• benchmark.pl
  • wideo
  • Starfield – czy posiadacze PlayStation 5 faktycznie mają czego żałować?
Starfield – czy posiadacze PlayStation 5 faktycznie mają czego żałować?
Gry

Starfield – czy posiadacze PlayStation 5 faktycznie mają czego żałować?

przeczytasz w 6 min.

Starfield mocno podzielił graczy. Jedni wychwalają nową produkcję Bethesdy nazywając ją wręcz wybitną, inni widzą w niej jedynie napompowany balonik, RPG-owego średniaczka. Gdzie leży prawda? I czy faktycznie marudzą tu jedynie fani PS5, którzy gry nie dostali? Sprawdzamy.

ocena redakcji:
  • 4/5

Najgłośniejsza premiera września? Bezapelacyjnie Starfield, choć niektórzy z pewnością powiedzą, że po piętach temu tytułowi już depcze nasz rodzimy Cyberpunk 2077: Widmo Wolności. Cokolwiek by jednak nie mówić nowa gra twórców takich legend jak choćby The Elder Scrolls V: Skyrim czy Fallout 4 tak potężnie nakręciła graczy, że wielu z nich nie widzi bądź nie chce dostrzec całej masy uproszczeń i ograniczeń, które serwuje nam Starfield. I nie, nie przemawia przeze mnie teraz uberfan PlayStation. Ja kocham każdą konsolę i na równi cenię sobie granie na Xbox Series X, PlayStation 5, pececie czy Nintendo Switch. 

Tym większe jednak mam oczekiwania co do tych najgłośniejszych tytułów, które dodatkowo, jeszcze przed premierą tłumnie okrzyknięte zostają wybitnymi zbierając niemal same „dychy”. Wiadomo, nie każdy musi lubić swobodę jaką daje graczom The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom, nie każdy też miło wspomina Skyrima. Po tylu maksymalnych ocenach nowej gry Bethesdy faktycznie oczekiwałbym, że zachwytom podczas zabawy nie będzie końca. Starfield to jednak gra bardzo nierówna – potrafi rozdrażnić, zirytować, a nawet czasem odrzucić. Mimo to jednak nie mogłem przestać w nią grać. W czym tkwi więc magia tego tytułu?

Starfield – poradnik na start

Pan maruda wkracza do gry

Nim odpowiem na powyżej postawione pytanie wcześniej na Starfielda nieco ponarzekam i pomarudzę. No bo skoro inni unikają tego tematu jak ognia skupiając się tylko na tym co dobre, świetne i znakomite, ktoś musi pójść wspak i wypunktować słabości nowej gry Bethesdy. Bo to nie tylko kwestia silnika gry, który mimo nowej wersji, miejscami trąci już myszką czy potężnego „recyklingu” lokacji na planetach. Grzeszków Starfield ma na koncie dużo więcej.

Pierwszym, który faktycznie może zepsuć odbiór gry to cała masa ekranów ładowania. Lądujesz na planecie – ekran ładowania, wychodzisz ze statku – ekran ładowania, wchodzisz do bazy – ekran ładowania. Niby nie są one długie, na Xbox Series X to około 8 sekund (na PC bywają krótsze), ale i tak to coś czego w 2023 roku nie potrafię zrozumieć. Mieliśmy już przecież wielkie, otwarte światy, z zerowymi ekranami ładowania - naprawdę nie dało się tu tego mocniej ograniczyć?

Starfield - wejscie do bazy marsjańskiej

Starfield - muzeum

Sprawa druga, którą każdy miłośnik eksploracji prędzej czy później po prostu musi zauważyć to wspominana już powtarzalność miejscówek. Niby Starfield oferuje nam olbrzymi kosmos z całą masą planet, ale tak naprawdę tylko wybrane są faktycznie unikatowe, a cała reszta zbudowana jest z tych samych, powtarzających się elementów. Sam kilkukrotnie, badając leżące na uboczu planety, napotykałem dokładnie te same miejscówki, z dokładnie takim samym rozmieszczeniem przeciwników. 

