Gravity Rush Remastered – świat postawiony na głowie
Gry

Gravity Rush Remastered – świat postawiony na głowie

przeczytasz w 6 min.

Gdy zaburzy się prawa grawitacji, nawet z pozoru prosta zręcznościówka może nabrać niebywałej głębi. Nawet, jeśli to tylko ulepszona wersja gry z PS Vita.

Ocena benchmark.pl
  • 3,7/5
Plusy

Możliwość zmian grawitacji daje graczom wolną rękę; Dobrze zaimplementowane elementy RPG; Historia w trakcie rozgrywki robi się coraz ciekawsza; świetna atmosfera; dodatki w wersji Remastered

Minusy

Rozgrywka szybko staje się wtórna; Grafika pozostaje kiepska, mimo odświeżenia tekstur; Powtarzający się przeciwnicy; Otwarty świat nie zapewnia zbyt wielu atrakcji; Momentami fabuła jest nieco zbyt przewidywalna

Nie znam zbyt wielu osób, które stronią od zręcznościowych gier sandboksowych - produkcji w których pomiędzy wykonywaniem ustalonych przez twórców misji, można zrobić sobie przerwę i rozerwać się „na mieście”. Sam również do nich nie należę, a każdą okazję do spróbowanie czegoś bardziej oryginalnego, niż Grand Theft Auto, witam z radością. Dlatego też wymuszające całkiem nowy styl rozgrywki Gravity Rush, w wersji odświeżonej w stosunku do oryginału z PS Vita, wydało mi się łakomym kąskiem.

Gravity Rush Remastered - ulice miasta

Na wstępie zaznaczę jednak ważną informację, która dla wielu może okazać się przestrogą. W grze na każdym kroku czuć japońską stylistyką – mowa tu o nawiązaniach do mangi, komiksów i kreskówek kojarzonych przede wszystkim z Krajem Kwitnącej Wiśni. Mimo wszystko, osoby nieprzejawiające ostrych reakcji alergicznych na tego typu klimaty, mogą być spokojne. Ja osobiście nigdy nie przepadałem za japońską kreską, ale w Gravity Rush zbytnio mi ona nie przeszkadzała.

Gravity Rush Remastered - japońskie klimaty

Bajka dla małych księżniczek

Mimo wszystko, fabuła przez przynajmniej połowę gry sprawia wrażenie, jakby była robiona pod bardzo konkretną grupę odbiorców – dziewczynki w wieku od około 10 do 14 lat. Początek jest wtórny do bólu – główna bohaterka spada z nieba, nie pamiętając skąd wzięła się w dziwnym, nieco steampunkowym mieście. Do tego odkrywa w sobie moc władania grawitacją, dzięki czemu uzyskuje „unikalną” możliwość uratowania świata od zagłady. Tej sztampowej całości niestety nie ratuje atrakcyjny sposób przedstawienia historii – jest tu ona ujęta w formie przyjemnych w odbiorze komiksowych kadrów. 

Choć powtarzalność schematów widać tu bardzo wyraźnie, można przymknąć na nią oko. Bardziej nieswojo poczułem się za to, gdy w co drugim dialogu z pierwszej połowy gry, nasza podopieczna – Kat – narzekała na niemożność znalezienia sobie chłopaka, starając się flirtować z napotkanymi jegomościami. Nie były to rozterki i dialogi na poziomie dojrzałych gier, lecz zbliżone właśnie do japońskich kreskówek. Miarka mojej tolerancji na mangę przebrała się, gdy odkryłem, że końcowy cios w walce z każdym bossem został niemal żywcem skopiowany z „Czarodziejki z Księżyca”. Nie pytajcie nawet skąd wiem, jak rzeczony atak wyglądał, powiem tylko że nie są to najlepsze wspomnienia z dzieciństwa. Na szczęście, chęć doprowadzenia opowieści do końca i pobicia paru rekordów sprawiła, że mimo tych kilku bolączek „mangofoba”, dałem się wciągnąć w kolejne pojedynki.

