• benchmark.pl
  • Gry
  • This War of Mine: The Little Ones – wojna to nie miejsce dla dzieci
This War of Mine: The Little Ones – wojna to nie miejsce dla dzieci
Gry

This War of Mine: The Little Ones – wojna to nie miejsce dla dzieci

przeczytasz w 5 min.

Po poruszającym This War of Mine warszawskie 11 bit studios dopisuje do nazwy The Little Ones, a do rozgrywki dzieci, które jeszcze bardziej grają na emocjach.

Ocena benchmark.pl
  • 3,8/5
Plusy

- granie na emocjach,; - klimatyczna oprawa audiowizualna,; - każda rozgrywka to inna historia,; - świetnie ukazane zło wojny,; - wplątanie do historii dzieci.

Minusy

- zbyt duży wpływ losowości na grę,; - łatwa w późniejszych etapach,; - szkraby czasem irytują,; - trochę toporne sterowanie.

Podobno wojna nigdy się nie zmienia. Na pierwszy rzut oka This War of Mine: The Little Ones również niewiele różni się od pierwowzoru. Ba! Można mieć wrażenie, że dostajemy jedynie port na konsolę z małym DLC. W praniu jednak tę różnicę czuć, i to całkiem wyraźnie.

Za sprawą małych podopiecznych rosną emocje, rośnie poczucie więzi z grupą, rośnie depresyjny klimat, rośnie i poziom trudności. Oczywiście zachowano też przygnębiającą, szarą oprawę wizualną. Niestety zachowano również błędy poprzednika. Co gorsza, dołożono kilka nowych.

Nie taka wojna kolorowa...

Wojna w grach zazwyczaj ukazywana jest jako „wesołe” bieganie z karabinem w dłoniach i strzelanie wokoło, do wszystkiego co się rusza i odpowiada ogniem. Przynajmniej do tego przyzwyczaiły nas najbardziej znane marki. Polacy z 11 bit Studio widzą wojnę inaczej, poważniej.

This War of Mine przypomniało nam, że wojna może dosięgnąć każdego, niezależnie od płci, wieku czy pozycji społecznej. Ale na sukces tego tytułu składało się wiele czynników. Przygnębiająca, depresyjna atmosfera, wynikająca ze świetnej oprawy audiowizualnej, ciężka ale i zarazem ciekawa tematyka i ciągłe granie na emocjach. 

Polski producent podjął się niebywale ciężkiego tematu - ukazanie wojny nie z punktu widzenia żołnierza na foncie, lecz cywila, który w przeciągu dni stracił wszystko co posiadał i ma w głowie świadomość, że nawet gdy to wszystko się skończy nie będzie “happy endu”. Udało im się to świetnie, choć nie perfekcyjnie. 

This War of Mine: The Little Ones - w kryjówce

Sztuka wojny

Mechanika gry praktycznie się nie zmieniła. Przejmujemy kontrolę nad grupą maksymalnie 4 osób. Każda z nich ma inną historią, każda ma inne umiejętności - od kucharza i złotej rączki, po wyszkolonego żołnierza, dla którego zabić to jak splunąć.

Dodatkowo w The Little Ones pojawiły się wspomniane już dzieci, które można wybrać pojedynczo, bądź z opiekunem tj. mamą lub tatą. W tym drugim wariancie od początku czuć większą więź z małym podopiecznym, co jest według mnie plusem i dodaje realizmu. Bo inaczej na problemy dziecka będzie spoglądać rodzic, a inaczej wyrachowany morderca. 

This War of Mine: The Little Ones - dzieci to istotny element gry

Naszym zadaniem jest przetrwać do zakończenia konfliktu. Jego długość uzależniona jest od wybranego scenariusza i wynosi co najmniej 20 dób. Zabawa opiera się na schemacie dnia i nocy. Po wschodzie słońca znajdujemy się w “naszym” domu, gdzie musimy/możemy zaspokoić głód, tworzyć potrzebne do życia urządzenia i produkty, zadbać o rozrywkę grupy czy ognisko domowe.

Z tym ostatnim to nawet dosłownie, gdyż akcja rozgrywa się zimą, a wyziębienie wywołuje choroby. Za dnia nawiedzić nas mogą również goście - osoby proszące o pomoc, handlowcy, a nawet członkowie innych grup wysłani na przeszpiegi.

