Kholat – ponura podróż śladami tajemniczej tragedii w górach Uralu
Gry komputerowe

Kholat – ponura podróż śladami tajemniczej tragedii w górach Uralu

przeczytasz w 5 min.

Niejasny incydent skutkujący tragiczną śmiercią grupy doświadczonych alpinistów na warsztat bierze polskie, debiutujące studio. Efekt jest całkiem przyzwoity.

Ocena benchmark.pl
  • 3/5
Plusy

- warstwa audiowizualna na bardzo wysokim poziomie; - intrygująca historia grupy Diatłowa to idealny materiał na grę z elementami horroru; - doskonała atmosfera zagubienia, bezsilności, osaczenia; - początek gry zakrawa o geniusz…

Minusy

…ale zakończenie rozczarowuje; - nie najwyższych lotów scenariusz; - dłuższe błądzenie przeradza się irytację i dobija monotonią.

„Jeśli miałbym szansę zadać Bogu jedno pytanie, to zapytałbym o to, co stało się w rzeczywistości z moimi przyjaciółmi tamtej nocy”.

23 stycznia 1959. Dziewięcioosobowa grupa studentów pod przewodnictwem Igora Diatłowa dociera na stację kolejową w mieście Iwdiel u podnóża Uralu Północnego. Celem wyprawy jest szczyt Ortoten, który dla tak doświadczonej ekipy nie powinien stanowić dużego wyzwania. Wędrówka przebiega bez przeszkód aż do pierwszego dnia lutego, kiedy to z powodu załamania pogody grupa zmienia plany i rozbija obóz na zboczu góry Kholat Syakhl. Od tego momentu, słuch po nich ginie.

Trzy tygodnie później zapada decyzja o wysłaniu w to miejsce ekspedycji poszukiwawczej. Udaje jej się zlokalizować namiot grupy Diatłowa – rozcięty od wewnątrz, od którego promieniście rozchodzą się ślady stóp biegnące w dół zbocza, urywające się po pięciuset metrach. Kilometr dalej, przy prowizorycznym ognisku i jego niedalekiej okolicy udaje się zlokalizować ciała pięciu uczestników wyprawy – bosych, ubranych jedynie w bieliznę, co wydaje się potwierdzać hipotezę nagłej ucieczki z obozu.

Trzy miesiące później odszukano pozostałą czwórkę. Roztrzaskane żebra, pęknięte czaszki, obrażenia ogólne porównywalne z tymi, jakie odnosi się podczas zderzenia z rozpędzoną ciężarówką, do tego napromieniowane ubranie i nienaturalnie pomarańczowy odcień skóry. Brak przy tym śladów walki, czy obecności osób trzecich.

Kholat – las

Dzisiaj to ty wysiądziesz w Iwdiel

Mimo wielu ekspertyz przyczyny wypadku wciąż pozostają nieznane. Hipotezy mnożyły się jak grzyby po deszczu – brano pod uwagę lawinę, interwencję zamieszkującego okolicę plemienia, atak dzikich zwierząt, czy wpływ infradźwięków. Lista podejrzanych obejmowała również radzieckie wojsko testujące wcześniej w okolicy broń eksperymentalną, oraz… przybyszów z kosmosu. Idealny materiał na grę wideo?

Co jak co, ale trudno wyobrazić sobie bardziej intrygujące tło fabularne. Rękawicę podjęło polskie studio IMGN.pro, które obiecało nam wirtualną ekspedycję śladami zaginionych studentów. Oznacza to niemal pięciogodzinny spacer w diabelnie nieprzyjaznych okolicznościach przyrody. Wszystko po to, by odnaleźć dziewięć notatek, które pomogą nam rozwikłać tajemnicę - lub przynajmniej naświetlą artystyczną wizję debiutujących twórców.

Kholat – noc

Podczas nerwowej eksploracji Przełęczy Diatłowa znajdziemy również pozostawione tu i ówdzie fragmenty artykułów, raporty, listy i notatki, które przybliżą nam kulisy nieszczęsnej wyprawy. Szczerze powiedziawszy, bardzo często informacje w nich zawarte są dużo ciekawsze od tych, które stanowić mają oś fabularną gry. Te ostatnie nie są napisane najlepiej, niejednokrotnie w pretensjonalny sposób siląc się na enigmatyczne brzmienie. Występujący w roli narratorów Sean Bean lub – w polskiej wersji – Andrzej Chyra dzielnie próbują udźwignąć temat, ale nie mogłem pozbyć się wrażenia, że są to momentami starania ponad siły. Bynajmniej nie z powodu braku umiejętności doskonałych przecież aktorów – z pustego wszak nie naleje i Salomon.