Gravity Rush Remastered - walka

Mimo wszystko, momentami wtórna i naiwna historia z czasem nabiera finezji. Cała opowieść toczy się wokół burzy grawitacyjnej, która sprawia, że od miasta odłączają się fragmenty (które oczywiście trzeba odzyskać), a poszczególni mieszkańcy znikają w próżni. W trakcie poszukiwania między innymi szkolnego autobusu pełnego dzieci, napotykamy na dość poważne i dojrzałe sceny, kojarzące się z Władcą Much. Inny fabularny wzlot gra zaliczyła w momencie, w którym Kat zaczęła zastanawiać się nad swoim pochodzeniem. Niestety, ten bardzo obiecujący wątek nie został pociągnięty dalej, jak gdyby scenarzystom w pewnym momencie zmniejszono limit znaków lub honorarium.

Gravity Rush Remastered - komiksowo opowiadana historia

Z wielką mocą przychodzi wielka zabawa

Gry z otwartym światem mają to do siebie, że można się przy nich zrelaksować, odpocząć od wykonywania głównych misji i udać się na poszukiwania możliwości pozostawionych przez twórców. Nie inaczej jest z Gravity Rush – możliwość spacerowania po ścianach i dachach sprawia, że możemy dostać się niemal w każde miejsce. Motywacją do tego jest zbieranie porozrzucanych wszędzie kryształów. Dzięki nim możemy też rozwijać umiejętności. To taki zgrabnie wpleciony element RPG, który sprawdza się bardzo dobrze i niejako definiuje sposób rozgrywki. To od nas zależy między innymi, który z ataków specjalnych stanie się najsilniejszy.

Gravity Rush Remastered - kryształy

Poza głównymi misjami, których jest 21, otrzymujemy też pomniejsze zadania specjalne, takie jak wyścigi, konkurs w rzucie obiektami czy pokonywanie potworów na czas. Mam z nimi jednak dwa znaczące problemy. Po pierwsze, szybko stają się niesamowicie wtórne. Tak naprawdę cała gra opiera się na umiejętnym poruszaniu się między ścianami, sufitami i podłogami, a także bardzo zbliżonym do siebie sekwencjom walki z nieróżniącymi się zbytnio od siebie przeciwnikami.

Drugim problemem jest poziom trudności dodatkowym zadań. Praktycznie większość z nich da się ukończyć z wysokim wynikiem dopiero po zakończeniu gry, gdy rozwiniemy już niemal wszystkie umiejętności. Ciężko więc mówić o nich jako satysfakcjonującym przerywniku podczas normalnej rozgrywki.

Gravity Rush Remastered - specyficzna oprawa graficzna

W zestawie Remastered otrzymujemy – poza nowymi teksturami i delikatnie zmienionym dla DualShock 4 sterowaniem – 3 pakiety misji, dostępnych na PS Vita w formie DLC. To krótkie przygody dodające fabularnie uzasadnione epizody, z których każdy starcza na mniej niż godzinę zabawy. Wiąże się z nimi otrzymanie nowych strojów, w które później możemy na stałe wyposażyć naszą bohaterkę. Tu plus należy się za udany kostium ewidentnie nawiązujący do postaci Kobiety-Kota.

Superbohater walczy o różnorodność

Zdążyłem już wspomnieć, że tło fabularne jest raczej niewysokich lotów. Wytknąłem też niewielką liczbę zadań pobocznych i rozmaitości otwartego świata. Pozostaje mi więc tylko wspomnieć o głównym wątku i tym, co właściwie w grze robimy. Niestety, choć zabawy z grawitacją dają wiele możliwości, twórcy skupili się praktycznie na jednym aspekcie. Jest to fruwanie między płaszczyznami lub wiszenie w powietrzu i przeprowadzanie ataków na dziesiątkach wrogów. W praktyce każda misja opiera się na lataniu i kopaniu.

