Zmiany widoczne są głównie w rozgrywce i oprawie wizualnej. Bez większych zmian pozostał menedżerki. To właśnie w nim wybieramy klub, który chcemy prowadzić i staramy się osiągać jak największe sukcesy.
Ambitnie i patriotycznie zabawę rozpocząłem w Polonii Warszawa, choć mój cel był jeden - Mediolan. Wcześniej obiecałem jednak prezesowi Wojciechowskiemu, że z drużyną zdobędę wszystko co możliwe. I rzeczywiście tak się stało.
Uczciwie przyznam, że choć trybowi menedżerskiemu absolutnie niczego nie brakuje, twórcy zadbali o prawidłową atmosferę i właściwie oddane proporcje, to nie bawi on tak dobrze jak w konkurencyjnym Pro Evolution Soccer. Tam profesjonalizmu mamy tylko namiastkę - reszta jest poważnie zaimprowizowana. Ale to z tej improwizacji wynika największa frajda.
Kiedy w FIFIE każdy zawodnik ma swoje statystyki i rozwija się z niemal matematyczną precyzją, a wartych uwagi piłkarzy mamy "podanych na tacy" w okienku transferowym, w PES trwa radosna zabawa w wyszukiwanie talentów. Mimo wszystko większą satysakcję daje "wygrzebanie" szesnastoletniego Koreańczyka na ławce rezerwowych greckiego klubu, który w ciągu pięciu lat staje się skrzydłowym o jakim nawet kibicom Bayernu Monachium się nie śniło, niż rekomendowany przez zarząd klubu powszechnie znany zawodnik o uznanej marce, do zakupu którego czasem jesteśmy niemal przymuszani.
Również ustawienia taktyczne wypadają słabo w porównaniu do PES-a. Wprawdzie jest ich trochę, ale nie dają takiej kontroli nad drużyną jak gra konkurencji. Zawodnicy konsekwentnie trzymają się swoich pozycji na boisku, a defensorzy zbyt rzadko włączają się do ofensywy. Wszystko można niby regulować i przestawiać, ale świadomość, że gdzie indziej można "bardziej" i "więcej" potrafi pozostawiać sporo niedosytu.
Lepiej FIFA 11 prezentuje się w trybie "Zostań gwiazdą", gdzie kierujemy losami pojedyńczego piłkarza. Oczywiście w tej sytuacji opcje menedżerskie ograniczają się do bardziej indywidualnych kwestii, ale akurat system rozwoju został zrealizowany sprawnie, a inwestowane punkty procentują w przyszłości.
W dużym skrócie - tryb menedżerski to dobra, rzemieślnicza robota. Mniej zaangażowanych graczy, którzy przede wszystkim chcą grać mecze na pewno usatysfakcjonuje. Jose Mourinho byłby natomiast niepocieszony.