Aparaty cyfrowe

Ergonomia i obsługa

przeczytasz w 6 min.

Pierwsze wrażenie w przypadku obydwu testowanych aparatów było raczej pozytywne, ale pozory mogą mylić. Przyjemny wygląd aparatu i ładne przyciski nie muszą przekładać się na wygodę fotografowania. A wiadomo - ergonomia korzystania i wygodna obsługa może w dużym stopniu wpłynąć na jakość zdjęć. Opisywane aparaty aspirują do bycia nie tylko uniwersalnymi, ale także wygodnymi w użyciu. Czy tak jest naprawdę?

Aparat o tak dużym zakresie ogniskowych powinien mieć wygodny i stabilny uchwyt, gdyż przy fotografowaniu na dużym zoomie niezwykle łatwo o poruszenie (mimo funkcji stabilizacji obrazu). Obydwie cyfrówki mają prawą stronę wyprofilowaną pod dłoń. W aparacie Panasonica uchwyt pokryty jest przyjemną, antypoślizgową gumą o fakturze przypominającej skórę. Uchwyt Sony, choć kształtem i fakturą przypomina ten w Panasonicu, niestety nie jest z gumy, lecz z plastiku. Jest przez to mniej przyjemny i stabilny, można mieć wrażenie, że cyfrówka wysunie się z ręki.

Aby stabilnie trzymać aparat nie możemy zapomnieć o kciuku. W Panasonicu producent nie zapomniał o tej ważnej kwestii i zostawił wyprofilowane miejsce na kciuk. W Sony jest bardzo słabo zaznaczone. Dziwne, że firma Sony w kolejnych modelach zamiast poprawiać właściwości aparatu - niektóre częściowo pogarsza. W aparacie H2 uchwyt był dużo bardziej wygodny, ogumowany i wyprofilowany.



Obydwie cyfrówki są dość lekkie, co, w przypadku zabierania ze sobą na wakacje dużej liczby pakunków może stanowić pewną zaletę. Jednak podczas fotografowania jest to raczej wada, gdyż właśnie większy ciężar powoduje lepsze wyważenie i w wyniku tego mniej poruszone zdjęcia.

Jak już wcześniej pisaliśmy, na obudowie aparatu Sony H7 znajdziemy mniej przycisków, niż na obudowie Panasonica. Dziwne, gdyż miejsca jest wystarczająco wiele, a ograniczenie przycisków zwykle wiąże się z ograniczeniem wygody fotografowania (gdy trzeba sięgać gdzieś w głąb menu w poszukiwaniu często używanych funkcji). W Sony H2 przycisków było więcej.
W górnej części obudowy H7 znajdziemy przycisk POWER do włączania aparatu, spust migawki umiejscowiony pod wskazującym palcem oraz wygodne pokrętło, a na nim najważniejsze tryby fotografowania (automatyczny, automatyka programowa, priorytety migawki i przysłony oraz manualny, a także tryb video, wysokie ISO, kilka tematycznych oraz SCN, który prowadzi do pozostałych tematycznych trybów). Z przodu umiejscowiony jest odbiornik na podczerwień (do sterowania pilotem) oraz lampka wspomagająca autofokus.

Na tylnej ściance możemy zobaczyć podwójny przycisk sterowania zoomem - według nas mało wygodne i precyzyjne rozwiązanie, zwłaszcza przy ultrazoomie. Znajdziemy tu również przycisk przełączania się między ekranem LCD, a elektronicznym wizjerem, przycisk odtwarzania zdjęć oraz dwa przyciski - MENU (prowadzący do menu z częściej zmienianymi funkcjami) oraz HOME (inne funkcje). Uwagę przyciąga zwłaszcza srebrne kółko z podziałką, przypominające nieco zegar bez cyfr czy licznik. To zewnętrzne kółko, czyli pokrętło funkcyjne, służy na przykład (w zależności od trybu fotografowania) do zmiany wartości przysłony, czasu naświetlania, korekty ekspozycji lub czułości ISO. Wystarczy kręcić w prawo lub lewo. Centralnym przyciskiem SET akceptujemy wybór wartości i teraz kółkiem możemy przełączyć się między ISO, przysłoną czy czasem (potem klik na centralny przycisk i znów możemy manewrować wartościami). Jest to nawet wygodne rozwiązanie, choć można niechcący przełączyć inną wartość parametru i na przykład omyłkowo fotografować przy zbyt dużym ISO. Warto kontrolować na bieżąco oznaczenia na ekranie. Pomiędzy zewnętrznym pokrętłem a centralnym przyciskiem SET umieszczony jest wybierak, czyli poczwórny okrągły przycisk. Znajdziemy tu przycisk sterowania lampą błyskową, przycisk makro, samowyzwalacz oraz DISP, odpowiadający za informacje wyświetlone na ekranie. Niestety, wybierak jest tu bardzo niewygodny - wygodę korzystania z niego psuje zewnętrzne pokrętło funkcyjne.

