Gry

Terminator: Ocalenie (PC) - zmierz się ze Skynet.

przeczytasz w 7 min.

Od kilku lat wydawanie gier opartych na kinowych hitach stało się już swego rodzaju standardem. Terminator, ktory gościł u nas niedawno na ekranach kin również doczekał się grywalnej wersji, a tym samym i on potwierdza trend obejmujący przenikanie się świata widza i gracza.

 Zapraszam zatem do lektury tego co, wg mnie, ciekawego  przynosi gra i czy  Terminator: Ocalenie na PC. wart jest uwagi (i ceny).

             Pierwsza rzecz, o której wspomnieć należy to producent - GRIN. Zapadł mi bardzo pozytywnie w pamięć za  Ghost Recon Advanced Warfighter. W związku z tym oczekiwałem, przy Terminatorze, równie dobrej zabawy jak przy GRAW. Kolejna dłoń, która dotknęła recenzowanego tytułu to Warner Bros Interactive, jako wydawca, więc również po nich można się spodziewać, że gra warta jest uwagi.

Skoro jesteśmy na etapie wyliczania to drugą istotną sprawą jest sama "sława" tytułu Terminator. Nie znam osobiście osoby, która by nie znała choćby jednej z części - kultowego już - filmu z Arnoldem Schwarzeneggerem. Kinowa wersja Ocalenia miała trudny start tak z racji niesmaku, który u wielu osób zostawił T3: Bunt Maszyn (czyli trzecia część filmowej wersji),  jak i   z powodu tego, że  przyszło jej przykuć uwagę widzów w obliczu nadchodzącej premiery Transformers 2, a przyznać trzeba, że konkurencja, dla czwartej części starego kotleta, w postaci kontynuacji kinowego hitu, jakim były Transformersy, była bardzo poważna.

             W kilku recenzjach omawianej gry spotykałem się z informacjami, że  jest ona prologiem dla intrygi filmu - jest to epizod toczący się między wydarzeniami Buntu Maszyn, a czasem akcji Ocalenia. Bohater nie jest jeszcze tym przywódcą rebelii, którego znamy z filmowej produkcji, więc można to po części uznać za taki prolog czy prequel.

W grze wcielamy się w samego Johna Connorsa z jednym prostym celem - pokonać Skynet, który po wielu latach wojny, rozpoczętej w "Dniu Sądu", czyli zagładzie nuklearnej nieustannie toczy walkę z ludzkimi rebeliantami wysyłając przeciw nim przeróżnej maści roboty.

Zaczynamy w ferworze walki - po krótkim filmowym wstępie zostajemy rzuceni w centrum nocnej bitwy - do Los Angeles roku 2016. Na szczęście nie zostajemy zaprzęgnięci od razu do boju, ale - wraz z resztą towarzyszy - po prostu uciekamy do punktu ewakuacji.

Po drodze dane będzie nam oczywiście sobie postrzelać do najbardziej podstawowego przeciwnika jakim jest Aerostat - mały, latający robocik nie stanowiący żadnego wyzwania nawet gdy pojawia się w kilku sztukach na raz. Inna sprawa, że są mocno upierdliwe. Szczególnie, gdy pojawiają się w momencie walki z bardziej wymagającym przeciwnikiem. Wtedy trzeba się maluchów szybko pozbyć, bo mogą nam napsuć sporo krwi nim pokonamy większych typów i znajdziemy czas na mniejsze sztuki.

Docieramy do punktu ewakuacji i ... nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, że nigdzie się nie wybieramy, bo w miejscu naszej ucieczki roi się od przeciwnika.

Po dotarciu do nowego miejsca, oczywiście idąc jak po sznurku za resztą naszych towarzyszy, odbieramy sygnał S.O.S. od ekipy rebeliantów, która rozbiła się na tyłach Skynetu - w tym momencie rozpoczyna się główny wątek fabularny: uratować "naszych" za wszelką cenę. Wszyscy wsiadają do śmigłowców i uciekają, ale bohater John Connors, a jakże by inaczej, postanawia w pojedynkę wesprzeć przyjaciół.

W chwili gdy helikoptery odlatują, dołączy do nas kompan - który stanie się naszym towarzyszem doli i niedoli w czasie naszej całej przygody - urocza Blair Williams. Przerywnik filmowy obrazuje bardzo dobrze jak słuszną decyzję nasza partnerka podjęła wysiadając ze śmigłowca.

Teraz mógłbym streścić wątek fabularny gry, ale - po prostu - nie ma o czym mówić. -  Tułamy się z miejsca w miejsce idąc obłędnie liniowo do celu. Po drodze dane nam jest, co prawda, uczestniczyć w kilku pomniejszych zadaniach są one jednak niestety  silnie zespolone z grą i wyznaczają drogę do celu, że nie ma się nad czym rozwodzić.