Doszło wręcz do tego, że jednego typu bazy unikam jak ognia – jak tylko ją rozpoznaje (bo okolica i środowisko faktycznie się przecież zmienia) z miejsca odpuszczam sobie zapuszczanie się głębiej. Po prostu nie sprawia mi już frajdy likwidacja wrogów, gdy dokładnie wiem, gdzie się znajdują. Bywa też i tak, że od razu przeskakuje na inną planetę, bo udające je lokacja, nawet jeśli stanowią spory wycinek terenu, są bowiem na tyle ograniczone, że nie chce mi się pokonywać pieszo kolejnych kilometrów, by stwierdzić za chwilę, że znów nie miałem szczęścia i napatoczyła mi się tak sama jaskinia czy placówka przemysłowa, którą już wcześniej widziałem.

Starfield - puste planety

Kolejne dwie rzeczy może nie odrzucały mnie od gry, ale potężnie z początku irytowały. Pierwszą jest wspomniany w wideoporadniku udźwig naszego bohatera. Zabawę zaczynamy jakbyśmy byli chucherkiem, a nie zaprawionym w bojach górnikiem, który wcześniej nie bał się chwycić na wielki energetyczny przecinak by ciąć skały. Efekt? Kilka zebranych broni i już dostajemy zadyszki, już musimy stawać podczas biegu by odpocząć i usunąć nagromadzone w płucach CO2. 

Na tym wstępnym etapie gry ta mechanika potrafi być bardzo frustrująca, choć i później, nawet gdy maksymalnie podniesiemy już umiejętność treningu siłowego pozwalając sobie dźwigać 185 kg i przestaniemy ścigać się na zbieranie każdego złomu bywa z tym różnie. Po prostu waga niektórych przedmiotów wydaje mi się mocno w grze przesadzona.

Drugą, znacznie bardziej wkurzającą rzeczą, i to niezależnie od tego czy dopiero zaczynamy czy może już zdążyliśmy zmienić statek na lepszy potężnie go przy tym rozbudowując, są… walki kosmiczne. Niestety brak bardziej szczegółowego wyjaśnienia mechaniki tych starć może powodować, że przez dłuższy czas będą one przypominać loterię. Przynajmniej do czasu gdy zrozumiemy jak duże znaczenie dla przebiegu tychże walk mają odblokowane umiejętności związane z pilotażem, uzbrojeniem, silnikami i osłonami statku, a także jego systemami celowniczymi. Wszystko razem przekłada się na całkiem zmyślmy system, szkoda tylko że twórcy zapomnieli nam tego dobrze wytłumaczyć.

Starfield - kierowanie statkiem w kosmosie

Starfield - rozbudowa statku

Spora część graczy chwali system strzelania w Starfieldzie. Dla mnie osobiście jest on jedynie poprawny. Dlaczego? Bo choć broni jest w grze całe mrowie, to ich „czucie” w wielu przypadkach jest bardzo podobne. W takim Mass Effect miałem swoje ulubione pukawki, które dawały mi potężną frajdę z ich używania. W Starfield mam w „ulubionych” 11 różnych pukawek i w zasadzie, prócz jednej snajperki, resztę wybieram na chybił-trafił. Trzeba jednak oddać ludziom z Bethesdy, że to co oferuje Starfield w kwestii modyfikacji broni i samego strzelania to chyba najlepsze co do tej pory udało im się stworzyć.

No, przynajmniej tu faktycznie coś im dobrze wyszło, bo w kwestii czytelności mapy, sztucznej inteligencji przeciwników czy choćby zachowania pozorów wielkiej kosmicznej epopei Starfield niestety mocno nie dowozi. To ostanie może dziwić, bo przecież mamy tu wielki kosmos, mamy latanie statkami, bitwy kosmiczne i abordaże. By jednak w pełni poczuć ten klimat potrzebne są te nieszczęsne przerywniki z startującym bądź lądującym statkiem… które niestety z czasem zaczynają nam nieco uwierać. A gdy w końcu odkryjemy, że możemy je całkowicie pomijać po prostu stosując myk z szybką podróżą (po prostu klikamy miejsce docelowe na mapie nie będąc nawet na statku i w kilka sekund jesteśmy u celu, i to poza statkiem) ta część klimatu po prostu wyparowuje.

