Talisman: The Horus Heresy – warhammerowa Magia i Miecz
Gry

Talisman: The Horus Heresy – warhammerowa Magia i Miecz

przeczytasz w 6 min.

Dwie kultowe serie - Talisman i Warhammer łączą swoje siły, by udowodnić, że staroszkolna rozgrywka nawet w tak hermetycznym uniwersum może naprawdę zaciekawić

Ocena benchmark.pl
  • 3,8/5
Plusy

- prostsza i bardziej przystępna wersja Talismana,; - przyjemna oprawa graficzna,; - potwornie wciąga, zwłaszcza fanów gier turowych,; - dobre zbalansowanie losowości z taktyką.

Minusy

- mało różnorodna rozgrywka,; - niemal całkowity brak jakichkolwiek animacji,; - pojedyncza partia trwa bardzo długo,; - nie wszystkie zasady są dobrze wyjaśnione,; - mocne nastawienie na płatne DLC.

Gry planszowe dostępne w wersji elektronicznej nie pozwalają na odczucie „fizycznej formy”, jednak oferują szereg ułatwień. Karty same się tasują, punkty same się podliczają, a do tego możliwa jest rozgrywka sieciowa. Talisman: The Horus Heresy może się więc wydawać idealnym połączeniem, tym bardziej, że zawiera w sobie mechanikę kultowej gry i popularne uniwersum Warhammer 40.000.

Nie da się jednak ukryć, że rozpowszechnione od paru lat „nowoczesne” planszówki znacznie różnią się od klasycznych tytułów pokroju Ryzyka, Monopoly czy właśnie Talismana. Te starsze produkcje są zazwyczaj prostsze i bardziej schematyczne, do tego pożerają ogrom czasu. To natomiast nie zawsze wpasowuje się w trendy dzisiejszych gier komputerowych i konsolowych.

Talisman: The Horus Heresy - jednostki bitewne legionu

Przedsmak tego, co oferuje Talisman: The Horus Heresy poznałem zresztą dobrych kilka lat temu, gdy pewien znajomy na wieczór z grami przyniósł pokaźne pudło z napisem Relic. Jest to poprzednia wersja Talismana, również oparta na uniwersum Warhammera 40.000.

Mój początkowy entuzjazm nieco osłabł, gdy rozpoczęta około godziny 20 partia skończyła się dobrze po północy, a każda tura opierała się w zasadzie na jednym tylko schemacie.

Talisman: The Horus Heresy - zmodyfikowana plansza Talismana

Galaktyka czeka na podbój

W opisywanej wariacji gry Talisman najważniejsza jest mechanika, a umiejscowienie fabuły w znanym uniwersum gra tu niejako drugie skrzypce. Fani Warhammera zapewne rozpoznają wydarzenia znane z Herezji Horusa, dziejące się jeszcze przed znamiennym rokiem „40 tysięcy”, jednak wszystkim innym pozostaną one obojętne.

Niestety, mimo wykorzystania licencji, nie poznamy tu żadnych wydarzeń fabularnych, ani nawet rozbudowanych opisów misji. Fani serii muszą więc jedynie zadowolić się budującymi klimat jednostkami. 

Talisman: The Horus Heresy - Corvus Corax

Ja osobiście odniosłem wrażenie, że dostosowanie Talismana do nowego świata odbyło się tylko i wyłącznie na zasadzie podmiany nazw i grafik. Zamiast towarzyszy, wspierają nas tym razem floty, napotykane wydarzenia zastąpione zostały infopanelami – i tak dalej. 

Szkoda, że nie pokuszono się o bogatsze opisy wprowadzające w klimat uniwersum. We wspomnianym już Relicu podejmowane przez bohaterów misje były wsparte zarysowanym tłem fabularnym i stanowiły dość dużą gratkę dla fanów. Tu z tego zrezygnowano.  

