Dead Rising 4 – świąteczna masakra piłą mechaniczną
Gry

Dead Rising 4 – świąteczna masakra piłą mechaniczną

przeczytasz w 3 min.

Dead Rising 4 zaprzęga legendarnego Franka Westa do krwawego kuligu i z czarnym humorem uczy, jak wypatrywać pierwszej gwiazdki w martwych ślepiach zombiaków.

Ocena benchmark.pl
  • 4,3/5
Plusy

- makabryczny, ale też urokliwy nastrój krwawych świąt,; - otwarty świat Willamette,; - nowi przeciwnicy, komiczne stroje, śmiercionośne pojazdy i „bożonarodzeniowe” typy broni,; - egzoszkielet, który wprowadza trochę urozmaicenia do krwawej jatki,; - beztroska rozgrywka jest świetnym sposobem na relaks po ciężkim dniu,; - Frank West powraca z przytupem!

Minusy

- powtarzalność zadań pobocznych i misji głównego wątku,; - brak możliwości zwiększenia poziomu trudności,; - pojedyncze misje dla wielu graczy, zamiast trybu kooperacyjnego w kampanii,; - formuła ubierz-się-głupio-i-zabij-wszystko-co-się-rusza-jeszcze-głupszym-sprzętem domaga się chociaż lekkiego odświeżenia.

Boże Narodzenie według Dead Rising 4

W ostatnich tygodniach wielu posiadaczy Xbox One skarży się na dziwne zachowania swoich konsol. Chociaż można to uznać za zwykłe przywidzenia, podobieństwo i liczba tych wszystkich relacji daje powód do niepokoju. Nie chodzi bynajmniej o żadne wady techniczne sprzętu Microsoftu, ale o zjawiska, które wymykają się ludzkiemu rozumowi. 

Dead Rising 4 - Frank West

Jak twierdzą świadkowie, z kratek wentylacyjnych ich ulubionych konsol sączą się strużki czerwonej mazi, z głębi urządzeń zamiast równomiernego szumu dobywają się upiorne pojękiwania, a słynne xboksowe „kółeczka” przestały migać przyjaźnie i teraz złowrogo łypią na graczy, niczym ślepia krwiożerczych bestii. Nauka wciąż bada te przypadki, jednak bez sukcesów.

Ale konsolowi wyjadacze w mig pojęli, że te nadprzyrodzone fenomeny, to nic innego, jak zwiastuny. Ale czego zwiastuny? Premiery kolejnej części Dead Rising, rzecz jasna!

Dead Rising 4 - hordy zombie

Tak, tak, słynna seria z zombiakami powraca na sklepowe półki w samym środku bożonarodzeniowych zakupów. I chyba trudno o lepszą scenerię dla jej premiery, skoro to tytuł, który kpi ze świątecznego szaleństwa, a przystrojoną choinkami galerię handlową obiera za swój znak rozpoznawczy.

Dead Rising 4 - nowe centrum handlowe

W każdym razie tak robi jeszcze cieplutka „czwórka”, którą osobom nie znającym serii Dead Rising można pokrótce przedstawić jako groteskowe połączenie Dying Light i GTA V. Tak w uproszczeniu można ją opisać. Tak czy inaczej, można liczyć na hordy zombie, otwarty świat, beztroskie mordowanie i niepowtarzalny świąteczny nastrój. 

Ten bożonarodzeniowy klimat oblany hektolitrami krwi robi wrażenie. Do tego stopnia, że aż trudno ulec pokusie, żeby przy okazji Dead Rising 4 nie skomponować specjalnej, dedykowanej temu tytułowi składanki gwiazdkowych szlagierów. 

I’ll be dead for Christmas

Frank West wraca do makabrycznej dziennikarskiej roboty! To trzeba powiedzieć na wstępie. Weterani serii powitają staruszka z sentymentalnym uśmiechem, bo o ile dał się on zapamiętać z leciwej „jedynki”, o tyle potem powracał na nasze ekrany okazjonalnie. Dopiero Dead Rising 4 ponownie przydzieliła mu wiodącą rolę, na jaką w pełni zasługuje.

Trzeba wiedzieć, że jest to postać nietuzinkowa. Jedna z tych, których nie znajdziemy w innych, poprawnych politycznie i grzecznie uczesanych produkcjach. 

W zasadzie główną motywacją tego człowieka jest żądza pstryknięcia fotki wyjątkowo odrażającym scenom. Cała reszta schodzi na dalszy plan. No, chyba, że trzeba samodzielnie taką scenę zaaranżować. Wtedy Frank West odkłada na bok aparat i chwyta po siekierę. Lub jakiekolwiek inne narzędzie mordu.

Dead Rising 4 - selfie z zombie

W Dead Rising 4 witamy się z nim ponownie, kiedy nie ma już szczególnej ochoty zawracać sobie głowy zombiakami i delektuje się spokojniejszym życiem. Niestety, jego studentka pod pretekstem nocnej gry w mini-golfa zwabia go raz jeszcze do miasteczka Willamette, czyli miejsca, które już w pierwszej części Dead Rising posłużyło za scenerię wybuchu zombicznej epidemii. 

