka(naście) tytułów, które jego zdaniem są wartościowe. Wiele osób po latach kupuje gry w 'kolekcji klasyki', bo uważa je za dobre, ciekawe pozycje, których autorzy zasłużyli na zapłatę za swoją pracę. Dosyć często jednak za ciężko zapracowane pieniądze dostajemy produkt wybrakowany, z błędami czy o jakości dalekiej od oczekiwań.i co jest ostatnio smutną normą niezbyt 'długowieczne'. Większość tytułów to zabawa na 2-3 dni. Mam wrażenie, że coraz częściej to, co trafia do odbiorcy końcowego to produkt zrobiony od niechcenia. Można łatwo wymienić kilka gier, których dosłownie nie dało się ukończyć z powodu bugów. Osoba bez dostępu do Internetu, pozbawiona możliwości pobierania łatek i poprawek otrzymuje produkt, którego nie może używać. Trzeba też dodać, że czasami na zabezpieczeniach przeciwko kopiowaniu tracą uczciwi nabywcy. Dawno temu były historie o 'słabych sektorach' które w zamierzeniu miały zapobiegać kopiowaniu, a w rzeczywistości odbiły się na uczciwych ludziach z 'niewłaściwym' CD-ROMem. Obecnie, systemy zabezpieczeń potrafią być kapryśne i sprawiać kłopoty. Wiele nowych produkcji jest tak nowatorskich i oryginalnych, że wielokrotnie po ich ukończeniu, płyta ląduje gdzieś głęboko w szufladzie, a gracz nie ma ochoty zagrać w ten tytuł jeszcze raz. Za to ma poczucie zmarnowania pieniędzy. Wiele gier, z powodów technologicznych nie ma wersji demo, którą można wcześniej sprawdzić. Inne mają dema.tyle, że 2GB czyli dla ludzi z wolnym łączem lub limitem transferu nieosiągalne. Dziwne to czasy, kiedy demo gry ma 2GB a cała gra, pirat czy oryginał, 2,5-3GB. Nie jest to regułą, ale jednak budzi wątpliwości.
Inna sprawa, która mnie niemal odwiecznie irytuje to lokalizacja gier. Może mam uczulenie, ale nie znoszę polskich wersji, po prostu. Problem w tym, że ciężko jest dostać w naszym pięknym kraju wersje oryginalne. Wersje tzw. kinowe też mnie nie przekonują. Zawsze sprzedawcy mówią, że 'nie da rady' albo wspominają, że można grę sprowadzić.tyle, że cena wynosi wtedy przeważnie dwukrotnie więcej. Zastanawiam się czy to nie jest nawet łamanie praw konsumenta.

A co ma zrobić 'biedny' użytkownik komputera? Z jednej strony przymuszany do nadążania za technologią, wymaganiami i trendami, z drugiej strony świadomy zasobności własnego portfela? Chyba to, co wszyscy, kombinować. Jak już mówiłem to nie miał być manifest poparcia dla piractwa i mam nadzieję, że tak powyższy tekst nie brzmi. Co nie zmienia faktu, że o procederze 'piractwa' mówi się tylko w przypadku pojedynczych jednostek, często z łapanki. Sami ci, którzy ścigają piratów, często mają nielegalne oprogramowanie w domach. To też nie kwestia uczciwości, ale jak zwykle pieniędzy. Zastanawiający jest też fakt, że nikt nie przejmuje się samą kwestią dostępności nielegalnych materiałów. Ile osób i jak często ma 4GB własnych danych wymagających nagrywarki DVD? Po co sprzedaje się czyste płyty DVD? Do jakich zastosowań potrzebne jest komuś 2+ Mbit łącze internetowe? Nikt się tym nie przejmuje, ważny jest szum i 'leczenie' skutków a nie przyczyny.

Komentarze

3
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.
  • avatar
    Konto usunięte
    0
    Moim zdaniem, ograniczanie ludziom dostepu do internetu czy ograniczenie sprzedazy nagrywarek DVD czy Blu-ray nie jest zadnym rozwiazaniem. 4GB wlasnych danych? Ostatnio robilem z siostra film z jej wesela, ciezko bylo sie zmiescic na 2 plytach dvd, aby zachowac dobra jakosc obrazu. Artykul ocenilbym na 4+. Jest bardzo dobry i porusza dobrze wazne kwestie zwiazane z piractwem. Dodalbym jeszcze tylko, ze wszystkie firmy licza straty jakie ponosza przez piractwo i zapominaja, ze sa to straty TEORETYCZNE. To, ze ktos posiada dany utwor w formacie mp3, lub jakis film nielegalnie, w ogole nie oznacza, ze gdyby nie mial mozliwosci posiadac nielegalnie zakupil by dany towar. Raczej poprostu by z niego zrezygnowal. Gdyby np. nie bylo fizycznej mozliwosci korzystania z pirackiego OSa, to podejrzewam ze w kazdym domu bylby Linux, a sprzedaz oprogramowania wcale by nie wzrosla. Tyle odemnie. Pozdro.
    • avatar
      Almuric
      0
      Niestety nie tylko w naszym kraju występują identyczne kłopoty i problemy. Ogrom kosztów, które musi ponieść przeciętny mieszkaniec naszego regionu praktycznie uniemożliwia legalność najpopularniejszego oprogramowania czy to chodzi o system czy aplikacje biurowe, nie wspominając o super drogich aplikacjach graficznych.
      Konia z rzędem temu kto naprawdę nauczył się na legalnych dystrybucjach nie mając kupy szmalu albo bogatych rodziców.
      Ostatnie zawirowania w kwestii cen wszelkich artykułów z zachodnich firm jeszcze bardziej zmieni tę sytuację, użytkownicy przejdą na niższy poziom życia także w kwestii sprzętu komputerowego i jego oprogramowania. Nie ma co się czarować, że będzie lepiej, to niemożliwe i nierealne.
      Oczywiście powyższa sytuacja nie oznacza końca świata i kompletnej klapy. Po prostu nadal będziemy korzystać z nielegalnych kopii tylko w większej ilości. Nic ani nikt tego nie zmieni bo sytuacja finansowa większości rodzin w naszym kraju raczej nie poprawia się.
      Ograniczenie piractwa nie nastąpi, jedynie czego spodziewałbym się to, że internet jako sieć przestanie sensownie funkcjonować z powodów przeciążenia. W zasadzie tylko to może ograniczyć dostępność oprogramowania, a wtedy wrócimy do wesołych czasów schyłku komuny. Giełdy, wymiany, nikt nikogo nie będzie kontrolować, bo wszystkich przecież nie zamkną.
      Praktycznie teraz nie ma domu gdzie występują wyłącznie oryginały, co będzie dalej? Pożyjemy, zobaczymy, co ma być to będzie!