Audio

Dźwięk przestrzenny i podsumowanie

przeczytasz w 5 min.

Dźwięk przestrzenny

Efekty przestrzenne oceniałem na dwa sposoby: w pomieszczeniu zastanym oraz w tym samym pomieszczeniu, lecz akustycznie zaadoptowanym. Oto pierwsze wrażenia w pokoju zastanym:

1. W klipie demonstracyjnym z filmu „Everest”, w scenie z burzą, było słychać spore uprzestrzennienie dźwięku: wydawało się, że niesione wiatrem piasek i drobne kamyki odbijają się od ekranu mojego telewizora i unoszą gdzieś do połowy ekranu. Było to dość sugestywne, ale wielkiej przestrzeni nie było mowy.

2. Z kolei w scenie z filmu „Unbroken”, gdy bombowce są atakowane przez myśliwce „zero”, dźwięk przelatującej maszyny nie był związany z płaszczyzną belki, lecz słychać go było z wyższego miejsca ‒ gdzieś na poziomie górnej krawędzi telewizora. Nie była to jakaś wielka przestrzenność, ale i tak dużo lepiej niż typowe brzmienie "zakopane" gdzieś w samej grajbelce.

3. W klipie „747 demo” (start jumbo jeta) dźwięk bardzo ładnie wypełnił obszar nawet trochę nad telewizorem. Zabrzmiało to intrygująco ‒ nie był to dźwięk stricte przestrzenny, lecz jakby nieco uprzestrzenniony w stosunku do standardowego, którego pozornego źródła nie można było zlokalizować w belce, lecz gdzieś pół metra nad nią. W sumie nieźle, ale szału nie było.

Po tych wstępnych doświadczeniach postanowiłem dokonać pewnych zmian. Znaczącą poprawę jakości dźwięku przestrzennego przyniosła adaptacja akustyczna pomieszczenia. Ponieważ mój 17-metrowy pokój jest, z akustycznego punktu widzenia, raczej mało symetryczny (tj. po prawej stronie soundbara znajduje się komoda ze szklanymi drzwiczkami natomiast jego po lewej stronie znajdują się elementy wyposażenia znacznie bardziej pochłaniające i rozpraszające dźwięk, postanowiłem ustawić przy obu ścianach bocznych, symetrycznie względem grajbelki, dwie twarde powierzchnie odbijające fale dźwiękowe. Do dyspozycji miałem dwa blaty o wymiarach 120x80 cm i ich właśnie użyłem.

Samsung N650 - dostosowanie akustyczne pomiesczenia

Cóż za różnica! Dźwięk uległ niesamowitej poprawie - byłem zaskoczony jak w demo śmigłowca przesunął się on znacznie bardziej w lewo. Przed adaptacją śmigłowiec poruszał się gdzieś 30-40 cm od lewej krawędzi belki, natomiast po dostawieniu blatów obiekt ten przesunął się znacznie dalej - nawet na odległość 1,5 m, czyli na odległość ponad trzy razy większą. W związku z tym zalecam wszystkim użytkownikom N650 ustawić go tak, aby promieniował wzdłuż dłuższej osi pomieszczenia i aby linia będąca przedłużeniem dłuższej osi symetrii belki trafiała w punkt na płaszczyźnie silnie odbijającej falę dźwiękową. Najlepiej aby była to powierzchnia niezameblowana, po prostu goła ściana, ewentualnie drzwi lub jakieś inne jednolite powierzchnie mocno odbijające dźwięk. To właśnie w takim pokoju wydobędziemy z N650 maksimum jego możliwości. Mój pokój został umeblowany pod kątem tradycyjnego odsłuchu stereo za pomocą pary klasycznych zestawów głośnikowych, w związku z czym w pierwotnym ustawieniu nie mogłem wykorzystać możliwości drzemiących w N650. Po niewielkiej adaptacji (tymczasowej, na czas testu) okazało się, że debiutujące w soundbarze Samsunga falowody nie są jakimś tam bajerem, lecz wnoszą zupełnie nową jakość do przecież i tak już udanej grajbelki stereo.