Za każdym razem czułem prawdziwą ulgę, gdy w grze natrafiałem na fragment dziennika jednej z uczestniczek felernej eskapady. Dopiero słuchając zabójczo szczerego, ludzkiego, świetnie zagranego (Gone Home się kłania!) urywka z pamiętnika zaczynałem dbać o historię, z którą przyszło mi się zmierzyć. Z zaangażowaniem stawiałem następny krok, mając nadzieję na znalezienie kolejnego elementu.

Poszukiwania mają zresztą wymiar czysto pragmatyczny – gra zapisuje się za każdym razem, gdy podnosimy nowy fragment układanki. To całkiem sprytny sposób na zachęcenie graczy z zapoznaniem się z opcjonalnymi materiałami, chociaż niosący za sobą dość solidne zagrożenie. Jeden slot zapisu to niewiele, zwłaszcza gdy w nieodpowiednim momencie, metr za plecami czai się zjawa…

Kholat – pochodnie

Ano właśnie – zjawa. Na zboczach Kholat nie powinniśmy czuć się bezpiecznie. Zginąć możemy tu w zasadzie na dwa sposoby, chociaż w obydwu przypadkach jest to raczej śmierć na własne życzenie. O ile w akcie desperacji nie zdecydujemy się na skok ze skały prosto w otchłań, przepustkę na drugą stronę wręczyć nam może kręcące się w okolice humanoidalne (choć bezcielesne)… coś. Biegacz to kiepski, więc realne zagrożenie stanowi tylko wówczas, gdy uda mu się do nas podkraść. Głównie wtedy, gdy cierpliwie ustalamy prawdopodobne miejsce naszego położenia korzystając z mapy.

To nie jest las dla słabych ludzi.

W tym miejscu przechodzimy do głównej atrakcji rozgrywki w Kholat. Gra ani przez moment nie prowadzi za rączkę. Hojnie obdarzając nas latarką, mapą i kompasem brutalnie uświadamia, że rozleniwieni gracze z marszu potrafią posłużyć się tylko tą pierwszą. Na papierowej mapie na próżno szukać znacznika położenia bohatera, za każdym razem ustalać to musimy sami.

W zasadzie jedynym ułatwieniem są powypisywane na kamieniach współrzędne geograficzne miejsc, w które mieliśmy wątpliwą przyjemność zawitać, trzepotanie na wietrze znajdujących się w pobliżu świstków papieru i oznaczanie miejsc odnalezienia tychże na mapie. Wszelkie inne ułatwienia musisz, drogi wędrowcze, zapewnić sobie sam.

Zapamiętałeś kształt pochylonego drzewa i jesteś pewien, że nie pomylisz go z żadnym innym? Punkt dla Ciebie. Skojarzyłeś znajome rozwidlenie dróg i potrafisz odnaleźć je na mapie? Doskonale, właśnie zaoszczędziłeś sobie kilkudziesięciu minut chodzenia po omacku. Im pewniej czujesz się z mapą w ręku w środku lasu, tym szybciej uda Ci się odnaleźć wszystkie dziewięć notatek.

Kholat – dworzec

Niestety, satysfakcję płynącą z błądzenia po zabójczo (dosłownie i w przenośni…) wyglądającej przełęczy potrafią zepsuć techniczne niedoskonałości. Niewielkie krzewy, które nawet lichej postury chłopinie nie przysporzyłyby problemu, są w Kholat nieprzekraczalne. Skutki nietrudno sobie wyobrazić – zdarzyło mi się chociażby zablokować między skałą a drzewem. W rzeczywistości, wyjście z takiej pułapki wymagałoby podniesienia lewej nogi. W Kholat jedynym rozwiązaniem był restart gry.

Innym razem wyznaczyłem sobie trasę przez jaskinię szczęśliwy, że przynajmniej tam nie będę mógł się zgubić. Podróż trwała do momentu, w którym natrafiłem na półkę skalną sięgającą mojej postaci do pępka. W taki właśnie sposób budowane są w grze ścieżki jednokierunkowe - bohater może bez problemu schodzić po stromych zboczach, tolerancję na upadki ma większą niż Wiedźmin, ale nie daj Bóg, gdy sytuacja wymaga od niego oderwania stopy od ziemi…

Szkoda, że w tym przypadku twórcy nie odrobili zadania domowego – takie rozwiązania są niedopuszczalne w grze, której jedyną atrakcją jest eksploracja.

Emocjonalna pustynia

W tym miejscu pozwolę sobie na małą dygresję. Podczas gdy Dear Esther nazwać można symulatorem chodzenia z punktu A do punktu B z okazjonalną możliwością niewielkiego zboczenia z trasy, Kholatem rządzi inna filozofia. Trzymając się nieco ironicznego nazewnictwa dla tego rodzaju interaktywnych opowieści, najbliżej mu chyba do symulatora człowieka zagubionego w lesie. Las z kolei, jak wszyscy wiemy, jest terenem otwartym – zwłaszcza ten w górach.