Gravity Rush Remastered - kopniak w powietrzu

Bardzo żałuję, że nie wykorzystano w pełni wykreowanego potencjału. W jednej z misji, w której znajdujemy się we śnie, musimy przechodzić pomiędzy poszczególnymi platformami, mając nieco ograniczone moce. W tym momencie Gravity Rush zamienia się w grę logiczną, w której wykorzystując naginanie praw fizyki trzeba odrobinę pogłówkować. Gdyby przynajmniej jedna trzecia misji stanowiła tego typu urozmaicenie, nie miałbym absolutnie żadnych powodów do nudy. W obecnej sytuacji, kolejne pojedynki przechodziłem już niemal tylko z superbohaterskiego obowiązku.

Gravity Rush Remastered - dynamiczna walka

Co zastanawiające, twórcy nie starają się nawet ukryć wtórności. I to do tego stopnia, że z niektórymi bossami walczymy po kilka razy. Tylko w jednej sytuacji ma to jakiekolwiek usprawiedliwienie fabularne. W innych przypadkach otrzymujemy komunikat w stylu: „ok, pokonałeś tego wielkiego latającego smoka, ale już się odrodził i jest silniejszy”. Co więcej, taktyka zawsze jest podobna – podskocz, zawiśnij w powietrzu, użyj dolotu z kopniakiem, po czym powtórz te kroki kilkanaście razy. I gdyby rozgrywka zajęła mi dłużej, niż 10 godzin, pewnie byłbym mocno znudzony.

Gravity Rush Remastered - wir grawitacyjny

Barwny świat do uratowania

Na szczęście, najwyraźniej tę część wynagrodzenia, którą zabrano ekipie od stworzenia dużej ilości potworów i zadań, otrzymał kto inny – graficy i twórcy poszczególnych poziomów. W Gravity Rush nie można narzekać na powtarzalność lokacji. Rozgrywka toczy się w czterech dzielnicach miasta, z których każda ma inny klimat. Osobiście zebrałem chyba wszystkie kryształy jedynie w rozrywkowej części, bo zwyczajnie lubiłem latać po całej okolicy, gdy z głośników płynął energiczny jazz.

Gravity Rush Remastered - różne dzielnice

Wiele misji rozgrywamy w miejscach, które stanowią fragmenty całkiem innego wymiaru. Niestety, niemal każde z nich wygląda jak stworzone w oparciu o ostrą narkotyczną wizję. Momentami skaczemy nawet po wielkich, pulsujących, kolorowych grzybach, podczas gdy innym razem lawirujemy między rzekami wściekle pomarańczowej lawy. Choć w tej kwestii twórcom nie da się odmówić różnorodności, to jednak ostra, „żarówiasta” stylistyka w ogóle do mnie nie przemówiła.

Gravity Rush Remastered - nieco dziwna stylistyka niektórych lokacji

Sama oprawa wizualna też niestety daje odczuć, że gra była pierwotnie stworzona na konsolę przenośną. Mimo podniesienia ilości klatek na sekundę i ogólnej rozdzielczości, w wielu miejscach otoczenie jest zwyczajnie brzydkie. Także odgłosy szybko stają się drażniące – co kilka sekund z głośniczka w padzie dobiegał mnie dźwięk naładowania mocy grawitacyjnej. Po pewnym czasie żałowałem, że w ogóle z niej korzystam. Na plus zasługuje tu za to bardzo klimatyczna oprawa muzyczna.

Gravity Rush Remastered - klimatyczne miejscówki

Gravity Rush Remastered – gra dość dobra, ale nie dla każdego

Mimo tych wszystkich wad, wtórności i specyficznej, nie każdemu odpowiadającej, japońskiej stylistyki, Gravity Rush to zręcznościówka, która jest w stanie zapewnić sporą ilość frajdy. Choć schematy są mocno oklepane, w niektórych momentach fabuła nabiera takiego smaku, że do kolejnych misji popycha nas chęć odkrycia finału całej historii. W dalszym ciągu jest to jednak bardziej bajka dla dzieci, niż dojrzała produkcja. 