W Sony H7 bardzo brakuje jednak przycisku stabilizacji obrazu, który na obudowie H2 był obecny i niezwykle wygodny - wystarczyło raz wcisnąć, aby włączyć stabilizację, potem raz wcisnąć, aby wyłączyć tę funkcję. W H7 aby włączyć czy wyłączyć stabilizację, musimy sięgnąć do menu, wyszukać odpowiednią opcję i za pomocą przycisków wybieraka najechać na włącz lub wyłącz. Jest to dość mozolne zadanie, gdyż stabilizację włączamy i wyłączamy często, w zależności czy pracujemy na krótkiej czy długiej ogniskowej, oraz od czasu naświetlania (na szerokim kącie, gdy czas naświetlania mamy co najmniej 1/100 warto wyłączyć stabilizację, gdyż może wpłynąć negatywnie na jakość obrazu).



Menu (po ustawieniu odpowiedniej opcji) jest w języku polskim. Na plus zasługują czytelne podpowiedzi przy przestawianiu funkcji w menu. Natomiast irytującym elementem jest animacja, a raczej grafika, obecna przy przestawianiu trybu fotografowania - pojawia się przy przekręcaniu pokrętła i nie znika, dopóki nie wciśniemy na przykład spustu migawki. My jesteśmy przyzwyczajeni, że takie elementy znikają samoistnie w ciągu ułamka sekundy.

Na ekranie LCD (oraz w wizjerze, który jest miniaturową wersją większego wyświetlacza) wyświetlone są różne informacje. Niestety, nie możemy wyłączyć wszystkich na czas kadrowania, możemy tylko nieco ograniczyć ich ilość. Przydatną funkcją jest możliwość wyświetlenia wspomagania kadrowania w postaci siatki trójpodziału. Minus stanowi brak histogramu na żywo (w trybie podglądu zdjęć można wyświetlić histogram wykonanej fotografii). W centralnej części wyświetlacza widoczna jest ramka pola AF. Można ją przesunąć w niemal dowolne miejsce ekranu, co jest sporą zaletą. Natomiast, co zauważyliśmy w praktyce, wadę stanowi rozmiar ramki - jest dość duży, przez co nie można zbyt precyzyjnie wycelować w wybrany punkt.

W Panasonicu w górnej części obudowy umieszczone jest pokrętło trybów, a na nim tryb prosty, oznaczony ikoną serduszka - całkowicie automatyczny (dodatkowo litery w menu tego trybu są powiększone), tryb automatyki programowej, priorytetu czasu i przysłony, tryb video, drukowanie, SCN czyli zbiór trybów tematycznych, których w Panasonicu jest bardzo wiele, oraz tryb przeglądania zdjęć. Oprócz tego jest tu jeszcze tryb zwany inteligentnym ISO - to tak zwana elektroniczna stabilizacja obrazu, a aparat w tym trybie automatycznie dozuje wysokie ISO, gdy wykrywa poruszający się obiekt (oczywiście skutkuje to zwykle niekontrolowanym zaszumieniem obrazu, dlatego nie polecamy tego trybu). Na górnej ściance znajdziemy również oczywisty spust migawki, a dookoła niego dźwignię zoomu - taka dźwignia jest naprawdę niezwykle wygodna, zarówno podczas fotografowania, jak i przeglądania wykonanych zdjęć, gdzie można sobie szybko i precyzyjnie powiększyć kawałek kadru. Za to ogromny plus dla Panasonica. I nie tylko za to, gdyż na obudowie umieszczony jest również przycisk włączania i wyłączania stabilizacji, bardzo usprawniający korzystanie z aparatu. Obok niego znajduje się także przycisk trybów fokusa (AF, makro AF oraz MF).

Na tylnej ściance umieszczony jest suwakowy włącznik aparatu, przełącznik między LCD a wizjerem EVF, przycisk otwierający lampę błyskową, przycisk kosza/trybu seryjnego oraz przycisk odpowiadający za informacje wyświetlone na ekranie. Uwaga - pod tym ostatnim przyciskiem znajdziemy również bardzo fajną funkcję - WYSOKI KĄT. Jest to taki tryb świecenia ekranu, który zwiększa widoczność wyświetlonych informacji podczas patrzenia pod kątem od dołu (podczas patrzenia na wprost ekran wydaje się wówczas wyblakły). Od góry już niestety ta opcja nie działa.

