Prey – skok w paszczę wszechświata
Gry

Prey – skok w paszczę wszechświata

przeczytasz w 7 min.

Prey nie jest relaksującą zabawą w beztroskie dziesiątkowanie obcych, ale mocnym doświadczeniem, które przeciąża szare komórki i zalewa serducho adrenaliną.

Ocena benchmark.pl
  • 4,7/5
Plusy

- klimat, klimat i jeszcze raz klimat!,; - mroczna, świetnie prowadzona, niezwykle intrygująca fabuła,; - różne drogi prowadzące do celów kolejnych zadań,; - drzewko umiejętności z nietypowymi zdolnościami obcych,; - abstrakcyjny arsenał broni,; - doskonałe udźwiękowienie,; - niezła polska wersja językowa (dubbing),; - eksplorowanie stacji Talos-1 daje olbrzymią frajdę,; - stosunkowo wysoki poziom trudności...

Minusy

...który niektórych może nadmiernie frustrować i zniechęcać,; - nierówna oprawa graficzna,; - koncepcja neuromodów i rozwoju postaci mogła być potraktowana nieco oryginalnieje).

Prey wraca pod nową postacią

Nazwa niby znajoma, wygląd – niekoniecznie. Coś się przypomina, ale nijak nie pasuje do obecnego stanu rzeczy. Tak robi nas w balona Prey, który sięga po znaną markę i przemalowuje ją na nowo, żeby wypracować świeżutką formułę rozgrywki.

Tego zresztą można było się spodziewać po twórcach Dishonored 2. Kolejna strzelanina? Nic z tych rzeczy! To cała mozaika elementów pobranych z najróżniejszych gatunków. Jest tu trochę RPG, trochę skradanki, a tu i tam przebija survival horror… I chociaż cała ta układanka pewnie nie każdemu pewnie przypadnie do gustu, to trudno jej odmówić mrocznego czaru.

Lampa, która straszy

Kiedy pierwszy raz usłyszałem o tym, że Prey nie będzie typową strzelaniną, taką jak Doom albo kolejna odsłona Call of Duty (tylko tym razem z kosmitami), posmutniałem. Z jednej strony na rynku zaroiło się od FPS-ów i Prey mógłby zniknąć w tłumie. 

Z drugiej zaś – Prey z 2006 był jednak dosyć oryginalnym reprezentantem tego gatunku, a więc może była szansa na coś nietypowego. Zwłaszcza, że nigdy niezrealizowany Prey 2 też sporo w tej materii naobiecywał.

No, ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem! Tym razem będzie inaczej i z tym faktem musiałem się po prostu pogodzić. Ale jeżeli nie „shooter”, to co? Po zdjęciach i zwiastunach trudno było to rozszyfrować. 

Perspektywa pierwszoosobowa, ale rozwałki na skalę Battlefield 1 tu nie ma. Są za to zadania, ekwipunek i rozwój postaci. Tylko, że RPG to też raczej nie jest… Czyżby więc kopia Dishonored 2?

Prey - chowanie się przez tyfonami

Wielu pewnie obawiało się, że prace nad Prey obiorą taki właśnie kierunek, bo w końcu czasem autorom gier trudno całkowicie pożegnać się z jednym dziełem i zabrać za inne. Ale na szczęście Prey to nie przygody Corvo w kosmosie. Elementy czysto skradankowe, i owszem, znajdą się, nawet w sporych ilościach, ale o żadnej taniej kalce Dishonored nie może być mowy.

Czym więc do diabła jest ten przeklęty Prey? Odpowiem pokrętnie: nie wiem, ale bardzo się go boję. Bo chociaż do survival horrorów też trudno ten tytuł zaliczyć, to jednak tym, co stanowi jego najsolidniejszy filar jest nastrój grozy.

Nie jest to jednak taka groza, jaką znamy z Resident Evil VII albo Outlast. To raczej ciągły niepokój, nieustanne konfrontowanie się z niewiadomym czy wreszcie niesłabnące nigdy poczucie bezsilności. Jak gdyby cały wszechświat chciał pożreć gracza, a ten, wbrew rozsądkowi i instynktowi samozachowawczemu włazi w sam środeczek najeżonej kłami paszczy.

