Przesiądę się na Windows 10, czemu nie, zarezerwowałem sobie na obu swoich komputerach. Przesiadałem się już z Windows XP na Vista, z Vista na 7 i z 7 na 8 i nie żałowałem tych kroków. Niech mi nikt mi nie pieje peanów na cześć Linuxów. W pracy od ponad roku wykorzystuję Ubuntu (i teraz z niego piszę) i nie jest źle, ale zdążyłem poznać słabości systemu pisanego po raz kolejny. Zresztą każdy system ma swoje "zady i walety". Ale nie o tym chciałem. Ekipie z Redmond trochę nie bardzo wyszło to hasło reklamowe dla ich nowego produktu. Jakoś bardzo mi się kojarzy ze słynnym "Ein Volk, ein Reich, ein Fuehrer"...
I to jest wreszcie krok w stronę, która mi się marzy już od dłuższego czasu: domowy zestaw "mibilno-stacjonarny", dość mocny, z grafiką klasy powiedzmy wyższych klas mobilnych, że i pograć można, min. 8GB RAM, CPU w okolicy i5, oczywiście wifi i BT, ale również wbudowany modem 3G/LTE, dysk podstawowy SSD, drugi HDD, większość bebechów i jakiś 1-2 porty USB upchnięte w formę grubego tabletu 15-17 cali Full HD lub więcej, a reszta tzn. pozostałe interfejsy w tym przewodowy LAN i wspomniany dodatkowy HDD w postaci stacji dokującej, ale potrafiącej również komunikować się bezprzewodowo z częścią mobilną. Idea jest taka: możesz siedzieć przy biurku i mieć jednostkę mobilną zadokowaną w podstawce, pracować przy użyciu myszki/klawiatury i wtedy wygląda to jak sprzęcik z recenzji - taki właśnie skurczony All-in-One. Może być podłaczony do sieci domowej przez wifi lub LAN, jak zwykła maszyna. Ale możesz też wyciągnąć sobie "część tabletową" nazwijmy, rozwalić się na kanapie i maziać po ekranie. Łączność bezprzewodowa ze stacją dokującą powinna zapewnić dostęp do HDD, który w niej został. Mało tego, modem powinien pozwolić na to samo gdy bierzesz ustrojstwo pod pachę i gdzieś się wybierasz. W sumie nie ma w tym pomyśle żadnej kosmicznej technologii.
Odnośnie załogowej misji na Marsa (jak również i innych wypraw): też tak kiedyś myślałem, a potem w ręce wpadły mi dwie książki, dziś już z przestarzałymi danymi, ale które wciąż polecam miłośnikom tematu: "Błękitna kropka" niedżałowanego Carla Sagana i "Czas Marsa" Roberta Zubrina (oryginalny tytuł "Mars Direct"). Co prawda Zubrin nie potrafi powiedzieć zdania bez słowa "Mars", ale przekonał mnie do swoich argumentów. Nie wszystko musi być czysto wyrachowane wg wszechobecnych zielonych papierków, choć świat na siłę ku temu zmierza. (Koncerny farmaceutyczne prowadzą badania nad lekami nie z chęci niesienia pomocy, lecz wyłącznie z chęci posiadania kolejnych zer znaczących na swoich kontach. A czy odkrywcy pokroju Pasteur'a i inni myśleli o $$$? Raczej nieliczni.) Ale wracam do tematu: oczywiście to wszystko już raczej nie my, lecz przyszłe pokolenia, ale nie możemy myśleć w ten sposób że skoro nie my, to po co sie wysilać, inaczej dalej byśmy biegali z kijami po sawannie.
Sorry, ale wg mnie sprawa jest prosta: wyprzedzasz w ciemno -> coś z tobą nie tak i nie powinieneś siedzieć za kółkiem. Ja wiem że to niby wielkie ułatwienie, zwłaszcza piękna wizja na naszych wąskich i zatłoczonych drogach. Ale jeśli się wszystkim tak wszystko będzie ułatwiać - żeby tylko "kieroffca bomboffca" potrafił do auta wsiąść a auto resztę zrobi samo, to w końcu zaniknie instynkt samozachowawczy za kółkiem. Pozostanie tylko przesadna wiara w urządzenia. A gdy akurat coś zawiedzie, to taki przyzwyczajony odmóżdżony kierowca z tyłu będzie kompletnie zaskoczony czarną pustką i bardzo prawdopodobne, że wtedy właśnie zachowa się irracjonalnie. Poza tym tak jak napisali inni - jak to będzie działać w tej prawdziwej rzeczywistości, a nie w tej wyidealizowanej?