Starfield - rozmowa z kosmicznym osadnikiem

Skoro jest tak źle to czemu jest dobrze?

Ano właśnie, i to jest w Starfieldzie najlepsze, że pomimo całej masy ograniczeń, niedopowiedzeń i archaizmów ta gra potrafi przyciągnąć do ekranu na długie godziny. Nie da się zaprzeczyć, że Bethesda tkwi wciąż w zamierzchłych czasach Skyrima i choć próbuje się z nich wyrwać idzie jej to bardzo ospale. Ma to jednak swój urok, bo choć wiele Starfieldowi można zarzucić to jednak w temacie opowiadania małych, genialnych historii tytuł ten nie ma sobie równych. I żeby była jasność – mowa tu o misjach pobocznych, a nie głównym wątku, który niestety, przynajmniej z początku nie porywa. 

Słyszałem wręcz głosy, że Starfield wymaga zainwestowania w niego minimum 12 godzin, bo dopiero po takim czasie robi się interesująco. Nie mówiąc już o trybie New Game+, który ponoć „zmienia wszystko”. Przyznam szczerze, że takie podejście zupełnie do mnie nie trafia – jeśli gra nie potrafi sprawiać mi frajdy przez pierwsze godziny to dlaczego niby miałbym się z nią męczyć dalej. O trybie New Game+ już nawet nie wspominając. I pod tym względem rozumiem wszystkich mocno marudzących na nieco trącąco już myszką konstrukcję Starfielda, która wymaga od nas zaangażowania choć sama z siebie z początku daje niewiele.

Starfield - statek Zjednoczonych Kolonii

Starfield - robot VascoStarfield - rozmowa z tropicielką

Mnie jednak gra wciągnęła dużo prędzej, bo zamiast ciągnąć na siłę wątek główny postanowiłem skupić się na tych, z pozoru małych, misjach pobocznych, które w wykonaniu Bethesdy zawsze umiały otrzeć się o geniusz. I dlatego łapałem się niemal każdej okazji by przeżyć w świecie Starfielda jakąś przygodę. Nie mogły powtrzymać mnie nawet spore różnice w poziomach przeciwników, z którymi przychodziło mi się wówczas zmierzyć.

Najlepszy przykład – ukryta baza na jednej z dalszych planet, o której dowiedziałem się z jakieś notatki znalezionej przy zabitym piracie. Żeby tam dotrzeć musiałem przedrzeć się przez kilka innych układów gwiezdnych i wszędzie tam czekało na mnie coś ciekawego. W końcu jednak, po kilku godzinach walki z odciągaczami uwagi udało mi się tam dotrzeć i przyznam szczerze, że była to naprawdę świetna i wyjątkowo klimatyczna przygoda. Ba, zakończyła się zdobyciem statku, który niegdyś był we władaniu pogromczyni piratów. 

Pewnie myślicie sobie teraz „e tam, nazwa jak nazwa, z rzeczywistością pewnie niewiele ma to wspólnego”. Ja też tak myślałem, ale tylko do momentu, gdy w pewnej chwili przybyłem do układu, w którym piraci ostrzeliwali statek transportowy. Oczywiście szybko wzięli mnie na cel… by kilka sekund później salwować się ucieczką pośród okrzyków, że to przecież statek pogromczyni piratów. Naprawdę genialne uczucie.

Starfield - łamigłówka

Starfield - ukryta baza Mantis

W efekcie porzucenia wątku głównego na rzecz zabawy misjami pobocznymi znacznie mocniej poczułem jednak magię Starfielda, który może nie powalił mnie na kolana wykonaniem, ale dał mi to czego najbardziej po nim oczekiwałem – masę niesamowitych przygód w klimatach filmowego Hana Solo, Ad Astry czy Serenity. Co więcej, nowa gra Bethesdy potrafiła nawet przywołać nostalgiczne wspomnienia z dalekiej przeszłości, kiedy to zagrywałem się w Wing Commander: Privateer i Privateer 2. I za to właśnie twórcom Starfield należą się duże brawa.