Prey - mimik atakuje naukowca

Powyższe porównanie wydaje się o tyle trafne, że w Prey zagrożenie rzeczywiście przychodzi zewsząd. Ono nas osacza – mówiąc dosadniej. Nie bez powodu znakiem rozpoznawczym tego tytułu stał się mimik, czyli obcy „pajęczak” zdolny do przemiany w jakikolwiek przedmiot. I spróbujcie teraz przejść obojętnie obok tej lampy, tamtego kubka czy czegokolwiek innego.

Ale nie tylko ten gatunek potrafi napędzić stracha. Jest jeszcze mnóstwo jego kuzynostwa na stacji Talos-1. Bo musicie wiedzieć, że tam właśnie toczą się perypetie Morgana Yu (lub pani Yu – płeć do wyboru przez gracza). 

Jak się okazuje, prowadzone przez kosmiczną „korpo” TranStar eksperymenty na obcych, nazywanych tyfonami, doprowadziły do spustoszenia zawieszonych w próżni laboratoriów. I to właśnie zadaniem gracza, czy raczej Morgana Yu, będzie odkrycie tajemnicy tego incydentu, ustalenie własnego udziału w całym zamieszaniu, a przede wszystkim przeżycie na stacji Talos-1.

Umrzeć w ciemnych korytarzach tej kosmicznej budowli można na bardzo wiele sposobów, ale chyba najłatwiej na zawał serca. Całe szczęście, że twórcy Prey przygotowali dla nas coś na wzmocnienie. A konkretnie neuromody… Nie sądziliście chyba, że TranStar bada tyfony li tylko dla zaspokojenia ciekawości? 

Prey - film o neuromodach

Neuromody dla kurażu

Chyba najbardziej znanym ujęciem z Prey jest portret Morgana Yu z czerwonym jak gleba Marsa okiem. Skąd się wzięła ta paskudnie wyglądająca dolegliwość? Otóż, TranStar w przypływie geniuszu i lekkomyślności wynalazł tak zwane neuromody, czyli gadżety wspomagające nasz układ nerwowy. Pech chce, że trzeba je aplikować igłą przez oko. Aż ciarki przechodzą!

Ale mniejsza z samym sposobem używania neuromodów. Liczy się w końcu efekt. A ten pozwala Morganowi Yu zdobywać nowe umiejętności, takie jak naprawianie sprzętu, hakowanie czy skuteczniejsze wykorzystywanie apteczek.

Prawdę mówiąc, sam pomysł neuromodów brzmi nadzwyczaj ciekawie, ale w gruncie rzeczy przypomina system punktów doświadczenia spotykany w innych tytułach. Znajdziesz tyle a tyle neuromodów i odblokujesz taką a nie inną umiejętność. 

Co, oczywiście, nie znaczy, że jest to aktywność żmudna i nudna. Nic z tych rzeczy, bo w ten sposób można dobrać komplet zdolności, który najlepiej będzie odpowiadał stylowi gry danej osoby.

Prey - wybór bohatera

Trochę ciekawiej sprawy wyglądają w kontekście umiejętności tyfonów. Jako że TranStar przebadał te stwory (niemal) na wylot, neuromody umożliwiają też połączenie ich DNA z kodem genetycznym Morgana Yu i przyswojenie niektórych cech osobniczych przebiegłych i okrutnych kosmitów.

Wśród nich znajdzie się między innymi kinetyczna eksplozja, która na odległość zadaje obrażenia przeciwnikom, możliwość zamiany samego siebie w dowolny obiekt (tak jak robią to mimiki) czy też obsługa urządzeń „na dystans”.

Umiejętności w Prey dzielą się więc na mniej i bardziej zakręcone, z czego te ostatnie można odblokować skanując napotkanych obcych specjalnym urządzeniem (niejakim psychoskopem). Ponadto używanie „obcych” talentów Morgana Yu wykorzystuje zasoby „kosmicznej many”, którą tutaj nazwano energią psi.

Prey - psychoskop w działaniu

Wygląd i stosowanie tych tyfonowych zdolności zalatuje trochę Dishonored 2, ale i tak jest niezwykle satysfakcjonujące, a także oryginalne. Zwłaszcza, że ich rozwijanie niesie ze sobą pewne koszty, które odbijają się na szeroko rozumianym człowieczeństwie Morgana Yu. Nie zdziwcie się więc, jeśli w pewnym momencie automatyczne działka broniące Talosa-1 uznają głównego bohatera Prey za intruza,. Bo przecież DNA nie kłamie.

