Ciekawostki

Niepewność prowadzi na Ciemną Stronę

przeczytasz w 7 min.

Miecz z latającego miasta

Mówiąc już całkiem serio, mam nadzieję, że najnowsza trylogia nie będzie tak kiczowata, powtarzalna i pełna fabularnych luk, jak moja fantazja na jej temat. 

Mimo, że Przebudzenie Mocy wywołało sporo kontrowersji, trzeba też zauważyć, że zadało sporo pytań, które wprost domagają się odpowiedzi. Pokazano końcówki wielu nitek, ale na razie nie sposób powiedzieć, do jakich kłębków one prowadzą.

I jak żyć w tej niepewności, skoro pod znakiem zapytania stoją kwestie fundamentalne, takie chociażby, jak rodowód Rey, czy prawda o zagładzie akademii Skywalkera! Oprócz tego nie daje mi spać po nocach ów nieszczęsny miecz świetlny, który wylądował w galaktycznej knajpie, mimo że dwie części wcześniej przepadł w wielkiej rurze na Bespinie.

Gwiezdne Wojny - miecz Luke'a Skywalkera

No, właśnie, a dodatkowo zastanawia fakt, że jakieś wspomnienie Miasta w Chmurach przetrwało zaklęte w tej broni Jedi, bo przecież Rey po dotknięciu jej w pierwszej kolejności widzi właśnie korytarze podniebnej metropolii. 

Co jeśli część VIII Gwiezdnych Wojen ma zamiar retrospektywnie rzucić nowe światło na wydarzenia z Imperium Kontratakuje? To byłoby posunięcie nie do pomyślenia! A jednocześnie mogłoby się udać. Pomysły najbardziej szalone bywają też tymi najlepszymi.

Tylko sobie wyobraźcie, co by było, gdyby Disney ukazał nam całą prawdę o Bespinie. Może to, co widzieliśmy w Imperium Kontratakuje było tylko skrawkiem historii. Czyżby Vader powiedział coś jeszcze Luke'owi poza tym, że jest jego ojcem? Może czegoś nie usłyszeliśmy? 

Gwiezdne Wojny - Lord Vader

Tak, tak, na pewno młody Skywalker coś odkrył błądząc po kanałach wentylacyjnych podniebnego miasta... Już wiem! Przez przypadek wszedł do kwatery jakiejś „bespinianki” i …tak powstała Rey. Wprawdzie rękę mu odcięto, no ale inne organy mogły działać bez zarzutu, prawda?

Gwiezdne Wojny - Bespin

No, dobrze, dobrze, miało już być bez żartów. Zwłaszcza, że sprawa jest poważna. Niejeden fan gotów ukamienować twórców z Disneya za grzebanie w oryginalnej trylogii. Ale jeśli o mnie chodzi, to nie mam nic przeciwko. (Przeciwko grzebaniu w starych Gwiezdnych Wojnach, rzecz jasna. Od kamieniowania się odcinam)

Moim zdaniem tego typu odważne posunięcia, jeśli są wykonane z klasą, mogą wnieść naprawdę spory powiew świeżości do całej sagi. Pewnie nie jest to szczególnie popularny punkt widzenia, ale z kolei dla mnie jest coś niezrozumiałego w fali oburzenia względem abramsowych „odchyleń od aktualnie obowiązującej linii partii”, czyli gwiezdnowojennego kanonu.

Gwiezdne Wojny - Han Solo

Innymi słowy, mówię o głośnej chryi z tak zwanym „expanded universe”. Owszem, Disney lekceważy sobie mitologię przez lata budowaną w komiksach czy też grach, ale z drugiej strony, cóż w tym złego? Ja w każdym razie nie do końca to rozumiem.

Bo przecież z jednej strony fani Star Wars zarzucają Przebudzeniu Mocy, że powtarza to, co wszyscy już i tak dobrze znają. Z drugiej zaś – oburzają się, że ten film układa całą odległą galaktykę na nowo, zamiast po prostu iść po śladach „expanded universe” i przenosić na ekran to, co jest od lat znane. Czy tylko ja widzę w tym pewną niespójność?

