
Suunto Run kosztuje na stronie producenta 1049 zł. Jest zegarkiem zaprojektowanym dla biegaczy, który traktuje swoje przeznaczenie poważnie, ale przypadnie do gustu też tym, dla których bieganie jest tylko jedną z wielu uprawianych dyscyplin.
Suunto Run to stosunkowo niedrogi zegarek sportowy stworzony przede wszystkim z myślą o biegaczach wszelkiej maści - od maratończyków, po tych, którzy się nie ścigają, ale po pracy lecą na szybkie 5 km, bo inaczej nie zasną w nocy. W cenie oscylującej wokół 1050 dostajemy bardzo zmyślnie zaprojektowane urządzenie, które mnie osobiście zaskoczyło i wzbudziło sympatię, choć najpewniej nie jestem przedstawicielem grona odbiorców docelowych. Nic to, tyle wstępu, czas na konkretne wrażenie, spostrzeżenia, opinie.
Ładny, lekki i solidny. Taki jest Suunto Run
Suunto Run robi doskonałe wrażenie od samego początku - jak tylko weźmie się zegarek do ręki, od razu czuć, że jest to urządzenie doskonale przemyślane. Jako model przeznaczony przede wszystkim dla biegaczy, Suunto Run jest lekki i bardzo kompaktowy. Nie ciąży na ręce, nie uciska pod rękawem sportowego, obcisłego longsleeve’a. Jego waga to 36 gramów a wymiary 46x46 mm z 11,5 mm grubości. Waga lekka, chciałoby się rzec. I bardzo dobrze, gdyż podczas, zwłaszcza dłuższego rozbiegania, targanie na nadgarstku ciężkiego zegarka nie należy do czynności wybitnie przyjemnych.
Docenić wypada nie tylko wagę i wymiary, ale też jakość wykorzystanych materiałów i świetne spasowanie poszczególnych elementów. Tworzywa sztuczne są miłe w dotyku, sprawiając wrażenie bardzo wytrzymałych, a stal nierdzewna, z której wykonano bezel i szkło Gorilla glass każą sądzić, że Suunto Run to sprzęt na lata.
Wspomniałem, że to ładny zegarek i, no cóż, tak po prostu jest. Smukła, zwarta bryła i odważne kolory (limonkowy to jest sztos!) świetnie ze sobą współgrają. Rzecz jasna tradycjonaliści, czy też zwolennicy estetycznego minimalizmu, mogą wybrać Suunto Run w klasycznie czarnym wariancie (oraz białym i czerwonym), ale w mojej ocenie, ta kolorystyka jest najmniej pociągająca i przyciągająca.
Dodam też, że Suunto Run jest jednym z najwygodniejszych zegarków, jakie przyszło mi testować. Jego lekkość i swoista “kompaktowość” sprawiają, że doskonale odnajduje się na nadgarstku, zwłaszcza w połączeniu z nylonowym paskiem - to jednak rzecz czysto subiektywna, gdyż jestem wielkim fanem nylonowych pasków i każdy zegarek na takim pasku dostaje ode mnie od razu +10 do wygody.
Co potrafi Suunto Run?
Wiecie już, ile Suunto Run waży i znacie jego wymiary, więc czas na możliwości sportowo-technologiczne (takiego zawijańca tu użyjmy). Zegarek oferuje 32 tryby sportowe, pracę na baterii do 12 dni - w miarę osiągalne, jeśli akurat nie ćwiczymy przez te 12 dni oraz śledzenie codziennych aktywności, mierzenie snu, regeneracji i wytrenowania. Do tego znajdziemy tu na pokładzie całkiem dokładny i sprawny GPS oraz ograniczoną, ale przydatną nawigację - niestety bez map.
Dalej mamy bardzo przyjemny dla oka dotykowy ekran AMOLED o przekątnej 1,36 cala i rozdzielczości 466x466 pikseli i do 20 godzin pracy na pełnym naładowaniu podczas aktywności (maraton udźwignie spokojnie, ale ultra już gorzej). Zegarek może pochwalić się też planowaniem treningów, dokładną oceną stanu wytrenowania i odtwarzaniem muzyki offline - w pamięci zegarka zapiszemy do 4 GB plików .mp3. Ważne dla sportowych świrów - Suunto Run bezproblemowo łączy się z takimi serwisami, jak Strava czy TrainingPeaks.