Gravity Rush Remastered - rozpadające się miasto

Nie zmienia to jednak faktu, że każdy, kto lubi dużą intensywność akcji, powinien dać szansę tej grze. Chociaż obejdzie się bez większych emocji związanych z wielowątkową fabułą czy widowiskowymi pojedynkami, kierując Kat na pewno można spędzić kilka miłych chwil. Jeśli dodatkowo jest się osobą lubiącą komiksy, zwłaszcza japońskie – można śmiało dodać tej grze jeden punkt do oceny.

Ocena końcowa:

  • oryginalna możliwość zmian grawitacji
  • dobrze zaimplementowane elementy RPG
  • historia w trakcie rozgrywki robi się coraz ciekawsza
  • świetna atmosfera
  • dodatki w wersji Remastered
     
  • rozgrywka szybko staje się wtórna
  • nienajlepsza grafika, mimo oświeżenia tekstur
  • powtarzający się przeciwnicy
  •  otwarty świat nie zapewnia zbyt wielu atrakcji
  • momentami fabuła jest nieco zbyt przewidywalna
     
  • Grafika:
    zadowalający plus
  • Dźwięk:
    dobry
  • Grywalność:
     zadowalający plus

74%

Maciej PiotrowskiOkiem starego zgREDa Barona
Maciej Piotrowski

Gravity Rush pozostaje dla mnie niezmiennie jedną z najlepszych gier jakie pojawiły się na przenośnej konsolce Sony. Świetny, wyjątkowo oryginalny pomysł ze zmianą grawitacji, ciekawie rysująca się historia i całkiem miła dla oka cel-shadingowa graficzka. Całość naprawdę dawała radę dostarczając kupę frajdy, czy to w czasie podróży czy przerw reklamowych podczas oglądania filmów w TV. Teraz jednak Gravity Rush pojawił się na dużo mocniejszej Playstation 4 i szczerze powiem, mam niemałą zagwozdkę jak go ocenić. Z jednej strony bowiem to nadal ta sama wyjątkowa produkcja, którą znam z PS Vita, z drugiej – to trochę taki „odgrzewany kotlet”. Oczywiście wzbogacony o lepszą oprawę graficzną i pakiet dodatków DLC, ale czy to aby nie za mało, by chwycić za serce graczy „stacjonarnych”? I choć uważam, że niektóre tytuły powinny pozostać na pierwotnych platformach z sentymentu wystawiam tej odsłonie Gravity Rush mocne 4. Moja ocena: 4/5

Komentarze

5
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.
  • avatar
    prime27pl
    1
    Ciekawa odskocznia od tradycyjnej sieki .
    • avatar
      Barubar24
      1
      Ostatnio pogrywam sobie w gry jakie Sony daje w ramach abonamentu ps plus. Do tej pory po prostu raz w miesiącu dodawałem je do biblioteki i na tym się kończyło.

      Gra, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie to Valiant Hearts: The Great War (chyba od Ubisoftu). Nie jest to strzelanka, czy jakaś gra 3D, ale ma bardzo ciekawą i wzruszającą fabułę nt. pierwszej wojny światowej.

      Czasem warto odstawić BF4 czy GTA V i spróbować czegoś innego.
      • avatar
        siwyandrew
        -1
        oprawa wizualna, a konkretnie kolorystyka, jest taka, że oczy bardzo sie męczą patrząc na te screeny.
        • avatar
          xchaotic
          0
          Przeszedlem cala na PS Vita i ruszanie calym PS Vita to byl glowny element rozgrywki.
          To jest idealna gra do VR, a na PS4 bedzie przecietnie, chyba ze ktos bedzie wam ruszal telewizorem...
          • avatar
            Radical
            0
            Grałem w to na Vicie i wymiękłem po godzinie. Fajny pomysł, fajny styl graficzny ale gameplay był tak nudny że ziewałem jak dziki.