Talisman: The Horus Heresy - rozgrywka

W zasadzie zamiast znajomości historii wystarczy zrozumienie podstawowych zasad. Mamy tu do dyspozycji planszę, po której poruszamy się zazwyczaj rzucając kostką. Gdy zwiedzając kolejne pola poczujemy, że nasza postać jest już dość silna, możemy przejść do wewnętrznego kręgu, gdzie czekają nas przeciwnicy o lepszych statystykach, więc i trudniejsi do pokonania. 

Talisman: The Horus Heresy - Angron traci punkt hartu ducha

Następnie przeniesiemy się na jeszcze bardziej wymagający, trzeci poziom, skąd dostaniemy się prosto na pokład Mściwego Ducha, czyli finalnego statku będącego pod dowództwem Horusa. Tam z kolei na pokonanie będzie czekał „boss”, a kto pierwszy go zgładzi, wygra całą grę. 

Aha, po drodze należy jeszcze zdobyć tytułowy talizman, bo tylko mając go w kieszeni zostaniemy wpuszczeni na statek. Słowem – typowy standard.

Talisman: The Horus Heresy - talizman imperatora

Szkoda jednak, że nie do końca wyjaśniono dlaczego akurat tak to działa i jak właściwie można zdobyć ten najważniejszy przedmiot, otwierający drzwi do zwycięstwa. Sama rozgrywka traci przez to nieco swój sens i sprowadza się do biegania po planszy, przeszkadzania innym graczom i ściganiu się o jak najszybsze wytrenowanie swojej postaci.

Talisman: The Horus Heresy – daj się wciągnąć. Na naprawdę długo

Mimo tego, że zasady są niewiele bardziej skomplikowane, od najprostszej karcianej „gry w wojnę”, sama rozgrywka diabelnie wciąga.

W Talisman: The Horus Heresy do wyboru mamy osiem postaci, podzielonych na dwie strony konfliktu, a każda z nich opisana jest przez punkty statystyk oraz zdolności specjalne. Kolejne rundy dają nam natomiast możliwość odkrycia kart, które pozwolą na wytrenowanie herosa.

Talisman: The Horus Heresy - infopanel

Na tym w zasadzie polega cała sztuka – rzucamy kostką, wybieramy jedną z dwóch opcji ruchu, a później patrzymy jak rosną lub maleją oczka na karcie postaci. Równocześnie kombinujemy tak, żeby dopiec przeciwnikowi, którego bohater rozwija się szybciej, niż nasz. 

Nie pytajcie dlaczego, ale choć każda rozgrywka zajmowała mi co najmniej dwie-trzy godziny, to każdorazowo, przez cały ten czas wprost nie mogłem doczekać się swojej tury. Byle tylko spróbować po raz kolejny „wyturlać” swój los.

Talisman: The Horus Heresy - walka

Tak naprawdę dobrze zacząłem się bawić dopiero przy drugim podejściu. Wszystko dlatego, że wolałem najpierw dokładnie poznać mechanikę, oswajając się z dostępnymi kartami spotkań i manewrami (samouczek niestety nie do końca dobrze to tłumaczy). 

Po doszkoleniu się, zresetowałem rozgrywkę w połowie pierwszej partii, by zacząć od nowa. Dzięki temu mogłem już rozsądnie planować kolejne posunięcia, minimalizując czynnik losowości.

Talisman: The Horus Heresy - mroczne anioły

Gdy już na dobre zadomowimy się jednak na planszy, to odkryjemy, że wszystko powtarza się raz za razem i rozgrywka jest nad wymiar wtórna. I tu kolejny raz muszę przyznać, że nie do końca wiem, gdzie tkwi magia, ale po zakończonej partii, momentalnie uruchomiłem kolejną, choć doskonale wiedziałem już co i gdzie mnie czeka.