I tu dochodzimy do sedna - w moim odczuciu konwencja zastosowana przez twórców wspomnianego Dear Esther obroniła się lepiej, niż model open-world. Eksploracja świata w Kholat początkowo dawała potężną satysfakcję. Pierwsze kilkadziesiąt minut tętniących świadomością kompletnego zagubienia w tak nieprzyjaznym miejscu było przeżyciem niezapomnianym. Głównie dlatego, że mamy tu do czynienia z pierwszą bodaj grą, która tak rzadko spotykane emocje jest w stanie wydobyć.

Problem pojawia się później. Oddziaływanie emocjonalnie słabnie z minuty na minutę, notatek podnoszących nam ciśnienie odnajdujemy coraz mniej, a zaangażowanie w składanie opowieści z dostępnych puzzli ustępuje irytacji. Kholat jest produkcją, którą każdy doświadczy na swój unikalny sposób, ale projekt samej gry dopuszcza również doświadczenie jej jako pasma znużenia i irytacji. Miejcie to proszę na uwadze, szczególnie, jeśli wcześniej nie mieliście do czynienia z podobnymi grami.

Kholat – budynek

Nikt nie obiecał, że będzie przyjemnie

Kholat może być ciekawym doświadczeniem, zwłaszcza wtedy, gdy dokładnie wiemy czego możemy się po grze spodziewać. Twórcy z niezłym skutkiem próbowali rozruszać niszowy gatunek, opierając rozgrywkę o eksplorację w najczystszej postaci, bez żadnych ułatwień. Przy okazji uświadamiając jak bardzo rozleniwiły nas gry, w których wszelkie mapy funkcjonują tak, by zupełnie wyłączyć potrzebę sięgania do orientacji przestrzennej graczy. Przecież to dodatkowy wysiłek!

Wierzę zapewnieniom twórców, że wizja gry i fabuły mocno ewoluowała i rozrastała się czasie. W wielu miejscach przygody pasję tworzenia widać jak na dłoni. Niestety, tajemnica nie powinna być tkana jedynie enigmatycznie brzmiącymi monologami, nawet w otoczeniu tak doskonale wykreowanego otoczenia. Trochę szkoda, że najbardziej intrygującym fragmentem w grze było wprowadzenie opisujące tło wydarzeń z przełęczy Diatłowa, wraz ze wstępnymi ekspertyzami ekspedycji ratunkowej. Z drugiej strony, udźwignięcie tematu wymagało nie lada ambicji i jeszcze większych umiejętności, a stopień w jakim się to udało, zasługuje na pochwałę.

Ocena końcowa:

  • warstwa audiowizualna na bardzo wysokim poziomie;
  • intrygująca historia grupy Diatłowa to idealny materiał na grę z elementami horroru;
  • doskonała atmosfera zagubienia, bezsilności, osaczenia;
  • początek gry zakrawa o geniusz…
     
  • …ale zakończenie rozczarowuje;
  • nie najwyższych lotów scenariusz;
  • dłuższe błądzenie przeradza się irytację i dobija monotonią.
Grafika: dobry
Dźwięk: dobry plus
Grywalność: zadowalający

Ocena ogólna:

60%

Komentarze

10
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.
  • avatar
    Konto usunięte
    9
    Za 40zł taki zestawik i to jeszcze polskiej gry trzeba mieć :)
    • avatar
      damianox89
      6
      Oglądałem film na temat tego zdarzenia, "Tragedia na przełęczy Diatłowa", polecam! :)
      • avatar
        prime27pl
        4
        Kupione tylko czekam jak Gigabyte 270X dojedzie i zaczynamy zabawę :D
        • avatar
          40rozbojnik
          2
          Gry takie jak Kholat nie są dla wszystkich - nie można nap***** w złodupców, nie ma karabinów, nie ma podpowiadajek, prowadzenia za rączkę i akcji na miarę Dying Light.

          Mam za sobą zaledwie 4h gry ale już wiem co o niej sądzić - dawno nie miałem do czynienia z tak klimatyczną i stosunkowo trudną produkcją. Mapa, kompas, zima, ciemny las, gęsty klimat - lekko nie jest. Zapłaciłem niecałe 50zł za preorder i nie żałuję ani złotówki. Wbrew pozorom łażenie (gubienie) po lesie z mapą i kompasem, uciekanie przed dziwnym "złodupcem" czy mgłą, podziwianie pięknych, groźnych widoków okraszonych niepokojącą muzyką w poszukiwaniu notatek rozjaśniających nieco tajemnicę wydarzeń potrafi dać niemałą satysfakcję:)
          • avatar
            Konto usunięte
            0
            ???