Gwiezdne Wojny - Kylo Ren

Poza tym, dlaczego po prostu nie cieszyć się, że opowieść rusza w kilka stron jednocześnie? Zamiast jednej historii powtarzanej na różne sposoby, dostajemy cały wór różnych jej odmian. W końcu, kto powiedział, że Gwiezdne Wojny muszą posiadać jedną, jedyną dogmatyczną wersję? 

Oczywiście, zaraz znajdzie się całe mnóstwo kontrargumentów, ale nie czas teraz drzeć szaty o „expanded universe”. I tak obie strony głęboko okopią się na swoich pozycjach i o żadnym przekonywaniu, ani tym bardziej kompromisie, nie może być mowy. Tym niemniej Disney musi dostrzec ten w gruncie rzeczy ogólnoświatowy spór między zwolennikami różnych wizji Star Wars i okazać mu odpowiedni szacunek.

Gwiezdne Wojny - pozostałości po bitwie

Dlatego też przed Disneyem stoi nie lada zadanie takiego poprowadzenia Gwiezdnych Wojen, żeby w nurcie dyskusji nie nadziać się na jakąś wyjątkowo niebezpieczną rafę i na dobre nie przebić kadłuba tej leciwej łodzi zbijanej jeszcze przez Lucasa. Ta ostrożność musi odcisnąć swoje piętno na każdej tajemnicy, jaką zasygnalizowało nam Przebudzenie Mocy, czyli na pochodzeniu Rey, historii bespinowego miecza, a nawet tożsamości Snoke’a.

Snoke… Skoro już się zgadało o tym panu, dodam, że obok wiadomego miecza świetlnego, to właśnie on wzbudził moje największe zainteresowanie. W końcu główny szwarccharakter musi być Kimś. Tak jest, przez duże „K”. Kylo Ren ma swoich rodziców, którzy dają mu odpowiedni status w całej sadze. Ale co ze Snokiem? 

Gwiezdne Wojny - Andy Sarkis jako Snoke

W zasadzie możliwości są dwie – albo jest to ktoś, kogo znamy, albo zupełnie nowa postać. Osobiście przychylałbym się raczej do tej pierwszej opcji. Nie tylko dlatego, że to podkarmiłoby żywiący się zwrotami akcji suspens, ale też z powodu okaleczonej twarzy Snoke’a, która stanowi idealne alibi. Niby mamy faceta przed oczami, ale ze względu na oszpeconą facjatę, nie jesteśmy w stanie go rozpoznać. Klasyka gatunku!

No dobrze, ale jeśli to ktoś znany, to kto? Na wpół przetrawiony przez Sarlacca Boba Fett? Wątpliwe! Trudno mi sobie wyobrazić byłego cyngla w roli spadkobiercy Sithów. Może więc Hrabia Dooku? To by się zgadzało, ale po pierwsze on nigdy nie stał się postacią szczególnie kultową, a po drugie… Ręce jeszcze by mu jakoś przyszyli, ale głowę? Zostawmy więc Dooku. 

Kto jeszcze jest na liście podejrzanych? Może Darth Vader? Nie, nie, to już zupełnie absurdalne! On się przechrzcił na jasną stronę Mocy i niewybaczalnym okrucieństwem byłoby ponowne oddanie go na pastwę złu. Poza tym on też nie żyje.

Gwiezdne Wojny - czy Snoke to Vader

Może więc…? Zaraz, zaraz, czyżby najciemniej było rzeczywiście pod latarnią? Tak, tak, Panie i Panowie, mój typ to nikt inny, jak stary, poczciwy Imperator. Powiecie, że to też mało prawdopodobne. Odpowiem: racja, ale czy niemożliwe? 

Niby mistrz Lorda Vadera zginął na drugiej Gwieździe Śmierci, ale ja dowodów na to nie widziałem! Pokażcie mi jego trupa, a uwierzę. Poza tym, skoro już Palaptine obnosił się przez całą Zemstę Sithów z tym, że wie, jak przechytrzyć śmierć, to mógłby wreszcie pokazać, ile ta wiedza jest warta w praktyce. A czy mogła się nadarzyć po temu lepsza okazja, niż jego swobodny lot w technologiczne bebechy Gwiazdy Śmierci?

