
Suunto Wing 2 – czy to najlepsze słuchawki z przewodnictwem kostnym, jakie testowałem?
Suunto Wing 2 to słuchawki sportowe wykonane w technologii przewodnictwa kostnego, które nie tyle dźwiękiem, co wygodą i bezpieczeństwem podczas uprawiania sportu mają przekonać do siebie potencjalnych użytkowników. Wychodzi im to zachęcanie? Czy to dobre słuchawki sportowe?
Suunto Wing 2 to słuchawki specyficzne. Sportowe, świetnie wykonane i doskonale przemyślane. To jednak ciągle słuchawki bazujące na przewodnictwie kostnym, co sprawia, że nie są najlepszym wyborem dla audiofili. Są jednak grupy odbiorców, które będą z Suunto Wing zachwycone. Kto to taki? Wszyscy sportowo aktywni, którzy sportu bez muzyki sobie nie wyobrażają. No dobra, to czy te wyceniane na mniej więcej 700 zł słuchawki są godne polecenia? A to już trzeba przeczytać cały tekst, bo przecież nie będę zdradzał wniosków końcowych już we wstępie.
Suunto Wing 2 są bardzo jakieś!
Suunto Wing 2 wyglądają świetnie. Są lekkie, wykonane z doskonałych tworzyw (tytan i miłe w dotyku gumowane tworzywo), dobrze wyprofilowane i rzucające się w oczy, choćby za sprawą wbudowanych diod LED, pełniących różne funkcje. Innymi słowy, nie są to generyczne słuchawki sportowe narysowane przez AI, a ktoś się nad tym modelem projektowo pochylił, co cieszy.
Co potrafią Suunto Wing 2?
Zacznijmy od przypomnienia wątku ze wstępu - Suunto Wing 2 słuchawki oparte na przewodnictwie kostnym. Co to oznacza? W dużym skrócie tyle, że nie będę tu kwestii jakości dźwięku poświęcał zbyt wiele przestrzeni, czasu, miejsca, uwagi (niepotrzebne skreślić). Słuchawki grają głośno. I wyraźnie. Jak na model z przewodnictwem kostnym. Dźwięk jest tu jednak sprawą drugorzędną, więc śmigamy dalej, do ważniejszych cech Suunto Wing 2.
Zacznijmy od tego, że dzięki przewodnictwu kostnemu możemy w Suunto Wing 2 słuchać muzyki i słyszeć przejeżdżające obok samochody, biegnących ludzi, zbliżające się psy, które zerwały się opiekunom ze smyczy. Innymi słowy, słuchanie czegokolwiek w tych słuchawkach nie odseparowuje nas ot otoczenia i przy uprawianiu sportu to super cecha.
Idąc dalej mamy do 12 godzin pracy na jednym ładowaniu, co jest raczej wątpliwe, ale nie sprawdzając wcześniej, czy były naładowane do pełna, zrobiłem sobie 3 jazdy na rowerze trwające między 2 a 3 godziny i małą 40-minutową przebieżkę na stadionie miejskim, a słuchawki jeszcze nie marudziły, że nie mają prądu, więc zakładam, że producent nie mija się mocno z rzeczywistością i słuchawki dociągną do czasu pracy między 10 a 12 godzin.
Słuchawki możemy połączyć z dwoma urządzeniami jednocześnie, są oczywiście wodoodporne, mając normę IP66, lekkie, bo ważą 35 gramów i wyposażone w kilka ciekawych funkcji. Po pierwsze - światełka LED na słuchawkach, które świecą się podczas treningu. Ot, coś stworzonego wręcz dla wszelkich aktywności na świeżym powietrzu w sezonie grzewczym, od października do kwietnia, kiedy dzień trwa od wschodu do zachodu słońca jakieś 45 minut. A z małpiego na ludzki - świetna sprawa podczas nocnych treningów. Co ciekawe, sposób pracy oświetlenia możemy sobie dopasować do danej aktywności - np. światła mogą pulsować w rytm naszego biegu, sygnalizować skręcanie czy hamowanie, a nawet odpalić tryb SOS.
