
Frytkownica beztłuszczowa inna niż wszystkie! Testujemy Ninja CRISPi
Ninja CRISPi to frytkownica beztłuszczowa o prawdziwie mobilnym charakterze. Dlaczego? Bo łatwo ją przenieść, łatwo schować w szafie, a przygotowane jedzenie możemy zabrać ze sobą w szklanym pojemniku, w którym - zostało przygotowane. Mega ciekawy sprzęt, choć nie dla każdego.
Ninja CRISPi jest jakaś! O tak, jest bardzo jakaś. Większość frytkownic beztłuszczowych albo wygląda tak samo, albo robi to samo, różniąc się pojemnością misy. Tak wygląda to w przypadku tych urządzeń, które nie kosztują jeszcze średniej krajowej. Im drożej, tym więcej innowacji. Z Ninja CRISPi sprawa wygląda zgoła inaczej, bo sprzęt nie jest zatrważająco drogi - kosztuje jakieś 800 zł - a potrafi sporo, choć akcent położono tu na innowacje funkcjonalne, a nie te mające w jakiś mityczny sposób podnieść jakość przygotowywanych potraw.
Jest ładnie, stylowo i praktycznie
Ninja CRISPi stoi stylem. Mamy szklane pojemniki, w których przygotowujemy potrawy. Mamy PowerPod, czyli serce urządzenia - część odpowiedzialną na faktyczne gotowanie. PowerPod umieszczamy na szklanych pojemnikach, w których układamy nieprzywierające płyty grillowe, a następnie podłączamy do prądu i już. I możemy smażyć, piec i odświeżać potrawy.
Ta filozofia, ten sposób konstrukcji frytkownicy to coś, bez czego żyć może większość z nas, która traktuje urządzenia tego typu jako mniejsze piekarniki. To też cecha, którą doceni grupa użytkowników szukająca kompaktowego AGD. Ci, którzy dbają o niezagracanie kuchni polubią się z Ninja CRISPi z miejsca. Jeszcze bardziej polubią tę frytkownicę jednak ci, którzy lubią sprytne pomysły na optymalizacje czasu i miejsca, bo szklane pojemniki pełnią funkcję nie tylko mis, w których przygotowujemy jedzenie, ale o tym za moment.
Co potrafi Ninja CRISPi?
Za Ninja CRISPi stoi przede wszystkim pomysł. Pomysł na to, by stworzyć urządzenie, które może nam towarzyszyć, może być wykorzystywane w podróży, a do tego nie ma kompleksów pod względem możliwości, gdy porówna się je do standardowych, stacjonarnych frytkownic beztłuszczowych. I to się producentowi udało doskonale.
Ninja CRISPi jest frytkownicą małą, nad wyraz wręcz kompaktową, którą super łatwo wepchnąć gdzieś do kuchennej szafy. Jednocześnie jest też urządzeniem zmyślnie zaprojektowanym, bo pracującym na dwóch misach - szklanych pojemnikach. Ten duży ma pojemność 3,8 litra, co jest wynikiem standardowym dla klasycznych, tych mniejszych, w pełni stacjonarnych frytkownic beztłuszczowych.
Ten mniejszy zaś ma pojemność 1,4 litra i absolutnie rewelacyjnie sprawdza się podczas przygotowywania mniejszych dań, idealnych dla jednej osoby. Ten mniejszy pojemnik możemy po gotowaniu szczelnie zamknąć, by przygotowane jedzenie przechować czy np. zabrać ze sobą do pracy, czy gdzie bądź, co jest - powtórzę się - absolutnie rewelacyjne.
Poza łatwością przechowywania tak urządzenia, jak i gotowych dań, Ninja CRISPi ma też solidne parametry, bo PowerPod, czyli jednostka centralna, którą podczas gotowania umieszcza się na wybranym szklanym pojemniku, ma moc 1700 W. Temperatura osiągana przez ten sprzęt to 185° Celsjusza, czym testowana frytkownica odstaje od konkurencji - nawet marketowe rozwiązania osiągają wszak te 200° Celsjusza.