Czy czegoś mi w tym zegarku brakuje? Cóż, nie wzgardziłbym synchronizacją offline ze Spotify (ale to oferuje tylko jeden producent) i brakuje nieco płatności zegarkiem. Brakuje też map (niczego nie brakuje tak bardzo, jak map). Gdy sobie o testowanym zegarku myślę, to dochodzi do mnie, że więcej minusów pewnie bym znalazł, ale spoglądam na Suunto Run z perspektywy ceny, co sprawia, że ten broni się na wielu płaszczyznach i wiele mu też wybaczam.
Kultura pracy na dobrym poziomie
Testowany zegarek obsługujemy za pomocą dotykowego ekranu oraz 3 przycisków, spośród których jeden jest klikalną i obracaną koronką. Nawigacja jest super wygodna, choć dla tych przyzwyczajonych do zegarków 5-przyciskowych, będzie wymagała kilku chwil na przyswojenie innej filozofii działania urządzenia.
Kultura pracy testowanego zegarka była dla mnie pozytywnym zaskoczeniem. Suunto Run działa płynnie i szybko - nie każe człowiekowi czekać na wywołanie określonych zadań, co cieszy, zwłaszcza że zegarki tego producenta potrafiły kiedyś “rozmyślać” nad niektórymi czynnościami całkiem długo. Potrafiły też rwać animacje i, co cóż, wymagały cierpliwości.
Nie wiem, czy Suunto generalnie popracowało nad softem, czy upchnęło w tym modelu mocniejsze podzespoły, czy wszystko wynika po prostu z tego, że zegarek jest nieco ograniczony względem droższych modeli - ot choćby nie możemy tu instalować dodatkowych aplikacji z SuuntoPlus. W oczy rzuca się też nieco przemodelowany interfejs, który sprawia, że Suunto Run jest diabelnie wręcz intuicyjny.
Bez względu na to, co głównie wpływa na płynność i responsywność zegarka, ważne jest, że zegarek działa świetnie, sprawnie przeskakując między widżetami i sprawnie odpalając wybrany trening. Dość szybko chwyta też sygnał GPS, choć tu akurat do topowych sportowych zegarków nieco brakuje i skrajnie to nawet i kilkanaście sekund mu to u mnie zajmowało. Niewiele, sekundy, ale jednak.
Sprawdza się w sporcie
Zacznijmy tę sekcję od pytanka - dlaczego Suunto Run, nazywa się właśnie Suunto Run? Co ma w sobie ten zegarek, że docenią go zwłaszcza biegacze? Kilka całkiem przydatnych funkcji - dla tych bardziej zaawansowanych. Ot, możemy sobie odpalić trening na torze lekkoatletycznym z wyborem toru, po którym biegniemy. Możemy włączyć tryb maraton, półmaraton, czy tam bieg na 5, 10 i obserwować przewidywany czas ukończenia biegu oraz sprawdzać na bieżąco, czy biegniemy na tyle sprawnie, by zmieścić się w zakładanym czasie. To pozwala człowiekowi na dopasowanie tempa, kontrolowanie wydatkowanej energii i względnie łatwe pokonywanie własnych rekordów. Świetnym dodatkiem dla biegaczy jest też możliwość zaplanowania sobie treningu interwałowego z poziomu aplikacji. Wymienione funkcje dla biegaczy to oczywiście nie wszystko: w zegarku znajdziemy też informacje o regeneracji skrojone pod właśnie odpoczynek po rozbieganiu, pomiar tętna po treningu i sporo więcej. Podsumowując, słowo “Run” w nazwie zegarka jest w pełni zasadne.
Biegając i jeżdżąc na rowerze z Suunto Run muszę przyznać wprost: to nieprawdopodobnie wygodny zegarek. To sprzęt, z którego korzysta się podczas różnych aktywności turbo, mega, hiper wygodnie. Suunto Run to u mnie TOP 3, a w sumie to TOP 2 w kategorii wygody, tak podczas rowerowej ustawki, jak i w trakcie 5-kilometrowej przebieżki, czy kiedy człowiek ma ochotę zrobić kilka pompek i przypomnieć sobie, że kiedyś podciąganie na drążku sprawiało mu radość, a dziś jest drogą przez mękę. Lekkość samego urządzenia i wygoda obsługi podczas aktywności - tu Suunto Run nie ma wad.
