• benchmark.pl
  • Gry
  • Evil West – oto Twoja nowa ulubiona gra z wampirami. Recenzja polskiej strzelanki
Evil West – oto Twoja nowa ulubiona gra z wampirami. Recenzja polskiej strzelanki
Gry

Evil West – oto Twoja nowa ulubiona gra z wampirami. Recenzja polskiej strzelanki

przeczytasz w 12 min.

Są gry wielkie, które starają się mieć w sobie "wszystko". Są też takie produkcje jak Evil West, które skupiają się na jednym zadaniu i wykonują je doskonale. W tym przypadku jest to dawanie graczom ogromu frajdy z krwawego zwalczania wampirów na Dzikim Zachodzie.

ocena redakcji:
  • 4,3/5

Evil West – nowy świat ze znanej perspektywy

Myślę, że niemal wszystkie gry są tworzone z pasji. Jasne, w wielu przypadkach o rozpoczęciu produkcji decydują kalkulacje biznesowe. Nie bez powodu powstają kolejne dodatki do Assassin’s Creed: Valhalla czy odświeżenia pokroju The Last of Us Part I: Remake. Są jednak przypadki, kiedy zaangażowanie studia jest bardziej wyczuwalne. I właśnie to widać w przypadku Evil West, od polskiego studia Flying Wild Hog.

Warszawski oddział firmy znanej z takich tytułów jak choćby Trek to Yomi czy Shadow Warrior 3 postarał się, żeby w nowej konwencji rozgrywki czuć było charakterystyczną „nutę” ich produkcji, wliczając w to dużą dawkę akcji czy poczucie humoru oparte na momentami niepoprawnych dialogach. Evil West to ich największe dzieło, które powstawało przez cztery lata. 

Poznaliśmy tę grę na wylot, także poprzez wizytę w samym studio i wiemy, że jest to tytuł który wielu graczom może przypaść do gustu. Ale żeby była jasność - to nie jest klasyczny Dziki Zachód, ani też typowa gra akcji. To wiele różnych elementów połączonych w interesujący sposób. Warto Evil West sprawdzić, bo to solidna dawka rozrywki w nietypowej formie.

Dziki Zachód? Nie, to Dziwny Zachód

Ekipa z Flying Wild Hog postarała się, żeby opowiadana w grze historia była ciekawa i czerpała zarówno z fantazji scenarzystów, jak i rzeczywistych realiów XIX wieku. Do tego celu zatrudniono nawet weteranów branży, mających na koncie kilka hitowych tytułów (więcej w ramce poniżej). W Evil West wcielamy się zatem w Jessego Rentiera, który do spółki z ojcem prowadzi Instytut Rentiera. Jest to jednostka współpracująca z amerykańskim rządem w celu eksterminacji wampirów i rozmaitych bestii nawiedzających okoliczne miasta i terroryzujących ich mieszkańców.

Gdyby jednak nie było to jeszcze dość nietypowe jak na „dziwny zachód”, warto dodać, że Rentierowie wyprzedzili technologicznie swoje czasy i w ich instytucie żarzy się od elektrycznych impulsów, niczym w sennych marzeniach Nikola Tesli. Dzięki temu Jesse przywdziewa potężną rękawicę pozwalającą na wyprowadzanie silnych ciosów wspomaganych prądem. To przydaje się do eksterminacji wszystkich istot, które właśnie na dużą dawkę energii reagują natychmiastowym zgonem. 

Dodatkowo Evil West oferuje całkiem ciekawe drzewka rozwoju, dzięki czemu po pewnym czasie nawet obrzyn może „wypluwać” elektryczne ładunki, a zwykły rewolwer potrafi wzniecać mini-tornada częstujące przeciwników morderczymi wyładowaniami.

Evil West - siedziba Instytutu

Evil West - drzewko rozwoju

Wspominałem już, że Flying Wild Hog tworzy gry w typowy dla siebie sposób. Jeśli graliście w Shadow Warrior 2, pamiętacie pewnie masę żartów z fallicznymi kształtami w roli głównej. Miejcie świadomość, że tutaj twórcy trochę wydorośleli. Już w Shadow Warrior 3 porzucono „penisopodobne” miecze na rzecz ciętego języka i żartów słownych. 

Evil West kontynuuje ten trend i mimo że tematyka jest raczej poważna to bohaterowie często wypowiadają kwestie, od których nie można się nie uśmiechnąć. To po prostu posępna wizja retro-futurystycznego alternatywnego Dzikiego Zachodu opanowanego przez bestie, która jednak serwowana nam jest z dużym przymrużeniem oka.