Talisman: The Horus Heresy - port kosmiczny Primus

Widzę tu pewną analogię do komputerowego, „biurowego” pasjansa – nie ma w nim zbyt wiele zaskakujących elementów, jednak uruchamiamy go raz za razem, by zobaczyć na końcu zwycięskie „rozsypywanie się” kart lub – w tym wypadku – klęskę dowódcy kosmicznego statku ukrytego pośrodku planszy.

Talisman: The Horus Heresy - koniec tury

Zabawa solo i w grupie znajomych

Grając w podstawową cyfrową edycję gry Talisman, miałem pewien problem z trybem dla pojedynczego gracza. Nie wiedzieć czemu, za każdym razem prześladował mnie pech, kostki turlały się nie tak, jak powinny i często kończyłem sfrustrowany. 

W Talisman: Horus Heresy zmieniło się kilka rzeczy, dzięki którym gra się zwyczajnie przyjemniej. Przede wszystkim, mam teraz wrażenie, że plany, które układam, znacznie łatwiej da się wykonywać, a to ze względu na większą liczbę dostępnych pozytywnych wyborów. Co ważne, nie jest przez to aż tak łatwo, żeby gra nie miała być satysfakcjonująca. 

Talisman: The Horus Heresy - umiejętności specjalne

Wciąż można tu przegrać, choć obecny jest efekt „śnieżnej kuli” – kiedy raz rozpędzimy się w budowaniu siły swojej postaci, już w połowie rozgrywki wiemy, że nikt nie będzie w stanie nas zatrzymać i kolejne godziny są tylko formalnością, polegającą na egzekwowaniu mozolnie budowanej potęgi.

Talisman: The Horus Heresy - wygrywa Roboute Guilliman

Istotną zmianą jest też podział na dwie frakcje. Dzięki temu, na planszy możemy nie tylko spotykać losowe wydarzenia lub przeciwników, w postaci innych graczy, ale też nie raz staniemy na polu z sojusznikiem, co umożliwi wymianę zebranych przedmiotów. Co więcej, na różne pola reagujemy inaczej, zależnie od tego, którą siłę konfliktu reprezentujemy.

Talisman: The Horus Heresy - karta Święte Zadanie

Tu z kolei przechodzimy do aspektu interakcji, który szczególnie istotny jest przy zabawie z żywymi przeciwnikami. Bo choć w Talisman: The Horus Heresy gra się solowo i tak dużo przyjemniej, niż w podstawową wersję, to jednak komputerowe SI nigdy nie zastąpi człowieka. 

W tym celu, oddano nam do dyspozycji dwa tryby wieloosobowe – lokalny i sieciowy.

Talisman: The Horus Heresy - walka Pretor vs Erebus

Właściwie nie ma tu żadnej większej filozofii – korzystając z opcji „gorącego krzesła” zbieramy znajomych przy jednym ekranie, zaś gra przez sieć pozwala nam wyszukać przeciwników z całego świata. 

Należy tylko pamiętać, że w tym drugim wariancienie da się zapisać gry i wrócić do niej później w tym samym składzie. A przecież każda sesja to parę godzin – praktyczniejsze jest więc skrzyknięcie znajomych na parę spotkań, pomiędzy którymi postęp zostanie lokalnie zachowany.

Talisman: The Horus Heresy - nawigator osnowy

Estetyka brutalnego świata

Fani Warhammera 40.000 to przede wszystkim esteci, którzy pieczołowicie malują swoje figurki, tworząc z nich barwne armie. Tymczasem w Talisman: The Horus Heresy znacznie uproszczono grafikę. Przynajmniej względem „normalnej” edycji fantasy. Trochę szkoda.

Całość toczy się w odległej galaktyce, a sama plansza jest przezroczystą siatką. W dowolnym momencie możemy jednak robić zbliżenia, oglądając naprawdę ładnie przedstawione floty i planety. 
Szkoda tylko, że stworzono wyłącznie jedno, statyczne tło. Gra aż prosi się o kilka różnorodnych grafik, które zmieniałyby się losowo przy każdej partii.

