Słaby horror klasy B czy rewelacyjna ekranizacja? Recenzja Resident Evil: Witajcie w Raccoon City
Filmy / seriale / VOD

Słaby horror klasy B czy rewelacyjna ekranizacja? Recenzja Resident Evil: Witajcie w Raccoon City

przeczytasz w 5 min.

Ekranizacje gier rzadko miały szczęście do reżyserów i chociaż w miarę znośnego scenariusza. Czy twórca Residet Evil: Witajcie w Raccoon City da fanom film, na który od dawna czekają? Tego dowiecie się z naszej recenzji.

Rok 2021 dla kinematografii był ciężki. Dużych tytułów ukazało się dość niewiele i właściwie możemy je wyliczać na palcach jednej ręki. „Nie czas umierać” , „Diuna”, a teraz jeszcze  „Spider-Man Bez drogi do domu” to najważniejsze i jak dotąd najgłośniejsze premiery kinowe tego roku. W najbliższym czasie oczywiście pojawi się także Matrix Zmartwychwstania, a kilka dni temu pojawił się Resident Evil: Witajcie w Raccoon City.

Chyba nie ma gracza, który nie znałby serii Resident Evil. Za powstanie tego cyklu odpowiadają panowie Shinji Mikami oraz Tokuro Fujiwara, których Biohazard (bo tak nazywała się ta gra w Japonii) ukazał się w 1996 roku na konsoli PlayStation. To właśnie jej zawdzięczamy gatunek gier nazywany Survival Horror. Akcja tego tytułu rozgrywała się w alternatywnej rzeczywistości, gdzie złowroga korporacja Umbrella uwolniła wirusa zmieniającego ludzi w zombie.

Resident Evil zrobił tak oszałamiającą furorę, że w 2002 postanowiono go zekranizować. Film zyskał rzeszę fanów, ale były to osoby nie będące fanami gry. Resident Evil: Witajcie w Raccoon City jest kierowany przede wszystkim właśnie to tego drugiego odbiorcy. To po prostu miał być specyficzny list miłośny skierowany do graczy. Jak bardzo twórcom to się udało?  Dowiecie się czytając naszą recenzję Resident Evil Witajcie w Raccoon City. Załadujcie więc pistolety i ruszamy na zombie!

Powrót do Korzeni

Już na wstępie mogę powiedzieć, że Resident Evil: Witajcie w Raccoon City jest jedną z najlepszych ekranizacji gier jakie kiedykolwiek widziałem. Akcja filmu toczy się w roku 1998, w tytułowym mieście Raccoon City. Większość mieszkańców, których znaczna część pracowała w korporacji Umbrella opuściła miasto. Ci zaś którzy zostali na miejscu cierpią na objawy dziwnej choroby, która powoduje między innymi łysienie, delikatne krwawienie z oczu itp.

Na początku seansu przenosimy się w czasie, gdzie poznajemy rodzeństwo Redfieldów, które po stracie rodziców mieszka w sierocińcu. Mała Claire spacerując po korytarzach zauważa dziwną postać ukrywającą się w cieniu – to dziewczynka, która ma bardzo zdeformowane ciało. Chris, czyli brat Claire, uważa jednak że jego siostra ma zbyt wybujałą fantazję. Czy to tylko pierwotne lęki dziecka czy coś naprawdę kryje się w mroku? Na te pytanie nasza bohaterka dostanie odpowiedź kiedy będzie już dorosła. Claire ucieka bowiem z rodziny, która ją adoptowała i dopiero po wielu latach przybywa do miasta, aby wyjaśnić co tu naprawdę się tu dzieje i ostrzec swojego brata.

Resident Evil: Witajcie w Racoon City - Claire Redfield

Właściwie całość filmu podzielona jest na dwie osie akcji. Pierwsza skupia się wokół Chrisa Redfielda, który pracuje obecnie w policji, a także Jill Valentine, Albersta Wesekera oraz Richarda Aikena, którzy dostali zgłoszenie o znalezieniu ciała i zaginięciu dwóch funkcjonariuszy w willi Spencera, będącego założycielem korporacji Umbrella.  Druga oś pozwala nam zaś śledzić losy Claire Redfield, która trafia do miasta w momencie kiedy Leon S.Kennedy i Brian Arnolds barykadują się na komisariacie policji, chroniąc się przed chmarą zombiaków.

