Foto

Kto rozdaje karty w branży fotografii smartfonowej i czy może to się zmienić

przeczytasz w 3 min.

Rynek sensorów, zarówno dla urządzeń mobilnych jak i tych bardziej stacjonarnych, to dziś bardzo łakomy tort, z którego skorzystać chcą wszyscy. Wciąż jednak przy stole siedzą trzy firmy.

Odpowiedź na pytanie „kto rządzi w branży fotografii smartfonowej?” może być dwojaka. Po pierwsze, za najważniejszy podmiot możemy uznać firmę, która produkuje najciekawsze fotograficznie urządzenia i ma największe udziały produktowe, albo firmę, której podzespoły (w domyśle sensory) trafiają do największej liczby smartfonów na świecie.

Znaczenie w branży jako odzwierciedlenie udziałów w rynku smartfonów

W przypadku firmy o najciekawszej ofercie odpowiedź nie jest prosta, choć Huawei nasuwa się jako oczywisty lider innowacji ze swoją gwiazdą P30 Pro. Jednak wyjątkowość fotograficzna smartfona może być sytuacją jednostkową. Ostatnie premiery Samsung Galaxy S20 pokazały, że na fotografię smartfonową można spojrzeć się w inny sposób niż tylko umieszczając coraz to mocniejsze teleobiektywy. Pokazały, że sensory o dużej rozdzielczości w pikselach da się wykorzystać nie tylko tak jak dotychczas do zwiększania efektywnego rozmiaru piksela, ale też jako element hybrydowego układu teleobiektywowego.

Xiaomi Mi Note 10
Xiaomi Mi Note 10 w akcji

O tym co zdziałają S20tki w praktyce dopiero się przekonamy. Można jednak powiedzieć, że pod względem fotografii smartfonowej i urządzeń istotność firmy w branży może być utożsamiona z dużą dokładnością z udziałami w rynku. Dlatego oprócz Huawei, smartfonowe karty rozdają też Samsung i w coraz większym stopniu Xiaomi. Ten ostatni producent zasłynął jako pierwszy smartfonami ze 108 Mpix sensorami.

To oczywiście po Androidowej stronie barykady. Po stronie iOS mamy jak zawsze jedną firmę - Apple.

Znaczenie w branży jako odzwierciedlenie udziału w rynku sensorów

Aparat cyfrowy w smartfonie to hardware i oprogramowanie. Warstwa sprzętowa to sensor, elektronika przetwarzająca obraz plus optyka. Sensor często nazywany sercem aparatu odgrywa bardzo ważną rolę. Jego potencjał wraz z optyką na sztywno limituje możliwości aparatów w smartfonach.

Z kolei oprogramowanie potrafi być kompletną loterią, ale też bardzo wiele od niego zależy. Dlatego dużą popularnością cieszy się rozwiązaniem darmowa aplikacja aparatu GCAM, port aplikacji ze smartfonów Google Pixel. Teoretycznie wydobywa ona maksimum tego co potrafi sensor (elektronika smartfonu może wprowadzać pewne ograniczenia).

Miejsce pierwsze - Sony

Nie jest zaskoczeniem, że w branży sensorów pierwsze skrzypce gra Sony. Jak bardzo są one pierwsze? Otóż według danych firmy badawczej Techno Systems Researchm w grudniu 2019 roku ponad 49% rynku sensorów (a za ten uznajemy nie tylko implementacje w aparatach cyfrowych i w smartfonach, ale też w motoryzacji, nadzorze technicznym i wiele innych) przypadło w udziale Sony. Z układów tego producenta, w tym bardzo popularnych 48 Mpix matryc IMX586 i ich słabszych wariantów IMX582, korzysta praktycznie każdy producent urządzeń mobilnych.

Również wspomniany Huawei wkłada do swoich flagowców układy Sony. Czasem są to modele rzadziej spotykane w innych produktach, niejako stworzone z myślą o Huawei. Prawdopodobnie znowu, w Huawei P40 zagoszczą układy Sony. Plotki sugerują, że może to być 52 Mpix matryca o spodziewanym oznaczeniu IMX700.

Miejsce drugie - Samsung

Drugie miejsce zajmuje Samsung z prawie 18% udziałem. Razem z Sony obejmuje 2/3 światowego rynku sensorów. Ten współudział może się zwiększyć, bo Samsung chce dynamiczniej rozwijać swój sektor sensorowy. Teraz szczytowym osiągnięciem koreańskiego koncernu są 108 Mpix sensory ISOCELL Bright HM1, który znajdziemy w Galaxy S20 Ultra.

Współudział może też pozostać ten sam, a nawet się zmniejszyć, jeśli niestabilna sytuacja związana z koronawirusem w Azji będzie dalej się zaogniała. Sony martwi się, że dane z obecnego kwartału mogą być gorsze niż wcześniejsze szacunki. Wpływ sytuacji odczują zresztą także inne branże, jak rozrywkowa - cena konsoli PlayStation 5 może być rekordowo wysoka ze względu na rosnące ostatnio koszty dostaw.

Mimo to długoterminowe prognozy zapowiadają nawet kilkudziesięcioprocentowy wzrost wartości branży w nadchodzących latach. TSR szacuje wartość branży sensorów na 17,2 miliarda dolarów w 2019 roku, a w 2023 ma to być już 27 miliardów.

Miejsce trzecie - OmniVision

Trzecie miejsce na podium światowego rynku sensorów zajmuje OmniVision z USA. Jego udziały na poziomie 9,5% wydają się skromne, ale to mimo wszystko istotna w branży firma. Resztę, czyli 23,5% udziałów dzielą inni, producenci półprzewodnikowych układów światłoczułych. Wśród nich znajduje się prawdopodobnie Canon, który od zawsze samodzielnie konstruuje i wytwarza sensory dla własnych aparatów cyfrowych, ale nie dla smartfonów.

Producent to niekoniecznie projektant

O tym też trzeba pamiętać. Co prawda znakomita większość układów Sony to rozwiązania, które powstały w laboratoriach tej firmy, ale nie zapominajmy, że tacy producenci jak na przykład Nikon potrafi projektować świetne matryce choć ich nie produkuje.

To też jest prawdopodobnie jeden z powodów, dla których logo tej firmy jak i Canona, nie zagościło na obudowach smartfonowych. Te firmy przypuszczalnie chciałyby mieć pełną kontrolę nad tworzeniem podsystemu fotograficznego, a nie tylko udzielać się ze swoim know-how.

Źródło: imagesensorsworld, inf. własna

Czytaj więcej na tematy związane ze smartfonami

Komentarze

0
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.

    Nie dodano jeszcze komentarzy. Bądź pierwszy!