Bezpieczeństwo

Żarty, niechciani pomocnicy i naćpane wirusy

przeczytasz w 2 min.

Cyfrowe pożyteczne szkodniki.

Wirusy komputerowe, robaki i inne cyberszkodniki nie zawsze sieją zniszczenie, kradną dane i dezorganizują pracę. Co jakiś czas pojawiają się niecodzienne programy wyglądające jak typowe wirusy, lecz nie robiące nic szkodliwego – wręcz przeciwnie, sprawiające, że na twarzy użytkownika pojawia się uśmiech, z komputera znika złośliwe oprogramowanie, a system staje się bardziej zoptymalizowany.

Pierwszym wirusem komputerowym był całkiem nieszkodliwy okaz zwany Creeper. Został napisany w 1971 roku przez pracownika Ministerstwa Obrony Stanów Zjednoczonych, przeszukiwał on sieć (która w tamtych czasach nie była zbyt rozbudowana), odnajdywał inne komputery, kopiował się na ich dyski i wyświetlał komunikat „JESTEM CREEPER: ZŁAP MNIE, JEŚLI POTRAFISZ”. Poza tym, Creeper nie robił nic więcej i nie wyrządzał żadnych szkód.

Innym zabawnym wirusem był wykryty w 1988 roku w Nowej Zelandii Stoned. Program rozprzestrzeniał się poprzez dyskietki i podobnie jak Creeper nie wyrządzał żadnych szkód, a wyświetlał na ekranie krótką informację: „Twój komputer jest teraz naćpany. Zalegalizować marihuanę”.

Miano prawdziwego „wirusa-żartu” nosi zasłużenie program HPS, napisany z myślą o Windowsie 98. Jedną z cech wirusa było to, że aktywował się on raz na tydzień – w każdą sobotę – i sprawiał, że obraz na monitorze był wyświetlany w lustrzanym odbiciu. Niby nic takiego, a zachęcało to zrobienia sobie jednak wolnej soboty.

Kolejnym ciekawym wirusem był Cruncher. To pewnego rodzaju sprzątaczka. Typowy wirus rezydentny, który infekował pliki i kompresował je, przez co zajmowały znacznie mniej miejsca, niż ich pierwotne wersje. Efektem była większa ilość wolnego miejsca na dysku. Cruncher do kompresji wykorzystywał algorytm popularnego wówczas narzędzia DIET 1.10, dzięki czemu użytkownik do dekompresji mógł użyć całkowicie legalnego oprogramowania i z łatwością dostać się do swoich plików.

Nie zawsze autorzy mieli jednak dobre intencje. Wirus Welchia z założenia miał być niebezpieczny. Był to jeden z najbardziej niezwykłych robaków w historii cyberprzestrzeni. Miał szkodzić – tymczasem po wniknięciu w system pomagał pozbyć się niebezpiecznych programów. Wnikał do systemu wykorzystując luki oprogramowania, szukał aktywnej kopii Blastera, zatrzymywał jego działanie i usuwał z dysku. Po zakończeniu procesu Welchia szukał łatek na luki, które sam wcześniej wykorzystał do infekcji komputera i sam instalował znalezione poprawki. Po wykonaniu tych operacji robaczek popełniał samobójstwo całkowicie usuwając się z systemu.

Źródło: Kaspersky Lab

Komentarze

5
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.
  • avatar
    .Alx.
    10
    Jakże subtelnie Kaspersky Lab przypomina o swoim istnieniu, oraz tak pięknie opisując "przyjazne wiruski", podświadomie sugeruje istnienie tych "groźnych"...

    ...Ach no tak ! Dziś 1 kwietnia, prima aprilis, więc to tylko żart, bo obecnie antywirusy tylko wysysają moc obliczeniową z procesora i pieniądze z naszych kieszeni, oferując w zamian tylko złudzenie poczucia bezpieczeństwa.