Razer Basilisk kontra Call of Duty: WWII – z wężową myszą na nazistów
Peryferia

Razer Basilisk kontra Call of Duty: WWII – z wężową myszą na nazistów

przeczytasz w 3 min.

Wzrok bazyliszka padł na Call of Duty: WWII. Bo skoro Razer Basilisk to mysz dla fanów FPSów to jej test bojowy nie mógł odbyć się gdzie indziej.

Ocena benchmark.pl
  • 4,8/5
Plusy

- optyczny sensor o wysokiej rozdzielczości,; - możliwość regulowania czułości rolki,; - wyłożone gumą ścianki, które gwarantują wygodne użytkowanie,; - przełącznik (wymienny) domyślnie obniżający lub podwyższający DPI,; - intuicyjne oprogramowanie o sporej liczbie opcji,; - funkcja „hypershift”,; - podświetlenie RGB,; - wbudowana pamięć.

Minusy

- specyficzny kształt Razer Basilisk nie każdemu przypadnie do gustu.

Razer Basilisk w wehikule czasu

Ktoś kiedyś powiedział, że postęp w świecie dokonuje się na drodze zapominania. I podobnie jest z najnowszą częścią flagowca od Activision. Call of Duty: WWII miało być awangardowe, więc nowości poszukano w przeszłości. W przeciwieństwie więc do futurystycznych rozdziałów „CoDa” tym razem odrzucono na bok  skakanie po ścianach i latanie nad głowami wrogów, egzoszkielety, buty z dopalaczami i inne gadżety rodem z filmów science-fiction. Zamiast tego, postawiono na drugowojenne potyczki z charakterystycznym dla Call of Duty podkręconym tempem. 

Razer Basilisk w starciu z Call of Duty: WWII

Skoro rozgrywka „nowo-stara”, to i przygotowanie do niej powinno być odpowiednio kreatywne. Postanowiłem więc nie pokładać zbyt dużych nadziei li tylko w moim szlifowanym (z mozołem i umiarkowanymi efektami) „skillu”, który pamięta jeszcze długie godziny spędzane przy protoplaście serii czy też Call of Duty: Modern Warfare.

Swoim umiejętnościom postanowiłem pomóc za pomocą sprzętu z najwyższej półki. Akurat w momencie premiery Call of Duty: WWII na moim biurku uwił sobie legowisko niejaki bazyliszek, czyli, mówiąc mniej metaforycznie, nowa mysz - Razer Basilisk. Nie pozostało mi nic innego, jak wpuścić go między niemiecko-alianckie starcia, żeby zobaczyć, jak sobie w nich poradzi. 

Razer Basilisk - rzut z boku

Specyfikacja techniczna:

  • Sensor: optyczny Razer 5G
  • Czułość: do 16000 DPI (z dokładnością do 50 DPI)
  • Częstotliwość raportowania: do 1000 Hz
  • Liczba programowalnych przycisków: 8
  • Łączność: przewodowa
  • Wymiary: 124 mm x 75 mm x 43 mm
  • Waga: 107 g
  • Funkcje dodatkowe: funkcja „hypershift”, wymienny przełącznik do szybkiej zmiany DPI w trakcie rozgrywki, regulacja oporu stawianego przez rolkę, wbudowana pamięć podświetlenie RGB

Razer Basilisk - pudełko

Bestia wyłazi z okopu

Zanim przejdę do opisu przebranego za mysz bazyliszka, który kłami rozszarpuje nazistowskich żołnierzy, muszę co nieco wspomnieć o jego wyglądzie, a przede wszystkim o pierwszym wrażeniu, jakie na mnie wywarł.

Zacznę od tego, że Razer Basilisk to gryzoń naprawdę dobrze zbudowany. I nie mówię bynajmniej o walorach konstrukcyjnych (choć i w nich trudno doszukać się większej wady), ale w szczególności o jego kształcie. Pękaty korpus razerowej bestii to świetna propozycja dla osób, które lubią masywniejsze myszy. Palce szeroko rozpościerają się na „grzebiecie”, który dodatkowo cechuje się dosyć wysokim profilem.

Przód myszy wynosi przyciski główne na sporą wysokość, tak że nie ma mowy o znanym z innych modeli „spadzie”, który sprawia, że końcówki klawiszy niemal szorują po blacie biurka. Niewątpliwą zaletą Razer Basilisk są także jego ścianki, które pokryto karbowaną gumą. Nie tylko były one dla mnie wyjątkowo miłe w dotyku, ale także skutecznie zapobiegały wyślizgiwaniu się urządzenia z wilgotnych od potu palców.

Poza dwoma głównymi przyciskami na grzbiecie bazyliszka znalazłem też rolkę, która sama w sobie żadną innowacją nie jest. Natomiast szczególnie przypadł mi do gustu fakt, że „pokrętło” jest dosyć sporych rozmiarów, wyraźnie wystaje ponad główne przyciski i obraca się dobrze wyczuwalnymi skokami (zresztą mniej lub bardziej wyczuwalnymi, ale do tego tematu wrócę za chwilę).

