Crossing Souls – nostalgia nie jest receptą na sukces
Gry

Crossing Souls – nostalgia nie jest receptą na sukces

przeczytasz w 4 min.

Po siedmiu godzinach spędzonych z Crossing Souls nie jestem pewien, w jaką grę właściwie grałem. Dostałem trochę przygodówki, odrobinę gry zręcznościowej i parę nawiązań do starych gier. Nic jednak szczególnie się nie wybijało. Nawet historia.

Ocena benchmark.pl
  • 3/5
Plusy

- fajnie zrealizowane nawiązania do popkultury,; - interesujące minigierki,; - ciekawy pomysł na historię,; - muzyka.

Minusy

- nudne, przerysowane postaci,; - monotonna rozgrywka,; - chaos narracyjny.

Crossing Souls - recenzja

Jako niezależna gra indie Crossing Souls zaczęło swoje życie od Kickstartera, na którym zebrało niewiele ponad planowaną kwotę 45 tysięcy dolarów. Pomysł na grę był ambitny i ciekawy – osadzona w latach osiemdziesiątych przygoda, z możliwością komunikowania się z duchami i piątką oryginalnych bohaterów. 

Porównując gotowy produkt z tym zapowiadanym, łatwo dostrzec interesujące pomysły, które nie dotrwały do momentu wydania.

Rozgrywająca się w Californii w 1986 roku przygoda należy do tych bardziej zakręconych – dzieciaki z sąsiedztwa mają kolegę wynalazcę z pistoletem laserowym a w pierwszym dniu wakacji znajdują w lesie trupa i magiczny artefakt. Potem wszystko idzie już z górki. 

Pojawia się wojsko, które izoluje ich dom jak w E.T., bohaterów atakuje szaleniec z gatlingiem wyglądający jak połączenie Schwarzeneggera i Bruce’a Willisa ze Szklanej Pułapki, a jeden ze złych duchów nazywa się Vigo i mieszka w obrazie rodem z Ghost Busters.

Crossing Souls - trup w lesie

Nie bez powodu wspominam o tych wszystkich tytułach – Crossing Souls żyje nawiązaniami do popkultury przedstawianej ery i na nich buduje swoje najlepsze momenty. Podczas zabawy zobaczymy etapy kojarzące się z klasycznymi grami z automatów i wszystkie przekolorowane do bólu stereotypy, które goście z Fourattic czynią jeszcze bardziej jaskrawymi. 

Kiedy natomiast trzeba na chwilę odłożyć odniesienia i skupić się na własnym materiale, gra okazuje się nijaka i bezbarwna.

Crossing Souls - labirynt

Nie tędy droga

Jedną z większych bolączek Crossing Souls jest sposób, w jaki przedstawiana nam jest fabuła. Obok klasycznego zwiedzania poziomów i czytania komentarzy bohatera, dostaniemy trochę historii podczas rozmów, a resztę w stylizowanych na lata osiemdziesiąte, niemych i raczej średnich przerywnikach filmowych. 

W pewnym momencie twórcy dorzucają jeszcze czarne ekrany opisujące najsmutniejsze momenty i, zupełnie niespodziewanie, jeden filmik z narracją, w zupełnie innym stylu, niż poprzednie. Słowem, robi się kompletny bajzel. 
Co gorsza, uczestnicy obserwowanych na ekranie zdarzeń nie są dobrze napisani – mamy piątkę nastolatków bez żadnych cech charakteru i grupkę wrogów dzielących się na złych i bardzo złych. 

W rezultacie, za każdym razem, gdy trafiamy na dłuższą przerwę w grze (a te zazwyczaj zbudowane są ze wszystkich wyżej wymienionych elementów narracji po trochu), tempo rozgrywki zwyczajnie zanika. 

A chociaż dostajemy parę emocjonalnych wątków związanych z piątką dzieciaków, miszmasz stylów i pomysłów na narracje sprawia, że ciężko przejmować się ich losami.

Crossing Souls - dzieciak z kombinerkami

Obietnice kontra rzeczywistość

Jednym z ciekawszych elementów Crossing Souls miała być interakcja z duchami – odkrywanie świata, w którym nie wszystko jest takie, jak wygląda, bo poza postrzeganiem śmiertelników czają się umarli, oddziałujący na sferę materialną. 
W praktyce cały ten aspekt jest bujdą – gdy tylko do ekipy dołącza duch, który widzi niedostępne dla reszty kładki i może naciskać specjalne przyciski, reszta różowych fantomów staje się tylko dekoracją. 

