Internet

Hotelarze i restauratorzy płaczą, ale w IT impreza!

przeczytasz w 5 min.

Jak pandemia koronawirusa wpłynęła na rozwój nowych technologii? Oto kilka rozwiązań, które swój progres i dotarcie do szerszego grona odbiorców zawdzięczają bezpośrednio trwającej hekatombie.

Minął już ponad rok od kiedy koronawirus przekroczył granice terytorialne naszego kraju. Choć w skali zarówno krajowej, jak i globalnej, konsekwencje wynikające z panoszącego się wirusa są ze wszech miar straszne, trzeba przyznać, że stworzył on nową rzeczywistość i stał się, w pewnym sensie, motorem napędowym dla niektórych rozwiązań z sektora IT. Jak zatem pandemia wpłynęła na technologię? Oto kilka przykładów oddziaływania koronawirusa i wynikającego zeń “nieplanowanego” rozwoju.

Pandemia jest zjawiskiem globalnym, ale skupimy się w niniejszym tekście na naszym własnym, polskim podwórku. Powodu ku takiej orientacji są dwa. Pierwszy jest dość oczywisty - wszystkich nas bowiem (z drobnymi pewnie wyjątkami), najbardziej interesuje oddziaływanie pandemii na stan naszego kraju, jego gospodarki, jego kondycji społecznej. Drugi, w mojej ocenie również oczywisty, ale rzadziej jednak uświadamiany - jako społeczeństwo konsumpcyjne, działające w zgodzie z mechanizmami, które różnicują cały krąg kultury zachodniej, jesteśmy doskonałą miniaturą globalnych zmian. Ergo, na naszym przykładzie widać, z grubsza, co koronawirus zrobił z całym znanym nam światem, od Wysp Brytyjskich, po Stany Zjednoczone Ameryki Północnej.

Po pierwsze, życie w wymiarze online

Tym, co większość z nas odczuła na pewno jest wpływ pandemii na “gospodarkę” i nie chodzi tu wcale o zamknięcie określonych obiektów, jak restauracje, hotele lub siłownie, czy ograniczenie działalności poszczególnych branż, choćby ślubnej czy eventowej. Chodzi tu o gospodarkę, jako coś w czym partycypujemy czynnie, a aktywnie średnio 8 godzin dziennie. Zamknięcie tego i owego oraz przejście do nowej rzeczywistości zawodowej ufundowało nam upowszechnienie narzędzi do nauki i pracy zdalnej, a konkretnie popularyzację takich rozwiązań, jak Zoom, Google MeetUp czy Microsoft Teams. To oczywiście jedynie przykłady, wszak podobnych aplikacji jest bardzo, bardzo wiele.

Pandemia i pewnego rodzaju przymus pracy zdalnej sprawiły, że firmy zaczęły chętnie korzystać z narzędzi umożliwiających bezpośredni kontakt między współpracownikami online, co powinno nas wszystkich jednoznacznie cieszyć. Wszak w wielu branżach korzyści z pracy zdalnej lub pracy w trybie hybrydowym są więcej niż znaczne, zaczynając się gdzieś w okolicach optymalizacji kosztów prowadzenia biura, a kończąc na komforcie pracowników, którzy mogą wykonywać swoje codzienne obowiązki, a jednocześnie oszczędzać czas na dojazdy do pracy i - mówiąc kolokwialnie - lepiej wykorzystać czas po pracy.

Praca zdalna to oszczędność czasu i pieniędzy, w dużym skrócie, więc należy domniemywać, że wiele firm pozostanie przy zdalnych lub hybrydowych rozwiązaniach już kiedy pandemia będzie dla nas wszystkich przykrym wspomnieniem. Poza funkcjami czysto zawodowymi, aplikacje pozwalające na odbywanie spotkań w sieci pomogły nam wszystkim utrzymywać relacje z bliskimi oraz znajomymi w czasach, gdy obowiązywał twardy lockdown. Człowiek jest istotą społeczną, więc gdyby nie programy do szeroko rozumianych wideokonferencji, przeczekanie najgorszych okresów w rzeczywistości pandemicznej byłoby dla wszystkich znacznie, znacznie trudniejsze.

Rzecz jasna, koronawirus nie sprawił, że nagle aplikacje do spotkań online zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu - przyczynił się jednak do ich powszechnego wykorzystywania, pokazując znaczny potencjał oprogramowania tego typu. Innymi słowy, w pewnym sensie uświadomienie istnienia mechanizmów pozwalających na efektywną pracę zdalną to bezsprzeczna zaleta, jakkolwiek dziwnie by to dziś nie brzmiało.