Odstąpmy więc od prostolinijnej fabuły, a zajmijmy się stroną techniczną gry.

Gramy na Athlon X2 7750 2.7GHz, 2GB DDR2 Patriot 800MHz CL4, MSI KA780G, Gainward 9600GT, XP SP3 i słuchamy efektów z gry na Logitech Z-5500.

W wymaganiach gry jako zalecane podano Core 2 Duo 2.13 GHz, 2 GB RAM, karta grafiki 512 MB (GeForce 8800 lub lepsza), 7 GB HDD, Windows XP SP2/Vista.

Wymagania te są mocno przesadzone. Wizualnie gra prezentuje się po prostu przeciętnie i nie ma co liczyć na fajerwerki graficzne. Jest, owszem, zachowany poziom i nie zobaczymy kanciastych szpetnych tekstur, bugów, jest Shader Model 3.0, ładnie zrealizowany dym czy cienie ale to już wszystko widzieliśmy więc i od tej strony mozna mówić jedynie o normalnym, by nie napisać przeciętnym, poziomie, a szkoda. Tytuł taki jak Terminator mógłby poszczycić się efektowną oprawą i porywającą grafiką.

Sami zobaczcie:


Oprawa audio stoi natomiast o niebo wyżej i w ferworze walki jest naprawdę głośno. Przygrywa nam w tle muzyka z filmu, a dźwięki efektów toczonej walki potrafią nieźle dodać klimatu.

Subwoofer z zestawu Logitecha w czasie niemal każdej rozróby nie milknie ani na moment. Ciągle coś wybucha, przelatuje nam nad głową, itp. Od strony audio ciągle coś się dzieje co  bardzo dobrze wpływa na dynamikę wrażeń płynących z gry.

Wspomnieć należy, że gra obraziła się na moje sterowniki do karty graficznej i - na wersji 185.85 Forceware - po uruchomieniu przywita mnie czarny ekran z białymi napisami menu. Aktualizacja sterowników do wersji 190.38 i można już było grać.

Po instalacji kreator instaluje  również najnowszego DirectXa oraz PhysX. No właśnie PhysX. Jego obecności w grze niemal nie widać. Fizyka gry jakoś w żaden sposób nie przykuła mojej uwagi podczas grania, a np. wrażenia z Mirror`s Edge z włączonym PhysX są fenomenalne - czyżby panowie ze studia GRIN kiepsko wykorzystali możliwości jakie daje ta technologia?

Menu gry jest dość mroczne, a tym samym zapowiadałoby ciekawy, ponury klimat  czego niestety próżno szukać. Widok niekompletnych T-600 na taśmie, a po prawej ascetyczne, proste napisy menu i wszystko w ciemnej oprawie sprawia dobre pierwsze wrażenie.

Teraz pora zacząć narzekać. Gra jest niestety wykonanym po najmniejszej linii oporu portem z konsolowej wersji. Zawartość menu jest ograniczona no minimum. W opcjach grafiki nie mamy nawet wpływu na jakość obrazu tylko i wyłącznie opcje rozdzielczości i jasności. Posiadacze starszego sprzętu na pewno nie narzekaliby na możliwość redukcji jakości tekstur czy wyłączenia np. cieni dla poprawy wydajności. Niestety,poza obniżaniem rozdzielczości, nic w ustawieniachnie wskuramy.

Taka sama pustka jest w menu dźwięk. Trzy suwaki głośności i to wszystko. Brak nawet możliwości wyobru ustawień stereo lub surround.

Wiem, że może wymagający jestem, ale w wersji PC można było kilka suwaczków z myślą o graczach ze starszym sprzętem dodać.

Przy 1280x1024 i sprzęcie, jaki podałem wcześniej, spokojnie gra się na poziomie 60-70fps więc i słabszy sprzęt dałby sobie radę z grą.

Wróćmy zatem do gry. Niestety narzekań ciąg dalszy.

Czytałem opinie, że gra jest grywalnością podobna do rewelacyjnego, moim zdaniem, Gears of War. Niestety Terminatora dzieli przepaść od jakości rozgrywki w GoW. Poza podstawowymi podobieństwami takimi jak jak wykorzystywanie otoczenia jako osłon czy specyficzny sposób przemieszania się między punktami zasłony nie ma żadnych więcej analogii. W GoW można było polegać na towarzyszach i z ich pomocą dało się wiele starć rozegrać taktycznie. Z założenia w Ocaleniu również tak jest i wymusza to na nas nawet specyfika przeciwnika. T-7, przypominający nieco pająka, jest mocno opancerzony z przodu ale niestety niemal nie osłonięty z tyłu co jasno sugeruje, że aby go szybko załatwić  wystarczy go oflankować. Wszystko w porządku jeśli uwagę odwrócą kompani i sam zdejmiesz przeciwnika, jeżeli natomiast sam byłeś przynętą ściągając na siebie wroga to dochodzi do takich sytuacji:

Dwóch T-7 uparcie przyciskało mnie w ukryciu i będąc całkowicie nie osłoniętymi  z tyłu, a tam dwójka moich towarzyszy przeskiwała z miejsca w miejsca od vana do ściany wykrzykując ciągle, że przeładowują, ale załatwić wroga żaden się nie pokwapił. Takich wpadek "inteligencji" kompanów było kilka i momentami było to nie tylko uciążliwe, ale i męczące - wszystko trzeba było zrobić samemu. Nie było to na szczęście standardem, bo często można było na współpracy z ekipą polegać, ale zdarzały się,  w najmniej oczekiwanych sytuacjach, "proste" wpadki.

Kolejny minus to niemal pozbawienie gry większych wyzwań. W filmowej wersji było bardzo ładnie pokazane starcie z Łowcą:

 W grze, niestety, dane nam będzie raz przed nim raz uciekać i 3 razy dać mu do wiwatu. Pokonanie go nie jest, na poziomie trudności "Normal", żadnym wyzwaniem, a można było znacznie wzbogacić grę podrzucając częściej kogoś bardziej wymagającego w walce.

Tu odwołam się porównaniem do X-men Origins: Wolverine, w którego niedawno grałem: Bardzo dobrze wplecione były starcia z mini-bossami jak Wendigo czy Leviathan. Było ich, w czasie gry, do pokonania kilkaniaście sztuk  i znacznie odbiło się na grywalności dając oderwać się od szarej sieczki ze zwykłym przeciwnikiem, a pozwalając skupić się nad kimś wymagającym trochę wysiłku.  

Kolejna rzecz, której nie potrafię przemilczeć, to pozbawienie nas szansy zmierzyć się ze Żniwiarzem:

 W filmie miał on swoje 5 minut i była scena efektownej walki. Niestety w grze możemy jedynie obok niego przebiec i uciekać jak najdalej, a wielka szkoda -  starcie z bossem zawsze dodaje uroku grze.

Na pewnym etapie gry nasz przyjaciel T-7 stanie się typowym przeciwnikiem i po kilku starciach z nim kolejne spotkania będą bardzo treściwe i kończone efektownym zejściem pajęczaka.

 Poza małymi latającymi Osami - Aerostatami, T-7 będzie najczęściej spotykanym wrogiem.  Żeby nie było łatwo po czasie zacznie wspierać go T-600 - moim zdaniem najbardziej niebezpieczny przeciwnik w grze.

Humanoidalny robot z minigunem w ręce i - wbrew pozorom - bardzo sprytny potrafi szybko wysłać Johna na tamten świat, a nas zmusić do powrotu do ostatniego Checkpointu.

Minigun jakiego dzierży jest zabójczy. Seria potrafi bardzo szybko nas zmęczyć i ekran zacznie przybierać czerwoną poświatę. T-600 jest znacznie bardziej sprytny niż T-7 i zamiast stać w miejscu, przyjmując prezenty w postaci granatów czy RPG na klatę, potrafi zajść nas z boku i nieźle utrudzić. W każdym starciu, w którym się pojawiają, byli pierwszym przeciwnikiem jakiego trzeba było likwidować. Cały problem dopełnia fakt, że jego słaby punkt to tylko niewielki kawałek pancerza na wysokości klatki piersiowej i trzeba się nieźle napocić, by - z M16 czy shotguna - go ubić. Łatwiej jest mając RKM, a najlepiej ze dwa dobre trafienia granatnikiem i dobić z M16 lub celnie w klatę z RPG.

Szybko po starciu z T-600 poznasz jego teoretycznie lepszą wersję nazwaną, przez samych bohaterów gry, Tkankowcem. Jest to nic innego jak T-600 zapakowany w gumową skórę i dozbrojony granatnikiem. Walka z nim na szczęście jest znacznie łatwiejsza niż z podstawową wersją robota szczególnie dlatego, że cała jego sylwetka jest podatna na obrażenia, a nadto i posiadanym przez siebie, granatnikiem posługuje się bardzo sporadycznie

W kilku specyficznych misjach, w których będziesz poruszał się wagonem metra lub półciężarówką i  korzystał z miniguna zamocowanego w pojeździe lub z nielimitowanych RPG spotkasz na swej drodze Moto-Terminatora.

 Poza misjami rozgrywanymi z udziałem transportu nie dane będzie Ci ich spotkać, a i wywzaniem w owych misjach są znikomym. Padają po jednym trafieniu z RPG,a  jedynym ich atutem są ruchliwość i szybkość.