Dalej mamy mikrofon, który ma wygłuszać wiatr i pozwalać na swobodne prowadzenie rozmów telefonicznych. Do prędkości 30 km/h tłumienie szumu wiatru ma działać bez marudzenia, ale jak próbowałem przy takiej prędkości z kimś pogadać, to… Szybko zatrzymałem się na poboczu. Fajnie, że takie coś zostało wbudowane, ale skuteczność ustalmy na 10 km/h i nie wracajmy już do tego.
Co jeszcze? A! Możemy sterować słuchawkami poprzez ruchy głową, ale o tym za moment…
Wygoda użytkowania i garść autorskich rozwiązań
Testowałem na przestrzeni lat sporo słuchawek opartych o przewodnictwo kostne i muszę przyznać, że Suunto Wing 2 zaskoczyły mnie oferowaną wygodą. Ogólnie nie jestem fanem tych rozwiązań, ale te słuchawki to jedyny model, który ładnie zgrał mi się z kaskiem rowerowym, tak z tym szosowym aero, jak i z modelem bardziej uniwersalnym, jak Giro Agilis, jak i nawet z kaskiem, który służy mi do jazdy na rowerze miejskim, bardziej niż uniwersalnym Giro Isode. Brawo dla projektantów.
Małym minusem jest fakt, że słuchawki jakoś wybitnie dobrze nie przylegają do głowy i podczas biegania lubią podskakiwać i zwyczajnie przesuwać się co nieco. Ale, ale zakładam też, że po prostu mój rytm biegania jest chaotyczno-skokowy, bo biegaczem naturalnym nie jestem - raczej zmuszam się do biegania. Przesuwają się też podczas ćwiczeń fizycznych, pompek, przysiadów oraz przy grach zespołowych - próbowałem pograć sobie w nich w kosza i, no nie polecam.
Co ze wspomnianym sterowaniem słuchawkami poprzez ruchy głową? Suunto chwali się tym rozwiązaniem, a ja uważam, że jest fajne w założeniu i okropnie irytujące w praktyce. Jadąc na rowerze, praktycznie co obrót przez ramię, by sprawdzić, czy czasem jakiś samochód nie chce mnie wyprzedzić, to zmieniał mi się odtwarzany utwór. Podczas biegania tego problemu nie miałem, więc uważam, że sprawdza się to nieźle, ale do idealnej implementacji sterowania tego typu sporo jeszcze brakuje.
Mocno ograniczone jest sterowanie słuchawkami za pomocą przycisków, bo sprowadza się w zasadzie do wygodnego zwiększenia i zmniejszenia poziomu głośności. Inne czynności, przez brak wielu przycisków, jak choćby samo włączanie słuchawek, są irytująco nieintuicyjne. Oczywiście operujemy tu na zasadzie “przytrzymaj 3 sekundy lub 2-krotnie naciśnij”, ale wszyscy dobrze wiemy, że takie czynności podczas biegania są umiarkowanie wygodne do wykonania.
Wspomnianych ograniczeń nie postrzegam tego jako sporej wady, gdyż utwór możemy sobie zawsze zmienić, klikając na zegarku (nie wyobrażam sobie, by testowane słuchawki kupił ktoś, kto nie ma już sportowego zegarka), a sama zmiana głośności podczas treningu działa nieźle, a to w sumie najważniejsze.
Po sparowaniu słuchawek z aplikacją Suunto dostajemy kilka dodatkowych bonusów. Możemy sprawdzić sobie ruchomość szyi, otrzymać ostrzeżenie o zmęczeniu odcinka szyjnego, gdy np. za długo siedzimy w jednej pozycji, czy ocenić zmęczenie nerwowo-mięśniowe poprzez ocenę skoku. Słuchawki tworzą też zgrany duet z zegarkami Suunto, przekazując do nas na bieżąco informacje o trwającym treningu. To przyjemny bajer, ale żadna innowacja, gdyż informacje o tempie, czasie okrążania i inne takie dane to podaje wiele sportowych zegarków podczas sparowania ze słuchawkami firm trzecich.
Co w pudełku?