Samsung N650 - stereo

Efekt przestrzenny był tak dobry, że przypomniałem sobie inny sprzęt tego typu, a mianowicie Philipsa Fidelio B1. Ten malutki soundbar z falowodami również tworzył niezwykle atrakcyjną chmurę dźwiękową. Samsung N650 idzie o krok dalej dając to, czego B1 brakowało najbardziej: dobrej klasy reprodukcję niskich tonów. Choć nie można do końca porównywać obu konstrukcji (B1 był mniejszy, do małych pomieszczeń), oba urządzenia wykorzystują przecież falowody, które, nie ukrywajmy, do tej pory były w soundbarach raczej rzadkością (jeśli mnie pamięć nie myli, miały je tylko niektóre soundbary Bose’a i Philipsa). N650 oferuje o klasę lepszy bas od B1 z lepszym zróżnicowaniem, lepszą kontrolą, bardziej kontrolowany, konturowy, lecz z bardzo dobrym wypełnieniem. W B1 bas był potężny, acz mało zróżnicowany ze względu na zastosowanie obudowy pasmo-przepustowej. To niewiarygodne, że Samsungowi kosztującemu zaledwie 1700 złotych udało się zaoferować w sumie więcej niż kosztującemu 2100 zł Philipsowi B1. No ale takie są właśnie korzyści płynące z postępu techniki

Samsung N650 - panel kontrolny

Zwracam uwagę, że dopiero po adaptacji pomieszczenia N650 pokazał, co naprawdę potrafi. A potrafi naprawdę wiele. Wróćmy zatem do wrażeń z odsłuchu. Słuchając klipu „Santeria” z płyty demo firmy Dolby przeżyłem lekki szok. Po dokonaniu niewielkiego dogięcia blatów w swoją stronę poprawa była niesamowita: dźwięk zawędrował po prawej  ścianie jeszcze bliżej mojej pozycji, do tego stopnia, że chcąc nie chcąc odruchowo odwracałem głowę chcąc zobaczyć sowę, której pohukiwanie rozlegało się z mojego boku. W tej chwili zrozumiałem jak bardzo system falowodów polega na jakości odbić i uświadomiłem sobie, że tak naprawdę zaczynam dopiero odkrywać potencjał tego niezwykłego soundbara.

Samsung N650 - dolby

Ci szczęśliwcy, którzy mają bardziej odpowiednie pomieszczenie (tj. węższe niż moje, z mocno odbijającymi powierzchniami bocznymi), spektakularne efekty będą mieli zagwarantowane. Moim zdaniem, dla maksymalizacji efektów przestrzennych N650 nie może grać w silnie wytłumionym pomieszczeniu z meblami na ścianach bocznych (jak widać zdjęcia producenta nie są wcale czystym marketingiem, lecz pokazują sytuację optymalną). To właśnie w takim, optymalnym dla siebie pomieszczeniu, N650 odżyje, a jego brzmienie stanie się niezwykle przestrzenne i angażujące.

Wróćmy jeszcze na chwilę do klipu demo z filmu "Everest". Po kolejnej zmianie ustawień blatów zdziwiły mnie odgłosy grzmotów: słychać je było teraz 1,5 metra po prawej stronie soundbara i stało się jasne, że adaptacja pomieszczenie nie poszła na marne: po prostu było o co walczyć, bowiem wrażenie było niesamowite. Po zmianie ustawień zyskał także klip „Santeria”. Słychać w nim sowę, która pohukuje gdzieś tam w lesie, czy dżungli pełnej różnych odgłosów i tajemniczych szelestów. Głos sowy dochodził z miejsca znajdującego się niemal 2 metry od końca belki, co było wielce sugestywne ‒ nie mogłem się oprzeć i znowu przekręciłem głowę.

Muszę przyznać, że eksperymentowałem z różnymi kombinacjami blatów, ale najlepsze rezultaty dawała zawsze kombinacja z dwoma dogiętymi do środka, co oznacza, że N650 "lubi" jak ma po swoich obu stronach obszary „akustycznie zbliżone”. Jeszcze raz podkreślam, że dla tego soundbara ważne jest aby po jego lewej i prawej stronie była, po pierwsze, akustyczna symetria oraz, po drugie, płaszczyzny silnie odbijające falę dźwiękową. Dopiero wtedy mamy gwarancję naprawdę znakomitych efektów przestrzennych (jak na grajbekę).