Evil West - tajemnicza piramida

Alek Sajnach – scenarzysta Flying Wild Hog, ale także ilustrator oraz wykładowca Warszawskiej Szkoły Filmowej

Evil West - Alek Sajnach (scenarzysta)

benchmark.pl: Evil West od strony fabularnej to przede wszystkim alternatywny świat, który zdaje się być dobrze przemyślany. Rozmaite bestie, wydarzenia czy postacie mają swoją głębię. Czy poza tym, co gracze widzą w trakcie gry lub na zbieranych dokumentach, macie dużo więcej szkiców i notatek, które nie załapały się do finalnej wersji gry?

Alek Sajnach: Gry zazwyczaj nie są potężnym monolitem, jeśli chodzi o ich skalę. Żeby finalny produkt był taki, jakim otrzymują go gracze, sporo elementów trzeba poświęcić. Tutaj materiału mieliśmy bardzo dużo, ze względu na to, że cały świat trzeba było stworzyć od podstaw. Jednak każda z postaci oraz ich wzajemne relacje, ma swój charakter i mamy argumenty dla takiego, a nie innego sposobu, w jaki się zachowują. Jako ciekawostkę powiem, że doktor Emilia Blackwell jest inspirowana rzeczywistą postacią historyczną, która była pierwszą panią doktor w Stanach Zjednoczonych. [w rzeczywistości: Elizabeth Blackwell – dop. red.]

Evil West - Elizabeth Blackwell

benchmark.pl: Niektóre postacie są bardzo niepoprawne. Po spotkaniu niejakiego Jamesa Harrowa miałem wrażenie, jakbym znów wpadł na Talara z pierwszego Wiedźmina. Z jednej strony można się pośmiać, z drugiej strony to szowinista i rasista, któremu momentami chce się dać w twarz.

Alek Sajnach: Jesteśmy bardzo świadomi tego, jakie postacie zaimplementowaliśmy w grze. Żeby były one jeszcze bardziej realistyczne w naszym świecie, współpracowaliśmy z amerykańskim pisarzem, Harisem Orkinem, którego poznałem podczas prac nad Call of Juarez: Gunslinger, do którego również tworzył scenariusz. Pozwoliło nam to, żeby zachowanie i dialogi bohaterów pokazywały, że rzeczywiście są to postacie wyjęte żywcem z południa Stanów Zjednoczonych. Zależało nam, żeby uzyskać opinię kogoś, kto powie: „ten człowiek będzie odebrany w taki, a nie inny sposób”. Dzięki temu mamy bohaterów, których się lubi, ale też takich, z których wylewa się rasizm i szowinizm i którym gracz mógłby chcieć się przeciwstawić. To niezbędne do stworzenia naszej historii.

Evil West - kuźnia

benchmark.pl: Nie sposób też nie zauważyć dużej swobody w polskiej wersji językowej. Choć tłumaczenie dostępne jest wyłącznie w formie napisów, to widać, że wykonano tu bardzo dobrą pracę.

Alek Sajnach: Udało się to dzięki temu, że polonizacją nie zajmował się odrębny zespół, tylko my, scenarzyści Evil West. Co więcej, sporo dialogów jest naturalnych przez to, że odzywki bohaterów często są zbliżone do tego, co ja sam mógłbym usłyszeć przechodząc przez firmowe korytarze, w codziennych rozmowach. Nie znaczy to, że we Flying Wild Hog bez przerwy rzucamy wulgarnymi żartami, ale staraliśmy się, żeby słuchając postaci z Evil West można było poczuć się jak podczas rozmowy z kumplem. Myślę, że to się udało.

Evil West - pokój wojenny

benchmark.pl: No właśnie, dość „przaśny” humor to często znak rozpoznawczy gier spod szyldu Flying Wild Hog. Jednak od czasów Shadow Warrior 2 uległ on pewnej zmianie i jest nieco bardziej „grzeczny”, przynajmniej pod kątem wizualnych żartów.

Alek Sajnach: Rzeczywiście, ale to nie tylko nasza zasługa. Są takie elementy w scenariuszu i dialogach postaci, których trzymaliśmy się na sztywno, jednak dużą dowolność zostawialiśmy aktorom wcielającym się w postacie. Mieli oni wpływ na 30-40% końcowego efektu. Dzięki temu, osoba użyczająca głosu głównemu bohaterowi, która rzeczywiście zachowywała się jak twardziel z południa, sprawiła, że Jesse jest jeszcze bardziej autentyczny.

