Nie, carsharing, jaki znamy, nie jest przyszłością! Innymi słowy, co jest nie tak z carsharingiem?
Pojazdy

Nie, carsharing, jaki znamy, nie jest przyszłością! Innymi słowy, co jest nie tak z carsharingiem?

przeczytasz w 5 min.

Co jest nie tak z carsharingiem? Dlaczego, choć jest to świetne rozwiązanie dla wielu, jest przy tym umiarkowanie przyszłościowe jeśli chodzi o kwestię transportu miejskiego i nie tylko?

Co robić, kiedy potrzebujesz samochodu, ale w sumie to nie chcesz mieć samochodu? Znaczy się, czasem się przydaje, ale trzymanie go na co dzień, kiedy rzadko nim jeździsz, jest zbyt kosztowne? Kiedyś rozwiązania tego dylematu nie było, a dziś jest - możesz auto wypożyczyć za złotówki i jeździć kiedy chcesz, bez konieczności opłacania jakichś tam ubezpieczeń i innych wymysłów. No i super, że jest ten carsharing, można rzec. I jest to prawda, tylko że tam, gdzie idea się broni, tam pojawiają się pewne wady i ograniczenia. Zwracanie na nie uwagi jest w sumie czystym czepialstwem, ale dziennikarstwo jest z zasady czystym czepialstwem, także ten…

Idea jest super!

Umówmy się, idea stojąca za carsharingiem to genialna idea jest! Posiadanie własnego samochodu to spore obciążenie finansowe i pakiet komplikacji, które czasem potrafią wystrzelić, jak petardy w rękach ociężałych intelektualnie zwolenników hucznego Sylwestra z wielkomiejskich osiedli. No bo OC trzeba opłacić, a czasem to i AC wypada. Przegląd trzeba zrobić, olej wymienić, klimę odgrzybić i tak dalej. 

Dodając do powyższego fakt, że naprawy eksploatacyjne to tylko wierzchołek góry paragonów i faktur, które w ciągu roku generuje własny samochód, to sprawa robi się smutna, zwłaszcza mając na względzie, że wielu jest takich kierowców, co to samochodem jeżdżą w weekendy lub w tygodniu na większe zakupy. I nie, nie są to niedzielni kierowcy, co to w tygodniu nie wyjeżdżają na ulicę, bo “ło Panie, w taki ruch to ja się boję”, tylko zwyczajnie kalkulują swoje podróże. Co jest logiczne i zasadne, wszak dojazd samochodem do pracy w centrum miasta to nie tylko długie minuty spędzane w korkach, ale również kasa na paliwo i kasa za parkowanie w mieście. Umówmy się, komunikacja miejska i rower są tańszym rozwiązaniem.

I tu wchodzi carsharing, cały na biało! No bo, jeśli w sumie to samochodu nie potrzebujesz, bo w tygodniu ogarniasz się po mieście tramwajami, autobusami, metrem, rowerem, hulajnogą czy innym ustrojstwem, ale czasem auto się przyda na większe zakupy, wyjazd do babci i inne takie, to możliwość wypożyczenia pojazdu jest genialną alternatywą. Alternatywą dla dziennych, tygodniowych, miesięcznych i rocznych kosztów utrzymania własnych czterech kółek. Pomysł jest zatem absolutnie spoko i teoretycznie powinien zadowolić wszystkich potencjalnych kierowców traktujących samochód jako środek transportu. I większość takich użytkowników jest pewnie zadowolona, co nie zmienia faktu, że carsharing ma pewne wady. 

Żeby jechać samochodem, musisz go najpierw znaleźć

Oto jest główny problem z carsharingiem w moim absolutnie personalnym odczuciu. Nie leży mi to wypożyczanie głównie z tego powodu, że mieszkając w sypialni wielkiego miasta, nie mam nigdy (niemal nigdy) żadnego takiego auta na złotówki w okolicy. Najczęściej, jak w ogóle wpadnę na pomysł, by gdzieś pojechać, wykorzystując 4-kołowy pojazd na polskie złote, to okazuje się, że najpierw muszę odstawić 15/20-minutowy spacer. No to jasne w takiej sytuacji jest to, że kończy się zamówieniem Ubera.

Problem jest raczej małomiejski, gdyż moi znajomi, co to albo mieszkają w blokach z wielkiej płyty, albo na prestiżowych nowoczesnych osiedlach, na których wszystko jest na bogato poza asfaltem i miejscami parkingowymi, raczej podobnych problemów na swojej drodze nie spotykają. Nie znaczy to jednak, że carsharing działa idealnie. Pamiętajmy, że centrum zależne jest od peryferii, a nowoczesne rozwiązania komunikacyjne powinny na podobnym poziomie funkcjonować w całej aglomeracji. Jeśli nie funkcjonują, to znaczy, że coś jest z nimi nie całkiem okej.

