Far Cry Primal – ostra jazda na prehistorycznym składaku
Gry

Far Cry Primal – ostra jazda na prehistorycznym składaku

przeczytasz w 4 min.

Piaskownica z epoki kamienia łupanego wabi nas męską przygodą. Choć Far Cry Primal wdzięczy się jak może, nie ukryje, że sklecono go z przechodzonych kawałków.

Ocena benchmark.pl
  • 3,6/5
Plusy

- duży i malowniczy świat Oros,; - prahistoryczny klimat,; - możliwość poskramiania zwierząt,; - system rozbudowy wioski,; - spory zestaw umiejętności do opanowania,; - całkiem niezła oprawa audiowizualna.

Minusy

- mało zróżnicowane zadania,; - niezbyt wyrafinowana fabuła,; - symulator „zbieracza”,; - kalka rozwiązań z poprzednich części serii oraz innych gier.

Deja vu z Far Cry Primal

Odludnie, egzotycznie, dziko i niebezpiecznie... Tak w każdym Far Cry'u być powinno. Nazwa tej serii z powodzeniem służy za rozpoznawalną markę. Samo jej wspomnienie momentalnie odpala w umysłach graczy całą sieć skojarzeń, po której przechadzają się drapieżne zwierzęta i psychopatyczni dziwacy.

Jak się okazuje, główny pień cyklu gier stworzonych niegdyś przez zespół Crytek jest na tyle mocny, że może utrzymać nawet wielką skamieniałą narośl opisaną podtytułem Primal. Jednak, jak to zwykle bywa u bezlitosnej flory, również i ta huba, jakkolwiek rozłożysta i dorodna, jest zaledwie pasożytem na ciele karmiciela.

Far Cry Primal - wioska

Far Cry Primal pożera swoich przodków, dokładnie przeżuwa, a następnie wypluwa z siebie mało interesującą kulkę, która jest niczym więcej, jak zlepkiem znanych motywów. Raz jeszcze biegamy po oszałamiającym pięknością i ogromem świecie, choć tym razem nie jest to ani tropikalna wyspa, ani himalajska dolina, ale parę hektarów prahistorycznego parku krajobrazowego. 

Far Cry Primal - ogromny świat

Poza tym, niewiele się zmieniło. Znowu odbijamy zakładników, których teraz dla niepoznaki przebrano za pojmanych plemieńców, przechwytujemy wieże transmisyjne zakamuflowane jako płonące stosy oraz huśtamy się na kotwiczce, będącej starą dobrą kotwiczką, choć tym razem wystruganą z kości szablozębnego hipopotama czy innego antenata dzisiejszych pudli.

Czy jest więc coś, co sprawia, że Far Cry Primal zasługuje na szczątkową choćby uwagę graczy? A i owszem! Podobnie, jak zasługują na nią prahistoryczne malunki naskalne, a przecież żadna galeria nie wystawi ich obok słoneczników Van Gogha.

Far Cry Primal - inni ludzie

Heros w Oros

Choć tym razem nie szybujemy na kolorowej lotni, ani na jej pradawnym odpowiedniku zszytym ze skrzydeł nietoperzy, nieprzerwanie podziwiamy widoki tak obłędne, że w ich obliczu nawet Tony Halik szeroko rozdziawiłby usta.

Far Cry Primal - niezłe widoki 

Terytorium plemiennych sporów między rastafariańsko czesanymi neandertalczykami to nie tylko gęsto porośnięty wybieg dla mamutów, ale też zaśnieżone granie czy skaliste urwiska. Natomiast pod ziemią czekają na wyposażonych w pochodnie grotołazów pełne sekretów i bestii pieczary. Nie tylko zresztą krajobrazy czy roślinność sprawia, że oczy wychodzą nam z orbit. Również napotkane zwierzęta przyciągają wzrok realizmem swojego wyglądu.

Far Cry Primal - prahistoryczny lampart

Obrazy nie przekładają się łatwo na słowa, więc nie mnóżmy na próżno tych ostatnich! Nie warto zapewniać, że wszystko ładne, eleganckie, nastrojowe... Zdjęcia mówią same za siebie. Jedyne, co mogę zrobić, to okrasić je opisem sekwencji polowania, która otwiera rozgrywkę w Far Cry Primal.

Far Cry Primal - podziwianie widoków  

Głównego bohatera, Takkara, oraz jego kumpli z plemienia Łindża wzięła chęć na kiełbaski z mamuciego mięsa. Wierzcie lub nie, ale tak to się zaczyna. A towarzyszy tej gastronomicznej opowiastce nie lada widok. Oto wielkie brunatne bestie potrząsają kłami, a słońce rozjaśnia gęste włosie ich sierści. Nasz prahistoryczny amator dziczyzny wraz ze swoją bandą czai się wśród skałek. Na sygnał dany przez szefostwo ekipa rusza powoli przed siebie.

