Kiano Elegance 13.3 – mój nowy sprzęt do pracy (przynajmniej przez jakiś czas)
Laptopy

Kiano Elegance 13.3 – mój nowy sprzęt do pracy (przynajmniej przez jakiś czas)

przeczytasz w 3 min.

Kiano to marka bardzo przystępnych cenowo laptopów, dostępnych praktycznie dla każdego. Są solidnie wykonane, estetycznie zaprojektowane, a ich wydajność wystarcza do podstawowych zadań tj. przeglądanie internetu, czy praca na aplikacjach biurowych.

Ocena benchmark.pl
  • 4/5
Plusy

solidna i estetyczna obudowa; wyświetlacz Full HD; wygodna klawiatura; zadowalający czas pracy na baterii; możliwość szybkiego i łatwego montażu dysku SSD; wydajność wystarczy do podstawowych zadań...

Minusy

... ale do niczego więcej; wbudowana pamięć to tylko 32GB eMMC; niska jasność ekranu; błyszcząca matryca

Z laptopami marki Kiano już kilkukrotnie miałem do czynienia i za każdym razem byłem pod wrażeniem tego, jak przystępne cenowo są to urządzenia. Sprawdzałem możliwości konwertowalnego modelu Kiano Elegance 11.6 360 oraz klasycznego laptopa SlimNote 14.2. Oba można kupić już za kwotę nieprzekraczającą tysiąc złotych (odpowiednio 799 i 899 zł), co czyni je dostępnymi naprawdę dla każdego. Zwłaszcza jeśli ktoś szuka komputera do podstawowych zastosowań.

Tym razem w moje ręce trafił nieco droższy, ale wciąż atrakcyjny cenowo model Kiano Elegance 13.3, który w dniu publikacji tego tekstu kosztował 1299 zł. To wciąż bardzo przystępna cena, więc można spodziewać się, że będzie on cieszyć się sporą popularnością wśród osób z mniej zasobnym portfelem.

Kiano Elegance 13.3 profil

Początkowo miałem przeprowadzić klasyczny jego test,  ale po namyśle stwierdziłem, że podejdę do tego zadania inaczej. Zamiast kilkudniowych, siłą rzeczy bardzo intensywnych testów, postanowiłem zacząć używać tego laptopa przez kilka tygodni jako mojego podstawowego sprzętu do redakcyjnej pracy. Czy Kiano podoła temu zadaniu? Przekonam się już wkrótce, a Wy możecie śledzić ten artykuł, który będzie regularnie aktualizowany.

Pierwsze wrażenia

Pod względem jakości wykonania Kiano Elegance 13.3 wypada całkiem nieźle. Obudowa jest zaskakująco solidna i niepodatna na wyginanie i nacisk, co dobrze rokuje na przyszłość, jeśli chodzi o wytrzymałość całej konstrukcji. Poszczególne elementy są dobrze spasowane, nie mam tutaj jak na razie żadnych zastrzeżeń.

Kiano Elegance 13.3 przód i tył

Kiano waży 1,4 kg, co jest typowym wynikiem wśród laptopów z wyświetlaczem o takiej przekątnej. Zdecydowanie zwraca uwagę smukłość obudowy, która w przedniej części mierzy zaledwie 12 mm. Podobnie zaprojektowany został MacBook Air, tam też mamy zwężającą się ku przodowi obudowę. Nie da się więc ukryć inspiracji laptopami Apple, chociaż oczywiście w przypadku Kiano zastosowano tworzywo sztuczne zamiast stopu aluminium, ale pozwoliło to utrzymać niższą cenę notebooka.

Kiano Elegance 13.3 ramki ekranu

Przy całej swej smukłości jest jednak coś, co nie przypadło mi do gustu, a mianowicie bardzo szerokie ramki wokół ekranu. Obecnie panujące trendy dążą do minimalizowania tego elementu, ale tutaj zajmują one sporo miejsca. Sprawia to, że laptop jest po prostu większy, niż musiałby być. Także jego estetyka na tym cierpi. Ale przecież nie można oczekiwać wszystkiego w tej klasie cenowej, prawda?

Spodobała mi się natomiast obecność dwóch portów USB w standardzie 3.0 oraz czytnika karta pamięci microSD. Nie zabrakło nawet wyjścia wideo w postaci mini HDMI (szkoda że nie jest to bardziej popularna jego wersja, czyli micro HDMI).

Kiano Elegance 13.3 prawy bok

Dużą zaletą jest też to, że na spodzie obudowy znajduje się klapka serwisowa za pomocą której możemy zainstalować dysk SSD o pojemności do 256 GB. Mój egzemplarz był fabrycznie wyposażony w dysk 128 GB.

Kiano Elegance 13.3 klapka serwisowa

Pierwsze uruchomienie i pierwsze schody

Cóż, początki nie były łatwe, a to z tego względu, że pierwsze co robię po otrzymaniu laptopa do testów, to aktualizacja systemu. W przypadku Kiano przeprowadzenie tego procesu nie było jednak takie proste i nie wystarczyło kliknięcie odpowiedniego przycisku w menu. Dlaczego? Z prostego powodu. System postawiony jest na 32 GB dysku, który ma po prostu za mało miejsca, aby wykonać aktualizację. Konieczne jest skorzystanie z dodatkowego nośnika (albo pendrive albo drugiego dysku).

I to jednak nie wystarczy, bowiem konieczne jest oprócz tego zwolnienie miejsca także na dysku systemowym. I to pomimo że laptop jest zupełnie nowy, wyciągnięty z pudełka! Nie zdążyłem na nim jeszcze nic zainstalować (nawet przeglądarki Chrome), jedyne co zrobiłem to jego uruchomienie i odpalenie aktualizacji. Musiałem więc odinstalować kilka niepotrzebnych aplikacji, ale dopiero usunięcie Microsoft Office pozwoliło dokończyć proces.

Dlatego radzę, aby po dokończeniu aktualizacji od razu wejść w narzędzie oczyszczania dysku i usunąć wszystkich zbędne pliki, w tym poprzednią instalację Windowsa, co dopiero sprawi, że na dysku zrobi się w końcu luźniej (powinno zostać ok. 10-11 GB wolnego miejsca).

Nie są to może bardzo skomplikowane zabiegi, ale wymagają jednak pewnej wiedzy o komputerach. Jeśli natomiast laptopa zakupi osoba technicznie niewyrobiona, to będzie niemile zaskoczona komunikatem o niemożności zaktualizowania systemu. W nowym komputerze jest to ostatnia rzecz jakiej można się spodziewać, dlatego muszę o tym wspomnieć.

Aby jednak nie kończyć tego fragmentu w pesymistycznym nastroju, dodam że po wykonaniu tych kilku zabiegów laptop działa całkiem dobrze, uruchamia się szybko, co zachęca do podjęcia dalszych testów.

Ale o tym przeczytacie w kolejnej części tej trwającej dłużej niż zwykle recenzji.