Po drugie, zarządzanie, taski, sprinty

Tak jak aplikacje służące do odbywania modnych dziś meetingów lub po prostu spotkań towarzyskich, gdy nie możemy wyjść z domu i spotkać się “na żywo”, tak oprogramowanie do zarządzania zadaniami w modelu online zyskały w czasach pandemicznych przysłowiowe drugie życie. Owszem, takie Trello było znane i lubiane, i chętnie używane już wcześniej, niemniej dopiero wymóg pracy zdalnej sprawił, że wraz z innymi programami, zostało ono wyraźnie spopularyzowane.

Trello, Bitrix24 oraz podobne programy służące do zarządzania pracą zespołów to dziś w firmach usługowych konieczność, z czego sprawę zdali sobie nawet mniejsi przedsiębiorcy. W czasach tradycyjnego modelu pracy, kiedy spotykaliśmy się na żywo, żeby omówić dany temat, mieliśmy w pracy swoje “białe tablice” i wszystko było bardziej transparentne, od podziału obowiązków, po raportowanie pracy, można było pozwolić sobie na przechowywanie tego i owego na mailu. Dziś, efektywne zarządzanie zespołem w wymiarze zdalnym, za pomocą aplikacji w chmurze to czynnik przesądzający o utrzymaniu wydajności w trudnych czasach, które zdaniem wielu - dopiero przed nami.

Po trzecie, słowo klucz: e-commerce

Nieprawdopodobny rozwój sektora e-commerce - tak możemy w sumie streścić ten fragment niniejszego tekstu. Kiedy w marcu 2020 roku blady strach padł na wszystkich, którzy wypłatę otrzymują na konto w kwocie brutto, jedynie nieliczni sprzedawcy zdali sobie sprawę, że sposobem na utrzymanie się na powierzchni będzie przejście w handel online. Po kilku miesiącach nikt nie miał już wątpliwości, w końcu sklepy zamknięte, a kupować trzeba!

Czy e-comerce zmaleje, gdy koronawirus się skońcy?

Polski e-commerce roztył się do oszałamiających rozmiarów, od sektora FMCG, który przed pandemią był raczej ciekawostką (kto w końcu kupował kajzerki online?) po branżę budowlaną. Takie zaś serwisy, jak Allegro mogły w pierwszym półroczu, albo i dłużej, polskiej pandemii otwierać szampana praktycznie co miesiąc, bo okazało się, że co jak co, ale kupować to my lubimy. Pytanie, które nasuwa się tu samoistnie składa się z dwóch członów. Czy e-commerce i tak by się rozwinął, gdyby nie pandemia? Czy sektor zmaleje, kiedy koronawirus się “skończy”?

Odpowiedź na pierwsze pytanie - tak. E-commerce rozwija się od lat i w końcu stałby się potężną gałęzią gospodarki. Trwałoby to nieco dłużej, gdyby nie pandemia, ale w końcu stałoby się faktem. Odpowiedź na drugie pytanie - oj nie! Choć COVID-19 faktycznie przyspieszył rozwój, to nie ulega wątpliwości, że handel online dążył do poziomu, który mamy dzisiaj i nie ma realnych szans na to, że ulegnie on marginalizacji. To ogólnoświatowy trend, a sam rozwój e-commerce rozwija sieć dystrybucji, wpływa na zachowania konsumentów i w konsekwencji sprawia, że żyje nam się (kupuje nam się) wygodniej, a do tego dążą społeczeństwa konsumpcyjne.

Po czwarte, chmura

Jasne, że pandemia nie sprawiła, że wszyscy na świecie usłyszeli o rozwiązaniach chmurowych, ale udowodniła, iż są one nie tylko przyszłością, ale teraźniejszością, w której czas najwyższy zacząć aktywnie uczestniczyć. Dystans społeczny i przymus (no dobra, zalecenie) pracy zdalnej sprawiły, że mogliśmy docenić takie pomysły, jak dostęp do dokumentów online i możliwość wspólnej pracy nad jednym tekstem czy na jednym arkuszu kalkulacyjnym.

Zauważyliśmy, że współdzielenie plików na dyskach w chmurze jest wygodne, a dodając do tego możliwości programów do spotkań online oraz aplikacji do zarządzania pracą zdalną - przekonaliśmy się, jak ułatwia to pracę, a nawet uprzyjemnia czas wolny. W końcu, serwisy streamingowe są bezpośrednio powiązane z rozwiązaniami chmurowymi, a kto dziś wyobraża sobie leniwe popołudnie bez Netflixa lub poranny jogging bez Spotify czy Tidala?

Pandemia nie stworzyła zatem chmury, nie usankcjonowała nowego modelu funkcjonowania w społeczeństwie przy wykorzystaniu dobrodziejstw nowych technologii, ale pokazała nam, jak byłoby smutno i nijako, gdybyśmy nie mieli tychże technologii już odpowiednio rozwiniętych. Czy można zatem powiedzieć, że chmura stała się pewnym spadochronem na czas pandemii? Cóż, na pewno stała się gwarantem ciągłości i pokazała, że współczesny człowiek nie kłania się nieznanym i niezmierzonym przeciwnościom pochodzenia niewiadomego. Technologia dała nam bowiem takie możliwości, które z powodzeniem pozwalają nam na życie w wymiarze 2.0, choć jest to mnie przyjemne, a może po prostu “inaczej” przyjemne niż życie w klasycznym, społecznym wymiarze.

