• benchmark.pl
  • Gry
  • Elden Ring z własnym uniwersum. Żyjemy w najlepszych czasach dla adaptacji gier
Elden Ring z własnym uniwersum. Żyjemy w najlepszych czasach dla adaptacji gier
Gry

Elden Ring z własnym uniwersum. Żyjemy w najlepszych czasach dla adaptacji gier

przeczytasz w 6 min.

Elden Ring znokautował ostatnio branżę gier. Tytuł ten rozszedł się w nakładzie 12 milionów egzemplarzy w 2 tygodnie od premiery, a wydawcy Namco Bandai zapowiedzieli poszerzenie marki i wyjście poza świat gier. Czyżby więc czekał nas film i serial w oparciu o ów hit?

ocena redakcji:
  • 4,4/5

Niezła historia jak na serię gier „soulslike”, którą w 2008 zapoczątkowało Demon’s Souls, prawda? Kto by przypuszczał, że „Elden Ring” w 14 dni przebije wynik sprzedaży, na jaki Dark Souls 3 potrzebowało aż 6 lat. I pomyśleć, że gry From Software były niegdyś uważane za bardzo specyficzną niszę dla niewielu graczy.

Trudno powiedzieć, jaki jeden kluczowy czynnik sprawił, że popularność Elden Ring wystrzeliła w stratosferę. Na pewno niezwykle rozpoznawalne nazwisko George’a R.R Martina zrobiło swoje – nawet jeśli autor „Gry o Tron” ostatecznie zrobił dla tej gry niewiele. Swoje także musiało zrobić uprzystępnienie rozgrywki, która przez wielu została określona mianem „najłatwiejszych soulsów”. Poza tym chyba niemałe znaczenie miał naprawdę długi cykl „zajawkowy” ze strony wydawców Bandai Namco i to, że gracze od dawna czekali na jakiegoś ogromnego blockbustera. Nic więc dziwnego, że po takim sukcesie Japończycy ogłaszają, że „Elden Ring” zapoczątkowało nową franczyzę, co wywołało falę spekulacji, czy nie oznacza to, że możemy się spodziewać filmu bądź serialu na bazie hitu From Software.  

Elden Ring - scena z gry

Ostatnimi czasy jak grzyby po deszczu wyrastają zapowiedzi nowych adaptacji gier. Takie ekranizacje istnieją już od dobrych 30 lat, ale teraz przybierają więcej form. Kiedyś były to zazwyczaj filmy kinowe, obecnie powstają również i seriale oraz animacje (w tym anime), a jedna wielka korporacja za drugą co rusz wykupuje prawa do przeniesienia jakiejś marki na ekrany telewizorów. I kto wie, czy któregoś dnia nie usłyszymy takiego newsa na temat Elden Ring. To dobra okazja, by przyjrzeć się, skąd ten wysyp ekranizacji, a przy tym zobaczyć jak sztuka przenoszenia gier do innego medium udawała się do tej pory.

Elden Ring jako film? No dobra, ale adaptacje gier nigdy nie miały łatwo

Gry wideo nigdy nie kojarzyły się z dobrym materiałem na adaptacje. I w zasadzie do tej pory za jedną z najlepszych ekranizacji gier uznawany jest "Mortal Kombat" z 1995 roku, co wiele na ten temat mówi. Z drugiej strony jednak seriale też kiedyś nie były szanowanym medium, a teraz żyjemy w ich złotej epoce i to wokół nich (a nie książek) toczą się intelektualne dyskusje w Internecie. Więc i ten stan rzeczy z adaptacjami gier może się też zmienić. A jednak ktoś teraz robi tych adaptacji więcej niż kiedykolwiek - jako filmy, seriale i anime. I tutaj rodzi się pytanie - skąd to parcie?

Film Mortal Kombat z 1995 roku

Żyjemy w erze subskrypcji i IP. Wojna odbywa się na "kontent"

Nie tylko serwisy VOD obrały sobie model subskrypcyjny, ale także coraz częściej występuje on w świecie gier. I te dwa światy się ze sobą coraz częściej łączą. W obydwu przypadkach, aby wygrać z konkurencją potrzebna jest oferta złożona z dużej ilości silnych marek dostępnych na wyłączność. Dlatego też taki Microsoft obrał sobie na cel Activision-Blizzard i Bethesdę, a Disney przejął Lucasfilm. 

Duże marki przyciągają szeroką publiczność i pozwalają zbudować wielkie i różnorodne uniwersum multimedialne. Dla Netflixów, HBO czy Amazonów tego świata takie Fallout" czy "God of War" to kolejne potencjalne hity, jak "Stranger Things" czy "Euphoria" - niezależnie od tego, skąd zostały one zaczerpnięte (czyli z gier wideo). Takie mamy teraz czasy i jest to poniekąd piękne, bo pokazuje niesamowitą moc marki, niezależnie od medium.