Przypomina mi to nieco proces z God of War. Na promujących tę grę filmach z produkcji widać, jak scenarzyści przedstawiają swoją wizję, a aktorzy dodają coś od siebie. U nas było podobnie. Co więcej, prywatnie studiowałem w Anglii, gdzie poznałem format popularnych programów „panel show”. One często skupiają się na rozmowach na żywo, które nie są wyreżyserowane, ale mimo wszystko bawią i zaskakują ciętymi wypowiedziami. Chcieliśmy trochę to zasymulować i nie rozpisywać wszystkich żartów, żeby oddać autentyczność wypowiedzi. W tym pomogli właśnie sami aktorzy.

Evil West - walka z bossem

benchmark.pl: Odchodząc nieco od tematu Evil West, jaka Twoim zdaniem jest gra z najlepszą narracją, zarówno taka przy której pracowałeś, jak i ogólnie?

Alek Sajnach: Jeśli miałbym mówić o swoich grach to myślę, że to właśnie Evil West. Na siłę tego tytułu składa się świetny zespół, który go tworzył, a także fakt, że naprawdę uwielbiam te postacie, ich interakcje oraz historię, którą tworzą. Gdybym miał wybrać ogólnie grę z najlepszą narracją, to skłoniłbym się ku Prey od Arkane Studios. Otwarcie tej produkcji to chyba jedno z najlepszych w całej historii, a mimiki to chyba najciekawsi przeciwnicy, jakich wymyślono. Mam też duży sentyment do pierwszego Vampire: The Masquerade – Bloodlines, dzięki któremu zakochałem się w narracji w grach.

Evil West - widoczne inspiracje innymi grami

Mrukliwy kowboj w ciężkich butach

Kiedy grałem w Evil West jeszcze w testowej wersji beta miałem mieszane uczucia. Ot, przytłoczył mnie ogrom arsenału i dość wymagający przeciwnicy. To akcyjniak z krwi i kości, ale taki stawiający na dużą różnorodność zarówno potworów, jak i uzbrojenia. Dopiero kiedy sięgnąłem po pełną wersję, w pełni odnalazłem się w tym tytule. Mogłem na spokojnie nauczyć się wykorzystywać pełną gamę możliwości bojowych postaci. Wreszcie wszystko miało sens.

Jak na trzecioosobową strzelankę przystało, sporo czasu będziemy korzystać z broni palnej. Jest tu zarówno rewolwer, jak i karabin czy obrzyn. Pod ręką mamy też miotacz płomieni i laski dynamitu, a w dalszej części wyciągniemy „zza płaszcza” obrotowy karabin, spopularyzowany jako ręczna kartaczownica Gatlinga. Brzmi typowo? To teraz dodajmy do tego wspomnianą wcześniej elektryczność i od razu robi się naprawdę ciekawie.

Evil West - kartaczownica

Evil West - karabin

Tak samo często jak strzelać, będziemy musieli w Evil West tłuc potwory wręcz. Uniki, kopniaki i doładowane ciosy robią wrażenie wizualne, ale też ich opanowanie jest niezbędne do przetrzebienia kolejnych hord. Tu widzę dwa podobieństwa do gry Doom z 2016 roku. Po pierwsze na potworach możemy wykonywać ciosy kończące, tzw. „finiszery”. Po drugie, dostępny arsenał jest tu naprawdę spory. 

Różnica jest taka, że w Doom szybko kończyła mi się amunicja i musiałem korzystać z niemal każdej broni. W Evil West mamy tyle sprzętu do wyboru, że wystarczy obrać strategię, która najbardziej nam odpowiada. Przykładowo, prawie wcale nie korzystałem z tarczy i jej właściwości „elektrycznego przyciągania”, choć kiedy czasem sobie o tym ruchu przypominałem, kolejne starcia były prostsze.

Evil West - eksterminacja

Warto bliżej przyjrzeć się potworom, których jest tu całe zatrzęsienie. Bestie dzielą się na trzy kategorie. Pierwsza to zwykłe wampiry i demony, pojawiające się w grupach – wśród nich są nawet „kamikadze”, które budzą skojarzenia z pierwszym Serious Sam. Kolejny typ to potężne potwory z atakami specjalnymi, które przy pierwszym pojawieniu się mają osobny „filmik zapowiadający” ich możliwości. Trzecia kategoria to „jednorazowi” bossowie, najczęściej kończący rozdział i wymagający dobrej strategii. 