Razer Basilisk - od przodu

Poza dwoma przyciskami głównymi i rolką (którą tradycyjnie można też wcisnąć), Razer Basilisk posiada dwa niewielkie klawisze w centralnym punkcie, które domyślnie służą do zmiany DPI oraz jeszcze jedną parę umieszczoną pod kciukiem. 

Warto też wspomnieć, że w przedniej części lewej ścianki umieszczono niewielkich rozmiarów przełącznik, który wydaje się być idealnym sposobem na szybkie rzucenie granatu, przeładowanie broni lub przeszycie przeciwnika bagnetem.

A jednak twórcy urządzenia przewidzieli dla tego ostatniego przycisku znacznie ciekawszą funkcję, która dodała rozgrywce zupełnie nową jakość. I chociażby dlatego warto nad tym dodatkiem zatrzymać się chwilę dłużej.

Razer Basilisk - dodatkowy przycisk

Kwestia precyzji

Wspomniany przeze mnie przełącznik, który znalazłem na bocznej ściance Razer Basilisk, jest mocowany do urządzenia za pomocą magnesu. Dziwne? No, trochę dziwne, ale wszystko wyjaśniło się, kiedy zerknąłem raz jeszcze do pudełka od myszy. Tam czekała na mnie gumowa zaślepka na miejsca po wyjmowanym przycisku i jego krótsza wersja, na którą można go podmienić.

Wybrałem więc odpowiadający mi rozmiar (tak, tak, czasami rozmiar ma znaczenie) i zaraz po odpaleniu Call of Duty: WWII postanowiłem przypisać do tego przycisku opcję przeładowania broni. Wciskanie „R” w ferworze walki zawsze wydawało mi się mało wygodne (bo spróbujcie tylko jednocześnie wymienić magazynek i zrobić uskok w prawo). Ku mojemu zdumieniu gra za nic nie chciała mi pozwolić na taką modyfikację.

W pierwszej chwili spotkało się to z moim ogromnym rozczarowaniem. Na szczęście to uczucie szybko wygasło, kiedy odkryłem prawdziwą funkcję tajemniczego przełącznika. Jak się okazało, panowie z Razera postanowili przypisać mu opcję chwilowego obniżenia (lub podwyższenia – zależnie od konfiguracji) rozdzielczości sensora. Brzmi to jak zbędna fanaberia, czyż nie?

Razer Basilisk - lewy bok myszki

No właśnie nie! Bo w praktyce sprawdziło się to wyśmienicie. Dynamiczna rozgrywka w Call of Duty: WWII wymaga błyskawicznych uników, szybkich obrotów i operowania na wysokim pułapie DPI. Ale kiedy między jednym a drugim unikiem chciałem wycelować z karabinu snajperskiego, domyślnie używana przeze mnie rozdzielczość okazywała się zbyt duża.

Jej chwilowe obniżenie pozwalało mi precyzyjnie umieścić celownik na wysokości czaszki przeciwnika, a dalej… Łatwo się domyślić. Starczyło w odpowiednim momencie nacisnąć spust, żeby mózg wirtualnego wroga w okamgnieniu wyskoczył z jego pogruchotanej czaszki.

Razer Basilisk - prawy bok myszki

A skoro już mowa o precyzji, muszę na moment wrócić do rolki. Można by pomyśleć, że rolka jak rolka, jak przysłowiowy koń – jaka jest, każdy widzi. I tutaj znowu spotkało mnie miłe zaskoczenie. Po przewróceniu bazyliszka na grzbiet odnalazłem na spodzie urządzenia regulator oporu, jaki stawia rolka.

Spektrum opcji obejmuje wyraźnie, „ciężkie skoki”, ale też prawie płynne obracanie „pokrętła”. No i rzecz jasna wszystkie możliwości, które są rozpięte między tymi dwoma biegunami. A to z kolei w praktyce świetnie sprawdzało się przy żonglowaniu drugowojennymi typami broni.

Czasem trzeba szybko wybierać między snajperką, a, dajmy na to, lugerem i wtedy mniejszy opór sprawdza się doskonale. Za to wyraźne „skoki” to dobra opcja, kiedy na dobycie broni mamy więcej czasu i chcemy uniknąć przypadkowej zmiany uzbrojenia. Rzecz jasna, ustawienie oporu rolki chwilę trwa, ale przerwa między meczami powinna w zupełności wystarczyć.

Pozostając w temacie precyzji, nie sposób nie wspomnieć o serduchu bazyliszka, czyli jego potężnym sensorze. Potężnym? Oj, tak, to prawdziwa bestia w brzuchu bestii.

Razer Basilisk - spód myszki