Jedyny moment, gdy faktycznie zyskujemy na kontaktach z zaświatami – rozgrywający się w westernowym miasteczku -  traci sporo na uroku przez naprawdę kiepskie, nudne dialogi. Zamiast przeżywać przygodę, chcemy przeklikać się przez nie jak najszybciej. Nie pomaga nawet czające się za rogiem nawiązanie do Powrotu do Przyszłości.

Crossing Souls - Bronson

Nie za dobrze w Crossing Souls udało się też zbalansować piątkę postaci. Choć każdy z bohaterów posiada swoje umiejętności, a gracz może przełączać się między nimi wedle uznania, przez większość czasu korzystać będziemy tylko z dwóch, które… umieją skakać. 

Fakt, że wojownicza Charlie i silny Joe są zatrzymywani przez nawet najdrobniejsze wzniesienie terenu, zniechęca z korzystania z nich podczas eksplorowania świata gry.

Co to właściwie za gatunek?

W teorii Crossing Souls jest grą zręcznościową, jednak rozmaite mechaniki rozgrywki wpakowano do niej równie chaotycznie, co narrację. Dużo czasu spędzimy więc przebijając się przez niezbyt wymagające sekcje platformowe. A tam największym wrogiem nie są pułapki, czy wyczuwanie rytmu pojawiających się i znikających platform, a perspektywa. 

Czasem tylko wyczucie pozwala bowiem ustalić, czy kładka i stojące po jej bokach skrzynki znajdują się w jednej płaszczyźnie. Więcej niż raz zdarzyło mi się wskoczyć do wody, bo elementy wyglądające na podłogę były w rzeczywistości czymś w pierwszym planie.

Crossing Souls - ogień

Są jednak momenty, gdy wszystko spina się w całość w tej chaotycznej mieszance pomysłów i stylów. Kiedy nagle z platformówki przechodzimy do twin stick shootera albo sekcji, w której uciekamy na rowerze przed policją, Crossing Souls okazuje się nie pozbawione zalet i całkiem przyjemne. 

Każda z tych sekcji stanowi nawiązanie do jakiejś gry i chyba właśnie przez to, że bazuje na gotowym, stworzonym przez kogoś innego szablonie, jest naprawdę przyjemna. Aż nie chce się wracać do nudnych elementów zręcznościowych i tłuczenia widm, zombiaków, pająków i szczurów podczas eksploracji normalnych poziomów.

Crossing Souls - Ghost Busters

Crossing Souls – czy warto?

Wydaje się, że gra Fourattick chciałaby być trochę jak Goonies, jednak nie potrafi dostarczyć nam lekkiej i przyjemnej atmosfery, jaka towarzyszyła dzieciakom na tropie pirackiego skarbu. Nie jest też jak Strager Things, bo karykaturalnie źli przeciwnicy i kiepsko zarysowani bohaterowie nie są w stanie opowiedzieć nam poważniejszej historii. 

To seria solidnych migawek z przeszłości, które hiszpańskie studio oprawiło we własne, niezbyt atrakcyjne ramy. W porównaniu chociażby z wydanym niedawno Red Strings Club, pixelartowy styl Crossing Souls jest nieczytelny i ubogi, mimo, że każda plansza upchana jest po brzegi detalami. 

Na tym bardzo przeciętnym tle wyraźnie odcina się muzyka, której chętnie słuchałem nie tylko podczas zabawy, ale też podczas dłuższych przerw jakich potrzebowałem po dziesięciu minutach niezbyt ciekawych rozmów.

Crossing Souls próbuje być historią o ratowaniu świata i bajką o dzieciakach przeżywających swoją wielką przygodę, jednak nie jest w stanie utrzymać żadnego z tych kierunków. W rezultacie dostajemy serię odniesień do kultury masowej lat osiemdziesiątych zapakowaną w grę, która na Kickstarterze wyglądała znacznie ciekawiej, niż w dniu premiery.

Crossing Souls - perspektywa w czasie elementów przygodowych

Ocena końcowa Crossing Souls:

  • fajnie zrealizowane nawiązania do popkultury
  • interesujące minigierki
  • ciekawy pomysł na historię
  • niezła muzyka
     
  • nudne, przerysowane postaci
  • monotonia rozgrywki
  • chaos narracyjny
     
  • Grafika:
     zadowalający
  • Dźwięk:
     dobry
  • Grywalność:
     słaby plus

Ocena ogólna:

60%

Kopię gry na potrzeby recenzji dostarczyła firma Cosmocover - przedstawiciel Devolver Digital

Komentarze

0
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.

    Nie dodano jeszcze komentarzy. Bądź pierwszy!