Czy znaczy to, że drogą do sukcesu w Prey jest szperanie po stacji, zbieranie neuromodów i napakowanie nimi Morgana Yu tak, że będzie niezwyciężoną maszyną do eksterminacji obcych? Można podejść do sprawy w ten sposób, choć czasami starczy ruszyć głową, żeby wykaraskać się z perypetii. A w zasadzie nie „czasami” a często i nie „starczy” a jest to zwyczajnie konieczne.  

Prey - zdolności tyfonów

Syfonem w tyfona

Nie ma takiej sytuacji, z której nie byłoby wyjścia. W każdym razie w Prey  . Czasami może się wydawać, że to już koniec, dalej jest tylko śmierć, rozpacz, cierpienie i frustracja, ale to tylko pozór. Kiedy dobrze rozpatrzeć wszystkie możliwości, zaraz jakaś droga się znajdzie.

Raz będzie to kanał wentylacyjny, który pozwoli nam ominąć problematycznego przeciwnika, to znowuż schowek z niezbędnymi zapasami, a kiedy indziej taktyka walki, która zamieni niepokonanego tyfona w kosmiczną bułkę z masłem. Brzmi to dosyć tajemniczo, więc dla jasności posłużę się osobistym przykładem.

Podczas mojej przeprawy przez stację Talos-1 napotkałem fantoma (wyjątkowo paskudny, antropomorficzny stwór). Zwykle można jakoś się przekraść, wykiwać przeciwnika, gdzieś ukryć, coś obejść... Jednak nie tym razem! Fabuła wymagała ode mnie, żebym tego konkretnego kosmitę uśmiercił. Nie byłoby w tym może nic aż tak trudnego, gdyby nie fakt, że mój ekwipunek, jak również zdrowie były na wykończeniu.

Zrobiłem szybką inwentaryzację i okazało się, że na podorędziu mam zaledwie kilka nabojów do pistoletu, jeden zbiornik do spluwy na klej, która pozwala unieruchomić przeciwnika, parę granatów elektromagnetycznych i niezawodny klucz francuski, który jednak w tej sytuacji mógł okazać się niewystarczającą bronią.

Prey - pomieszczenia Talos-1

Tak czy inaczej, postanowiłem zaryzykować. Wypuściłem fantoma na wolność i wpakowałem w niego wszystko, co miałem w plecaku. Nie zrobiło to na paskudzie dużego wrażenia, więc w akcie desperacji chwyciłem jakiś kosmiczny syfon czy inną butlę z tlenem i cisnąłem nią w kosmitę. Taa, jak gdyby to mogło go powstrzymać...

No nic, poległem, załadowałem grę i zdecydowałem się lepiej przygotować do walki. Zjechałem windą do pobliskiej kostnicy, gdzie udało mi się znaleźć zdezelowane działko. Przeniosłem je do sali z fantomem, zreperowałem, dzięki odblokowanym wcześniej umiejętnościom, i raz jeszcze przystąpiłem do boju.

Prędko okazało się, że i to rozwiązanie nie zapewni mi zwycięstwa, bo naelektryzowany fantom strzelał prądem po całej sali, raz dwa rozprawiając się z rozstawionym przeze mnie działkiem. Zrobiłem więc to, co w takich sytuacjach wychodzi najlepiej, a więc wziąłem nogi za pas.

Prey - nowy rodzaj tyfona

Wycofałem się do sąsiedniej sali, skąd przedostałem się do korytarza z wadliwą instalacją gazową, która pluła płomieniami uniemożliwiając przejście. Zużyłem resztki kleju do załatania dziurawych rur i tak dostałem się do pomieszczenia, w którym więziono jednego z laborantów.

Facet prosił o uwolnienie, ale jakoś nie uśmiechało mi się wypuszczać na wolność potencjalnego przestępcy. Tym niemniej tamten nalegał, obiecując w zamian za oswobodzenie kod do skrytki ze sprzętem. A ja potrzebowałem zapasów! Szybki rachunek sumienia doprowadził mnie do wniosku, że potrzeba jest matką miłosierdzia i tym sposobem podejrzany typek zaskarbił sobie moją przychylność.  

Otworzyłem drzwi szklanej celi i już wkrótce przebierałem w zgromadzonym nieopodal sprzęcie. Spośród wielu przydatnych gadżetów znalazłem tam również śrutówkę. Jak się okazało, tego właśnie było mi trzeba. Z nowiutką spluwą w dłoni wróciłem do nieszczęsnego fantoma i nakarmiłem go śrutem aż wreszcie wyzionął ducha.