Na tylnej ściance zobaczymy również cztery przyciski funkcyjne, zlokalizowane po okręgu (jeden odpowiada za korektę ekspozycji, korektę błysku i bracketing, drugi za opcje lampy błyskowej, trzeci za samowyzwalacz, a po naciśnięciu czwartego przenosimy się na chwilę w tryb przeglądania zdjęć - bardzo przyjemna funkcja). W środku, pomiędzy czterema przyciskami, znajduje się przycisk MENU/SET, którego wciśnięcie wywołuje opcje menu oraz pozwala akceptować ustawienia.
Ciekawym elementem obudowy jest niewielki dżojstik. Można nim poruszać w dół, w górę i na boki i zmieniać wartości parametrów naświetlania czy miejsce pola AF. Naciśnięcie na środek powoduje akceptację wyboru i możemy się przełączyć na inny parametr. Nie jest to niestety do końca wygodne i precyzyjne rozwiązanie, można się pomylić. Na szczęście parametry naświetlania zmienimy również za pomocą przycisków funkcyjnych oznaczonych strzałkami.

Na ekranie Panasonica możemy wyświetlić wszelkie informacje (włącznie z histogramem na żywo) lub tylko część oznaczeń. Można także wyświetlać je na różne sposoby (albo cały kadr na całym ekranie i oznaczenia na kadrze, albo informacje na paskach na boku i z dołu, a kadr zdjęcia jest nie przysłonięty, za to nie wypełnia całego ekranu). Można również wyłączyć wszelkie dane (oprócz pola AF - mniejszego i bardziej precyzyjnego niż w Sony, i informacji, czy stabilizacja jest włączona), co jest dużą zaletą, gdy chcemy pozostać z kadrem sam na sam. Panasonic pozwala wyświetlić również dwa typy siatki - trójpodziału (podobną jak w H7) oraz z przekątnymi liniami.

Menu FZ8 jest w języku polskim i jest bardzo czytelne. Nie ma problemu ze znalezieniem potrzebnych funkcji. Podczas przełączania trybów fotografowania pojawia się eliptyczna animacja, która od razu znika.





Zaczęliśmy od omawiania najważniejszych kwestii obsługi, ale nie obejmowały one pierwszych chwil spędzonych z aparatem. Teraz wrócimy do problemu, z którym każdy z użytkowników może się spotkać na samym początku korzystania z cyfrówki.
Już wiemy, jak uruchomić testowane modele. Ale co potem? Uruchomiony aparat wysuwa obiektyw do przodu. Obie cyfrówki mają nałożone na obiektyw ochronne plastikowe dekielki. Jeśli zapomnimy zdjąć taki dekielek przed włączeniem aparatu Sony, jego obiektyw będzie próbował wypchnąć przeszkodę, co zwykle mu się uda. Nie sądzimy jednak, aby takie przepychanki dobrze służyły mechanizmowi cyfrówki. Starszy model H2 miał na obiektywie czujnik i zamiast siłować się z przykrywką, wyświetlał informacje o dekielku. Cyfrówka Panasonica również nie wysunie obiektywu wyczuwając założony dekielek, za co dajemy plusik.

Dźwięki to chyba zmora cyfrówek Sony. Czepiamy się tego, gdyż w pewnych sytuacjach warto, aby aparat był bardziej dyskretny. Oczywiście w H7 można wyłączyć dźwięk, ale niestety zupełnie. Czyli mamy do wyboru - albo zestaw dźwięcznych tonów (bo Sony standardowo funduje nam brzęczyki niemal tak doskonałe i różnorodne, jak polifoniczne dzwonki w telefonach komórkowych), albo nic. A szczerze mówiąc lubimy, jak aparat daje delikatny sygnał ustawienia ostrości. W cyfrówce Panasonica możemy wyciszyć lub nagłośnić dowolny element, możemy też sterować poziomem głośności, a mamy do wyboru wiele poziomów.
Na krytykę zasługuje jeszcze jeden dźwięk, tym razem mechaniczny. Na obudowie obydwu aparatów znajdują się uchwyty na pasek. W Panasonicu są to elementy nieruchome, natomiast w aparacie Sony H7 to dość spore wisiorki, które z każdym ruchem dźwięcznie uderzają w obudowę.

Na zakończenie warto wspomnieć o złączu karty i baterii. W obu aparatach można wyjąć i włożyć kartę pamięci bez niepotrzebnego wyjmowania  baterii. Bateria po włożeniu jest zablokowana przez zatrzask. Niestety, w Panasonicu przy założonej stopce od statywu nie wymienimy ani baterii ani karty pamięci. W Sony na szczęście nie ma tego problemu.