Muszę przyznać, że momentami czułem się odrobinę, jakbym grał w Dark Souls, zwłaszcza ustawiając w Evil West wysoki poziom trudności. Musiałem pamiętać o konkretnych ruchach przeciwnika, wykonywać uniki i powtarzać kolejne próby po błędach. Jednak ustawiając „normalne” lub „fabularne” wyzwania, dalej jest satysfakcjonująco, ale na pewno nie frustrująco. Osoby odpowiedzialne za balans trudności wykonały tu dobrą pracę.

Evil West - finishery

Jedyna krytyczna uwaga do ogólnej mechaniki, którą miałem wyłącznie na starcie, to toporność postaci. Jesse Rentier nie potrafi skakać w dowolnym momencie, a jego ruchy nie należą do najszybszych. To nie jest Uncharted ani Devil May Cry. W wielu miejscach widać też niewidzialne ściany, a najzwyklejszy płot czy stos drewna da się przeskoczyć tylko tam, gdzie przewidzieli to twórcy. 

Liniowość została podyktowana tym, że Evil West opowiada historię w konkretny sposób i nie daje graczowi zbyt wiele swobody czy wyborów. Można się jednak do niej przyzwyczaić, choć gdybym miał się w produkcji Flying Wild Hog do czegoś przyczepić, to byłyby to właśnie momentami sztuczne korytarze. Przy okazji zawsze warto eksplorować rozmaite ślepe uliczki, bo zbieranie dolarów potrzebnych do ulepszeń oraz porozrzucanych dokumentów poprawia jakość zabawy.

Evil West - klimatyczne miasteczka Dzikiego Zachodu

Tomasz Gop – Senior Producer we Flying Wild Hog (wcześniej współtwórca m.in. Lords of the Fallen czy Wiedźmina 2)

Evil West - Tomasz Gop (główny producent)

Benchmark.pl: Jak pracowało się nad Evil West?

Tomasz Gop: Długo i ciężko, ale bardzo przyjemnie, a pod koniec można było odczuć ogromną satysfakcję – to trochę tak, jak z samym graniem w Evil West. Przy okazji to ogromny krok dla Flying Wild Hog, przez co rozpiera mnie duma związana ze skończeniem tego projektu.

benchmark.pl: Pracowałeś już przy wielu grach, w tym i takich które odniosły spory sukces, jak Wiedźmin 2. Czy czujesz, że w tym wypadku wysiłek się opłaci i Evil West będzie komercyjnym strzałem w dziesiątkę?

Tomasz Gop: To będziemy wiedzieli dopiero po premierze. Jestem człowiekiem skromnym i nie mogę powiedzieć, czy będzie super. Staramy się też nie nakręcać pierwszymi wrażeniami, chociażby widocznymi na YouTube. Mamy wszelkie podstawy, żeby uważać, że stworzyliśmy produkt, w który będzie się świetnie grało. Jednak żyjemy w czasach, w których ważne jest zarówno nakręcanie ekscytacji, tzw. hype’u, jak też mierzenie się z rzeczywistością.

W czasach Wiedźmina 2 premier było mniej. Obecnie, nawet jeśli masz dobry produkt, możesz zginąć w tłoku premier głośnych tytułów i się nie przebić. Mi osobiście Evil West podobał się tak bardzo, że mam też grę na prywatnym komputerze i gram w nią po godzinach. Normalnie, kiedy znam produkt od podszewki i pracuję przy nim przez kilka lat, nie zawsze mam ochotę grać w niego „standardowo”. Tym razem jest inaczej i ta gra ciągle sprawia mi przyjemność. Oczywiście, nie mówię tu, że to gra dla każdego. Jeśli ktoś oczekuje produkcji rozbudowanej, tak jak God of War, może być zawiedziony. Evil West nie jest podobny do jakiegoś konkretnego tytułu, ale z wieloma ma wspólne elementy.

Evil West - miotacz plomieni

benchmark.pl: Fani jakich gier będą czuli się w Evil West jak w domu?

Tomasz Gop: Evil West to taki slasher-shooter i fani właśnie takich gier jak God of War czy Devil May Cry z pewnością będą mieli tu czego szukać. Oczywiście, tempo nieco się różni i nasza postać rusza się mniej więcej w tempie Kratosa, a nie Dantego z DMC. Dlatego jeśli ktoś jest przyzwyczajony do dynamiki Street Fightera, będzie musiał się przestawić.

benchmark.pl: A przy okazji będzie musiał znaleźć własny styl walki, bo możliwości jest tu sporo.