Po zmroku zaś możemy wypocząć, bądź wyruszyć jednym z bohaterów na nocne łowy. Nie należy zapominać o pozostawieniu jednej postaci na czatach, bo wojna jest brutalna. Tak jak i nasi “sąsiedzi”. Ich nocne odwiedziny mogą skończyć się uszczupleniem zapasów, czy w najgorszym wypadku - uszczupleniem zespołu. 

A gdy już uda nam się przetrwać te kilkadziesiąt dni, nasza historia zostaje podsumowana i dowiadujemy się o dalszych losach członków ekipy. Ogromną zaletą This War of Mine: The Little Ones jest fakt, że każda następna rozgrywka to inna historia. Nasza własnoręcznie wyklikana historia. 

This War of Mine: The Little Ones - podsumowanie do ukończeniu scenariusza

This War of Mine, czyli moja własna wojna

Kolejnym wielkim atutem tego tytułu jest swoboda rozgrywki. Wszystkie chwyty są tu dozwolone. Pacyfiści mogli przetrwać za pomocą samego zbieractwa, a Ci z żyłką do ekonomii mogą skupić się na wytwarzaniu towarów i sprzedawaniu ich podróżnym handlowcom. 

Miłośnicy skradanek pobawią się w cichego złodzieja, podbierającego surowce innym postaciom, a gdy inne środki zawiodą – także w asasyna.  Fani Rambo zaś… no, ci mają dużo ciężej ze względu na bardzo wysoki poziom trudności. Ale co kto lubi i brawo dla twórców za to, że dają nam wolną rękę.

This War of Mine: The Little Ones - nocne zdobywanie najpotrzebniejszych rzeczy

Przy wyborze wyżej wspomnianych taktyk przetrwania warto kierować się psychiką naszych postaci. I tu należy się This War of Mine: The Little Ones duży plus za realizm. Pacyfista nie stanie się przecież nagle zimnokrwistym mordercą i zwykłe odmówienie pomocy innej grupie będzie ciążyło na jego sumieniu. Ba, nawet złe czyny towarzysza wywrą na niego wpływ. 

A o dobre samopoczucie bohaterów naszej opowieści warto dbać, bowiem w skrajnych przypadkach załamany pobratymiec może opuścić schronienie, czasami wraz ze wszystkimi naszymi skarbami. O zaspokajaniu głodu, snu czy opatrywaniu ran i leczeniu chorób nawet nie wspomnę.

This War of Mine: The Little Ones - patowe spotkanie

Wojenne przedszkole…

Jak już wcześniej wspominałem This War of Mine: The Little Ones wzbogacone zostało o wątek z dziećmi. Z jednej strony producent nie naciska na przygarnięcie nieletniego do zespołu, z drugiej zaś spora liczba osiągnięć na konsoli jest z nimi związana. Jak ten dodatek przekłada się na rozgrywkę? To w dużej mierze zależy od osobowości gracza - instynktu macierzyńskiego, czy empatii. Inaczej grę odbierze nastolatek, a inaczej kochający ojciec - głowa rodziny.

This War of Mine: The Little Ones - trudne pytania dzieci

Pewne jest jednak to, że nieletni dodatkowo podnoszą poziom trudności – nie można ich wysłać na szabry ani wystawić na czaty, a przecież też jedzą, śpią i chorują. Mimo to ciężko nazwać je balastem, bo to właśnie one najlepiej potrafią poprawić nastrój u dorosłych, poprzez zabawę, bądź rozmowę. 

Na plus trzeba zaliczyć również fakt, iż dzieci są naprawdę dziećmi. Skaczą, bawią się, potrzebują uwagi, częściej chorują i w dialogach widać, że nie rozumieją tego co się wokół nich dzieje. Nie będę jednak ukrywał, że ta nieświadomość i ciągłe dążenie do bycia w centrum uwagi czasami mnie irytowały.

This War of Mine: The Little Ones - dziecięce zabawy

Demony wojny

Twórcy nie poprawili niestety błędów z pierwotnej wersji gry. Ponownie w oczy razi brak możliwości wysłania na nocne łowy więcej niż jednego bohatera. Ponownie w naszym zespole mamy maksymalnie 4 miejsca co jest sporym ograniczeniem. 

