• benchmark.pl
  • Gry
  • Space Hulk: Deathwing – monotonna bitwa ku chwale Imperium
Space Hulk: Deathwing – monotonna bitwa ku chwale Imperium
Gry

Space Hulk: Deathwing – monotonna bitwa ku chwale Imperium

przeczytasz w 5 min.

Fani Warhammera 40k długo czekali na krwawą strzelankę w tym uniwersum. Zamiana planszówki na strzelaninę bez sztampy i dłużyzn okazała się jednak trudna.

Ocena benchmark.pl
  • 3,8/5
Plusy

- świetne przeniesienie klimatu Warhammer 40.000,; - fantastyczne projekty lokacji,; - satysfakcjonująca walka,; - gra nabiera smaku w trybie wieloosobowym.

Minusy

- wysoka schematyczność rozgrywki,; - krótki i prosty tryb fabularny,; - bardzo słaba sztuczna inteligencja komputerowych kompanów,; - mimo poprawek, wciąż spora liczba błędów technicznych nękających rozgrywkę,; - niewykorzystanie potencjału i nieścisłości z Kodeksem Mrocznych Aniołów.

Karuzela wykorzystywania licencji Warhammera 40K kręci się w najlepsze. Ostatnio zwłaszcza fani kultowych planszówek mieli okazję do dobrej zabawy, przy okazji digitalizacji Talisman: The Horus Heresy. Świetne też okazało się Battlefleet Gothic: Armada.

Space Hulk

W końcu nadszedł czas na odświeżenie marki Space Hulk. Ja sam, pamiętając kultową planszówkę, z wypiekami na twarzy śledziłem kolejne zwiastuny Space Hulk: Deathwing. Powiew kultowego klimatu łączył się w nich z wściekłym wirem akcji i jatki, przepowiadając prawdziwą grę-huragan, spełnienie marzeń wszystkich zagorzałych fanów tego uniwersum. Niestety, znów coś poszło nie tak. 

Space Hulk: Deathwing czyli piękno kosmicznego cmentarzyska

Już na wstępie powiem, że Space Hulk: Deathwing to gra z dość wysokim progiem wejścia. Twórcy w bardzo dużym stopniu wykorzystali uniwersum Warhammera 40k i należą im się za to słowa uznania. 

Jednak osoby, które nie za bardzo wiedzą kim są ci cali Kosmiczni Marines, będą z pewnością czuli się zagubieni. Za to fani, którzy łakomie połykają każdy soczysty kawał wyrwany z ich ulubionego świata, temu daniu dadzą pięć gwiazdek – przynajmniej na samym początku, zanim minie magia pierwszego wrażenia.

Space Hulk

Deathwing to elita elit, pierwsza kompania Mrocznych Aniołów, złożona z najwytrwalszych wojowników, przyodzianych w pancerze czyniące z nich Terminatorów. I chociaż raczej nie występują w trzyosobowych oddziałach, to właśnie taką grupą pokierujemy podczas ich kolejnej misji – oczyszczeniu wielkiego kosmicznego śmietnika utworzonego z pozlepianych w Osnowie okrętów – czyli tytułowego Space Hulka.

Same jednostki bohaterów, dzięki potężnej zbroi, sprawiają wrażenie monumentalnych. Jednak pełnię tego określenia i Warhammerowego rozmachu docenimy dopiero, gdy przywdziejemy pancerz i ruszymy na zwiedzanie kolejnych, mrocznych korytarzy, składających się na powtarzalne, ale świetnie zaprojektowane lokacje. 

Olbrzymie, strzeliste bramy, gigantyczne posągi, gotyckie sklepienia i mroczne tunele, w których czają się obcy – na to wszystko będziemy niejednokrotnie patrzeć z podziwem. 

Space Hulk

Jedno jest pewne – projektanci poziomów w Space Hulk: Deathwing z pewnością czuli ducha „czterdziechy”. Znajomość uniwersum pozwoliła im zresztą na ukrycie różnych drobnych smaczków w postaci rozmaitych napisów na ścianach, czy porozsiewanych po mapach artefaktach. 

Szkoda tylko, że sam poziom grafiki pozostawia wiele do życzenia. Moc designu została nieco zubożona podczas przekładania jej na faktyczne tekstury. A i brak ścieżki dźwiękowej sprawia raczej kiepskie wrażenie.

Space Hulk

Rozwałka w służbie Imperium

Całą rozgrywkę w Space Hulk: Deathwing można streścić krótko, w jednym zdaniu: powolne poruszanie się po rozległych statkach i eksterminacja wszechobecnych Tyranidów. Wędrówka po mapie jest mozolna, bo potężne pancerze pozwalają na jedynie krótki trucht. To natomiast przekłada się na fakt, że mapy mogą się czasem wydawać przeraźliwie rozciągnięte. 

