
Tom by TomTom to niewielka pastylka, która zawitała do mnie na testy. Mierzy niespełna 5x5 cm i ma proste zadanie – ostrzegać przed zagrożeniami na drodze. Pokonałem z nią kilkaset kilometrów. Jak sprawdza się w trasie?
Płatna współpraca z TomTom
TomTom to firma, która kojarzy się z nawigacją – i nie ma w tym nic dziwnego. Wszak jest to dostawca technologii nawigacyjnych znany od lat, a dodatkowo zresztą bardzo ceniony. Z usług TomTom korzystają miliony użytkowników na całym świecie. Firma postanowiła wykorzystać ten fakt do tego, aby stworzyć produkt jeszcze bardziej ułatwiający podróże. Tom by TomTom, bo o nim mowa, to niewielkie urządzenie do ostrzegania przed zagrożeniami na drodze. Innymi słowy – komunikator drogowy. Spędziłem z nim kilka dni, pokonałem kilkaset kilometrów. Jak spisało się to narzędzie?
Wszystko, czego potrzebujesz w niewielkim kartoniku
Producent dostarcza Toma w małym, ale dobrze wykonanym opakowaniu. Na kartoniku z twardej tektury znalazły się wszystkie najważniejsze informacje o produkcie. Zanim jeszcze rozpakowałem Toma, wiedziałem, że będzie mnie ostrzegać przed pomiarami prędkości na drodze, przeszkodami i korkami, a do tego, że komunikuje zagrożenia sygnałami dźwiękowymi i świetlnymi.
Jak tylko przejrzałem całe opakowanie z każdej strony, dotarło do mnie, że w zasadzie wpadł mi w ręce produkt, który nie wymaga żadnych skomplikowanych procedur testowych. Pomyślałem, że wystarczy włożyć Toma do samochodu i zapomnieć o nim – i z tą nadzieją odkleiłem taśmę zabezpieczającą na kartoniku.
Wewnątrz opakowania znalazł się zestaw bardzo skromny, ale absolutnie wystarczający. Jest oczywiście bohater programu, czyli sama plastikowa pastylka, ale też przymocowany do niej uchwyt magnetyczny z paskiem samoprzylepnym. To świetne według mnie rozwiązanie, bo uchwyt można przymocować w dowolnym miejscu, a samo urządzenie nadal jest wówczas możliwe do demontażu (aby np. podładować je w domu lub zabrać do innego samochodu).
W kartoniku znalazł się jeszcze jeden element – przewód do ładowania zakończony USB-C, ale z przejściówką na USB-A (jeśli okazałoby się, że w twoim samochodzie nie ma wejścia USB-C). Doceniam to posunięcie, bo pokazuje, że producent myśli o wszystkich kierowcach.
Konfiguracja zajęła dosłownie chwilę
Nie liczyłem czasu ze stoperem w ręce podczas konfiguracji Toma, ale uwierzcie mi na słowo – kiedy wyjąłem tę pastylkę z opakowania, po czym przeczytałem bardzo fajnie napisaną instrukcję, która informowała mnie o konieczności pobrania aplikacji na telefon (dostępna na iOS oraz Android), w okamgnieniu urządzenie było gotowe do pracy.
Konfiguracja Tom by TomTom to kilka minut. Wystarczy pobrać aplikację, połączyć w niej Toma i już – sprzęt jest gotowy do jazdy. Można go zamontować w aucie i zapomnieć o jego obecności.
Konfiguracja Toma polega wyłącznie na pobraniu wspomnianej aplikacji TomTom (do nawigacji), połączeniu w niej Toma z telefonem i obejrzeniu krótkiego instruktażu dotyczącego tego, jakie kolory odpowiadają za konkretne zagrożenia na drodze. Minęła krótka chwila i mogłem zamontować Toma w samochodzie. Postanowiłem jednak naładować go do pełna, aby przekonać się, jak wygląda zużycie energii w tym urządzeniu.
No to jedziemy! Biorę Toma do auta i w drogę
Tom ma wprawdzie magnetyczny uchwyt do mocowania w samochodzie, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby umieścić go gdziekolwiek indziej – w widocznym miejscu, bez przyklejania uchwytu. Ja woziłem go w półeczce pod konsolą środkową, gdzie migające światła informujące o zagrożeniu były doskonale widoczne zarówno w dzień, jak i w nocy. Przez chwilę trzymałem też Toma za przeciwsłonecznym daszkiem, ale w tym położeniu miałem utrudniony dostęp do klikania przycisku na urządzeniu – mogłem tylko otrzymywać powiadomienia, ale nie reagować na nie.
Tom wylądował więc ostatecznie na półkę pod konsolą, a na telefonie natychmiast zobaczyłem powiadomienie brzmiące: “No to jedziemy”. Tymi słowami bowiem Tom wita użytkownika za każdym razem, kiedy połączy się z telefonem. Bardzo doceniam, że Tom za każdym razem łączył się bezbłędnie. Nie musiałem z tym urządzeniem robić nic podczas wsiadania do samochodu. Kiedy tylko połączył się przez Bluetooth, był gotowy do pracy. Lubię takie rozwiązania, które nie są na siłę skomplikowane.