Ja już się poczułem staro, jak będąc z dzieckiem w Muzeum Techniki w Szczecinie zobaczyłem motorower Romet, na którym za mojego dzieciństwa po moim mieście jeździł lodziarz z przeczepką po osiedlach i krzyczał na cały głos "lody bambino śmietankowe! lody calipso kakaowe!"
Co do aut, to przecież też tak jest, tylko akurat częściej w drugą stronę. Od pewnego czasu samochody puchną.
Na przykład Mini Morris: najpierw to było kultowe MAŁE auto Jasia Fasoli, potem były JESZCZE MAŁE kolejne wersje, potem wykupiło to BMW i co? Powstają wersje tak nadmuchane, że z nazwą "Mini" nie mają już właściwie nic wspólnego, a idea tego auta została już dawno gdzieś zagubiona. Obecnie mamy jakieś pokraczne (sorry, kwestia gustu) "Mini Maxi Super Crossover Country KingSize".
To samo u Włochów: kilkadziesiąt temu powstał Fiacik 500 jako jeździdełko dla mas, potem ktoś wpadł na pomysł żeby na fali mody na stare-nowe odświeżyć i to autko. No i fajnie powstał nawet sympatyczny maluch - nowy Fiat 500, w wersji Abarth śmigacz aż miło. Ale nastała moda na coraz większe auta, więc wymyślili Fiata 500L - nadmuchaną pokrakę, która z ideą pierwowzoru nie ma już nic wspólnego.
Chodzi mi o to, że nie podoba mi się, że jakaś firma wypuszcza model A swojego produktu, a potem chcą wypuścić coś innego i zamiast tworzyć modele B, C, D,..., robi totalne zamieszanie modelami A-prim, A-bis, A-super, A-mini, A-maxi, A-compact, A-supersize, A-coś-tam-jeszcze, itd.
Hehehehe, trzymajcie mnie za brzuch bo mi się rozleci. A ja mam SE Xperia Arc S, to co ja mam powiedzieć??? Wczesne średniowiecze, miecze oburęczne, drewniane katapulty, kamienne zamki, no i Xperie Arc S...
Google tworzy „przycisk” do powstrzymania Buntu Maszyn
21 komentarzyDyskutuj z nami!Windows 10 czy warto? Pięć powodów, dla których opłaca się przesiąść
86 komentarzyDyskutuj z nami!MSI AP16 Flex - stacjonarny tablet
6 komentarzyDyskutuj z nami!Pluton objawia nam swoje oblicze - po prawie 10 latach lotu New Horizons mija ten tajemniczy glob
41 komentarzyDyskutuj z nami!Bezpieczna ciężarówka Samsunga z ekranami z tyłu
19 komentarzyDyskutuj z nami!Biurkowa lampka Dysona wytrzyma 37 lat
23 komentarzyDyskutuj z nami!Norwegia zabije radio FM już w 2017 roku
27 komentarzyDyskutuj z nami!HTC Desire 820 również doczeka się wersji mini?
3 komentarzyDyskutuj z nami!Na przykład Mini Morris: najpierw to było kultowe MAŁE auto Jasia Fasoli, potem były JESZCZE MAŁE kolejne wersje, potem wykupiło to BMW i co? Powstają wersje tak nadmuchane, że z nazwą "Mini" nie mają już właściwie nic wspólnego, a idea tego auta została już dawno gdzieś zagubiona. Obecnie mamy jakieś pokraczne (sorry, kwestia gustu) "Mini Maxi Super Crossover Country KingSize".
To samo u Włochów: kilkadziesiąt temu powstał Fiacik 500 jako jeździdełko dla mas, potem ktoś wpadł na pomysł żeby na fali mody na stare-nowe odświeżyć i to autko. No i fajnie powstał nawet sympatyczny maluch - nowy Fiat 500, w wersji Abarth śmigacz aż miło. Ale nastała moda na coraz większe auta, więc wymyślili Fiata 500L - nadmuchaną pokrakę, która z ideą pierwowzoru nie ma już nic wspólnego.
Chodzi mi o to, że nie podoba mi się, że jakaś firma wypuszcza model A swojego produktu, a potem chcą wypuścić coś innego i zamiast tworzyć modele B, C, D,..., robi totalne zamieszanie modelami A-prim, A-bis, A-super, A-mini, A-maxi, A-compact, A-supersize, A-coś-tam-jeszcze, itd.
Test Sony Xperia Z3 – czy przesiadka z Z2 jest opłacalna?
19 komentarzyDyskutuj z nami!Xperia ZL2 wreszcie opuści Japonię
13 komentarzyDyskutuj z nami!