Gry

Ciężkie jest życie łowcy

przeczytasz w 4 min.

Już od pierwszych minut gry Joseph Turok zmuszony jest do wykorzystywania swoich słynnych umiejętności bojowych. Na początku zdany jest tylko na prosty karabin maszynowy, ale z czasem udaje mu się skompletować dość pokaźny arsenał w skład którego wchodzi nie tylko wspominany już wcześniej nóż i łuk, ale również, na przykład, Minigun, czy miotacz płomieni. Niestety jednak Turok, jak jego poprzednicy, jest dość standardowym first person shooterem, gdzie przez większość czasu biegamy z punktu A do punktu B przebijając się przez hordy identycznych humanoidalnych przeciwników. Arsenał naszego bohatera jest co prawda dość pokaźny (choć Turok może nieść tylko dwie bronie palne na raz), ale nie wszystkie pukawki zachowują się tak jak powinny.

Na przykład strzelba, do czego byłam przyzwyczajona, nie ma prawie w ogóle odrzutu, przez co strzelanie z niej jest dziecinnie proste, a Karabin Plazmowy ma chyba trochę zbyt duży zasięg, skoro bez problemu trafić można przeciwnika stojącego po drugiej stronie rozległej doliny. Kolejna sprawa to amunicja, zebranie jednego magazynka oznacza właściwie, że ilość pocisków do danej broni odnawia się do maksymalnej ilości, co kompletnie eliminuje potrzebę chomikowania każdej kuli, czy też celnego strzelania. Gra więc automatycznie staje się bardzo prosta i choć do wyboru są aż trzy poziomy trudności, to najpierw i tak trzeba skończyć grę na niższym poziomie by mieć dostęp do tego wyższego.

Jedynym właściwie wyzwaniem jakie stawia przed nami Turok to próba cierpliwości. System zapisu stanu gry rozwiązany jest na zasadzie punktów kontrolnych (checkpointów), które rozlokowane są w grze bardzo nieregularnie. Raz bardzo często, kiedy to właściwie jedyne co robimy, to słuchamy rozmów postaci, innym razem z kolei bardzo rzadko, kiedy my właśnie stoczyliśmy trzy poważne walki, od dziesięciu minut maszerujemy w stronę obozu i w takiej sytuacji zapis byłby wskazany. Próżno szukać tutaj jakiejś logiki, poza taką, że twórcy chcą nam na siłę życie utrudnić. Co prawda problem checkpointów nie byłby tak istotny gdyby nie to, jak łatwo w grze zginąć.

Joseph Turok pomimo tego, że jest ogromnym twardzielem zakutym w pancerz to niesamowicie prosto go zabić. Wystarczy krótka salwa z krótkozasięgowego pistoletu aby obraz zaczął się rozmywać a nasz bohater potrzebował chwili na regenerację sił. Niestety jednak, kiedy Turok jest bliski śmierci, ekran rozmywa się tak bardzo, że cały świat zamienia się w jedną wielką plamę, a nasze możliwości bojowe spadają właściwie do zera. Szanse na ucieczkę z niebezpiecznej sytuacji są raczej nikłe, kiedy nasza widoczność jest tak mała, że nie wiadomo w którą stronę biec. Dodatkowym utrudnieniem jest to, że Turok często traci równowagę i pada na ziemie, czy to powalony przez dinozaura, czy trafiony przez pocisk czy granat, wtedy kamera szaleńczo wiruje na lewo i prawo, a my jeszcze bardziej tracimy orientację. Niby to dodaje realizmu, ale mnie po prostu doprowadzało to do furii. Zwłaszcza, że nasz przeciwnik z kolei potrafi przeżyć salwę z Miniguna czy bliskie spotkanie z granatem, a potem wstać i strzelać jakby nic się nie stało.