Starfield – czy warto zagrać?

Specjalnie nie zapytałem powyżej czy warto Starfielda kupić, bo kto chciał już to zapewne zrobił. Teraz, gdy gra trafiła już do biblioteki Xbox Game Pass, bardziej adekwatne wydaje się pytanie czy warto dać mu szansę. Moim zdaniem jak najbardziej warto. Jeśli stonujecie nieco swoje oczekiwania to ta gra faktycznie sprawi Wam ogromną frajdę.

Jasne, Starfield miał wszelkie zadatki na „najlepszą grę ever”. Z tak wielkim światem i upchanymi w niej smaczkami to mogło być coś lepszego nawet od legendarnego już Red Dead Redemption 2, które do tej pory potrafi zaskoczyć jakimś szczegółem czy mechaniką. Mogło, bo raczej tym nie będzie. Zabrakło polotu Rockstara. 

Przepis na sukces w wykonaniu Bethesdy to wziąć co lepsze kąski od konkurencji (No Man’s Sky czy Mass Effecta), dorzucić do tego swoje sprawdzone mechaniki i voilà – „mamy hit”. Powiedzmy sobie jednak szczerze – tym razem nie do końca się to im udało. Bo choć Starfield miewa przebłyski geniuszu to tkwiąc w przeszłości złotymi zgłoskami w historii elektronicznej rozrywki raczej się nie zapisze. W staniu się absolutnym bestsellerem mu to jednak nie przeszkodzi. Więc tak - posiadacze Playstation 5 mają czego żałować.

Starfield - artefakty w bazie Konstelacji

Opinia o Starfield [PC]

Plusy
  • porażająco olbrzymi świat czekający tylko na odkrycie jego tajemnic,
  • ciekawie zaprojektowane „miasta” i niektóre większe lokacje,
  • niesamowita ilość najróżniejszych misji, z których spora część z pewnością zapadnie nam w pamięć,
  • całkiem przyjemna, choć ograniczona eksploracja,
  • wybory i ich konsekwencje,
  • przepastne drzewko umiejętności pozwalające dostosować bohatera do naszego stylu gry,
  • dobrze zaprojektowani towarzysze, który nie tylko nieźle walczą, ale i potrafią włączyć się w rozmowy,
  • budowanie własnych statków, zakładanie placówek, romanse, intrygi i cała masa innych, nie mniej ciekawych aktywności,
  • niezła oprawa wizualna….
Minusy
  • … która jednak miejscami potrafi trącić myszką,
  • ekrany wczytywania na każdym kroku, co jest dość osobliwe jak na 2023 rok,
  • spora powtarzalność tych samych miejscówek, z tymi samymi przeciwnikami, na różnych planetach,
  • mechanika udźwigu naszego bohatera potrafi mocno irytować,
  • dużą część planet jest w zasadzie pusta, a obejmujący je teren mocno ograniczony,
  • starcia kosmiczne to początkowo loteria, która potrafi odrzucić od dalszej zabawy,
  • dość przeciętny „feeling” strzelania i dość słaba sztuczna inteligencja przeciwników,
  • niektóre mechaniki nie zostały dobrze wyjaśnione co wywołuje niepotrzebne problemy,
  • typowe dla Bethesdy bugi, choć jest ich mniej, nadal tu występują

  • Grafika:
    • 4.0 / Dobry
  • Dźwięk:
    • 4.5 / Dobry plus
  • Grywalność:
    • 4.0 / Dobry

Ocena końcowa

80% 4/5

Grę Starfield (XSX/PC) na potrzeby niniejszej recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od Bethesdy

W artykule znajdują się linki afiliacyjne, przekierowujące do zewnętrznych stron zawierających produkty i usługi, o których piszemy. Otrzymujemy wynagrodzenie za umieszczenie linków afiliacyjnych, jednakże współpraca z naszymi Partnerami nie ma wpływu na treści zamieszczane przez nas w serwisie, w tym na opinie dotyczące produktów i usług Partnerów. 