Trochę to zajęło, ale wierzcie mi, uczucie tryumfu było przednie. I takie momenty w Prey są na porządku dziennym. Już dawno nie miałem do czynienia z produkcją, która wymagałaby ode mnie takiego kombinowania. A otwarty świat stacji Talos-1 był dla mnie miejscem, którego nie eksplorowałem. 

W każdym razie nie mogę tak tego nazwać. Owszem, odkrywałem jego sekrety, badałem kolejne pomieszczenia, ale nie była to beztroska wycieczka, tylko niekończący się tor przeszkód. Szkoła przetrwania, ujmując rzecz jeszcze inaczej.   

Prey - mapa stacji Talos-1

Prawda jest zawsze za zakrętem

Spytacie: po co to wszystko? Po co się męczyć? Po co szukać dróg między tyfonami? Po co się domyślać, rozwiązywać zagadki, nerwowo zerkać na pasek zdrowia? Co jest tą zachętą, która każe znosić wszystkie te trudy? 

Kijów w Prey rzeczywiście jest mnóstwo, ale idealnie równoważy je kilka wyjątkowo smakowitych marchewek. Pierwsza z nich to fenomenalny klimat, o którym już wspominałem. Druga to mikrokosmos zawieszonej w pełnowymiarowym kosmosie stacji Talos-1. 

W tym raju dla poszukiwaczy sekretów roi się od ukrytych atrakcji i zadań pobocznych. A uporanie się z tymi ostatnimi to czasami nie lada wyzwanie, które bynajmniej nie polega na wędrówce do wielkiego znacznika na mapie.

Wreszcie trzecia z „marchewek” to opowieść. Jaka ona jest? Wciągająca! A więcej? Jak połączenie „Obcego”, „Pandorum” i „Dystryktu 9”. I paru innych filmów. Ale, co ważniejsze, to historia, która na każdym kroku stawia przed nami wielki „X” niewiadomej.

Prey - w stanie nieważkości

Tajemnice mnożą się w Prey jak chmara tyfonów. Część z nich dotyczy samej stacji, inne dotykają psychiki głównego bohatera, który musi przełamać barierę amnezji, żeby ustalić, jakie miejsce zajmował w tragedii, która dotknęła Talosa-1. Wszystko to splata się w gęstą sieć intrygi, którą niełatwo rozsupłać bazując na sprzecznych niekiedy informacjach.

Wprawdzie czasami fabuła staje się tak enigmatyczna, że jej białe plamy negatywnie wpływają na suspens, ale zdarza się to tylko chwilami i zaraz potem znów dostajemy kolejną pokawałkowaną wiadomość, która ponownie podsyca naszą ciekawość. 

Wszystko to przypomina podtrzymywanie delikatnego płomyczka, który przygasa w ledwie tlący się żar, innym razem bucha potężnym płomieniem. Ale twórcy nieprzerwanie dorzucają do niego nowego opału, który sprawia, że ogień nigdy nie gaśnie.

Prey - prototypowe zwierciadło

Prey, o jakim nikt nigdy nie marzył

Spekulacji na temat nowego Prey nie brakowało. Jedni wierzyli, że będzie to klasyczna strzelanina, inni liczyli na oryginalniejsze podejście do tematu. W każdym razie nie sposób było przewidzieć, że dzieło Arkane Studios przybierze właśnie taki, a nie inny kształt.

Co za tym idzie, nikt chyba nie marzył właśnie o takim Prey. Mimo to, wielu pokochało go w tym nowym kształcie. I chociaż nie jest to lekka i przyjemna zabawa dla wszystkich, trzeba docenić kunszt, z jakim ten tytuł został wykonany. Pełna industrialnych hałasów i gitarowej muzyki, fenomenalna ścieżka dźwiękowa, szczegółowo zaprojektowane i pełne ukrytych przejść i schowków lokacje, mechanika podchodów i potyczek z tyfonami... Cały zestaw tych elementów układa się w spójną całość, której nastrój potrafi oczarować swoim ponurym pięknem.

