• benchmark.pl
  • Gry
  • Battlefield: Hardline – pole bitwy (tylko) dla prawdziwych fanów serii
Battlefield: Hardline – pole bitwy (tylko) dla prawdziwych fanów serii
Gry

Battlefield: Hardline – pole bitwy (tylko) dla prawdziwych fanów serii

przeczytasz w 2 min.

Miała być zupełnie nowa, intrygująca odsłona, a wyszedł ubogi krewny. Prozaiczna i bardzo krótka policyjna opowiastka z niewykorzystanym sieciowym potencjałem.

Ocena benchmark.pl
  • 2,7/5
Plusy

nowe, dobrze pomyślane tryby rozgrywki wieloosobowej; ciekawa stylizacja na serial telewizyjny (z klimatyczną zajawką kolejnych odcinków podczas wychodzenia z gry)

Minusy

banalna i bardzo krótka kampania, większość rozwiązań żywcem przeniesione z BF 4, bardzo słaba polonizacja (błędy w napisach, nierówny i sztuczny dubbing), cena jak za zupełnie nową grę

Na papierze wszystko wyglądało dobrze – kampania inspirowana klasykiem pośród seriali kryminalnych, interesujące tryby rozgrywki wieloosobowej podane w nieco odmiennej formie. Gdzieś jednak w połowie drogi wizja rozminęła się dość znacząco z realizacją. Bowiem nowy Battlefield to produkcja pełna skrajności, która raczej nie ma szans na podbicie rynku. Byłaby całkiem rozsądnym DLC, ale w obecnej formie i cenie trudno jednoznacznie stwierdzić do kogo tak naprawdę jest kierowana. Naturalnie oczywistą odpowiedzią byłoby powiedzenie, że do największych fanów serii, ale czy to ma sens? Moim zdaniem bardzo niewielki, bowiem na przeciętności lub jak też kto woli nijakości całościowo traci marka. No, ale wybiegam już nieco w przyszłość. Zacznijmy od początku.

Battlefield: Hardline - widok z bronia w ręku

A ten jest całkiem obiecujący. Scenarzyści zaserwowali nam iście serialowe podejście do poniekąd oklepanego telewizyjnego wątku kryminalnego. Wcielamy się tu w postać Nicka Mendozy, oficera śledczego z Miami, którego zadaniem jest infiltracja narkotykowego podziemia. Jak na dobry serial przystało w tym jakże skomplikowanej misji pomoże mu partnerka o bardzo zmyślnym imieniu i nazwisku – Khai Minh Dao. Zabawę rozpoczynamy oczywiście od najniższego szczebla organizacji przestępczej, a więc ulicznych handlarzy. Zgodnie z serialowymi schematami fabuła na początku dość ospale posuwa się do przodu, by po chwili bardzo przyspieszyć. Do tego oczywiście dodano kilka „niespodzianek” jak np. skorumpowani gliniarze czy rozterki uczuciowe. W skrócie mówiąc scenarzyści zaserwowali nam kolejny sezon kultowego niegdyś serialu Miami Vice. Niestety, zabrakło im trochę inwencji twórczej i już w okolicach czwartego odcinka zaczyna robić się nudno, powtarzalnie i co gorsza przewidywalnie do bólu.

Battlefield: Hardline - skrywanie się

Wynika to przede wszystkich z faktu, że wątek fabularny jest całkowicie liniowy, a nasz główny przeciwnik bardzo szybko przestaje być tajemnicą. W rezultacie rozpoczyna się zabawa z czasem, czyli „kiedy w końcu go dopadnę”. Zanim jednak do tego dojdzie musimy zasadniczo wybić całe tabuny opryszków, którzy zdecydowanie nie grzeszą inteligencją. Nie licząc niesamowitej celności jaką się charakteryzują potrafią jedynie od czasu do czasu schować się za przeszkodami. I nie ma tutaj znaczenia wybrany stopień trudności gry, który zasadniczo warunkuje jedynie poziom obrażeń jakie otrzymujemy przy trafieniu. Jeśli dodamy do tego fakt, że wszyscy wrogowie pojawiają się w z góry określonych miejscach to można dojść do słusznego wniosku, że na większe wyzwanie w Battlefield: Hardline raczej nie natrafimy.

Na następnej stronie wrażenia z gry.