Ale, żeby tak po kimś siadać?!

Osobiście mam z carsharingiem jeszcze jeden, mocno personalny problem, który w sumie na tle innych wad tego, skądinąd całkiem niegłupiego, rozwiązania jest pomijalny. Albo inaczej, jest to zmienna pomijalna przez większość, a dla mnie niezwykle upierdliwa i jakaś taka odrzucająca. Ot po prostu źle się czuję, wsiadając do auta, którym przede mną jechał ktoś inny, obcy. Obwiniam za to pandemię, bo wygenerowała u mnie chorobliwy momentami gapieciowstręt i tłumowstręt, ale kwestia tego, że ktoś mi nakaszlał do samochodu, to jeszcze pół biedy. Mimo tego, że ostatnie dwa lata mocno upośledziły moją zdolność do przebywania wśród ludzi, to jednak zdroworozsądkowo zakładam, że skoro w windzie trudno zarazić się jakimś dziadostwem, to w samochodzie tym bardziej. Problem leży gdzie indziej!

Carsharing nie służy kierowcom pedantycznym, ot co! Pedantycznym, czyli jakim? Ano takim, co to ustawienie fotela kierowcy przeprowadzają z kątomierzem i suwmiarką. Takim, co do głupich lusterek bocznych przymierzają się jak szpak do jeża i autentycznie sprawdzają sobie ułożenie dłoni na kierownicy. Niestety jestem takim kierowcą i choć ludzie przyznają się do podobnych problemów niechętnie, to wiem, że nie jestem jedyny. 

Wiadomo, to problem kosmetyczny. Rzecz drugorzędna. Ale jednak irytująca, bo przestawienie fotela kierowcy jest dla mnie męczarnią, nawet gdy muszę to ogarnąć po tym, jak małżonka śmiga naszym autem. Co dopiero z samochodem, którego nie znam! Z autem, które prowadził 2-metrowy dryblas albo wręcz odwrotnie - człogista o wzroście 150 cm. Ten wątek felietonu nie doczeka się podsumowania, bo nie naprawią go żadne rozwiązania, które mogą w przyszłości tchnąć w carsharing nowe życie. Ba, w sumie to nie ma tu czego naprawiać systemowo - systemowo wszystko gra, w tym przypadku zawodzi człowiek i tyle.

Carsharing to zmora pedantów!

W mieście jest za dużo samochodów!

Z carsharingiem jest jeszcze ten problem, że rozwiązując przeładowanie miast samochodami, pojazdy do wypożyczenia same… Przeładowują miasta. No bo na logikę, co za różnica, czy na parkingu stoi czyiś samochód prywatny, czy auto wypożyczane na minuty, kilometry etc.? Jasne, cały czas takich carsharingowych aut będzie mniej niż aut prywatnych, jeden samochód obsłuży kilkadziesiąt osób w ciągu dnia, podczas gdy auto prywatne obsłuży jedną osobę w ciągu dnia. No to są jakieś tam mierzalne zalety.

Korki w mieście

Niestety to tylko pół środek, a wiedzą o tym doskonale wszyscy mieszkający na zaludnionych pod kurek osiedlach, gdzie czasem zaparkowanie po 16-tej graniczy z cudem. Wiedzą o tym mieszkańcy nowych kilkupiętrowych bloków, gdzie na 300 mieszkańców przypada 100 miejsc parkingowych i 500 samochodów do zaparkowania. Wiedzą o tym w końcu ci nieszczęśnicy, którzy samochodami (z nieznanych nikomu powodów) muszą jeździć do centrum czy innego śródmieścia. Tam znaleźć miejsce parkingowe, które w dużym mieście nie kosztuje połowy wypłaty, jest nie lada wyczynem. 

Reasumując, carsharing lepszy jest po względem optymalizacji od rzeszy prywatnych samochodów, ale nie idealny niestety. A mógłby być idealny, i pewnie niebawem będzie, gdy tylko pojazdy autonomiczne staną się faktycznie autonomiczne. Gdy mit przyszłości transportu przestanie być mitem. 

Pojazdy autonomiczne to jest to!

Jeżdżące po mieście, pozbawione kierowcy i prowadzone przez sztuczną inteligencję samochody to nie tylko przyszłość taksówek, ale również i carsharingu. Z jednej strony pojazdy takie rozładują przepchane parkingi, bo nic nie stoi na przeszkodzie, by jeździły one non stop. Z drugiej strony rozwiążą główny problem carsharingu, czyli to, że chcąc wypożyczyć samochód, trzeba go najpierw znaleźć, a następnie dojść do niego lub (tu paradoks w paradoksie) dojechać do niego. 

