Powrót we wspaniałym stylu – recenzja Spider-Man: Bez drogi do domu
Filmy / seriale / VOD

Powrót we wspaniałym stylu – recenzja Spider-Man: Bez drogi do domu

przeczytasz w 4 min.

Najnowsza odsłona przygód Człowieka-Pająka była jedną z najgorętszych filmowych premier 2021 roku. Chyba każdy fan superbohaterów zastanawiał się czy Spider-Man: Bez drogi do domu udźwignie ciężar naszych oczekiwań? O tym wszystkim przeczytacie w naszej recenzji.

Rok pająka

Rok 2021 już za nami, ale dla fanów Marvela to właśnie jego końcówka zapowiadała się na prawdziwy hit. W końcu swoją premierę miał mieć od dawna zapowiadany Spider-Man Bez drogi do domu. Oczywiście, mieliśmy już za sobą premierę rewelacyjnej „Diuny”, a fani MCU dostali średniego Venoma 2: Carnage, bez wątpienia jednak żaden z tych filmów pod względem hype’u nie mógł się równać Spider-Man Bez drogi do domu. My też czekaliśmy jak na szpilkach.

Co by nie mówić, ostatnie dwie odsłony przygód człowieka-pająka postawiły tak wysoko poprzeczkę, że nawet nie marzyłem, aby było lepiej. Poza tym, jak wielu fanów pajęczaka zachodziłem w głowę, co twórcy wymyślą po jak dramatycznym zakończeniu Spider-Man: Daleko od domu.

Spider-Man: Bez drogi do domu - co dalej po spotkaniu z Mysterio

Reżyserem filmu został znany z poprzednich odsłon Jon Watts, co powinno dać nam gwarancję świetnie zrealizowanego obrazu. Na całe szczęście nie zmienił się główny aktor – Tom Holland, który jest jak dla mnie najlepszym Peterem Parkerem z wszystkich dotychczasowych. To właśnie dzięki jego kreacji najnowsza trylogia jest tak świetna.

W Spider-Man: Bez drogi do domu Tom Holland wspina się na wyżyny aktorskie, pokazując nam jak jego postać dojrzewa z każdą odsłoną przygód pajęczaka. Jeżeli macie ochotę dowiedzieć się jak na jego tle wypada reszta aktorów i czy warto spędzić ponad dwie godziny w kinie na seansie Spider-Man: Bez drogi do domu to koniecznie przeczytajcie naszą recenzje. 

„So it begins!”

Akcja Spider Man Bez drogi do domu zaczyna się dokładnie w momencie, kiedy skończyła się scena po napisach z poprzedniej części. Ci, którzy wytrwali w fotelu do samego końca dowiedzieli się, że przebiegły Mysterio nie tylko chciał wmówić ludziom, że nasz bohater go zamordował, ale podał też do publicznej wiadomości prawdziwe personalia Spider-Mana. Tak więc nasz Peter Parker jest na świeczniku całego Nowego Yorku.

Zażarty wróg medialny pajęczaka - dziennikarz J.K Simmons nareszcie ma argumenty, aby przekonać wszystkich, że Peter Parker to złoczyńca wszech czasów. Spider-Man staje więc przed sądem, a sprawę wygrywa dzięki jednemu z najbardziej rozpoznawalnych prawników MCU - Mattowi Murdock'owi. Dwuminutowy występ gościnny Charliego Cox'a wcielającego się w serialowego Daredevila nie tylko spowodował uśmiech na mojej twarzy, ale także dał nadzieję na powrót aktora w tej właśnie roli.

Spider-Man: Bez drogi do domu -  Peter Parket i Mary Jane

Jednak to, że wygramy proces sądowy nie znaczy wcale, że ludzie uwierzą w naszą niewinność. Taki sam los spotyka Petera, a także jego przyjaciół. W wyniku tego całego szumu medialnego, jaki dotyka naszych bohaterów, nie tylko zyskują oni tzw. hejterów, ale także nie zostają przyjęci na studia – ze względu na zbytnią kontrowersyjność i opinię społeczną.

Niewiele myśląc Peter udaje się po pomoc, do dobrze znanego już nam Doctora Strange'a prosząc, aby rzucił on zaklęcie, w wyniku którego cały świat zapomni (poza oczywiście jego przyjaciółmi i bliskimi) kim jest Spider-Man. Jak pewnie już widzieliście na zwiastunach filmu nie wszystko idzie jak należy, co doprowadza do pomieszania uniwersów i pojawienia się kilku niespodziewanych gości. Tyle o samej fabule, bo nie chce tu spolerować, chociaż myślę, że w natłoku mediów społecznościowych i tak co nieco już wiecie.

Spider-Man: Bez drogi do domu - Peter Parker i Doctor Strange

I will be back...