Wciąż też element losowy bardzo mocno wpływa na rozgrywkę i w dużej mierze jej stopień trudności zależy od tego co znajdziemy po kątach własnego schronienia. Raz są to tylko podstawowe materiały takie jak drewno, innym razem – jedzenie i broń. 

This War of Mine: The Little Ones - zawartość plecaka

Jednak największy zarzut jaki można postawić This War of Mine: The Little Ones to coraz mocniej odczuwalna monotonia rozgrywki. Wystarczy bowiem, że uda nam się przetrwać nieco ponad 20 dni i wszystko staje znacznie prostsze.  Zbyt proste. 

W ciągu tego czasu co sprytniejszy gracz znajdzie sposób nawet na samowystarczalność, bez wychylania nosa poza ściany domu. Pryska wtedy cały czar gry - poczucie zagrożenia i niepewności, a zaczyna się zwykłe wyczekiwanie na jej finał. Wielka szkoda, bo przetrwanie tych pierwszych kilkunastu dni, poprzez swoją trudność i zaskakujące momenty, narobiło mi sporego apetytu.

This War of Mine: The Little Ones - śmierć członka ekipy to ogromna strata

Obraz wojny na konsoli

Nie da się ukryć, że sterowanie na padzie jest nieco bardziej toporne od tego z peceta. Przez to nieraz zdarzyło mi się wybrać nie tę czynność, którą chciałem. A to odesłałem handlarza do domu, gdy bardzo pragnąłem zobaczyć jego towary, a to znowu „pogubiłem się” na obcym terenie co ostatecznie zakończyło się tragicznie dla mojego „szabrownika”.  Oczywiście, z czasem do sterowania można się przyzwyczaić, ale początkowo bywa to mocno irytujące.

This War of Mine: The Little Ones - handlarze

Technologicznej różnicy w stosunku do wersji pecetowej nie odczułem. I bardzo dobrze. Oprawa audiowizualna w tym tytule jest jedną z najbardziej klimatycznych, z jaką przyszło mi się spotkać w karierze gracza. Rysowana szarym ołówkiem grafika, tła i modele postaci kapitalnie oddają depresyjny obraz wojny, a smutna melodia w tle go tylko potęguje. Szkoda tylko, że twórcy nie pokusili się o dodanie głosu lektora - pan Jarosław Łukomski według mnie świetnie by się tutaj wkomponował.

This War of Mine: The Little Ones - w poszukiwaniu żywności

Bilans wojenny

Na ocenę gry ogromny wpływ ma wczucie się w historię. Na szczęście jednak 11bit studios tak zadbało o klimat w This War of Mine: The Little Ones, że tego bakcyla można złapać równie łatwo jak grypę w trakcie przesilenia wiosennego. I choćby dlatego tytuł ten z czystym sumieniem mogę polecić każdemu, w kim drzemie chociażby ziarenko empatii. Nie jest to bowiem gra, która utonie w odmętach zapomnienia, zaraz po wyłączeniu konsoli.

Dla mnie osobiście spotkanie z This War of Mine: The Little Ones było jak mocny, emocjonalny kopniak w to miejsce, gdzie mężczyznę boli najbardziej. I za to, jak i za całokształt tej produkcji, należą się producentowi wielkie brawa. 

This War of Mine: The Little Ones - dzieci bywają pomocne

Ocena końcowa:

  • granie na emocjach
  • klimatyczna oprawa audiowizualna
  • każda rozgrywka to inna historia
  • świetnie ukazane zło jakie niesie ze sobą wojna
  • mocno poruszające wplątanie dzieci do tej historii
  • realizm
     
  • zbyt duża losowość gry
  • w późniejszych etapach poziom trudności spada
  • szkraby czasem irytują
  • trochę toporne sterowanie na konsoli
     
  • Grafika:
    dobry
  • Dźwięk:
     dobry
  • Grywalność:
    dostateczny plus

76%

Komentarze

5
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.
  • avatar
    Raptor77
    3
    "Nie będę jednak ukrywał, że ta nieświadomość i ciągłe dążenie do bycia w centrum uwagi czasami mnie irytowały." hmm chyba recenzent nie ma własnych dzieci ale maluchy tak mają ;)
    • avatar
      vitosx
      1
      "[...]a gdy inne środki zawiodą – także w asasyna."
      http://sjp.pl/asasyn
      Serio takie nacechowanie religijne autor miał na myśli, czy chodziło po prostu o "zabójcę"..?