The Final Station - apokalipsa w stylu retro
Gry

The Final Station - apokalipsa w stylu retro

przeczytasz w 4 min.

Rozgrywka jak z kultowych side-scrollerów, historia jak z dawnych opowiadań Sci-Fi – oto The Final Station, klasyczny „indyk” z orzeźwiającą nutką świeżości.

Trend na gry indie zdaje się nie słabnąć, przez co kolejne tytuły niezależnych studiów co rusz atakują nas trailerami, walcząc o uwagę i miejsce na dysku. W zalewie "nowych-starych gier" dla bezpieczeństwa mojego portfela wypracowałem więc dość gęste sito, które nie przepuszcza kolejnych podobnych do siebie pół-darmówek na Playstation 4 czy większości gier na PC sprzedawanych w jednodolarowych pakietach.

I choć do The Final Station podchodziłem z rezerwą, to dobre pierwsze wrażenie sprawiło, że dałem się porwać tej pozornie banalnej platformówce.

The Final Station - pociąg apokalipsy

Wsiądź do tajemniczego pociągu...

The Final Station to na pierwszy rzut oka zwyczajny side-scroller. Wystarczy jednak kilka minut w grze, by zrozumieć, że kryje się tu drugie dno – tajemnica, która nakręca bieg wydarzeń. I nieważne, że historyjkę o opanowaniu świata przez tajemnicze zombie-podobne stwory słyszeliśmy już nie raz. Ta tutaj z pewnością potrafi zaciekawić. 

W The Final Station nie otrzymujemy początkowo żadnych odpowiedzi na piętrzące się z minuty na minutę pytania. Co to jest drugie nadejście? Kto ma nadejść? Skąd? Na co ludzie się przygotowują? Czego się boją? Co ukrywa rząd? Co to za dziwna choroba, która opanowuje całe miasta?

Te i wiele innych pytań pojawi się, gdy tylko odczytamy dymkowe dialogi przypadkowych przechodniów czy odczytamy graffiti wypisane na murze. Poszukiwanie odpowiedzi może nas wciągnąć na tyle, że parokrotnie zamiast zbierać pieniądze na celownik do broni, kupimy gazetę, opisującą interesujące wieści z futurystycznego świata. 

The Final Station - klimatyczne lokacje

Zaczynając przygodę, wiemy tylko że wcielamy się w rolę maszynisty pociągu, przewożącego bardzo istotny dla bezpieczeństwa kraju (a może i świata?) transport. Szybko pojawiają się przypadkowi towarzysze podróży, których fragmenty rozmów sprawiają, że elementy składające się na historię zaczynają do siebie pasować. 

Równie szybko natrafiamy też na zagrożenie, z którym przyjdzie nam bezpośrednio walczyć, a także... koniec zabawy, który dla wielu może być zbyt nagły i za mało satysfakcjonujący.

The Final Station - hordy zombie

Początkowe odkrywanie fabuły potrafi przykuć do ekranu na przynajmniej dwie, trzy godziny, czyli połowę czasu gry. Widać, że twórcy mieli parę dobrych pomysłów, które z powodzeniem mogłyby służyć jako podstawa do książki science-fiction. 

Zresztą, sporo tu bezpośrednich nawiązań między innymi do klasycznego opowiadania gatunku, "Drugi najazd Marsjan" braci Strugackich. Tajemniczy klimat odgrywa w The Final Station bardzo ważną rolę, a im mniej wiemy, tym lepiej się bawimy. Dlatego nie zamierzam jej zdradzać.

The Final Station - wielki mech

... który ciągle tylko jeździ w prawo

Niestety poza fabułą nie jest tu aż tak dobrze, jak na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać. Szybko okazuje się, że rozgrywka jest mocno schematyczna, a same schematy – do bólu oklepane. 

The Final Station w zasadzie podzielone jest na dwa, przeplatające się ze sobą etapy. Na zmianę podróżujemy pociągiem między stacjami i na każdej z nich eksterminujemy potwory. 

The Final Station - ocaleni naukowcy

W trakcie pokonywania kolejnych odcinków, jako maszynista musimy dbać zarówno o pojazd, jak i pasażerów.  Kapryśna lokomotywa często się psuje, a mini-gierki mają zapewnić jej prawidłowe funkcjonowanie. 

Szkoda tylko, że inwencja twórców ograniczyła się do zmuszania nas wyłącznie do klikania myszą w kilku ściśle określonych miejscach. Proste, logiczne zadania, których pełno w darmowych grach, byłyby miłym i wymagającym przerywnikiem.