Owszem, to by przekreślało cały finał Powrotu Jedi i unieważniało bohaterską śmierć Anakina. Wszystko to prawda! Z drugiej strony, jestem przekonany, że Disney trzyma w zanadrzu jeszcze niejedną niespodziankę. I to taką, która zbulwersuje fanów Gwiezdnych Wojen nawet bardziej, niż fryzura Kylo Rena. 

Gwiezdne Wojny - Kylo Ren ze świtą

Boba geszefciarzem i inne opowieści

Nie samymi Gwiezdnymi Wojnami człowiek żyje. Są jeszcze Gwiezdne Wojny – historie! Plany Gwiazdy Śmierci już spoczywają w rękach komputerowo wygenerowanej Lei, a przed nami kolejne opowieści. Wiadomo już prawie na pewno, że dwa następne filmowe „spin-offy” dotyczyć będą młodego Hana Solo i Boby Fetta (jak mniemam, w dowolnym wieku).

Trochę szkoda, bo liczyłem na to, że jednak Disney dalej będzie ekranizował żółte napisy ze starej trylogii. Co jeszcze moglibyśmy zobaczyć? Może przygody oddziału specjalnego, który szuka nowej bazy dla Rebelii po zniszczeniu Gwiazdy Śmierci i trafia wreszcie na lodową planetę Hoth, gdzie musi stoczyć bitwę z hordami bestii Wampa.

Gwiezdne Wojny - Łotr 1

No dobrze, dobrze, sarkazm na bok. Han Solo i Boba Fett! Wróćmy do tych dwóch panów. Zacznę od sympatycznego przemytnika, którego uwielbiałem już od momentu, kiedy posłał do piachu Greedo. Ale mam duże wątpliwości, czy film o jego przygodach bez udziału Harrisona Forda ma szansę na sukces. 

A można być pewnym tego, że Ford w tej historii nie zagra, skoro zgodnie z zapowiedziami chodzi o młodego Hana Solo. Zastąpi go Alden Ehrenreich. Chociaż trochę żałuję, że Disney nie pokusił się o komputerowe zmajstrowanie głównego bohatera. W końcu panowie od Myszki Miki już w Łotrze 1 udowodnili, jakie cuda potrafią wykrzesać ze swoich kompów. Mój Boże, przecież CGI-owa Carrie Fisher wyglądała wypisz, wymaluj jak… CGI-owa Carrie Fisher.

Gwiezdne Wojny - Alden Ehrenreich jako młody Han Solo

Dla formalności - mówię o tym z dużym przymrużeniem oka. Jakkolwiek chciałbym, żeby było inaczej, tej technice jeszcze daleko do doskonałości. O ile stworzone za jej pomocą postacie drugoplanowe jakoś ujdą w tłoku, o tyle trudno sobie wyobrazić – dajmy na to – pierwszoplanowego Hana Solo o mimice gubernatora Tarkina z Łotra 1.

Co za tym idzie, pewnie będziemy musieli się pogodzić z nowym odtwórcą roli legendarnego przemytnika. Zaraz, zaraz… Chyba trochę przesadzam, bo ani „musieli”, ani „pogodzić”. W każdym razie ja nie zamierzam. Disney’owi trzeba będzie się naprawdę postarać, żeby mnie przekonać do odświeżonego oblicza Hana Solo. Zresztą, nie tylko mnie, ale i miliony innych fanów. Inaczej wytwórnia od Myszki Miki wyjdzie na tym filmie jak Zabłocki na karbonicie.

Gwiezdne Wojny - Han Solo

A co z Bobą Fettem, czyli słynnym łowcą głów? Mógłby go pewnie zagrać odtwórca Jango Fetta z części II, bo przecież obaj panowie, ze względu na identyczne DNA, wyglądają tak samo. Z drugiej strony czy ma to aż tak duże znaczenie?

