Foto

Optyczne rozterki - czyli jaki zakres ogniskowych powinien (lub nie) mieć smartfon

przeczytasz w 5 min.

Huawei przy okazji premiery Mate 20 Pro zerwał ze swoją tradycją, czyli instalowaniem monochromatycznego sensora obok zwykłego aparatu lub aparatów na tylnej ściance. Tym razem mamy trzy obiektywy o ogniskowych 16, 27 i 80 mm co daje 5x zoom optyczny. Czy to idealny zestaw?

Odpowiedź na tytułowe pytanie nie jest oczywista, z czym pewnie się zgodzicie (lub nie). Ale zanim do niej przejdziemy warto wspomnieć, że zoom optyczny w smartfonie nie jest to zakres ciągły ogniskowych. Optyczne ogniskowe są tutaj dyskretne, bo mamy trzy sensory ze stałoogniskowymi obiektywami o ultraszerokim, szerokim (można rzec nawet, że dla smartfonów standardowym) i wąskim polu widzenia, a pośrednie wartości są jedynie wynikiem analizy obrazu i jego cyfrowego przetwarzania. W przypadku flagowych smartfonów tak dobrego, że istotnie nie zobaczymy większej różnicy w jakości przy ustawieniu zoomu na 1x i 1,5x. Choć ta druga wartość jest po części interpolowana.

Wróćmy teraz do tytułowego pytania i poszukajmy odpowiedzi na nie, przy założeniu, że mamy do czynienia ze smartfonem z trzema (ewentualnie czterema) obiektywami na tylnej ściance.

Po pierwsze - rezegnacja z monochromatycznego sensora ma sens

Sensor monochromatyczny faktycznie daje lepsze rezultaty przy czarno-białej fotografii, szczególnie w bardzo słabym oświetleniu. Niemniej różnice nie są tak znaczące w porównaniu z sensorem kolorowym, by walczyć o zachowanie układu monochromatycznego. Szczególnie, że lubimy kolory, a nie jakieś tam odcienie szarości. Poza tym dodatkowa korzyść z połączenia danych z sensora kolorowego i monochromatycznego dla zwykłego użytkownika (i nie tylko) jest wątpliwa.

Huawei Mate 20

Po drugie - ultraszeroki kąt nie może być zbyt wąski

Ponad dwa lata temu LG zaskoczyło ultraszerokokątnym obiektywem w modelu G5. Dawał on niesamowite pole do popisu w przypadku fotografii rozrywkowej. Dosłownie i w przenośni. Ten ultraszeroki kąt (odpowiednik 9 mm obiektywu) nie był tak dobry jak obiektyw standardowego aparatu, ale można było mu wiele wybaczyć.

Potem LG zdecydowało się zmniejszać pole widzenia i w G7 mamy pole widzenia odpowiadające już tylko 16 mm obiektywowi. Mam nadzieje, że Huawei nie będzie w przyszłości zwężał pola widzenia, bo zaczyna od obiektywu podobnego jak w G7 czy V40 ThinQ (Mate 20 ma minimalnie węższy ultraszeroki kąt od Mate 20 Pro). Dużo węższego pola widzenia ultraszeroki obiektyw nie powinien już mieć, jeśli ma być naprawdę ciekawie.

Gdyby cyferki decydowały o wszystkim, z nowości duzo ciekawszy niż Huawei Mate 20 Pro czy LG V40 ThinQ wydałby się nam Samsung Galaxy A9 (2018) lub A7 (2018). Ich ultraszerokokątne obiektywy mają ogniskową odpowiadającą 12 mm i 13 mm odpowiednio.

Po trzecie - jaką ogniskową powinien mieć obiektyw tele

Obiektyw główny czy też ten o pośredniej ogniskowej w nowym Mate ma, jak już nas Huawei przyzwyczaił, ogniskową 27 mm. To dobra ogniskowa, która wyważa proporcje pomiędzy obrazem o szerokim polu widzenia i obrazem o jeszcze stosunkowo niewielkich zniekształceniach na krawędziach kadru. Ale co z ogniskową maksymalną?


Po lewej powiększone zdjęcie ze standardowego obiektywu, po prawej zdjęcie z teleobiektywu

Huawei już modelu P20 Pro pokazał, że zastosowanie obiektywu tele (celowo odwołuję się do tej marki, ale mógłby być to też Samsung czy iPhone, a także LG) ma sens. Znakomicie poprawia jakość obrazu na zbliżeniach, co szybko dostrzeżemy powiększając zdjęcie wykonane aparatem ze standardowym obiektywem porównując je z takim, które wykonano przy zoomie odpowiadającym ogniskowej aparatu tele. Poza tym portrety wyglądają naturalniej (same funkcje portretowe to rzecz wtórna i nie wyeliminują one tu wad jakie narzuca standardowy smartfonowy obiektyw). Cały czas jednak pozostaje do rozwiązania kwestia jaka powinna być ta ogniskowa, którą uznajemy za tele.

