Gry

Zabawy z bronią

przeczytasz w 3 min.

Diabeł tkwi w szczegółach i pod tym względem gra naprawdę cieszy. Przyglądając się choćby głównym bohaterom, widać, że ich modele stworzono naprawdę w dużą dbałością o detale. Aż miło popatrzeć jak wiele drobiazgów może wychwycić spostrzegawcza osoba. Jak na przykład to, że Kane lekko łysieje na czubku głowy, a włosy, choć ścięte krótko są widocznie przerzedzone z przodu. Jego prawe oko jest zabielone od paskudnej blizny, a na prawym nadgarstku ma tajemniczy tatuaż. Nóż, którego używa, również nosi jakiś napis. Takie klimatyczne smaczki wychodzą również podczas gry. Trafienie przeciwnika w głowę zabija go na miejscu, choć szkoda, że przeciwnicy nie reagują np. na strzał w nogę. Kule, które odbijają się od karoserii samochodów iskrzą, ale jeśli już trafimy w auto, wyraźnie widać dziury po pociskach na masce. Szyby samochodowe nie rozpadają się, ale zamieniają w charakterystyczną pajęczynę, a strzał w normalne szkło rozbije je w drobny mak. Również chowanie się za niektórymi przestrzeniami generuje pewne efekty. Kule przechodzą przed drewno i szkło, ale z ostrzeliwanych betonowych kolumn będzie odpadał tylko tynk. Niby oczywiste rzeczy, ale cieszą.

Niestety jest też w tej grze masa rzeczy, których nie przemyślano lub nie zaimplementowano dostatecznie dobrze. Kane&Lynch bardzo przypomina recenzowany przeze mnie jakiś czas temu Gears of War. Tutaj również mamy widok z trzeciej osoby, strzelamy znad ramienia, a postać może schować się za osłoną. Ale w GoW przeznaczono specjalny klawisz, który "przykleja" bohatera do osłony, Kane zaś w teorii robi to automatycznie, ale nie zawsze to działa (właściwie prawie wcale). Sterowanie jest koślawe i trudno się do niego przyzwyczaić. Nie jest to nawet problem złego rozłożenia klawiszy, po prostu ma się wrażenie pewnej ślamazarności. Minęło sporo czasu zanim udało mi się przystosować i zaczęłam strzelać celnie (wymagało to przynajmniej kilkuminutowej walki z czułością myszy).
Podobnie jak GoW możemy korzystać z pomocy drużyny, składającej się maksymalnie z pięciu osób. System wydawania rozkazów jest łatwy i moim zdaniem wygodniejszy niż w Gears of War, ale tylko i wyłącznie, kiedy dowodzimy całym oddziałem. Jeśli wymagane jest bardziej precyzyjne nadzorowanie towarzyszy, system kuleje, a oni robią, co chcą.

Dużą wadą jest też to, że tylko nasi towarzysze mogą zaaplikować nam życiodajny strzał adrenaliny, który pełni rolę apteczki. Komputer nie zawsze reaguje na nasze wołanie o pomoc, zwłaszcza, jeśli jeszcze ktoś oprócz nas zostaje postrzelony i kilka razy zdarzyło mi się daremnie czekać na ratunek i po prostu skonać na ziemi.

Do płaczu doprowadzić może również AI przeciwników. Fakt, atakują nas fale policji czy S.W.A.T. i czasem zdarza im się myśleć, bo rzucają w nas granatami łzawiącymi lub dymnymi (fajny zresztą element, bo można je odrzucić by polepszyć sobie widoczność). Ale często zdarzało im się stać jak słupy soli i tylko czekać aż ktoś ich odstrzeli. Brakuje też jakiegokolwiek zorganizowania. Przeciwnik chowa się za zasłonami to prawda, ale ma zwyczaj biegania gęsiego, przez co wystarczy wystrzelić trzy kule w tym samym kierunku i mamy z głowy cały oddział.

Trochę nierzeczywistym pomysłem wydaje się również ilość amunicji, jaką Kane potrafi wystrzelać zanim zabraknie mu pocisków. W grze nie można podnosić magazynków z ziemi, jedynie zdobyć je od kolegów z oddziału (kolejna fajna sprawa, jeśli przez przypadek postrzelimy kumpla z oddziału odmówi on nam amunicji, co jest dużym problemem). Ale Kane nosi chyba skrzynie naboi na plecach, bo krzyczy o nie zdecydowanie za rzadko jak na ilość padających trupów.

Gwoździem do trumny jest system zapisu naszych poczynań. Do przejścia jest szesnaście rozdziałów, niestety gra zapisuje się tylko przed rozpoczęciem rozdziału i to wszystko. Choć po pokonaniu jakiejś części poziomu zapisuje się checkpoint (punkt kontrolny), który pełni rolę podrozdziału, to po wyjściu do menu głównego, gra nie pamięta, który podrozdział właśnie rozpoczęliśmy i musimy zaczynać wszystko od początku.
Gra niespecjalnie dobrze znosi minimalizowanie i jest dość niestabilna. Dlatego czasami potrafi się wysypać z czystej złośliwości rzeczy martwych, co często zmusza nas do przechodzenia tego samego miejsca kilka razy. Rozumiem, że to jest pewna forma podnoszenia trudności, ale mnie taki system zapisu zawsze irytował, irytuje i irytować będzie po wsze czasy. Dlatego dla mnie, ogromny minus, jeśli chodzi o grywalność.

Komentarze

0
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.

    Nie dodano jeszcze komentarzy. Bądź pierwszy!