Co dalej? 4 tryby pracy: smażenie beztłuszczowe, pieczenie, podgrzewanie i przywracanie chrupkości. O tym, jak tryby te działają, będzie za moment, ale jak się pewnie domyślacie, żadnej kosmicznej technologii tu nie ma.
Z kolejnych zalet wymienię możliwość mycia szklanych pojemników w zmywarce, oszczędność miejsca, gdyż mniejszy pojemnik można przechowywać w większym oraz nienagrzewające się podczas pracy nóżki, co sprawia, że frytkownicę możemy postawić, gdzie chcemy, bez lęku o to, że gorący sprzęt odparzy nam blat kuchenny, stół czy taras (ludzie gotują wszak czasem w nieoczywistych miejscach).
Dodajmy też, że przygotowywanie potraw z Ninja CRISPi to samo zdrowie, bo smażymy bez tłuszczy i w ogóle. Daruję sobie tu te klasyczne wyliczenia dotyczące tego, ile proc. tłuszczu mniej znajduje się w potrawach przygotowywanych w beztłuszczowych frytkownicach.
Jak się z tym pracuje?
Zacznijmy od wygody obsługi, która jest na genialnym poziomie. Całością sterujemy za pomocą panelu na jednostce centralnej, która odpowiada za całą magię. Jednostkę montujemy sobie na wybranym pojemniku, by później kilkoma kliknięciami wybrać tryb, ustawić czas i takie tam.
Obsługa urządzenia nie wymaga żadnej wiedzy tajemnej i jest nieprawdopodobnie wygodna. Jasne, ma pewne ograniczenia, które wynikają z ograniczeń samego urządzenia - nie ustawimy tu osobno temperatury, bo te przypisane są do każdej z funkcji. Ot, w założeniu podtrzymujemy jedzenie w cieple w określonej temperaturze, smażymy beztłuszczowo w określonej temperaturze itd. Pomijając tę filozofię pracy Ninja CRISPi, tak odmienną od większości podobnych urządzeń, obsługa to klasa sama dla siebie.
Na plus zaliczę też Ninja CRISPi świetne spasowanie wszystkich elementów. Wymiana szklanych mis, podłączanie jednostki centralnej - to wszystko działa “na klik” i dokonuje się szybko i sprawnie. Zaletą modułowej charakterystyki tego urządzenia jest też to, że gotowy posiłek można zabrać np. ze sobą do pracy w tym samym pojemniku, w którym rzecz przygotowaliśmy.
Mało tego, jednostka centralna jest na tyle kompaktowa, że też możemy ją wpakować do torby i zabrać do biura, by gotowy posiłek sobie w przerwie od pracy podgrzać. To spełnienie marzeć fitnesiarzy-gadżeciarzy, którzy chcą jeść zdrowo i trzymać michę tak w domu, jak i w pracy, czy podczas wakacji.
Jak wrażenia z przygotowywania posiłków?
No dobra, jak się w Ninja CRISPi gotuje? Znaczy, smaży czy tam piecze? Osobiście jestem pod mega wrażeniem. Potrawy wychodzą soczyste i zasadniczo nie różnią się od tych przygotowywanych w bardziej, powiedzmy, tradycyjnych, frytkownicach beztłuszczowych. Innymi słowy, to, że temperatura maksymalna jest tu mniejsza niż zazwyczaj ma to miejsce w konkurencyjnych urządzeniach absolutnie nie wpływa na wrażenia smakowe. Owszem, czasem trzeba coś potrzymać “na ogniu” nieco dłużej, np. mięso czy frytki z batatów, ale poza tym nie mam uwag.
Urządzenie dobrze też podtrzymuje przygotowywany posiłek w przyjamnej dla podniebienia temperaturze i sprawdza się podczas pieczenia - ot takie brownie z frytkownicy beztłuszczowej wychodzi świetne. Przyczepię się tylko nieco do trybu przywracania chrupkości, bo zasadniczo jest ustawiony tak, by przy niższej temperaturze podgrzać jedzenie. Nie jest niczym odkrywczym (tryb podtrzymywania temperatury posiłku w sumie też nie jest), ale zakładam, że 4 tryby pracy dobrze wyglądały podczas projektowania urządzenia na panelu sterowania.