Co ciekawe, twórca filmu - Johannes Roberts postanowił połączyć akcje pierwszej i drugiej części gry w jeden film. Powoduje to nieco chaosu w oglądaniu, zwłaszcza dla ludzi nie znających uniwersum. Jednak wierni fani będą zachwyceni jak bardzo film trzyma się materiału źródłowego, tylko czasami dodając coś od siebie. Przykład – rozpoczynając grę Resident Evil 2 zaczynaliśmy na ulicy naprzeciwko komisariatu policji, a za naszymi plecami leżała przewrócona cysterna. W Resident Evil: Witajcie Raccoon City dowiecie się dlaczego i w jaki sposób ta cysterna się tam znalazła. A to nie jedyny smaczek jaki dostaniecie!  

Resident Evil: Witajcie w Racoon City - film a gra

Wszystkie twarzy Raccoon City

Kiedy dowiedziałem się jak będzie wyglądała obsada filmu byłem, krótko mówiąc, nieco przestraszony. Leona Kennedego, uroczego blondaska, miał zagrać aktor hinduskiego pochodzenia znany między innymi z roli Tutenchamona – Avan Jogia. Czyżbym miał się spodziewać zombie Bollywoodu? Na szczęście nie zniechęciło mnie to, że nie każdy aktor pasuje do moich wyobrażeń.  Postanowiłem dać filmowi szansę, czego zdecydowanie nie żałuję.

Calire (Kaya Scodelario) i Chris (Robbie Amell) są dosłownie jak wyjęci z gier – nie tylko pod względem wizerunku, ale i gry aktorskiej. Ten tandem oglądało się naprawdę rewelacyjnie. Z kolei Jill (Hannah John-Kamen) i Wesker (Tom Hooper) nie mieli zbyt wiele miejsca w fabule, a jeśli się pojawiali najczęściej „rzucali mięsem”. Do roli twardych gliniarzy w obliczu horroru z jakim się spotkali pasuje to jednak jak ulał.

Niestety moje obawy co do samego Leona okazały się słuszne. Jednak nie wynika to totalnie z tego, że aktor nie pasował mi do roli. Po pierwszych minutach filmu przestałem bowiem zwracać na to uwagę. Po prostu scenarzyści totalnie zepsuli jego bohatera. Właściwie cały czas jest on ukazany jako ciamajda, z której każdy, ale dosłownie każdy robi sobie pośmiewisko – nawet nieco szalony fan teorii spiskowych siedzący za kratami. Szkoda, ale nie można mieć wszystkiego, czyż nie?

Resident Evil: Witajcie w Racoon City - człowiek na drodze

Klimat i jeszcze raz klimat

Nikt od dawna tak dobrze nie oddał klimatu ekranizowanej gry w filmie, w tak genialny sposób jak zrobił to Johannes Roberts! Prawie w każdej scenie znajdziecie mrugniecie oko do fanów Resident Evil. Zobaczycie pięknie odwzorowane scenerie z gier takie jak choćby komisariat czy posiadłość Spencera. Poczujecie też dokładnie te same uczucia, które towarzyszyły Wam w grze, kiedy przy migającym świetle pojawi się nagle język Lickera. Dowiecie się dlaczego przed komisariatem policyjnym znalazła się owa przewrócona cysterna. I mógłbym tu tak wymieniać w nieskończoność.

Z całością filmu bardzo dobrze zgrywa się muzyka. Efekty specjalne są na poziomie zadowalającym - nie powalą Was może na kolana, ale też nie odrzucą. Widać gołym okiem, że film nie miał ogromnego budżetu, ale ze sprawami technicznymi poradzono sobie dość dobrze. Chociaż według mnie najlepiej wypadły kolejne stadia mutowania Tyranta, jeżeli mowa o ukazanie potworów.

Resident Evil: Witajcie w Racoon City -  posiadłość korporacji Umbrella

Resident Evil: Witajcie w Raccoon City – czy warto wybrać się do kina?