W końcu Fetta Junior ani się za często nie pokazuje, bo woli chować się pod pancerzem, ani nie gada zbyt wylewnie. Co ciekawe, mimo skromnej ekspresji zdołał on przejść do legendy jako jeden z czołowych czarnych charakterów Gwiezdnych Wojen. Nie bez powodu wystąpił w aż czterech filmach z serii. 

Czterech? To się zgadza? Czasem trudno zliczyć, bo tak jak niegdyś do wszystkich zdjęć doklejano niefortunne selfie Jacka Kurskiego, tak od pewnego momentu wszędzie zaczęto dodawać Bobę Fetta. Mówię tutaj głównie o Lucasie, który wciskał go w starą trylogię, w jej cyfrowe „poprawki” i wreszcie w epizody od I do III. 

Gwiezdne Wojny - Boba Fett

Solo rozmawia z Jabbą, a kto stoi obok? Boba Fett! Kapela śpiewa dla Hutta, a kto się czai w tłumie? Boba Fett! Anakin figluje pod kołdrą z Padme, a kto się wymyka z szafy? Boba Fett! Jednak ten trend doskonale oddaje popularność małomównego łowcy nagród. 

Nie jestem wprawdzie jego największym fanem, ale sam też z chęcią zobaczę film o perypetiach Boby Fetta. Obawiam się tylko, czy ten milczek w zbroi zdoła utrzymać na swoich barkach fabułę pełnego metrażu. Z drugiej strony – jeśli Disney pokaże ludzkie oblicze Boby, to cały czar może prysnąć.

Gwiezdne Wojny - imperialni szturmowcy

Oczywiście, istnieje też inne zagrożenie. Takie, że jednak będziemy mieli do czynienia z ekranizacją żółtych napisów z Powrotu Jedi. Tym samym głównym bohaterem stanie się transportowany w karbonicie Han Solo. Natomiast Boba Fett będzie z jednej strony mydlił oczy Imperium, tak żeby, mimo obietnic, nie zwinęli mu zamrożonego przemytnika sprzed nosa, z drugiej zaś ubijał interes z Jabbą. Był już pierwszy gwiezdnowojenny film wojenny, teraz czas na thriller ekonomiczny!

Jak widać, przygody Boby Fetta wcale nie są tak łatwym tematem, jak można by przypuszczać. Wprawdzie i tak w mojej opinii wyglądają one bezpieczniej, niż opowieść o młodym Hanie Solo, ale to wcale nie oznacza ich pewnego sukcesu. Czas pokaże! Mam tylko nadzieję, że Łotr 1 nie stanie się najlepszą odsłoną cyklu Gwiezdne wojny – historie. Niezależnie od oceny tego filmu, zawsze warto liczyć na tendencję zwyżkującą.

Gwiezdne Wojny - Fin przy wraku Tie Fightera

Dawno, dawno temu w wypożyczalni kaset wideo

Pod koniec lat dziewięćdziesiątych w moim rodzinnym mieście było zaledwie kilka wypożyczalni kaset wideo. Wbrew oczekiwaniom moim i moich kolegów – teraz nie ma żadnej. Wtedy sądziliśmy, że za dwadzieścia lat będzie ich całe mnóstwo. 

Jednak nie chodzi w tej opowieści o wzlot i upadek nośnika VHS, ale o Gwiezdne Wojny. Spośród wszystkich tych wypożyczalni dwie posiadały kasety z Nową Nadzieją i Powrotem Jedi, a tylko jedna z Imperium Kontratakuje. 

Gwiezdne Wojny - Powrót Jedi

Chcąc obejrzeć któryś z tych filmów, trzeba było zapisać się na listę, bo kopii było tyle co kot napłakał i co rusz znajdowały się w rękach innego mieszkańca tej kilkudziesięciotysięcznej miejscowości. 

Czasami jednak udało się dorwać któryś z unikatowych egzemplarzy i wtedy rozpoczynała się prawdziwa gwiezdnowojenna biesiada. Wprawdzie taśma była tak przeorana przez wszystkie magnetowidy w mieście, że trudno było odróżnić księżniczkę Leię od Chewbacci, ale w niczym to nie przeszkadzało.