Pojazdy autonomiczne w kontekście carsharingu mogą wnieść go na nowy poziom!

No dobra, ale skoro samochody będą jeździły same, to gdzie tu broni się carsharing? Po co wypożyczać auto na minuty, jak można zamówić taryfę, zasiąść i pojechać, gdzie chce się pojechać, i niczym się nie martwić? Ano po to, że są wśród nas ludzie, którzy lubią określać się mianem kierowców. Są to ludzie, którzy najzwyczajniej w świecie lubią jeździć samochodami i to właśnie dla nich idea, by móc najpierw samochód zamówić sobie pod dom czy mieszkanie, a później zejść do niego, założyć skórzane rękawiczki i kaszkiet, i wyruszyć w podróż, będzie rozwiązaniem prawdziwie przyszłościowym. 

Jeśli do tego stanie się tak, że samochodem wypożyczonym w Poznaniu można sobie na luzie pojechać do Warszawy i tam go odstawić, by ktoś ze stolicy wypożyczył go sobie celem podróży do, a ja wiem, Krakowa choćby - no to w ogóle będzie bajka. Pozostaje w sumie do ogarnięcia kwestia jakiejś dezynfekcji wnętrza, ale na logikę wydaje mi się, że upakowanie do samochodu systemu oczyszczania powietrza i nie wiem, jakiegoś światła UV czy coś, co zabija bakterie i zarazki na śmierć, tak w trybie instant, też nie jest czymś nierealnym.

Autonomiczne pojazdy, którymi można będzie samodzielnie kierować przy wsparciu milionów systemów na pokładzie i które przyjadą do nas pod chatę po kilku kliknięciach w dedykowanej aplikacji, to jest przyszłość? I do tego przyjadą czyściutkie i pachnące! A no i będą elektryczne lub wodorowe, a po wyjeździe z miasta, na co drugiej stacji będzie można je podładować z gniazdka lub nabić wodoru kupując kawę i bułę na jakimś Orlenie w szczerym polu. Tak, to jest przyszłość, której wszystkim nam życzę.

Komentarze

7
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.
  • avatar
    kaalus
    6
    Promotorzy carsharingu nie rozumieją na czym polega luksus posiadania samochodu i chcą zamienić go na coś w rodzaju autobusu, tylko że samemu się kieruje. A tutaj chodzi o to że o własny samochód można dbać, można nie brzydzić się jego siedzeń, można być z niego dumnym, można pogrzebać mu pod maską albo go zmodyfikować, można pojechać nim na drugi koniec świata i wyruszyć nawet w tej minucie, a nie za dwa miesiące jak uzyska się zgodę operatora, i nie trzeba się martwić że w którymś momencie nie będzie dostępny. Własny samochód to wolność za którą wielu jest skłonnych dopłacić.
    • avatar
      Qazzy
      1
      "Z autem, które prowadził 2-metrowy dryblas albo wręcz odwrotnie - człogista o wzroście 150 cm. Ten wątek felietonu nie doczeka się podsumowania, bo nie naprawią go żadne rozwiązania"
      To akurat byłoby możliwe do ogarnięcia. Wystarczy żeby auta miały fotele z prądem i pamięcią użytkowników. Ustawiamy fotel pod siebie, w appce zapisujemy swój profil dla danego modelu, a w kolejnym wypożyczeniu auto pobiera konfig z naszego profilu i ustawia się zgodnie z naszymi preferencjami.
      • avatar
        yoko_nat
        1
        i nie dla mnie, tez nie chce jeździć po kimś nawet nie wiedząc kto to i jaki poziom higieny przedstawia, bardziej jestem skłonny nawet zamienić swoją hybryde na elektryka, żeby było mniej spalin, ale że jeżdżę duzo i daleko to takie bz4x było by ok na moje potrzeby, minus, że trzeba czekac na ładowanie baterii
        • avatar
          benekbej
          0
          Autor to serio jakiś pedantyczny psychol, ale ma rację bo kierowcy to brudasy, dłubią w nosie, w zębach, plują wokoło tym co w nich znajdą a zapominają, że to wszystko widać przez szyby, srają pod siebie, żrą z siedzeń obok jakby były majestatycznie zdezynfekowane. Carsharing trzeba zaakceptować takim jakim jest bo to jest rozwiązanie sytuacyjne, a nie abonament na codzienne użytkowanie. Nie zrozumieją tego wieśniacy, gdzie u nich życie bez samochodu nie istnieje z uwagi na odległości, ale każdy kto używa mózgu w mieście wybierze po prostu komunikację miejska lub rower, a w sytuacjach krytycznych weźmie "ubera", który wychodzi nawet taniej niż carsharing i szybciej niż spacer do najbliższego pojazdu. Koniec tematu