Sztuczna inteligencja w grze to kolejna katastrofa, walka z bezwzględnym Wilczym Stadem jest idiotycznie prosta, bo przeciwnicy poruszają się po linii prostej, bardzo często stają w miejscu jak zamrożone figury, w ogóle nie szukają osłon i jeszcze podróżują grupami żeby ich było łatwiej ustrzelić. Sytuację, choć nieznacznie, ratują dinozaury. Obcując z nimi ma się wrażenie, że to żywe, posiadające mordercze instynkty istoty. W czasie naszych eskapad spotkamy kilka różnych gatunków. Maleńkie Kompsognaty pętają się pod nogami, ale nie zaatakują nas chyba, że zostaną sprowokowane, wtedy pojawiają się ich nieprawdopodobne ilości i skaczą bohaterowi do gardła. Mniej cierpliwe są Dilofozaury, ale zaczną na nas szarżować tylko jeśli podejdziemy do nich zbyt blisko. Co innego Welociraptory, które z kolei są mało cierpliwe, niesłychanie agresywne i polują w stadzie. Równie łatwo jednak skupiają swoją uwagę na naszych przeciwnikach, czy też innych dinozaurach, więc można je wykorzystać do zyskania przewagi w bitwie. W grze pojawia się też nieśmiertelny Tyrannosaurus rex, z którym nawet stoczymy pojedynek jeden na jeden, ale to wszystko za mało żeby przyciągnąć do komputera na dłużej. Dinozaury są fajne, no ale ile można się nimi zachwycać, to tylko fauna na obcej planecie.

Nie oznacza to jednak, że w Turoku kompletnie nic mi się nie podobało. Sekwencje w których główny bohater zabija przy pomocy noża są bardzo efektowne i stosunkowo prosto je wykonać bo wystarczy w odpowiednim momencie wcisnąć lewy przycisk myszy (wtedy perspektywa zmienia się na trzecią osobę). Równie fajnym elementem jest możliwość strzelania z dwóch broni na raz, w początkowych etapach gry są to karabiny maszynowe, ale później Turok może strzelać jednocześnie ze strzelby i karabinu, co być może nie jest szczególnie realistyczne, ale przynajmniej dodaje grze akcji i dynamizmu (choć rodzi się pytanie jak on wymienia te magazynki). Właściwie pomimo tych wszystkich wad, gra broniłaby się całkiem nieźle jako nie wymagający zbyt wiele myślenia, prostoliniowy shooter, gdyby nie to, że zabrakło w niej kilka podstawowych rozwiązań które umiliłyby i ułatwiły rozgrywkę, co pogrążyło ją ostatecznie w moich oczach.

Do tych wad zalicza się chociażby brak możliwości biegu sprintem, niby drobiazg, ale nagle zaczyna go brakować niemal na gwałt gdy w grę wchodzi ucieczka przed jakimś większym dinozaurem, a nasz bohater posuwa się dość ślimaczym tempem. Równie nieodżałowana jest opcja prostego wychylenia się zza zasłony, co ułatwiłoby walkę na dużych przestrzeniach gdzie zewsząd otaczają nas przeciwnicy. Jednak najbardziej bolesnym jest brak mapy, zwłaszcza, że gra często zmusza nas do podążania za jakimś kompanem z oddziału, czy też kierowania się w stronę jakiegoś ściśle określonego przez fabułę punktu. Nasz towarzysz jednak nie dość że biega szybciej niż Turok i błyskawicznie znika nam z oczu, to jeszcze kiedy dotrze w wyznaczony przez grę punkt, czeka tam jak słup soli, a my kręcimy się w kółko zdezorientowani, bez żadnej możliwości ustalenia w którą stronę iść, czy zlokalizowania kolegi. Co prawda wciśnięcie klawisza F1, który wyświetla listę obecnie zadania owocuje mała niebieską strzałką, która orientacyjnie wskazuje nam kierunek. Ale przecież prosta kolorowa kropka na mapie załatwiłaby sprawę o wiele efektywniej i nie zmuszała by do wiecznego wciskania klawisza na klawiaturze.