Spider-Man: Bez drogi do domu to przede wszystkim wielkie powroty. W wyniku zawirowań w czasie i przestrzeni pojawiają się znani z poprzednich filmów najwięksi rywale Parkera. Są to między innymi Doctor Octopus, Zielony Goblin i Electro. Bez dwóch zdań powrót Willema Dafoe jako Zielonego Goblina to coś, na co czekałem.

Plastyka twarzy tego aktora w najnowszej odsłonie przygód Spider-Mana udowadnia, że nie jest potrzebna mu żadna maska. Co więcej, strój tego superłotra jest zdecydowanie bliższy temu, co znamy z oryginalnych komiksów. Dość powiedzieć, że Zielony Goblin, którego dostajemy w Spider-Man: Bez drogi do domu potrafi wywołać ciarki na plecach widza.

Spider-Man: Bez drogi do domu - Green Goblin

Właściwie wszyscy starzy złoczyńcy wyglądają tu na zdecydowanie bliższych komiksowych wersji. Electro grany przez Jamiego Foxx'a wreszcie mógł się zrehabilitować za poprzedni występ w tej roli. Ostatnio bowiem padł ofiarą słabego scenariusza w Amazing Spider-Man 2. Tym razem nareszcie jego postać jest pełnowymiarowa i sprawia, że zaczynamy rozumieć jego postępowanie i motywacje, jakie nim kierują.

Spider-Man: Bez drogi do domu - Electro

A jednak jest inaczej (jeśli chcesz uniknąć spojlerów lepiej przeskocz do podsumowania)

Poza powrotem przeciwników Spider-Mana warto wspomnieć o gościnnym występie aktorów wcześniej grających tego bohatera. Tak, dobrze przeczytaliście - Tobey Maguire i Andrew Garfield wracają jako Peter Parker i niczym trzech muszkieterów stają razem do walki wraz z Peterem granym przez Toma Hollanda. 

A to oczywiście oznacza, że tona nawiązań i easter eggów wylewa się z ekranu powodując, że z każdą kolejną sceną uśmiech na naszej twarzy staje się większy i większy. Co ciekawe, wszystkie przecieki medialne, które sugerowały, że tak się właśnie stanie były bardzo szybko dementowane przez twórców. Jednak fani mieli nosa. 

Znalazło się tu nawet rewelacyjne nawiązanie do multiwersum Spider-Mana. Jeżeli więc wcześniej, czytając tę recenzję, wahałeś się czy warto iść na ten film, to zobaczenie trójki znanych i lubianych Spider-Manów wspólnie na ekranie sprawi, że podczas seansu po prostu wgniecie Cię w fotel.

Spider-Man: Bez drogi do domu - Doctor Octopus

Spider-Man: Bez drogi do domu – czy warto wybrać się do kina?

Jeżeli kończysz czytać tę recenzję a jeszcze nie widziałeś filmu to nawet się nie zastanawiaj - rezerwuj najbliższy możliwy seans i biegiem do kina! Szczerze, to najlepszy film o przygodach człowieka pająka, jaki wyszedł dotychczas. Podczas seansu przytrafi Ci się wszystko – łzy wzruszenia, wybuchy uśmiechu, chwila zadumy i głośne okrzyki Wow! 

Moim zdaniem zagrało tutaj wszystko – klimat, muzyka, gra aktorska i scenariusz. Jeszcze więcej emocji wzbudza scena po napisach. Nie chcę Wam nic zdradzać, ale na pewno będziecie zadowoleni. Życzę więc wszystkim udanego seansu, a ja tymczasem biegnę do kasy biletowej, bo jedno pójście do kina na Spider-Man: Bez drogi do domu to zdecydowanie za mało!

Spider-Man: Bez drogi do domu - Spider-Man

Ocena filmu Spider-Man: Bez drogi do domu

  • to najlepszy film o Spider-Manie jaki przyszło nam oglądać
  • świetnie pokazany rozwój emocjonalny naszego głównego bohatera
  • rewelacyjne aktorstwo
  • bardzo dobry scenariusz
  • świetna muzyka
  • fani MCU będą zachwyceni każdym momentem filmu
     
  • jedno pójście do kina na ten film to za mało

Ocena końcowa

100% 5/5

Komentarze

5
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.
  • avatar
    baertus11
    2
    "fani MCU dostali średniego Venoma 2: Carnage" - średniego? Naprawdę średniego? NO way! To była średnia kiszka w porównaniu z jedynką....
    • avatar
      Marucins
      1
      Czy ja wiem. Ten nowy dzieciny spider-man to jakaś kpina obecnych czasów.
      Ciekawie zagrał Tobey Maguire ale najlepszy klimat miał S-M, w którym grał Andrew Garfield.
      • avatar
        musslik
        -2
        Film jako film jest słaby, fabuła denna i przewidywalna do bólu... ale dobrze się bawiłem ;D
        • avatar
          vinn1e
          -3
          Błąd w pierwszym zdaniu. Brakuje "z".
          Nie czytam dalej bo nie lubię tego nowego Spidermana i błędów.