Twórcy często gonią nas z jednego końca lokacji, na drugi, każąc nam wracać się do już zwiedzonych maszynowni statków. Szybki rzut okiem na mapę wystarczy do stwierdzenia, że każda taka wycieczka to długotrwała eskapada – rozsiane co krok punkty wyłaniania się złowrogich Genokradów będą co chwila zmuszały nas do postoju i wykorzystania trzyosobowego oddziału do masowej eksterminacji.

Space Hulk

W tym miejscu praktycznie kończy się zawiłość rozgrywki – odwiedzamy jeden punkt kontrolny po drugim, robiąc sobie przerwy na odpieranie ogromnych hord obcych. Jeśli nie ruszymy się dalej, jedną falą za drugą, ruszać będą na nas Tyranidzi. 

I choć pancerze Drednot są niemal najpotężniejszymi zbrojami w grze, jeśli w miarę sprawnie nie będziemy ruszać się do celu, oddziałowemu medykowi mogą szybko skończyć się apteczki… A wtedy czeka nas wczytanie zapisu, które gra tworzy automatycznie i niestety dość rzadko. 

Warto więc umiejętnie wykorzystywać siłę ognia, a także moce specjalne Psykera. W akcie ostatecznej desperacji, możemy także zużyć pulę dostępnych teleportów, by w punkcie dowodzenia odnowić życie i ponownie dobrać wyposażenie przed ruszeniem w dalszą drogę.

Bolączki Kosmicznych Marines

Jeśli nie są Ci obojętne losy Mrocznych Aniołów, to – niestety – grając w Space Hulk: Deathwing będziesz miał co najmniej kilka okazji by zakląć pod nosem na to, jak zostali potraktowani. Przede wszystkim, nasi komputerowi kompani, będąc elitą Marines, są równocześnie… kosmicznie głupi.

Sztuczna inteligencja NPC-ów nie powinna się niestety nazywać „intelygencją”. Zarówno ciężki strzelec, jak i medyk najczęściej stoją jak kołki. Nie stosując kompletnie żadnej taktyki, ani nawet nie szukając osłony prują ogniem w jednym kierunku, równocześnie dając do siebie doskoczyć od tyłu lub z flanki i tracąc życie szybciej, niż zdążymy wydać rozkaz leczenia.

 Jeśli wejdą w pole rażenia automatycznego działka, które zapomnieliśmy wyłączyć, nie pomyślą, żeby się cofnąć lub schować. Niejednokrotnie też zatną się w drzwiach, gdy każemy im za sobą podążać lub osłonią jedną stronę tunelu, wystawiając swoje plecy na kły i pazury Genokradów.

Space Hulk

Kolejnym problemem jest naprawdę niewielkie zróżnicowanie rozgrywki. Żeby dobrze się bawić w Space Hulk: Deathwing, należy już na początku wybrać wysoki poziom trudności. W przeciwnym razie czeka nas nudny i powolny spacer, przecinany niewymagającymi sekcjami „celowniczka”. 

Dopiero wybór bardziej wymagającego trybu sprawia, że myślimy nad taktycznymi rozwiązaniami, dopasowaniem broni dla członków oddziału i blokowaniem kolejnych drzwi. Wtedy, gdy faktycznie walczymy o przetrwanie, zabawa nabiera sensu i ciężki klimat łączy się z faktycznym zagrożeniem.

Space Hulk

Bardzo żałuję też, że twórcy nie wykorzystali w pełni potencjału drzemiącego zarówno w szczątkowych elementach RPG, jak i w samym świecie. Jeśli na początku gry uda Ci się znaleźć potężny kostur, jeden z pierwszych artefaktów, pewnie – podobnie jak i ja – lekko podskoczysz w krześle na myśl o nowej zabawce. Niestety, kolejne poukrywane relikty służą tylko nabijaniu statystyk. 

I tak w czwartej misji przestałem tłuc mieczem w ściany by odkryć kolejne tajne przejścia, bo wiedziałem, że kolekcjonowanie statycznych przedmiotów nie wiąże się niemal z żadnymi korzyściami. 

Podobnie powierzchownie potraktowano rozwój postaci. Osobiście sens dla mnie miał tylko rozwój krótkiego drzewka związanego z nowymi mocami – pozostałe ulepszenia nieznacznie tylko zwiększały np. moc pancerza, nie wpływając w żaden sposób na rozgrywkę.

Space Hulk

Dowódcy Deathwing – łączcie siły!

Aby ukończyć gwałtownie urwany, ośmiogodzinny tryb fabularny, musimy pamiętać o dwóch rzeczach. Ustawieniu wysokiego poziomu trudności i…. niezbyt długich sesjach, przy których nie zdążymy się znudzić kolejnymi falami Tyranidów. 