Zgięci w kucki przemykają się między grubymi jak pniaki dębów nogami prahistorycznych bestii. Ta scena ma wszelkie podstawy do tego, żeby na trwałe zapisać się w historii gier, podobnie jak swego czasu udało się to eksplozji nuklearnej z Call of Duty 4.

Far Cry Primal - polowanie na mamuta

Niestety, jest to chyba najbardziej ekscytujący moment w całej grze. Dorównuje mu jeszcze tylko pierwszy rzut oka na położoną w zielonej kotlince wioskę Łindża. Choć Oros, świat Far Cry Primal, jest wykonany bardzo estetycznie i szczegółowo, a zamieszkujące go istoty sprawiają, że mamy do czynienia z żywym tworem, a nie zbitą z dykty scenografią, to jednak on sam nie trzyma ciężaru całej produkcji. I nie może liczyć na wsparcie ze strony innych elementów rozgrywki.   

Kto nie skacze, ten z borsukiem

Poza częściami żywcem wyrwanymi z cielsk poprzednich Far Cry'ów Primal niewiele dorzuca od siebie. Niziurski pisał o Wielkiej Kołomyi Elementarnej, która – jeśli mnie pamięć nie myli – była bezsensowną gonitwą dookoła toalet. W neolitycznej piaskownicy sprawy mają się podobnie. Rzecz jasna, szaletu z kamienia łupanego nie uświadczymy, ale za to bezcelowej bieganiny – i owszem! 

Far Cry Primal - eksploracja

W dużym uproszczeniu, większa część rozgrywki odbywa się według schematu: idź, walnij pałą w łeb i wróć. Nie wątpię, że problemy egzystencjalne jaskiniowców do tego właśnie się sprowadzały, ale akurat w tym punkcie twórcy z Ubisoftu mogli swobodnie rozminąć się z prawdą historyczną. Z szacunku dla współczesnego odbiorcy.

Far Cry Primal - każdy napotkany to potencjalny wróg 

Słyszę już chór głosów, który zarzuca mi uproszczenie całej sprawy. Przecież Far Cry Primal nie może być li tylko symulatorem prahistorycznego kibola, prawda? Prawda! Nie polega on jedynie na rozłupywaniu czaszek napotkanych ludzi i zwierząt. 

Dzięki niemu możemy także na własnej skórze poczuć, jak to jest zbierać truskawki na saksach. Może nie tyle truskawki, co zielone, czerwone czy niebieskie liście. I może nie do końca na saksach, a na świeżo popękanej Pangei. Jednak frajda zbieractwa utrzymuje się na analogicznym poziomie. Nota bene, to fascynujące, że twórcy Far Cry Primal wynaleźli oryginalny język neolitu na potrzeby swojej nowej produkcji, a nazwy roślinek skopiowali z poprzednich odsłon serii.

Far Cry Primal - zebrane zasoby wioski 

Skoro więc budowa rozgrywki, ani też konstrukcja poszczególnych misji nie stają na wysokości zadania, może chociaż fabułę poprowadzono z ikrą? Międzyplemienne spiski, zakazane romanse, albo odwrotnie... Coś w tym guście? Niedoczekanie! 

Far Cry Primal - Udam

Czy Łindża pod inną nazwą pachniałby inaczej?

Nie bez powodu kolejna część tej recenzji będzie zadziwiająco krótka, jako że traktuje o historii Far Cry Primal, a ta ostatnia jest tak prosta jak dobrze wystrugana dzida. Nasz główny bohater, Takkar, chce zjednoczyć plemię Łindża i pokonać jego przeciwników. To wszystko. Koniec. Fin. The end. 

Tarzan byłby w stanie bez problemu przekazać tę opowieść Jane i nie pominąłby najmniejszego szczegółu. Być może w trosce o zachowanie realizmu Ubisoft nie korzystał z wynalazku pisma konstruując tę misterną intrygę i stąd jej prostota.

Far Cry Primal - walka

Jak gdyby nie dość żenujące było popełnienie takiego scenariusza, twórcy Far Cry Primal na domiar złego popisują się nim w kółko podsumowując postępy w kampanii za pomocą krótkich filmików wyświetlanych zamiast ekranów ładowania. A przecież nie ma sensu odświeżać graczowi tej opowieści przed kolejną rozgrywką, bo on doskonale ją pamięta. Bynajmniej nie dlatego, że jest ona tak fascynująca, ale dlatego, że jej po prostu nie sposób zapomnieć. My dobrzy, oni źli, my ich zabić. Spróbujcie wymazać to z pamięci.

Zatem na tę chwilę w tej prahistorycznej sakwie, jaką jest Far Cry Primal, mamy z jednej strony przepiękny świat Oros, a z drugiej - nudnawe zadania i fabułę, której daleko do szekspirowskiego dramatu. Czas przyjrzeć się zwierzakom, które miały przecież stanowić najświeższy ze wszystkich smaczków neolitycznego szaleństwa. 

Far Cry Primal - polowanie z oswojonym tygrysem