Tomasz Gop: Rzeczywiście, ale tak właśnie miało być. Nie jest to klasyczny RPG, ale daliśmy tu dużo możliwości rozwoju. Chcemy, żeby każdy mógł korzystać z tych umiejętności, które mu najbardziej pasują. Do tego, można aktywować tryb Nowa gra+ i rozwinąć wszystkie zdolności. Praktycznie w każdej misji jest też możliwość ponownego skonfigurowania postaci i wydania punktów doświadczenia, więc można zmieniać styl w trakcie zabawy.

Evil West - saloon

Pocztówka z alternatywnych Stanów

Trzeba przyznać twórcom, że Evil West jest bardzo konsekwentny w swojej stylistyce i formie. Mapy bywają zróżnicowane, ponieważ czasem przemierzamy jaskinie, innym razem wykonujemy nocne eskapady po opuszczonych fabrykach, by później w samo południe odwiedzać westernowe miasteczka. Każdorazowo czuć jednak klimat południowych Stanów Zjednoczonych. 

Dobre wrażenie robi też większość efektów wizualnych, w szczególności animacje broni czy niektóre ataki specjalne przeciwników. Momentami są tu oczywiście mankamenty, jak średni wizualnie ogień pozostający po działaniu miotacza płomieni czy niektóre nad wyraz „kwadratowe” krawędzie urwisk. Ale w Evil West gra się lepiej niż się na nią patrzy, więc wszystko to co widzicie na zrzutach ekranu czy zwiastunach prezentuje się świetnie, kiedy już sami będziecie stawiali kroki jako Jesse Rentier.

Bardzo dobra jest też warstwa audio. Miałem przyjemność rozmawiać z osobą odpowiedzialną za efekty dźwiękowe i muszę przyznać, że duże wrażenie zrobił na mnie ogrom detali, o które tutaj zadbano. Wiele z nich jest szalenie istotnych, choć podczas samej gry z ich istnienia nie zdajemy sobie nawet sprawy, bo brzmią naturalnie. Odgłosy broni czy nawet głów demonów w słoikach rozstawianych na półkach są świetnie przygotowane. Szkoda tylko, że muzyka rzadko wychodzi na pierwszy plan i zauważałem ją głównie podczas niektórych pojedynków.

Evil West - bariera

Maciej Piotrowski - Redaktor benchmark.pl
Maciej Piotrowski

Evil West okiem redakcyjnego marudy

Nie powiem, żeby Evil West zrobił na mnie kolosalne pierwsze wrażenie. Ba, zaraz po uruchomieniu gry miałem wręcz wrażenie lekkiego deja vu, jeśli chodzi o oprawę graficzną i „tunelowość” lokacji. Ale potem zdałem sobie sprawę, że całość przypomina mi jeden, szalenie grywalny tytuł, który, mimo sporej liczby wiosen na karku, wciąż wywołuje niemałe emocje wśród graczy. Tak, na myśli mam oczywiście Call of Juarez: Gunslinger. I choć Evil West skręcił mocno w kierunku alternatywnej wersji Dzikiego Zachodu, dużo bardziej mrocznej, posępnej i… nieco absurdalnej, to jednak ducha dawnej produkcji Techlandu czuć w niej na kilometr.

Lekkie obawy mam jednak w kwestii systemu walki, który z początku może odrzucić. Grając na PlayStation 5 pierwsze kilkanaście minut trudno nazwać najprzyjemniejszym doznaniem. Raz, że wydarzenie, które winno być hitchcockowskim trzęsieniem ziemi okazało się takim trochę kapiszonem, a dwa – że poznawanie sterowania podczas całkiem wymagających starć okazało się dość frustrujące. O dziwo jednak wystarczy zagryźć zęby i przejść dalej by naprawdę dać się porwać i gęstniejącej akcji i całkiem niezłym patentom na zwiększenie widowiskowości starć. Dlatego moja ocena Evil West to 4/5. To tytuł w sam raz na zakończenie najgorętszego okresu przedświątecznego i coś co idealnie nada się, by pograć w czasie Świąt.

Evil West - katastrofa sterowca

Evil West – czy warto kupić?