Na tym wachlarz przeciwników się kończy dając automatycznie  kolejny powód do narzekań. 5 typowych przeciwników i na siłę szósty -  Łowca, którego pokonać nam dane będzie trzy razy  - to bardzo skromna liczba (niestety).

Kolejny powód do sarkania to brak T-800. Kto widział film ten wie, że scena końcowego starcia z tym robotem była jedną z najlepszych w filmie. Niestety panowie odpowiedzialni za grę nie dali nam szansy zmierzyć się z tak ciekawym przeciwnikiem, a tym samym odebrali  starcie z bossem.

Podsumujmy więc nieco:

Mamy przeciętną grafikę, obłędnie liniową fabułę (i to do tego stopnia, że nie mamy nawet możliwości przejść innymi, niż scenarzysta ustalił, drzwiami), znikomy wachlarz sił wroga, pominięte najciekawsze, a znane z filmu, starcia oraz kulejącą inteligencję towarzyszy broni.

Co zatem w założeniu twórców gry miało nas do niej przekonać? Nie wiem  i - niestety - nie potrafię wam na to pytanie odpowiedzieć. Przygoda z Terminator: Ocalenie kończy się w dokładnie 3 godziny i 17minut. Tyle zajęłs mi rozgrywka na poziomie normal. Po przejściu gry nie ma nic - żadnych bonusów, dodatkowych leveli czy jakiejkolwiek premii za jej ukończenie. Przeciętny gracz lubujący się w grach akcji załatwia grę poniżej 4 godzin i zapomina o niej. Nawet nie ma uczucia satysfakcji z przejścia gry (jak to często jest po ukończeniu jakiegoś wymagającego tytułu).

Na koniec wspomnę, że ocalał w grze Cooperative w trybie dokładnie takim samym jak jest na konsoli czyli dzielony ekran. Na PC w trybie współpracy gramy na tych samych zasadach - dzielony ekran i jeden z nas gra klawiaturą i myszką drugi natomiast musi mieć pada inaczej nici z grania. Nasuwa się automatycznie pytanie dlaczego nie można pograć w co-op przez LAN? Poważny moim zdaniem, już kolejny, brak . O ile na konsoli dwa pady i dzielony ekran nie są niczym dziwnym, o tyle dzielony ekran na 19" monitorze i dodatkowo wymóg pada do pogrania z kolegą jest nie do przyjęcia. Przez LAN grałoby się na pewno znacznie przyjemniej.

Osobiście oceniam grę na 4/10. Na nic więcej sobie nie zapracowała, a wielka szkoda, bo miałem nadzieję na solidną dawkę gry akcji, szczególnie po lekturze porównań do Gears of War i po tym co widziałem w filmie Terminator: Ocalenie. Panowie ze studia GRIN mocno mnie rozczarowali tą produkcją. Materiał bezsprzecznie drzemiący w filmie został zmarnowany i zdecydowanie lepsza gra powstałaby jako bezpośrednia ekranizacja fabuły filmu niż taka mocno naciągana i wybrakowana zapchajdziura.

+ Krótka (i bogu dzięki)

+ momentami trudna (5szt. T-600 dało popalić)

+ graficznie na poziomie

+ oprawa audio!

+ T-600

- Krótka!

- obrzydliwie liniowa

- głupawe zagrania towarzyszy

- brak wymagających starć

- pozbawiona bossów jak Żniwiarz czy T-800

- skąpy wachlarz przeciwników

- wyprane z opcji menu ustawień

- upośledzony cooperative

- zmarnowany dobry materiał jaki oferował film

- to tylko banalny port z konsoli bez powiewu świeżości w wersji PC.

Komentarze

7
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.
  • avatar
    Cr4sH
    0
    + Krótka (i bogu dzięki)
    - Krótka!

    I inne typu "Brak bossów" a w + że byli bosownie..
    Troche tego nie rozumiem.

    Tak czy siak ,gra podobna troche do fallout3 na 1 rzut oka.
    • avatar
      Konto usunięte
      0
      Fajna recenzja, lecz nie obędzie się bez krytyki...
      Te akapity zbyt duze, zreszta... wogole mogloby ich tu nie byc.
      Brak podziału recenzji na części: np. Wstęp, fabuła, grafika/dźwięk, gameplay, werdykt czy coś w tym stylu. Fajnie by było gdybyś umieścił też krótki filmik z gry który ukazywałby jak mniej więcej w dany tytuł się gra i na czym polega, ale to nie każdy ma możliwości coś takiego zrobić.

      Ogólnie recenzja na plus: tekst jest, obrazki są, plusy i minusy są, ważniejsze informacje też więc git ;].
      • avatar
        Konto usunięte
        0
        mi sie podobała ta gra ale krótka nawte im wyszło mim zdainm ;]