Samsung Galaxy Note 9 (S9 i S9+ też, a także nowe A7 i A9) mają obiektyw tele o ekwiwalencie ogniskowej równym 52 mm, podobnie jest też w aparatach stosowanych w iPhone, Huawei Mate 20 i LG V40 ThinQ. Z kolei Huawei 20 Pro jak i P20 Pro dają nam już 80 mm. Te dodatkowe milimetry dają lepszy obraz dalszych obiektów, ale mogą też utrudniać dobre interpolowanie pikseli na brzegach kadru dla pośrednich (od 27 do 80 mm) ogniskowych. Pytanie, kto to zauważy w stopniu wystarczająco irytującym? Pewnie niewielu mobilnych pstrykaczy.

To może jeszcze bardziej wydłużyć ogniskową. Dajmy na to do 150 mm, by jeszcze lepsze były przybliżenia ze smartfona i większa zazdrość na twarzach posiadaczy zwykłych aparatów, szczególnie kompaktów. To jednak tylko propozycja, bo bez realnego sprzętu o takich parametrach trudno cokolwiek wnioskować.

Pozostaje nam emocjonować się na przykład 10x zoomem cyfrowym w topowych aparatach Huawei z tego roku, który nadal jest paskudnym cyfrowym zoomem, ale i tak o niebo lepszym niż ten, który znamy z dużo tańszych smartfonów czy kompaktów z dawnych lat.

Po czwarte - ten aparat co rzekomo nie robi zdjęć

O czym mowa? Oczywiście o aparacie, który przeznaczony jest do określania głębi obrazu. Może wam się wydać, że to nic nie wnoszący dodatek, ale jest inaczej. Te aparaty faktycznie dostarczają informacje, które wykorzystuje oprogramowanie tworzące fotografie z rozmytym tłem. Jak i czy skutecznie to inna kwestia. To rozwiązanie jest  mocno eksploatowane w średniopółkowych smartfonach i to w szerokim zakresie cenowym. Taki obiektyw ma zarówno Motorola One jak i Samsung Galaxy A9 (2018). Ten ostatni ma zresztą aż 4 obiektywy - ultraszerokokątny, standardowy, tele i właśnie ten w aparacie do głębi.

By sprawdzić, czy w naszym smartfonie ten aparat do oceny głębi coś daje, wystarczy zasłonić jego obiektyw. Potem, o ile oprogramowanie nie będzie się buntować, że coś jest nie tak, włączmy dedykowany tryb portretowy z rozmyciem tła. I co? Prawdopodobnie nic się nie stanie, to znaczy tło pozostanie ostre jak i pierwszy plan. Odkryjmy ten obiektyw i ponówmy eksperyment. Teraz działa wszystko jak trzeba, tło się rozmywa. Jeśli zmian z kolei nie zauważymy, można teoretyzować, że dodatkowy aparat to tylko wydmuszka (choć będzie to zapewne krzywdzące dla producenta).

Nawet jeśli obraz otrzyma rozmyte tło, wynik przetworzenia obrazu nie zawsze musi być satysfakcjonujący. Dlatego najlepiej ten tryb sprawdza się ciągle przy portretach i w selfie, gdzie motyw główny łatwo odseparować od tła. Ale to się zmienia.

Mobilne optyczne rozterki - szerzej, a może węziej

Odpowiedź na tytułowe pytanie sprowadza się nie tyle do określenia maksymalnego zakresu, bo 16 - 80 mm wydaje się rozsądnie idealny (moim zdaniem bardziej niż 17-52 mm, choć i 52 mm jest warte uwagi), a raczej określenia czy oprócz zwykłego (szerokiego) pola widzenia w ogóle chcemy mieć ultraszeroki kąt, czy też tele. A może jedno i drugie.

Wydawałoby się, że to śmieszne pytanie - "czy chcesz mieć trzy aparaty z tyłu w smartfonie?", bo kto by nie chciał. Lecz w świecie fotografii mowi się, że czasem lepiej mieć trzy stałki niż superwypasiony zoom. Zastosujmy tę analogię do branży mobilnej, naciągając jej znaczenie. Może wolelibyście mieć trzy aparaty, ale z zakresem ogniskowych 24-52 mm (pośrednia trzecia ogniskowa miałaby powiedzmy 35 mm) co poprawiłoby jakość obrazu na pośrednich (bardziej cyfrowych) wartościach zoomu? A może lepszy byłby zakres 10-27 mm z pośrednią ogniskową 20 mm? Czy raczej 30-120 mm z 80 mm obiektywem pośrednim? Możliwości są niezliczone.