Komentarze

11
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.
  • avatar
    Janisz
    6
    Plusy - minusy... Dla miłośnika gier Bethezdy to raczej nie istotne... Niedawno n-ty raz ogrywałem Morka i F NV, czy F3, w Skyrimie i F4 po setki godzin... Czy zagram w Starfielda - i to bez względu na psioczenie na AI, bugi, powtarzalność, loadingi czy pustkowatość lokacji?.. JASNE. Czekam tylko na to, aż jakiś miłościwy zdolny moder naprawi to będące zaprzeczeniem ergonomii konsolowe gówno zwane interfejsem w tej grze i dostosuje je do użytku (jak w Skyrimie np.)... TO jest dla mnie na razie jedyny POWAŻNIE ZNIECHĘCAJĄCY do gry minus.
    • avatar
      szymcio30
      4
      Nie nie mają. U nich przynajmniej w większości ekskluzywne gry działają w 60 fps. A w tym cudownym dziele masz do wyboru żenujące 30 fps lub kupic PC najlepiej z RX 7900XTX lub RTX 4090. I żeby nie było to nawet nie stoi obok Cyberpunka, czy pecetowej poprawionej wersji The Last of Us Part I. Natomiast ekrany ładowania to już w ogóle mi ręce opadają.
      • avatar
        paankracyki
        3
        Spokojnie, wiedząc, że to Bethesda - Starfield nie tylko pojawi się na PS5, potem PS6 itd., ale także za jakieś 10 lat będziemy w stanie odpalić go na inteligentnym piekarniku (patrz: Skyrim).
        • avatar
          nostah
          3
          osobiście jestem załamany tym jak słaba grafika jest w tej gierce. czuje się jakbym był w 2010 znowu... tylko dlaczego wymaga najnowszych kart do 60 fpsów?
          • avatar
            Okonio
            1
            "niestety mocno nie dowozi"
            Chyba "nie dostarcza" (np frajdy), tam nic nie jest wożone. Jeśli ktoś myśli, że to błędne zapożyczenie z angielskiego jest kul, to niech wie, że ciągle ripited przestało być fany.
            • avatar
              J.B FIN
              1
              Dajcie sobie spokoj z ta gra, nudy na pudy, sztucznie napompowana popularnosc.
              • avatar
                marioking
                1
                To nie jest jakas super gierka, ale jest spoko... chyba posiadacze nvidi i ps5 mają tylko taki ból dupy... ja na 6650xt gram w wysokich i nie mam problemów.. a komp budzetowy,, z ryskiem 5500, 16gb i nie wiem o co sie przypierdalac, na kompie za nieco ponad 2k mozna sobie pograc w najnowsza gierke w wysokich a będą biadolic... jak sie postawiło na czerownych to jest spoko :P bo sma jest, fsr2 jest wiec mozna pograć.. ale purysci beda pixele porównywać :P
                • avatar
                  Thror
                  1
                  Nuda, która nie obsługuje nawet joysticka, nie mówiąc już o HOTAS. Wyłączyłem to po godzinie. Żałuję zakupu.
                  • avatar
                    kkastr
                    0
                    Na podstawie obejrzanych recenzji mam wrażenie, że to nie jest RPG w kosmosie, tylko strzelanko-przygodówka w kosmicznej stylistyce. I jako taka jest niezła, ale nadzieje były rozbudzane na coś więcej.
                    • avatar
                      sebin90
                      0
                      Po premierze tego gniota w gamepass sprzedałem xboxa i kupiłem ps5. Gra jest toporna. Pomijam fakt dennej fabuły, ale żeby w dobie statków kosmicznych będąc na planecie nie było żadnego innego środka transportu? Wszędzie z buta? Dramat.