Nowa Katana jest jeszcze ostrzejsza. Creative ulepsza głośnik dla gracza

Gamingowy soundbar Creative Sound Blaster Katana w nowej wersji

Poprzednik był jednym z najlepszych soundbarów kierowanych przede wszystkim do graczy, choć dobrze sprawdzał się też w innych zastosowaniach. Od jego premiery minęło już jednak trochę czasu i producent z Singapuru zdążył przygotować nową, jeszcze bardziej wypasioną wersję. Powitajmy Creative Sound Blaster Katana V2. 

Zajrzyjmy do środka. Wewnątrz nowej Katany drzemią cztery przetworniki, których łączna moc wynosi 66 W. Dopełnieniem zestawu jest bezprzewodowy subwoofer o mocy 60 W, co razem daje nam moc na poziomie 126 W. Wynik może i nie jest imponujący (choć i tak mówimy o wzroście z 75 W), ale najlepszą robotę mają tu wykonywać pozostałe podzespoły i zastosowane technologie. 

Creative Sound Blaster Katana V2 to zdecydowanie soundbar dla graczy

Za przetwarzanie dźwięku odpowiadają tu: potrójny wzmacniacz oraz dwa procesory: podstawowy, zapewniający wyraziste i bogate brzmienie oraz krystalicznie czyste dialogi i „gamingowy” Super X-Fi UltraDSP. Ten ostatni wprawia w ruch takie funkcje jak SXFI „Battle Mode”, która pozwala niejako usłyszeć dokładną lokalizację innych graczy na mapie. 

Z myślą o graczach inżynierowie postarali się także o tryb Scout Mode, w którym zwiększana jest słyszalność kluczowych dźwięków, takich jak przeładowywanie broni czy kroki stawiane przez przeciwników. Dodać wypada też, że nie dość, że tym wszystkim może nas uraczyć w standardowym trybie działania, to jeszcze ma gniazdo słuchawkowe (na froncie). Nie zabrakło też – rzecz jasna – podświetlenia RGB.

Łączność też jest mocną stroną nowej Katany

Szerokie opcje łączności są kolejnym atutem. Do wyboru mamy między innymi HDMI (z ARC), USB, AUX i cyfrowe wejście optyczne, a także technologię Bluetooth. Przysłowiową wisienką na torcie jest zaś pilot zdalnego sterowania.

Obejrzyj w

Cena poszła trochę w górę

Soundbar Creative Sound Blaster Katana V2 został wyceniony na 1499 złotych. Względem poprzednika trzeba więc dopłacić około pół tysiąca. Na papierze wygląda to tak, jakby było warto – z konkretną opinią wstrzymamy się jednak do testów. 

Źródło: Creative