Po piąte, nie przesadzajmy

Wpływ pandemii na technologię można rozpisywać godzinami. Ba! To więcej niż pewne, że w najbliższych latach otrzymamy prawdziwy wysyp prac dyplomowych od licencjatu po doktoraty (niestety), których tytuł będzie zaczynał się od słów: “wpływ pandemii koronawirusa SARS-CoV-2 na…” ot choćby ceny skupu żywca w latach 2020-2022. Trochę to takie śmieszno-smutne, ale cóż, taki mamy klimat.

Tak czy inaczej, chmura, cyfryzacja wszystkiego, praca zdalna, spotkania online, kupowanie online, rozrywka online, sport online - to wszystko już było i przygotowało nas na wirusową hekatombę, a pandemia po prostu przymusiła nas do aktywnego korzystania z posiadanych już możliwości. Bardziej realnym i odczuwalnym wpływem pandemii na technologię jest pewnie brak sprzętu, brak podzespołów do jego wytwarzania, rozerwane łańcuchy dostaw etc. Owszem jest to zadyszka, która do przyjemnych nie należy, ale minie. Pandemia sama w sobie i działania politycznych managerów tu i ówdzie zgotuje nam pewnie większy bezdech senny. Będzie więc wesoło, ale przede wszystkim, nie przesadzajmy.

Nie przesadzajmy... Czyli, że co? - zapytają niektórzy. Po prostu, żyjmy. Zewsząd słyszy się głosy ekspertów, że świat sprzed pandemii już nie wróci, że zawsze będziemy już chodzili w maseczkach (i dobrze, w końcu kto lubi być okaszliwany w tramwajach, autobusach czy innym metrze przez osoby przeziębione, zasmarkane, zakatarzone?), że firmy nie wrócą do pracy stacjonarnej, że hurr-durr świat się kończy!

Otóż nie, świat się nie kończy, świat się zmienia. A my zmieniamy się razem z nim, czasem wolniej, czasem szybciej, raz niechętnie, a innym razem z niekrytą radością. Żyjmy więc, obserwujmy rzeczywistość i nie dajmy sobie wmówić, że pandemia zmieni nasze życie, bo nieodparta potrzeba wygody i usprawniania wszystkich codziennych czynności zmienia je w znacznie bardziej wymiernym stopniu. Na nasze własne życzenie.

Warto zobaczyć również:

Komentarze

11
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.
  • avatar
    Warmonger
    13
    Żyłem online, zanim to było modne :v
    • avatar
      porterneon
      2
      tytuł szczujący jedną grupę społeczną na drugą...
      • avatar
        Ahura
        1
        No i fajnie, dobrze że poszedłem w elektronikę a nie gotowanie czy mycie podłóg :)
        • avatar
          raffal81
          1
          Owszem, od 1.5 roku nie wiem gdzie jestem, taki mam zapierdziel w pracy, ale im współczuję ;/
          • avatar
            hovzi
            1
            Nie da się ukryć, że branża IT i sprzedaż online jedynie urosły podczas pandemii. Ciężko kupić coś gdziekolwiek indziej niż w internecie w momencie, gdy wszystko dookoła jest w kółko zamykane lub otwierane.
            • avatar
              pawluto
              0
              Na pandemii najlepiej zarobili medycy, koncerny stojące za szczepionkami i IT.
              Kto stracił ...tu lista jest zdecydowanie dłuższa...
              • avatar
                _-_-_-_
                -8
                Nikt nie płacze realnie, płaczemy tylko przed kamerami. U mnie dochody z cateringu wzrosły o 200%, ludzi musiałem zatrudniać, taki obrót (W-wa). Płaczą tylko Ci, którzy wracają z imprez kończących miesiąc roboczy, płaczą z radości. Nie dajcie nabrać się na te telewizyjna nagonkę że... upadło, upada, że źle, że wszystko inne tylko niedobrze, stek bzdur bo jest lepiej jak było. Dwa lata temu miałem jedną zmianę 4-16. Dziś mam trzy zmiany 6-14, 12-20 oraz 20-6 i nie wyrabiam, to znaczy ludzie nie wyrabiają bo ja (jak widać) to się obijam. Pozwólcie zatem że pójdę sobie popłakać, na Marszałkowskiej z kamerami I.T.I. się rozstawił, będę wracał z drzemki to zahaczę tylko najpierw trochę cebuli dla "cebulaków" w oczy wsmaruję, będzie realniej.