Lektor beznamiętnym głosem czytał: „To ja, czerwona piątka, melduję się” i zabawa była na całego! W każdym razie dopóki taśma po przejściach nie wkręciła się w mechanizm odtwarzacza.

Gwiezdne Wojny - Gwiezdny Niszczyciel

 Wspominam tę anegdotę nie tylko ze względu na jej sentymentalną wartość, ale też dlatego, że w cudowny sposób kontrastuje ona z obecną gwiezdnowojenną klęską urodzaju. Oto mamy serię główną, Gwiezdne Wojny – historie… No, może w grach ciągle jeszcze trochę brakuje, ale z drugiej strony Star Wars: Battlefront to rzetelna pozycja dla fanów FPS-ów, natomiast The Old Republic satysfakcjonuje dużą część wielbicieli RPG.

Ilekroć więc narzekam na Łotra 1, ze znudzeniem patrzę na maskotki BB8 wysypujące się z każdego sklepu, czy też czarno widzę przyszłość podserii Gwiezdne Wojny – historie, przypominam sobie te czasy, kiedy po kasetę z Nową Nadzieją trzeba było się rejestrować dobry miesiąc przed planowanym seansem.

Gwiezdne Wojny - BB8

Jak odmiennie jest teraz! I może epizod VIII okaże się klapą, przemysł growy nie uraczy nas żadnym hitem, a Han Solo i Boba Fett rozczarują nas dedykowanymi im filmami – kto wie! Ale, prawdę powiedziawszy, wolę Gwiezdne Wojny w nadmiarze, nawet jeśli czasem będą trudne do strawienia, a innym razem zwyczajnie nieudane. Ważne, że w ogóle są.

Komentarze

19
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.
  • avatar
    Konto usunięte
    12
    Jako fan nową serię, czyli phantom menace itd. zaakceptowałem, było nawet ileś rzeczy, które mi się bardzo podobały. Ale przebudzenia mocy już nie strawiłem. Ten główny, pożal się Boże, schwarzcharaker, ten jego kiczowaty miecz świetlny, ten spalony chełm Vadera, przed którym klęka, dziewczyna i jej kumpel pierwszy raz widzą miecz świetlny i już nim walczą ... to były momenty, po których z mojego miejsca rozlegało się... buahahaha ; - )
    • avatar
      KobaKurde
      4
      Odcinanie kuponów i tyle. Nie po to Disney kupił za astronomiczną kwotę prawa do marki, żeby ją czcić, tylko żeby na niej zarobić (nie krytykuję ich podejścia, w końcu to biznes). Nie dziwi więc fatalny stosunek jakości filmu do kampanii promocyjnej. Widzę hype udzielający się znajomym, nie przyjmują żadnej konstruktywnej krytyki, argumentując jednym: "zawalista jest nowa część GW". Widać więc, że marketing działa jak należy, tylko że kwestią czasu jest, żeby każdy z nich przypadkiem zdjął klapki z oczu. Ale na ich miejsce przyjdą kolejni, szczególnie młodsi - fani zabawek z Maka. Nie szkoda mi, że ktoś na tym zarabia. Szkoda mi, że prawdopodobnie nie zobaczę już żadnej fajnej części GW, prócz 1-6.
      • avatar
        JAZ99
        4
        W POzostałych filmach jak Łotr 1 będzie strzelanie, strzelanie i strzelanie i s......

        Biedne te dzieci, które dziadkowie zaciągną do kina na filmy ich młodości ;)
        • avatar
          Kethael
          2
          Co do Snoke'a - gdzie najlogiczniejsza teoria, że jest to po prostu Darth Plagueis? :)
          • avatar
            Konto usunięte
            1
            Widze ze nie bardzo kapujesz o co chodzi. Nikt sie jie doszukuje logiki ani przestrzegania praw fizyki ktore sa u nas na ziemi. Chodzi o cos innego co sie nazywa KONSEKWENCJA.