A! Prawie zapomniałem wspomnieć o tym, co tam w pudełku z słuchawkami znajdziemy. Wiele tego nie ma, bo garść papierologii, miękka saszetka i kabelek USB-C do USB-C. Bez kostki czy przystawki do ładowania, gdyż to odbywa się przez bazę/stację/dokującą/powerbank - sam nie wiem, jak to nazwać. Ot słuchawki wkłada się w takie trójkątne coś, by je naładować. Sprytnie jest to przemyślane, ładne i funkcjonalne, a do tego podczas ładowania słuchawki i ten powerbank migają sobie na czerwono. To znaczy, diody LED migają na czerwono.
Aplikacja mobilna?
Czy Suunto Wing 2 można sparować z aplikacją mobilną? Można. Uzyskujemy wówczas dostęp do funkcji, które opiewałem w sekcji “Wygoda użytkowania i garść autorskich rozwiązań”. Możemy też zaktualizować sobie słuchawki poprzez aplikację, zmienić tryb pracy i takie tam.
Jak to gra?
Suunto Wing 2 grają słabo. To słuchawki oparte o przewodnictwo kostne, więc sami wiecie. Tu jakości być zwyczajnie nie może. Na plus - jest dość głośno i melodycznie nawet, tak rozrywkowo. Poza tym, płasko, wąsko i dudniąco.
W słuchawkach mamy 2 tryby dźwięku:
- tryb do codziennego użytku i lekkich ćwiczeń,
- tryb do treningu na zewnątrz i w hałaśliwym otoczeniu.
Czym różnią się te tryby? Tryb do treningu na zewnątrz jest głośniejszy.
Dobre te Suunto Wing 2?
Umówmy się, że nie oceniam tu dźwięku dobra? Suunto Wing 2 grają tak, jak każde praktycznie słuchawki z przewodnictwem kostnym. Okej, lepiej niż najtańsze słuchawki tego typu i niech to wystarczy. Co do całej reszty zaś, mam mocno niejednolitą opinię. To najwygodniejsze słuchawki z przewodnictwem kostnym, jakie testowałem. Możliwe też, że najlepiej grające. Mają świetny patent z oświetleniem LED (genialne podczas nocnych treningów), są lekkie, wytrzymałe i całkiem długo pracują na jednym ładowaniu. Dodając do tego świetne pomysły, których implementacja wyszła tak 3 na 5 (wytłumianie wiatru, sterowanie ruchami głową), uważam, że sprzęt zasługuje na solidne 4 na 5.
Osobiście bym ich nie kupił, ponieważ wciąż wolę jeździć na rowerze i biegać z jedną, bardzo dobrze grającą słuchawką dokanałową w prawym uchu, niż iść na olbrzymie kompromisy w kategorii jakości dźwięku. Niemniej Suunto Wing 2 to dojrzały produkt, któremu niewiele brakuje, by wspiąć się na topowy poziom jakościowy w świecie słuchawek z przewodnictwem kostnym, więc choć nie zasługują na zachwyty, to na polecajkę zdecydowanie tak.
No i czas na odpowiedź na tytułowe pytanie. Czy Suunto Wing 2 to najlepsze słuchawki z przewodnictwem kostnym, jakie testowałem? Myślę, że tak.
Warto kupić, jeżeli
Lubisz posłuchać muzyki podczas biegania, jazdy na rowerze czy w trakcie przerzucania żelaza na siłowni? Super. Chcesz do tego zadbać o swoje bezpieczeństwo i wiedzieć, co się wokół ciebie dzieje, więc słuchawki dokanałowe odpuszczasz? Bardzo rozsądnie. Masz zegarek Suunto? Rewelacja. Słuchawki Suunto Wing 2 są dla ciebie.
Nie warto kupować, jeżeli
Jeśli ktoś stawia na dźwięk, a nie bezpieczeństwo podczas uprawiania sportu. Jak każde słuchawki oparte o przewodnictwo kostne, Suunto Wing 2 grają słabo.
Produkt do przeprowadzenia testu został użyczony przez firmę Suunto. Firma użyczająca nie miała wpływu na treść ani wyglądu w nią przed publikacją. Jest to niezależna recenzja dziennikarska.
Komentarze
0Nie dodano jeszcze komentarzy. Bądź pierwszy!