W butach Jessego Rentiera musiałem chwilę pochodzić, żeby poczuć się komfortowo. Jednak już po paru misjach, kiedy poznałem cały arsenał i zrozumiałem wszystkie mechaniki, dałem się wciągnąć bez reszty. Kolejne potyczki nie były zbyt powtarzalne, dzięki różnorodności przeciwników i ich umiejętnościom specjalnym. Co ważne, z każdego zwycięskiego pojedynku wychodziłem naprawdę usatysfakcjonowany, mimo że na poziomie normalnym Evil West nie jest wcale karkołomnym wyzwaniem.

Muszę też przyznać, że choć fabuła nie jest specjalnie odkrywcza, to przez około piętnaście godzin kampanii z zaciekawieniem śledziłem historię, głównie przez interesujące postacie i momentami genialne, komiczne dialogi. To jednak nie komedia na miarę Shadow Warrior 3, a mroczna opowieść z zabawnymi momentami. Z pewnością pokazuje jak z pozornie oklepanego „wampirzego” tematu stworzyć opowieść, która jest bardzo przyjemna w odbiorze.

Evil West to jedna z nielicznych gier, w których po napisach końcowych momentalnie wybrałem opcję Nowa gra+, bo marzyło mi się odblokowanie wszystkich dostępnych umiejętności. Co ciekawe, tytuł ten ma też tryb kooperacyjny. I choć nie jest on mocno rozbudowany i stawia drugiego gracza w roli pomocnika, to jednak jest to całkiem miły dodatek. Nieważne, czy solo, czy ze znajomym, dajcie Evil West szansę. Naprawdę warto!  Także dlatego, że to nasz rodzimy produkt i to stworzony przez ludzi z prawdziwą pasją!

Evil West - walka z bestiami

Opinia o Evil West [Playstation 5]

Plusy
  • ogromna ilość satysfakcjonującej akcji,
  • dobrze zbalansowane poziomy trudności,
  • różnorodność potworów i uzbrojenia,
  • duża dawka dobrego humoru,
  • świetna polska wersja językowa,
  • udane efekty graficzne i dźwiękowe,
  • wyczuwalny klimat alternatywnego Dzikiego Zachodu,
Minusy
  • duża liniowość i niewidzialne ściany,
  • niektórym może wydawać się powtarzalna

Ocena końcowa

86% 4.3/5

  • Grafika:
    • 4.0 / Dobry
  • Dźwięk:
    • 4.5 / Dobry plus
  • Grywalność:
    • 4.0 / Dobry

  • Wyróżnienie "Dobry Produkt" - benchmark.pl

Grę Evil West w wersjach PC i PS5 na potrzeby niniejszej recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od jej dystrybutora - firmy Cenega S.A.

Komentarze

5
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.
  • avatar
    Dawid0ss
    1
    Odpalam !
    • avatar
      Pr3dator
      1
      Ja tutaj widzę kopie Dark Siders tylko na dzikim zachodzie. Na pierwszy rzut oka mnie ta gra "kupiła" na pewno po nią sięgnę! Jako fan DS jestem za !
      • avatar
        entman87
        1
        tak jak napisałem , 4 gwiazdki za grafikę, God Of War Ragnarok 4.5 gwiazdki za grafikę . Ktoś w tym serwisie uderzył głową w blat podczas pisania tej recenzji. Ja rozumiem rodzimy produkt, ale recenzent ma być obiektywny a nie sponsorowany . God of War zabija tą grę pod każdym względem , a ma ocenę 0,5 większą . Żenuada
        • avatar
          Hasta-la-vista-baby
          1
          Dno i kupa mułu, ale czego się spodziewać po FWH kiedyś wypuścili Shawowa i też był śmiesznie mierny... I tyle w temacie tego gniota... Pograłem dosłownie 25 min i myślałem że puszcze pawia... btw. polska produkcja a te patałachy nawet nie pokusili się o polski dubbing, tylko o napisy i to jeszcze postać mówi jedno a literki drugie śmiech na sali...
          • avatar
            entman87
            -2
            Grafika 4 gwiazdki ? chyba jakiś żart. Gra wygląda jak by miała z 10 lat ,Tekstruy dlaej niż 50 m kompletnie rozmazane , kolory swiateł zbugowane kupiłem preorder jako fan po seri trailerów , gra okazała się badziewiem i to do bólu . Grywalność to dno maks , poziom trudnosci : zabiłem 1 bossa bez jakiegokolwiek dmg z jego strony n maksymalnym poziomie trudności .