Żeby zrozumieć Resident Evil: Witajcie w Raccoon City trzeba wziąć pod uwagę, że jest to film skierowany dla fanów. Widz z ulicy, który pójdzie na to do kina uzna, że trafił na bardzo przeciętny horror klasy B. Efekty wizualne stoją tu na średnim poziomie, a fabuła dla nieznających gry jest mocno chaotyczna. Niektórzy mogą więc poczuć się po seansie nieco zniesmaczeni. Mnie osobiście, jako że grałem w każdą część Resident Evil, przeszkadzało tylko to, że seans nie trwał dłużej. Pierwsze 3/4 filmu to budowanie klimatu, który, powtórzę, jest rewelacyjny, a ostanie minuty nagle lecą na złamanie karku, aby dokończyć wszystkie wątki. Wystarczyło przedłużyć seans o 30 minut i nie trzeba byłoby tak ucinać niektórych scen.

Największy problem stanowi niestety ocena Resident Evil: Witajcie w Raccoon City. Dlaczego? Bo tego filmu nie da się ot tak jednoznacznie ocenić. Dla jednych, zagorzałych fanów serii, do których sam się zaliczam, będzie to prawdopodobnie najlepszy dowód na to, że jednak można zrobić świetną ekranizację gry. Dla innych, tych którzy pamiętają tylko poprzednie odsłony filmowego Residenta z Milą Jovovich, ten obecny wcale lepszy nie będzie. Dlatego, po raz pierwszy, pozwolę sobie wystawić filmowi dwie oceny – jedną skrojoną pod fanów, drugą – dla widza z ulicy. Sami zadecydujcie, która bardziej Wam odpowiada.

Resident Evil: Witajcie w Racoon City - zespół Alfa S.T.A.R.S.

Ocena filmu Resident Evil: Witajcie w Raccoon City

  • jedna z najlepszych, o ile nie najlepsza, ekranizacja gry
  • idealne wręcz odtworzenie lokacji i strojów bohaterów
  • rewelacyjnie oddany klimat Raccoon City
  • świetnie zrealizowana transformacja Tyranta
  • na każdym kroku mrugnięcia okiem w kierunku fanów Resident Evil
  • całkiem niezłe aktorstwo
  • wpasowująca się w klimat muzyka
     
  • film trwa nieco za krótko przez co końcówka pędzi na złamanie karku
  • dla widza oczekującego po prostu dobrego horroru całość może być nieco zbyt chaotyczna i mało straszna
  • słabe przedstawienie Leona Kennediego, który jest wręcz pośmiewiskiem w każdej scenie

Ocena końcowa dla fanów Resident Evil

100% 5/5

Ocena końcowa dla wszystkich pozostałych widzów

50% 2.5/5

Komentarze

11
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.
  • avatar
    4
    Najbardziej podobała mi się ekranizacja jeszcze wtedy nie wydanej serii gier, czyli polski film Wiedźmin z 2001 roku ;)
    • avatar
      fonzie
      4
      Jak dla mnie najlepszy był Doom z 2005 roku (nowa odsłona z 2019 to bardziej komedia).

      Z nowych ekranizacji najbardziej chciał bym zobaczyć Dead Space z Mattem Damonem w roli Clarka...
      • avatar
        kalkulatorek
        4
        czyli podsumowując . mam wybrać albo dziewczynę ładną, albo mądrą ???
        • avatar
          HardCorak
          1
          Najlepsza ekranizacja na podstawie gry na pewno nie bo aktualnie najlepszy jest Arcane.
          • avatar
            kitamo
            1
            Najlepszy to był TRON.
            • avatar
              KrissKEJ
              0
              Szanowny Panie redaktorze. Wiemy skąd wzięła się rozbita cysterna przed komisariatem. Jest to wyjaśnione w grze RE2 jak zaczynamy grać Claire, więc chyba nie do końca pan odrobił lekcje.
              Generalnie film to pomieszanie z poplątaniem a osoba odpowiadająca za casting aktorów to była chyba na dobrych pigułach. Leon pasuje jak pięść do oka o innych nie wspomnę.