Jak działa Tom od TomToma? Chciałbym tutaj umieścić długie wypracowanie o tym urządzeniu, ale uwierzcie mi – Tom służy tylko temu, aby ostrzegać przed zagrożeniami na drodze. Wyruszając więc w swoją pierwszą podróż z tym komunikatorem, spotkałem się ze wszystkimi możliwymi komunikatami.
Tom mruga na niebiesko, kiedy zbliżasz się do fotoradaru, na żółto, kiedy w pobliżu znajdą się zagrożenia, natomiast przed korkiem ostrzeże światłem w kolorze czerwonym. Alertom towarzyszy też prosty sygnał dźwiękowy.
Tom by TomTom nie tylko ostrzega przed zagrożeniami. Pozwala też wysyłać ostrzeżenia dla innych kierowców. Służy do tego duży przycisk, którego nie sposób nie zlokalizować – obejmuje powiem powierzchnią prawie całą pastylkę.
Naturalnie Tom służy nie tylko do otrzymywania alertów, ale też do ich zgłaszania lub potwierdzania. Stąd wbudowany na tej niewielkiej pastylce jeden główny przycisk, który służy do zgłaszania fotoradarów lub zagrożeń (w zależności od tego, czy go naciśniemy, czy naciśniemy i przytrzymamy), i drugi do odrzucania alertów (kiedy np. korek na drodze już nie występuje).
Jak spisał się Tom podczas moich testów?
Przyznam szczerze, że podczas testów Toma od TomToma pokonałem kilkaset kilometrów. Myślę, że było to bliżej tysiąca niż 500 km. Uważam więc, że to wystarczająco, aby móc potwierdzić skuteczność użytkowników nawigacji TomTom. Poruszałem się różnymi drogami – krajowymi, wojewódzkimi, autostradami – i nie zauważyłem, aby którakolwiek z nich była niewystarczająco pokryta danymi do ostrzegania.
Tom miał 100-procentową skuteczność w ostrzeganiu przed fotoradarami. Nie zdarzyło mi się, aby jakakolwiek “pucha” została przez niego pominięta. Zasygnalizował mi, że zbliżam się do korka, kiedy faktycznie ten był przede mną, natomiast w przypadku innych zagrożeń również o nich informował, kiedy na drodze stał samochód na światłach awaryjnych lub przy krawędzi jezdni leżała gałąź.
Co natomiast z baterią? Spędziłem z Tomem za mało czasu, aby móc potwierdzić deklaracje producenta mówiące o tym, że urządzenie wytrzymuje miesiąc bez konieczności ładowania. Mogę tylko powiedzieć, że po kilku dniach ze mną ikona informująca o naładowaniu w aplikacji nadal jest w pełni naładowana. Sądzę więc, że Tom faktycznie jest długodystansowcem.
Czy warto mieć takiego asystenta w samochodzie?
Tom od TomTom to urządzenie, które nie wymaga subskrypcji. Kupujesz je raz i używasz bez dodatkowych kosztów. Poza tym jest to urządzenie o stosunkowo prostej konstrukcji – bez ekranu, wielu przycisków, a do tego bardzo małe (48x48 mm). To tylko dwie z jego zalet.
Pozostałe to z pewnością fakt, iż Tom jest narzędziem opracowanym przez TomTom, a więc firmę, która ma gigantyczną społeczność. Tom ostrzega jedynie przed tym, co najważniejsze. Urządzenie nie będzie informować nas o reklamowanych na mapie punktach (stacje paliw, restauracje, sklepy etc.)., a do tego powinien długo działać na jednym ładowaniu, nie trzeba więc prowadzić dodatkowego kabla w samochodzie, aby go zasilić.
Pokonałem kilkaset kilometrów z asystentem Tom w samochodzie. O każdym zagrożeniu, które dostrzegłem na drodze, ostrzegał mnie odpowiednio wcześnie.
Czy w całej tej wymieniance zalet znajduje się jakakolwiek wada? Odważnie powiem, że nie. To urządzenie, które chwali się swoją prostotą i nie ukrywa jej. Tom mówi wprost - “jestem prostym, ale skutecznym asystentem”. Wie doskonale, że stację paliw znajdziesz na mapie sam, pobliski sklep również, a ekranów w aucie masz już wystarczająco dużo.
Tom od TomTom to świetne rozwiązanie dla kogoś, kto wcale nie musi pokonywać kilkuset kilometrów dziennie (oczywiście nie tylko w Polsce, bo Tom działa również za granicą), ale też dla osób, które jeżdżą sporadycznie, jednak chcą mieć asystenta mówiącego im o potencjalnym niebezpieczeństwie na drodze. Tom nie wymaga od użytkownika specjalnego przygotowania auta wewnątrz. Tę pastylkę można rzucić niemal wszędzie, aby była na widoku – a to za sprawą dookólnego LED, który jest naprawdę jasny.
Czy warto kupić to urządzenie dla siebie? Uważam, że tak. Równie dobrze Tom może stanowić prezent dla kierowcy. W końcu to drobiazg, ale bardzo użyteczny, którego zakup nie zrujnuje budżetu.
Płatna współpraca z TomTom












Komentarze
0Nie dodano jeszcze komentarzy. Bądź pierwszy!