Samsung N650 - rozkład dźwięku

Zwracam uwagę, że N650 nie jest soundbarem, który pełnię swoich możliwości pokaże w każdym pomieszczeniu i to od razu po wyjęciu z pudełka -  co to, to nie. Większość użytkowników chcących wyciągnąć z N650 maksimum jego przestrzennych możliwości będzie musiała włożyć trochę pracy w adaptację pomieszczenia: być może przesunąć trochę meble lub nawet pousuwać niektóre sprzęty, ba, czasem nawet całkowicie przemeblować pokój. Wiem, że to sporo i nie każdy będzie miał na to czas, ochotę, możliwości i zgodę rodziny, ale takie są po prostu wymogi tej konstrukcji. Na szczęście, gdy po tych wszystkich „domowych rewolucjach” dźwięk zacznie wreszcie wędrować wzdłuż bocznych ścian, wtedy okaże się, że gra była jednak warta świeczki.

N650 zaskoczył mnie jeszcze jednym. Pamiętam swoje wrażenia z testów Philipsów B1 i B8. Oba tamte soundbary miały dodatkowe przetworniki zamontowane w bocznych ściankach obudowy, dzięki czemu mogły „rzucać” dźwięk w kierunku bocznych ścian. N650 nie ma takich przetworników, lecz pomimo tego radzi sobie zadziwiająco dobrze, co jest bardziej godne pochwały.

Samsung N650 - panel

Ocena końcowa Samsunga HW-N650

Przyznam, że byłem dość sceptycznie nastawiony do wprowadzenia przez Samsunga falowodów do swoich soundbarów. „No tak, falowody miał Bose, ma też je i Philips, no to my też!” - pomyślałem sobie o argumentach Koreańczyków. Niezależnie od powodów wprowadzenia tego rozwiązania, nie ulega wątpliwości, że Samsung wdraża je dość późno, po większości głównych konkurentów. Na szczęście jest to epokowy moment w dziejach koreańskiego koncernu, bowiem udało mu się za jednym zamachem zaoferować znakomity soundbar w cenie nie tylko niższej od nieprodukowanego już Bose’a Cinemate 130 (ok. 8000 zł), lecz przede wszystkim od nadal dostępnego (pomimo perturbacji na szczeblu korporacyjnym) Philipsa Fidelio B1, którego, jak już wspominałem, N650 deklasuje przecież swoim basem. Krótko mówiąc, najnowszy N650 to strzał w dziesiątkę. Soundbar ten pozytywnie mnie zaskoczył ‒ po prostu nie sądziłem, że idąc w ślady Bose’a i Philipsa, Samsunga będzie w stanie zaoferować coś aż tak wyjątkowego. W N650 oprócz dobrego dźwięku stereo otrzymujemy bardzo dobry dźwięk przestrzenny, który jeszcze do niedawna nie był możliwy do osiągnięcia w zwykłych soundbarach z jedną centralną belką i subwooferem. Dlatego też chylę czoła przed inżynierami z kalifornijskiego Samsung Audio Labs. Bravo Maestro Devantier! Bravo!

Samsung N650 - panel

Super Produkt benchmark.plWiem, że podczas krótkiego dwutygodniowego testu liznąłem tylko możliwości tego wyjątkowego soundbara. Pomimo tego nie ulega dla mnie wątpliwości, że N650 to soundbar, który odwdzięczy się za wkład włożony w jego ustawianie i dopasowanie pomieszczenia do jego potrzeb. N650 jest dla mnie małym objawieniem i, jak na razie, głównym kandydatem na grajbelkę roku A.D. 2018. Gorąco polecam!

100% 5/5

Komentarze

8
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.
  • avatar
    Koolo
    0
    "nie silą się na reprodukcję jakichś tam audiofilskich smaczków czy masujących brzuchy mięsistych basów" i dlatego zawsze wybiorę yamahę bo nawet w budżetowych urządzeniach typu YAS-207 "silą się na reprodukcję audiofilskich smaczków" i nadają się do odsłuch czegoś więcej niż "dema dolby" ;-)
    • avatar
      Koolo
      -3
      Jak ktoś che słuchać muzyki live, akustycznej itp. powinien omijać takie urządzenia jak testowe "cudo" szerokim łukiem ... do disco polo się nada ;-)
      • avatar
        Dragonik
        0
        Ja czegoś tu nie rozumiem jak fala dzwięku która pada na ścianę pod kątem prostym nagle odbija się pod kątem innym od kąta padania? Czy to ja jestem głupi czy marketingowcy lecą w kulki?