The Final Station - psujący się pociąg

Z kolei opiekowanie się marudzącymi w wagonach towarzyszami jest momentami mocno frustrujące, bo ci na zmianę krwawią i głodują. Początkowo pomaganie im jest całkiem przyjemne, ale gdy już wyrobimy w sobie nawyk zbierania i tworzenia zasobów, dostarczanie im apteczek i pożywienia nie stanowi żadnego wyzwania.

Z kolei na każdej ze stacji naszym nadrzędnym zadaniem jest odnaleźć kod serwisowy, który pomoże nam ruszyć dalej. Ten powinien mieć dróżnik. O dziwo jednak niemal za każdym razem zamiast pracownika kolei znajdujemy tam notatkę, że akurat teraz musiał on  udać się gdzieś w pilnej potrzebie. 

Oczywiście, zazwyczaj znika on w czymś w rodzaju klasycznej piwnicy pełnej szczurów, które trzeba wytępić. W tej roli, jak łatwo się domyślić występują zombiaki. I choć jest ich całkiem sporo, a do tego jeszcze niektóre potrafią być nad wyraz zwinne, dość szybko odkrywamy jak łatwo sobie z nimi poradzić. Nie tylko dzięki broni z coraz większym zapasem amunicji, ale także błędom samej gry.

The Final Station - byle przetrwać

Koniec końców powtarzalność i opanowanie kilku sztuczek sprawiają, że The Final Station szybko przestaje być wymagającą zabawą. Gdy już zorientujemy się w fabule, mamy ochotę jak najszybciej przejść do jej finału, a kolejne stacje są tylko niepotrzebnym przeciąganiem rozgrywki. Choć początkowo można bawić się naprawdę nieźle, całość mogłaby być o połowę krótsza, za to bardziej intensywna.

Osobną sprawą jest, że w pewnym momencie twórcy stwierdzili chyba "no dobra, kończymy", po czym urwali fabułę możliwie najbardziej banalnym i nagłym zwrotem akcji. Tak jak gdyby pomysłów starczyło im na świat, intrygę i teorię spiskową, ale zabrakło na właściwą fabułę skupioną na głównym bohaterze. 

The Final Station - od stacji do stacji

Obrazy mówią więcej, niż słowa

The Final Station przemawia do nas obrazem. To z niego trzeba sobie „wyczytać” część fabuły. Naprawdę ładne, ręczne rysowane tła dają nam część odpowiedzi albo chociaż pozwalają się ich domyślać. Nawet jeśli nie połączymy z niczym widocznej w oddali ogromnej kupy żelastwa, to przynajmniej zapewnia ona tak potrzebny grze klimat.

Podobnie zresztą jak oprawa dźwiękowa. Nie usłyszymy tu co prawda głosu postaci, których wypowiedzi zamykają się w dymkach albo nawet w wielokropku, jednak muzyka buduje tu właściwą atmosferę dla tajemniczego science-fiction.

The Final Station - obrazy mówią więcej niż słowa

The Final Station - przejażdżka pociągiem drugiej klasy

The Final Station wita nas na kolejowej stacji i zaprasza do wspólnej podróży. Nie jest to jednak ekskluzywna wycieczka pierwszą klasą, a co najwyżej krótka objazdówka w wagonie ekonomicznym, za to z całkiem niezłymi widokami.

Początkowy zapał do przejażdżki wirtualnym pociągiem może być bardzo duży. Gdy jednak po kilku chwilach odkryjemy już wszystkie przygotowane atrakcje dalsza trasa stanie się raczej monotonnym oczekiwaniem na koniec i na to, co będzie na nas czekało na tytułowej finalnej stacji. 

A gdy już tam dotrzemy, nie spodziewajmy się czekającego czerwonego dywanu i fajerwerków. Jedyne co dostaniemy, to konieczność raczej pospiesznego i niezbyt komfortowego wyjścia z wagonu, co po całkiem niezłej podróży może mimo wszystko pozostawić drobny niesmak i niedosyt. 

The Final Station - ręka mecha

Ocena końcowa:

  • świetny klimat (przynajmniej na początku zabawy)
  • interesująca fabularnie wizja przyszłości
  • ciekawe, choć stale takie same mini-gierki
  • naprawdę ładne rysowane tła
  • dobre, polskie tłumaczenie, które momentami humorystycznie wzbogaca oryginał
     
  • schematyczna rozgrywka
  • dobre pomysły nie zostały w pełni rozwiniętemało
  • satysfakcjonujące zakończenie
     
  • Grafika:
    dostateczny plus
  • Dźwięk:
     dobry
  • Grywalność:
     dostateczny plus

76%

Komentarze

0
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.

    Nie dodano jeszcze komentarzy. Bądź pierwszy!