Podsumujmy na szybkości. Ninja CRISPi robi to, co frytkownica beztłuszczowa robić powinna i to się chwali. Nie ma tu wiedzy tajemnej, nie ma kosmicznych technologii. Jest za to dobrze zaprojektowany “airfryer” z pewnymi cechami, które trudno znaleźć u konkurencji.
Warto postawić na Ninja CRISPi?
Klasycznie na zakończenie segmenty “warto - niewarto”. W przypadku Ninja CRISPi mam pewien problem, czy polecić to urządzenie. Z jednej bowiem strony jest to zmyślnie zaprojektowany sprzęt - kompaktowy i funkcjonalny, a do tego ładny i zaprojektowany z pomysłem.
Przyjemnie się z tego korzysta, a do skuteczności i zasadności trybów gotowania nie można mieć szczególnych zastrzeżeń - oczywiście zakładając, że jest trochę marketingu w twierdzeniu, że akurat to urządzenie potrafi “przywrócić chrupkość” potrawie. Znaczy potrafi, pewnie, ale każda frytkownica beztłuszczowa potrafi.
Zwróćmy się do słonia w pokoju - Ninja CRISPi to fajny sprzęt, który z grubsza robi to, co każda inna frytkownica beztłuszczowa, ale kosztuje więcej niż podstawowe modele konkurencji - nie tylko te marketowej proweniencji. Innym słowy, do stacjonarnego gotowania, czy tam pieczenia, czy tam smażenia poleciłbym raczej coś tańszego i standardowego.
Jeśli jednak ktoś lubi zabrać ze sobą sprzęt do gotowania na wakacje lub ceni sobie pewną modułowość i fakt, że podczas przygotowywania mniejszych posiłków może wykorzystać mniejszą “misę” i zaoszczędzić nieco prądu czy przestrzeni w kuchni, to Ninja CRISPi będzie dobrym wyborem.
A, no i dodajmy, że gotowe jedzenie - jeśli gotowaliśmy w pojemniku o pojemności 1,4 litra, można po prostu zabrać ze sobą, uprzednio szczelnie go zamykając, co jest super. Teoretycznie jedzenie w dużym pojemniku też możemy zabrać ze sobą, ale nie jest on szczelnie zamykany - ma jedynie plastikową tackę, więc za bezpieczeństwo dania podczas podróży do pracy nie ręczę.
Nic, do podsumowania! W moich zastosowaniach kuchennych, nad wyraz standardowych, ta frytkownica to rzecz fanaberyjno-niepotrzebna, ale i tak daję jej autorską “okejkę”, bo to dobrze przemyślany sprzęt i widzę tu sporą niszę użytkowników potencjalnie zainteresowanych nietypowymi funkcjami, które Ninja CRISPi ma wbite w paszport.
Warto kupić, jeżeli
Jeśli ktoś lubi gadżety, często podróżuje i zabiera ze sobą na wyjazdy nie tylko AeroPressa, a do tego jest fanem kompaktowych rozwiązań, które nieużywane łatwiej pochować w kuchennych szafkach oraz doceni fakt, że gotowych posiłków nie trzeba przepakowywać w opakowania rodem z popularnej restauracji, która bonusowo sprzedaje też meble - może śmiało pakować Ninja CRISPi do koszyka.
Nie warto kupować, jeżeli
Zakładając, że ktoś po prostu szuka frytkownicy beztłuszczowej, która podczas spoczynku i tak będzie sobie stała na kuchennym blacie, a do tego gadżeciarskość, kompaktowość i modułowość mu niepotrzebne, to i Ninja CRISPi mu niepotrzebna.
Produkt do przeprowadzenia testu został użyczony przez firmę Ninja. Firma użyczająca nie miała wpływu na treść ani wyglądu w nią przed publikacją. Jest to niezależna recenzja dziennikarska.
Komentarze
0Nie dodano jeszcze komentarzy. Bądź pierwszy!