Nie chcę zdradzać zbyt wiele z zaskakująco wciągającej i rozbudowanej fabuły Dead Rising 4, ale co nieco muszę powiedzieć o wstępie do kampanii i płonnej nadziei, jaką we mnie wzbudził. 

Dead Rising 4 - a może tylko śpi?

Otóż, początkowy etap, który ma miejsce w tajnym ośrodku badań rządowych, zupełnie nie przypomina poprzednich odsłon serii. Dlatego też zacząłem się zastanawiać, czy może twórcy z Capcom postanowili odmienić znaną już formułę i poświęcić trochę z beztroskiej rzezi na rzecz bardziej filmowej opowieści. 

Ciekaw byłem takiego posunięcia, bo wniosłoby ono sporo świeżości do nieco już przechodzonej formuły. Niestety, spotkało mnie rozczarowanie, bo Dead Rising 4 prędko wraca do znanych motywów.

Dead Rising 4 - krwawa jatka

Niby dobrze jest znowu widzieć tę pełną zombi piaskownicę w jej niemal klasycznym kształcie, ale z drugiej strony nutkę niedosytu i tak poczułem, bo pewnie jeszcze ciekawszym byłoby świadkowanie narodzinom zupełnie nowej rozgrywki po części tylko zbudowanej na znanej kanwie. Tak się jednak nie stało. 

Dead Rising 4 - wygodne buty twórcy gier

Walking in the Willamette wonderland

Willamette – miejsce-legenda! To właśnie w supermarkecie tego małego amerykańskiego miasteczka przed laty ugościło nas pierwsze Dead Rising. W roku 2016 (w każdym razie naszego czasu, bo chronologia gry prowadzi nas aż w lata dwudzieste bieżącego stulecia) ta mieścina odżywa po kataklizmie, jaki ją nawiedził i upamiętnia tamtą tragedię otwarciem… nowej galerii handlowej.

Dead Rising 4 - galeria handlowa z piekła rodem

A ponieważ historia lubi się powtarzać, i przy tej okazji dochodzi do inwazji zombie. Spragnieni przecen zakupowicze gromadzą się w sklepowym kompleksie w ramach słynnego Black Friday, ale zamiast obniżonych cen, napotykają hordy krwiożerczych truposzy. To było do przewidzenia dla wszystkich, poza władzami prowincjonalnego Willamette.

Cały teren (nie tylko galerii handlowej, ale i przyległych do niej dzielnic) zostaje objęty kwarantanną, a to oznacza, że obok ludożerczych zombie po zaśnieżonych ulicach wędrują nie mniej bezlitośni żołnierze. Wykańczanie zarówno jednych, jak i drugich to podstawowa rozrywka Franka Westa w tej makabrycznej piaskownicy.

Dead Rising 4 - masakrowanie samochodem

Do tego dochodzi jeszcze wykonywanie zadań głównych, które mimo pewnej powtarzalności, pchają do przodu całkiem wciągającą opowieść. Na ich potrzeby dodano do aparatu fotograficznego Westa specjalne filtry, które pozwalają eksplorować miejsca zbrodni w sposób kojarzący się z cyfrowymi przygodami Batmana. Trzeba jednak zaznaczyć, że ta opcja nie została przez twórców wykorzystana w pełni.

Dead Rising 4 - wykryto graffiiti

Oczywiście, poza głównym wątkiem fabularnym znajdziemy w Dead Rising 4 także misje poboczne. Te ostatnie sprawiają wrażenie kompletnych „zapchaj-dziur”, ale i tak dają sporo frajdy. 

Pośród nich przeważają takie banały, jak ratowanie pojedynczych ocaleńców otoczonych przez zombiaków, oczyszczanie schronów czy niszczenie wojskowego sprzętu. 

Czasem trafi się jakaś perełka w rodzaju gokartowego wyścigu w galerii handlowej i mało zróżnicowane, ale niezwykle satysfakcjonujące fotografowanie co ciekawszych scenek obyczajowych z życia żywych trupów. Jednak ogólnie rzecz biorąc zadania poboczne to strawa dla graczy, którzy potrafią delektować się nawet dosyć monotonnymi wyzwaniami.

Dead Rising 4 - zbadaj pogłoski

Skoro już padło słowo „wyzwania”, trzeba powiedzieć, że w przypadku Dead Rising 4 korzystanie z tego zwrotu jest sporym nadużyciem. Rozgrywka (zwłaszcza w kampanii dla pojedynczego gracza) raczej delikatnie kołysze nas w ramionach, zamiast wyciskać siódme poty ze skaczących po padzie kciuków. 

I nie byłoby w tym nic złego, bo przecież Dead Rising 4 to nie Dark Souls, ale mimo wszystko szkoda, że osobom spragnionym twardszych zombiaków do zgryzienia uniemożliwiono podbicie poziomu trudności.

Dead Rising 4 - wielokrotne trafienia