A jeśli ktoś liczył na innego Prey... No, cóż, i ten tytuł, który dostaliśmy, daje pewną swobodę w wyborze stylu gry i nawet jeśli nie jest klasycznie rozumianym FPS-em, to nikt nie powiedział, że kiedyś się nim nie stanie. W końcu losy tej marki są poplątane i można tylko zgadywać, czym będzie Prey 2, o ile powstanie. Tak czy inaczej, trzeba się mieć na baczności, bo w preyowym kosmosie zmiana kształtów i zaskakiwanie gracza są na porządku dziennym.  

Prey - Morgan Yu rozmawia z samym sobą

Ocena końcowa:

  • klimat, klimat i jeszcze raz klimat!
  • mroczna, świetnie prowadzona, niezwykle intrygująca fabuła
  • różne drogi prowadzące do celów kolejnych zadań
  • drzewko umiejętności z nietypowymi zdolnościami obcych
  • abstrakcyjny arsenał broni
  • doskonałe udźwiękowienie
  • niezła polska wersja językowa (dubbing)
  • eksplorowanie stacji Talos-1 daje olbrzymią frajdę
  • stosunkowo wysoki poziom trudności...
     
  • ...który niektórych może nadmiernie frustrować i zniechęcać
  • nierówna oprawa graficzna
  • koncepcja neuromodów i rozwoju postaci mogła być potraktowana nieco oryginalniej
     
  • Grafika:
     dobry plus
  • Dźwięk:
     super
  • Grywalność:
     dobry plus

94%

Dobry Produkt

Komentarze

20
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.
  • avatar
    kabanosek
    10
    Zagrałem w demo na ps4 i..... dziwie się że młotek to osobna broń. Poza tym 30 fpsów, i szybkość przeciwników odstraszyła mnie :D Na PC na pewno o wiele lepiej się gra
    • avatar
      cacodemon
      3
      Grafa sprzed 7 lat
      • avatar
        zuzannator
        3
        Żałuję, że kupiłem tą gre na PC. Fabuła wciągająca ale grafika to kpina. Widać wyraźnie, że znowu, niestety, niestety, niestety... wygrało dziadostwo PS4. Gotowane nie rendorowaniem cienie, problem z ładowanie tekstu i LOD generalnie. Dla gracza PS to pewnie jakaś tam rewelacja ale dla wymagającego gracza PC to po prostu żenada. Nie wiem, może to kwestia silników All-In-One... Dziadostwo jakich mało, szkoda kasy i szkoda czasu. NIE ZA TE PIENIĄDZE!!! Moje rada, nie omijać tylko czekać aż będzie za 30-50 zł. Doskonały przykład jak można dobry pomysł zmarnować kiepskim wykonaniem.
        • avatar
          Konto usunięte
          2
          Grafa sprzed 7 lat. Nie, grafa jak na atari... Przeciez na moim 486 Dn3d wygladal lepiej ponad 20 lat temu...
          Niektorzy to musza miec niezla pustke w glowach skoro dostaja mega ciekawa produkcje, swietny klimat, fabule, gameplay, mechanike, ale ich to nie interesuje, bo grafa jest tylko ok. Rozumiem gdyby ta gra byla rzeczywiscie brzydka, ale nie jest. Kilka textur w zbyt niskiej rozdzielczosci do poprawy, reszta jest wiecej niz wystarczajaca imo.
          • avatar
            tuna007
            -1
            zacZalem wczoraj grac ale jak na razie nie jestem pod wrazeniem , textury jak z lat 2000
            • avatar
              Niepiskoj
              -3
              Grafika - dobry plus
              Kawał roku...
              • avatar
                chotnik2
                0
                Nie wspomniane w recenzji nic o System Shock 2?
                Przeciez to jest wlasnie duchowy poprzednik Prey 2017.
                Nawet technologia wyswiatlania tresci na szybach nazywa sie "Looking Glass", polecam sprawdzic kto stworzyl SS2.
                To jest trybut Arkane dla LGS ktore zapoczatkowalo ten gatunek.
                Wrocilo nawet inventory, ktorego brakowalo w Bioshockach.
                Cos u autora bardzo kiepsko z historia tego typu gier.

                Plus troche DeusEx (duzo hakowania komputerow, duzo informacji w emailach w komputerach, sporo drog dotarcia do celu czy to hakujac drzwi, czy uzywajac skilli do noszenia ciezkich rzeczy zbudowanie sobie drabiny z kontenerow, itp)

                Jezeli lubiles SS2, to Prey tez polubisz.