God of War - idealny materiał na adaptacje filmową

Gry jako część "metaverse"

"Metaverse" to słowo, które obecnie często pojawia się w dyskusji o grach i elektronicznej rozrywce, choć tak naprawdę nie ma jednej definicji tego terminu. Wielkie korporacje na różne sposoby chcą tworzyć sieć naczyń połączonych wokół gier. Dla przykładu Sony wykorzystuje własne studia filmowe, dorzuca swoje (Sony Pictures) filmy jako bonus do subskrypcji PlayStation Plus, a cześć z udostępnionych produkcji to właśnie adaptacje gier znanych z PS4 i PS5. Niedawno Japończycy kupili również Crunchyroll, ogromny kanał z anime – a ta forma animacji również służy ekranizacjom gier. To jeden z wielu przykładów "metaverse".

Destiny 2

Niedawno Sony przejęło również (na lużnych zasadach) Bungie - twórców ogromnego hitu "Destiny". Jednym z powodów tej transakcji była między innymi chęć tego studia, aby stworzyć z "Destiny" markę wykraczającą poza gry i obejmującą także filmy/seriale. Dzięki swojej przeogromnej popularności, taka adaptacja miałaby potencjał stać się natychmiastowym hitem.

Tego typu produkcje mogłyby spełniać jeszcze jedną istotną funkcję - umilić czas w oczekiwaniu na kolejnego growego blockbustera z danej serii. Tym bardziej, że poza filmami i serialami aktorskimi, często tworzy się obecnie także anime na bazie gier (np. całkiem udaną "Castlevanię" na Netflix), a więc pole do manewru jest naprawdę szerokie.

Destiny 2: Królowa-Wiedźma

To gry. Nie lepiej po prostu w nie grać?

Jak widać - nie. Szczególnie patrząc na galopującą liczbę zapowiadanych lub wkrótce mających się ukazać ekranizacji gier. Warto się jednak zastanowić, skąd bierze się ta lawina adaptacji tytułów znanych z konsoli czy PC? Jakieś 15 lat temu odpowiedź jeszcze by brzmiała - po to, aby zadowolić fanów gier i być może poszerzyć ich ukochane uniwersum.

Natomiast odpowiadając na to pytanie z perspektywy dnia dzisiejszego trzeba podkreślić, że ogromna liczba zapowiadanych ekranizacji znanych marek pokazuje, że wielkie korporacje wyszły mocno poza entuzjastów grania. Takie produkcje jednocześnie walczą o uwagę mainstreamowej widowni, a więc skonstruowane są również z myślą o widzu niebędącym graczem. Ten stan rzeczy to znak mocno zmieniających się czasów.

Film Uncharted - adaptacja serii gier

Producenci jednocześnie otwierają się więc na inną widownię, to jest taką, która nie ma się za gracza w ogóle lub nie identyfikuje się z tym hobby w pierwszej kolejności. Pokazuje to zarazem jak bardzo medium to jest traktowane jako jeden z wytworów popkultury, a nie tylko coś dla geeków. Jeśli taka osoba sięgnie potem po grę - będzie to dodatkową korzyścią dla jej twórców. Jeśli jednak ktoś poprzestanie jedynie na obejrzeniu filmu czy serialu na bazie kultowego tytułu - to też dobrze. Twórcy takich ekranizacji nadal będą mieli powody, aby tworzyć kolejne.

Ostatecznym sukcesem byłaby moim zdaniem ekranizacja gry, która nie będzie dawała po sobie poznać, że bazuje na tym medium, a przyciągnie do siebie tłumy. I chyba filmowemu "Uncharted" właśnie ta sztuka się niedawno udała, bo obraz ten został odebrany przede wszystkim jako kawałek rozrywkowego kina przygodowego. Sam napotkałem osoby, które chciały ten film zobaczyć, a nie były świadome, że bazuje on na kultowej, growej marce Sony.

Uncharted - scena z filmu

Warto również wspomnieć o tym, że każde medium ma swoje atuty i wykraczając poza gry można opowiadać znajome historie na inne sposoby. Dlatego też, poza ekranizacjami wyjątkowo często otrzymujemy ostatnimi czasy na przykład planszówki na podstawie gier.

Czasy są świetne, ale co z jakością?