Jeśli jednak będziemy chcieli zaznać prawdziwych emocji, nie możemy pominąć opcji gry sieciowej. Gdy zdecydujemy się na taki krok, odtworzymy co prawda te same misje, jednak już w czteroosobowym składzie i z dodatkową dawką adrenaliny wywołaną widmem śmierci czającym się na każdym kroku.

Space Hulk

Zebranie zgranej ekipy i dołączenie do tego komunikacji głosowej (która o dziwo, w wersji pecetowej, nie jest wbudowana w grę) pozwoli na przynajmniej kilkanaście kolejnych godzin niezłej zabawy. Ogromne hordy potężnych obcych sprawią, że będziemy musieli zewrzeć szyki, zablokować przejścia i mocno rozbujać energetyczne rękawice, bo machania pięściami i prucia ogniem będzie tu co nie miara.

Space Hulk

Ciężko jednak mówić o rozgrywce podobnie wciągającej, jak w przypadku innej Warhammerowej licencji – Vermintide. Nie ma tu stałego rozwoju postaci, zbierania coraz to lepszego wyposażenia czy bicia rekordów w czasie pokonania misji. To rozgrywka raczej statyczna i jednostajna. Innymi słowy, potrzeba grupy „czterdziestkowych” zapaleńców, którym gęsty klimat starczy do dobrej zabawy.

Stań się gniewem, stalą i łaską Aniołów

Inskrypcja na mieczu Terminatorów zagrzewa do walki. Czy ich zapalczywość w eksterminowaniu przeciwników przekłada się na entuzjazm graczy? Po części z pewnością tak. Space Hulk: Deathwing z ogromnym rozmachem przedstawia klimat ponurego świata na pograniczu Osnowy. 

Pomiędzy penetrację ogromnych okrętów i zaciekłe walki wkrada się tu jednak schematyczność i niewykorzystany potencjał. Co prawda powoli przynudzającą opowieść można „rozbujać” na nowo znajdując współgraczy chcących sprawdzić się na najwyższych poziomach trudności, ale i ta powtarzalna zabawa szybko może się znudzić. 

Space Hulk

Z pewnością więc w pancerz Drednot powinni wbić się wszyscy, którzy czytają książki o Kosmicznych Marines lub malują ich figurkowe modele. A co z resztą? Niestety, nie jest to tytuł tak dynamiczny i uniwersalny, jak chociażby Warhammer 40.000: Space Marine, w który mógł się bawić każdy. To gratka dla fanów… i tylko dla nich. Pozostali nie mają tu raczej czego szukać.

Ocena końcowa:

  • świetne przeniesienie klimatu Warhammera 40.000
  • fantastyczne projekty lokacji
  • satysfakcjonująca walka
  • gra nabiera smaku w trybie wieloosobowym
     
  • wysoka schematycznośc rozgrywki
  • krótki i prosty tryb fabularny 
  • bardzo słaba sztuczna inteligencja komputerowych kompanów
  • mimo poprawek, wciąż spora liczba błędów nękających rozgrywkę
  • niewykorzystanie potencjału i nieścisłości z Kodeksem Mrocznych Aniołów
     
  • Grafika:
    dobry
  • Dźwięk:
     słaby plus
  • Grywalność:
     dobry

76%

Komentarze

6
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.
  • avatar
    Konto usunięte
    3
    Szczerze powiedziawszy to chciałbym kolejnego Space Marine w oprawie graficznej na poziomie tego Hulka. Przydałoby się tam jakieś drzewko rozwoju i byłoby ok. Tam zadania były znacznie ciekawsze i różnorodne. Gdyby wykorzystać jeszcze trochę fizykę świata to byłaby całkiem dobra gra... Dorzucić kolejne rasy przeciwników, kolejne ciekawe lokacje i jest cud malina.
    • avatar
      maciek_jw
      0
      Dokładnie, zakończenie Space Marines aż się prosi o kontynuacje
      • avatar
        darioz
        0
        A wiedzieliście że Space Hulk Deathwing nie jest jedyną strzelanką w świecie Warhammera? Wcześniej był Fire Warrior!
        Przed Deathwing zaliczę Fire Warriora. Jest nawet sposób na rozdzielczość panoramiczną! Opis na wsgf!

        https://www.youtube.com/watch?v=uEIZIvn5PTs&index=27&list=PLV01nZO5frDewFVoA2C1OlWrZ96k9VM_Q
        • avatar
          venom32
          0
          A ja chciałbym zobaczyć RPG z prawdziwego zdarzenia oparte o Warhammer Fantasy, bo drzemie tam ogromny potencjał - zachęcam do zapoznania się z papierowym RPG opartym o ten świat.