Talisman: The Horus Heresy - manewr

Twórcy nie zadbali także o animacje. Jedyne, co obserwujemy, to wysyłane pociski i wybuchy na przegranej karcie. Tego typu efekty specjalne ma nawet przeglądarkowa karcianka „World of Tanks”. Ba, nawet w szachach, które grałem kilkanaście lat temu na MS-DOS, poszczególne pionki w zabawny sposób ruszały się, wzajemnie się zbijając. A tu – nic, totalna bieda.

Talisman: The Horus Heresy - wybór zadania

Co zaś tyczy się dźwięku to jest on tylko poprawny. Muzyka co prawda nadaje grze odpowiedniego klimatu, ale brakuje tu choćby jakichkolwiek kwestii wypowiadanych przez postacie lub bardziej zróżnicowanych odgłosów odgrywanych przy kolejnych akcjach.

Do boju, fani gatunku!

Talisman: The Horus Heresy może być grą wyraźnie dzielącą graczy. Ci, którzy lubią długotrwałe planszówki i powolne rozwijanie postaci, na pewno będą zadowoleni i dadzą się wciągnąć na długie godziny. 

Talisman: The Horus Heresy - ocalony przez Zbroje Rozsądku

Podobnego zdania mogą też być miłośnicy świata Warhammer 40.000, choć o tych twórcy nie za bardzo zadbali. Z myślą o nich przygotowano co prawda szereg nowych postaci i kampanii, jednak trzeba za nie dodatkowo zapłacić (tak, to kolejne DLC).

Talisman: The Horus Heresy - wygrywa Ezekyle Abaddon

Tak naprawdę każdy może spróbować swoich sił w Talisman: The Horus Heresy, nawet niezorientowany w specyficznym świecie Warhammera 40.000, ani nie będący miłośnikiem planszówek. 

Zasady rządzące rozgrywką można szybko opanować, a możliwość grania ze znajomymi stanowi świetny pretekst do towarzyskich spotkań. Kto raz się wciągnie, ten z pewnością pokusi się o dziesiątki kolejnych rozgrywek. Cóż, taki już jest ten Talisman. 

Talisman: The Horus Heresy - i was there

Ocena końcowa:

  • prostsza i bardziej przystępna wersja Talismana
  • przyjemna dla oka oprawa graficzna
  • potwornie wciąga, zwłaszcza fanów gier turowych
  • dobre zbalansowanie losowości z taktyką
  • polska wersja językowa
     
  • mało różnorodna rozgrywka
  • niemal całkowity brak jakichkolwiek animacji
  • pojedyncza partia trwa bardzo długo
  • nie wszystkie zasady są dobrze wyjaśnione
  • mocne nastawienie na płatne DLC
     
  • Grafika:
    dostateczny plus
  • Dźwięk:
     dostateczny
  • Grywalność:
     dobra

76%

Komentarze

7
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.
  • avatar
    Hakuren
    2
    Jest to śmiesznie płytka, mega droga gra (w stosunku do zawartości). "Tfurcy" każą sobie płacić za pojedyncze postacie w formie DLC, które są kluczowe z punktu widzenia Horus Heresy i powinny być od samego początku dostępne. Kompletnie rozum ktoś stracił. Rozważę zakup jak wszystko razem z DLC będzie może z 5 Euro kosztować. Tak wolę czytać drugi raz tą stertę książek z serii, która ukazała się do tej pory i kupować nowe, choć nie zawsze tanie. Znacznie lepiej wydane pieniądze.
    • avatar
      Balrogos
      0
      "Prostsza i bardziej przystępna wersja Talismana,"

      To jest raczej minus niz plus
      • avatar
        kerry_sd
        -1
        tej recenzji nie da się czytać, co dwa zdania screenshot... do tego zbyt duże czcionki
        • avatar
          BriHecato
          0
          Jest chyba planszowa wersja Talismana w świecie W40k - nazywa się to "Relic" -> https://www.fantasyflightgames.com/en/products/relic/