            Pierwsze gwiezdne wojny wprowadzily szereg praw i zasad ktore mialy utrzymac kanon w calosci jako spojny i zachowac odpowiednia przyczynowo-skutkowa zasade konstrowania kolejnych zdarzen. O to chodzi, a nie o wysmiewanie sie z tego ze ktos doszukuje sie logiki w filmach sci-fi.

            Wiecej, wlasnie w filmach Sci-fi mamy prawo oczekiwac ze glowne prawa fizyki zostana nie zmienione.

            Istotnym problemem nowych GW jest to ze autorzy calkowicie gdzies maja ustanowione juz prawa, zasady, czy w ogole kanon zatwierdzony przez Lucasa. Wymyslaja kolo na nowo. O ile moze sie to podobac nowym gimbusom o tyle starym fanom GW juz nie. Zwlaszcza ze w wiekszosci nie sa oni tak starzy. Disney uznal ze wyrzuca ich do smieci a bierze na cel poprawnosc polityczna i docelowa grupe nastoletnich gowniarzy...

            Prawda wiec jest taka ze o ile na pewne rzeczy mozna przymknac oko, to osoby uksztaltowane na oryginalnej trylogi i ksiazkach uznaja nowe filmy za bzdure. To tak jakbysmy sprzedali prawa do Potopu Sienkiewicza Amerykanom a oni nakrecili cos w stylu ze to Polacy z Ruskimi napadaja na Austrie.. Potop to tez fikcja literacka tyle tylko ze ktos juz ustanowil zasady i prawa w tym utworze i nie powinny sie one zmienic.

            Teraz rozumiesz o co sie rozchodzi?

            Dla mnie w ogole cala nowa seria to porazka, ale z jeszcze jednego poza fabularnym punktu widzenia. Jak GW wchodzily na ekrany to dostalismy cos ponad 30 konstrukcji statkow i pojazdow kosmicznych. W nowych GW mozna to policzyc na palcach jednej reki - sa jakies 3, poza w sumie idotycznymi modyfikacjami startych statkow. Naprawde dziekujemy, zamiast dobrej fabuly, nowych miejsc i konstrukcji dostalismy do bolu wtorny scenariusz wypelniony polityczna poprawnoscia i ciaglym strzelaniem... nie bylo zadnej magii, ze starej sagi. No moze poza paroma scenami z H. Fordem, ale z nieznanych przyczyn najlepszego aktora calych GW postanowiono sie pozbyc, usmiercajac Hana Solo, olewajac zatwierdzony i zaakceptowany przez spolecznosc kanon. No ale ja tego sie spodziewlem po obejrzeniu Star Treka. Wolalbym zeby restartem GW zajal sie Nolan albo Cameron albo Vilneve
            • avatar
              Olfen115
              0
              Znowu będzie starkiller ? Już nie mieli co wymyśleć :/ Może teraz będzie galaktyki wciągać heh
              • avatar
                Olfen115
                -3
                .
                • avatar
                  marcin0218
                  0
                  Nie oglądałem Łotra, ale zeszłoroczna część to kopiuj wklej Star Wars IV...
                  • avatar
                    zico77
                    0
                    Nie jestem jakimś zapaleńcem świata SW, ale SW: The Force Awakens, to jest kawał dobrego filmu.
                    Nie jestem również jakimś fanem klimatów "s-FI", bardziej już "S" i nie ciągnie mnie do takich filmów. Jednak ten był zdecydowanie powyżej średniej z wielu powodów i nie powiedziałbym, że olewa starych fanów. Reżyseria, efekty, kamera, muzyka na pewno prezentują wiele większy poziom niż w większości innych sequeli, czy filmów w ogóle - całość dla mnie na +(miłe zaskoczenie). Niektórzy się krzywią na wieści o nowym filmie z tej serii, bo jest już ich cała masa ;p(a będzie tylko więcej). Co jest logiczne, bo nawet najlepsze filmy mogą się znudzić i fanom, jeśli będą wydawane jak telenowela. Lepsze jednak sequele na poziomie niż jakieś "piły". No ale i takie mogą się ludziom podobać, a dopóki kasa się zgadza...