Jest też inna opcja. Niech producent skupi się na pojedynczym aparacie wyciśnie z niego i z oprogramowania wszystko co się da. To rozwiązanie ma sens w przypadku tańszych smartfonów (choć Pixele są niejako zaprzeczeniem tej teorii) gdzie to właśnie aparaty są elementem na którym się oszczędza. Stosuje się w nich dodatkowe aparaty, które coś tam wnoszą, ale bardziej przydają się do wywołania odpowiedniego wrażenia na kliencie.


Pixel 3 XL - nadal jeden obiektyw, a ile możliwości

Jak widać mobilna branża powoli zaczyna serwować nam (tym przywiązującym do tego wagę) rozterki podobne do tych, z którymi mają do czynienia fotografujący zwykłymi aparatami. I po raz kolejny przekonujemy się jak coraz mniejsza przepaść dzieli fotografię mobilną i tradycyjną. Choć na razie wciąż ważniejsze jest to jak smartfon wypada jako kompletne rozwiązanie, niż to jaką stosuje optykę na tylnej ściance.

Dlaczego? Odpowiedź wydaje się prosta - główne aparaty we flagowcach dają dziś bardzo podobne zdjęcia. Różne charakterem, ale to dlatego, że o efekcie w dużym stopniu decyduje oprogramowanie. Ta jakość jest bardzo dobra, a tę ocenę możemy rozszerzyć też na średniaki gdy mowa o zdjęciach za dnia. Poza tym mamy rynek dobrych flagowych, ale starszych już smartfonów, które zdążyły sporo potanieć od premiery.

I w tym momencie doznałem olśnienia - toż to jeden wielki moduł

Rozmyślając nad najlepszym zakresem zoomu, czyli ogniskowymi obiektywów w poszczególnych aparatach smartfona, nagle dostrzegłem, że przecież to co otrzymujemy na tylnej ściance smartfona to to samo co zestaw kilku różnych obiektywów do systemowego aparatu. Czyli ten sam problem, tylko w innej formie.

Dlatego wyobraźmy sobie, na chwilę, że tę kwadratową część smartfona z trzema aparatami i lampą LED w Huawei Mate 20 i 20 Pro (czyli rzeczony moduł) można swobodnie wyjąć z  obudowy smartfona. Potem zastąpić innym modułem, w którym mamy odmienny zestaw aparatów. I problem z głowy.

A raczej byłby z głowy gdyby nie pewne przeszkody. Moduły aparatu są mocno zintegrowane z obudową i zapewnienie możliwości ich prostej wymiary (niczym modułów w Moto Z) wpłynęłoby nieodwracalnie na konstrukcję całego smartfona. Poza tym wymiana modułów aparatów nie jest na rękę producentom - bo to dodatkowe koszty, konieczność tworzenia innych konfiguracji aparatów by cała idea miała sens, konieczność wyczucia oczekiwań rynku co do wspomnianej konfiguracji. Nie mówiąc już o klientach, którzy nie chcą dodatkowych inwestycji i kto wie, czy polubiliby takie wymienne obiektywy.

Tak, chyba za bardzo się rozmarzyłem, choć nigdy nie wiadomo co strzeli inżynierom Huaweia do głowy. Na razie strzela celnie i dość sensownie. Miło wyobrazić sobie sklepową półeczkę z różnymi zestawami aparatów do Huawei Mate 30 czy 30 Pro (to już za rok), które ustawione obok siebie przypominają rząd różnych obiektywów do aparatów systemowych.

Źródło: Inf. własna

Komentarze

3
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.
  • avatar
    .Alx.
    1
    Od kilku lat Apple posiada patent na aparat z zoomem optycznym.

    Konstrukcja jest bardzo prosta i przypomina peryskop. Wpadające przez obiektyw światło jest odbijane pod kątem 90 stopni i trafia do "rury peryskopu", gdzie znajduje się zespół ruchomych soczewek jak w klasycznym obiektywie.

    Link do rysunku :
    https://ocs-pl.oktawave.com/v1/AUTH_2887234e-384a-4873-8bc5-405211db13a2/spidersweb/2016/08/apple-patent-zoom-iphone.jpg

    Pytanie, kiedy to rozwiązanie pojawi się na rynku ? Do momentu wyeksploatowania obecnych rozwiązań raczej nie ma co na to liczyć.

    PS Apple nie było pierwsze, podobne rozwiązania stosowała kiedyś Minolta
    • avatar
      Kenjiro
      0
      Autor trochę się rozmija z rzeczywistością, bo akurat monochromatyczny aparat ma bardzo duży sens w smartfonach, bo znacząco poprawia jakość uzyskanych zdjęć w gorszych warunkach, nie zmuszając do stosowania długich czasów (czyli np. ze stabilizacją). Mnóstwo rozwiązań z dwoma aparatami, gdy jeden jest monochromatyczny pozwala na odpowiednie łączenie dwóch zdjęć w jedno o znacznie lepszej jakości - to zdecydowanie widać nawet na małych powiększeniach.