Niestety z tą nadal bywa różnie. Do tej pory za najlepiej oceniane filmy kinowe (z szeroką dystrybucją) bazujące na grach uznaje się "Detektyw Pikachu" i "Sonic: Szybki jak błyskawica", z odpowiednio 68% i 63% pozytywnych recenzji (Rotten Tomatoes). To niezły wynik, ale obydwa filmy są familijne i w dużej mierze oparte na animacji. Nadal czekamy więc na przełom w adaptacji gier wyłącznie dla dorosłych (tudzież starszych) widzów.

Film Sonic jako adaptacja gry

W ciągu ostatnich 10 lat jedynie 3 (na 16) inne filmy aktorskie oparte na grach wideo przekroczyły próg 50% pozytywnych recenzji ("Tomb Raider" z 2018, "Rampage" i "Mortal Kombat" z 2021).
Sporo lepiej jest na froncie serialowym. Osadzony w uniwersum "League of Legends" i wydany na platformie Netflix serial animowany "Arcane" z miejsca stał się sensacją, wpadając do Top 10 w 52 krajach. Produkcja ta zdobyła rzadkie 100% uznania od krytyków Rotten Tomatoes, ze średnią 9,1/10. Przypadek "Arcane" ewidentnie pokazuje więc, że można przenieść growe uniwersum z powodzeniem na ekran telewizora.

Serial Arcane

Tę klątwę trzeba będzie jednak odczarować w kinie, a poza drugą częścią Sonica, która jest produkcją familijną i częściowo animowaną - w najbliższej przyszłości nie zapowiada się na przełomową adaptację gry dla starszej widowni.

Co tam na horyzoncie?

Wygląda na to, że w chwili obecnej największe szanse na powodzenie mają adaptacje gier wideo w formacie serialu. Dwie z nich, które mają najbliższe terminy premier to "Resident Evil" (17 lipca 2022) i "The Last of Us" (2023). Szczególnie ta druga produkcja HBO z Pedro Pascalem ("The Mandalorian") ma potencjał, aby stać się czymś zjawiskowym. Tym bardziej, że stoją za nim twórcy "Westworld" i "Czarnobyla".

Serial Last of Us - HBO

Dopiero ogłoszone, ale bardzo ciekawie, przynajmniej na papierze zapowiadają się "Fallout" i "God of War". Zapowiedziano oprócz tego także "Splinter Cell", "Assassin's Creed" (obydwa na Netflix), a z przecieków wynika, że ma powstać również "Mass Effect". Niedawno ogłoszono też, że serialowej wersji doczeka się "A Plague's Tale: Requiem". W momencie publikacji tego artykułu w USA oraz części Europy i świata ukazał się już od dawna wyczekiwany serial "Halo", który zbiera niezłe, choć niewybitne recenzje.

Serial Halo

Jeśli chodzi o filmy, to poza Sonikiem (polska premiera: kwiecień 2022) oraz w pełni animowanym Mario (grudzień 2022) prawie wszystkie tego typu projekty wydają się być dość odległą sprawą. Najbliżej chyba będzie premiery "Borderlands", do którego zdjęcia zakończyły się w 2021 roku i które ma ukazać się jeszcze w 2022. Twórcy "The Division" dobrali dwójkę głównych aktorów (Jake Gyllenhaal, Jessica Chastain), ale od dawna w tym temacie cisza. Netflix całkiem niedawno zapowiedział pełnometrażowy "BioShock", ale miną lata zanim go (o ile w ogóle) zobaczymy. A w kolejce czekają jeszcze ekranizacje "Metal Gear Solid", "Gears of War", "Ghost of Tsushima", "Minecraft", "Portal" czy kolejny "Tomb Raider". Niestety, większość z nich utknęła w produkcyjnym piekiełku.

Reasumując - czasy dla adaptacji gier nastały naprawdę fajne, ale bardziej dla seriali niż filmów. Ta pierwsza z form chyba lepiej służy przeszczepianiu bogatej otoczki fabularnej. A skoro o niej mowa, to mistrzami kreowania folkloru w światach gry – który często odkrywamy przez eksplorowanie otoczenia – jest From Software. „Elden Ring” po raz kolejny wyznaczyło nowy poziom dostarczania fabuły graczom w nietypowy sposób i jak widać, takie podejście wychodzi ich grom na dobre. Może twórcy adaptacji powinni również spróbować zmienić swoje nastawienie i przestać odtwarzać gry 1:1 w formie filmowej. Zamiast tego coraz śmielej i częściej iść w seriale, które lepiej pozwalają wykreować bogate od strony narracyjnej światy, nawet jeśli luźno adaptują jedynie wybrane motywy z gier. 

Elden Ring - pod rozgwiażdżonym niebem

Komentarze

1
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.
  • avatar
    danieloslaw1
    0
    Super gra. 80 godzin mam. Napewno zagram jeszcze nie raz