Wygoda wygodą, ale co z pomiarami? Cóż, Suunto Run robi dokładnie to, co większość konkurencji i w zasadzie niczym się w tej materii nie wyróżnia. Rynek sportowych zegarków naprawdę się ostatnimi laty mocno wypłaszczył i trudno tu o jakąkolwiek przełomowość. Ważne jednak, że to, co zegarek ma robić, robi dobrze, a do tego ma kilka przyjemnie wyróżniających go funkcji, o których wspominałem wcześniej.
Pomiary i nawigacja
Wątek dokładności pomiarów rozpocznijmy od GPS. Zegarek bardzo szybko łapie połączenie, działa z podwójną częstotliwością i gwarantuje bardzo dokładny pomiar. Na mojej klasycznej trasie po miejskim stadionie spisał się doskonale, wiernie odwzorowując trasę. Nieco potrafił pogubić się w pobliskim Wielkopolskim Parku Narodowym, ale wszystko, z czym biegałem i jeździłem na rowerze, gubi się w tym lesie niemożliwie, więc Suunto Run ma wybaczone. Biegając poza stadionem, w miejskie dżungli, wskazania zegarka odchylały się to o metr, to o 2 metry, ale finalnie uważam, że to pomijalne odchylenia, w żaden sposób niewpływające na całościowy pomiar treningu.
Co z tętnem? Cóż, osobiście nie mam uwag, ale idealnie nie jest. W porównaniu do pomiaru z pasa piersiowego, Suunto Run okazjonalnie generuje odchylenia i opóźnienia. Działo się to u mnie na początku biegu (co nie jest niczym zaskakującym) i kiedy uznałem, że “dam do pieca” - wtedy zegarek chwilę musiał pomyśleć, zanim wskazał, że lecę na tętnie ponad 180 i, że chyba zwariowałem. Tak czy inaczej, pomiar jest dokładny, przewidywalny i osobiście bym mu zaufał również podczas jakichś dłuższych zawodów.
Gorzej jest z pomiarem podczas jazdy na rowerze - tam każde mocniejsze depnięcie generuje opóźnienie i zegarek musi pomyśleć, czy faktycznie człowiek jest już na granicy, czy jeszcze “w zielonej strefie”. Opóźnienia pojawiają się też podczas pomiarów wykonywanych w trakcie ćwieczeń siłowych. Gwoli ścisłości - opóźnień i odchyleń nie uważam za wady. Każdy, kto czasem pojedzie mocniej na rowerze wie, że za nagłym zrywem żaden zegarek nie nadąży. Podobnie na siłowni: nie sztuką jest mierzyć tętno na ławeczce, sztuką jest ogarnąć co się dzieje, jak człowiek zaczyna machać “kettlami” jak opętany. Wnioskując - Suunto Run radzi sobie z pomiarami bardzo dobrze. Mógłby ciut lepie, ale jak na leciutki i mały zegarek za mniej więcej 1000 zł - nie będę mu tych drobnych odchyleń wypominał.
W Suunto Run zabrakło pełnoprawnej nawigacji po mapach. Mamy oczywiście kilka przydatnych opcji, jak nawigacja powrotna po śladzie GPS, co przydaje się, gdy zgubimy się np. w lesie podczas przebieżki. Do zegarka możemy też wrzucić plik GPX i odpalić nawigację po śladzie - działa to nieźle, pokazuje miejsca, w których musimy skręcić, ale umówmy się - taka nawigacja nie ma w ogóle podejścia do normalnej nawigacji realizowanej na mapie.
Codzienne korzystanie z Suunto Run
Mamy wygodę, mamy możliwości i ich praktyczne ujęcie, to czas na kilka słów o sofcie. Podczas testów innych modeli od Suunto już nieco o tym pisałem, więc tu skrótowo, tak w punkt. Nie jestem fanem oprogramowania fińskiej firmy. O ile to na zegarku zasadniczo mi odpowiada i funkcjonalnie nie jest jakoś wybitnie oddalone od rynkowej konkurencji, a koronka dodaje tu czegoś ekstra (jestem fanem koronek), o tyle aplikacja na smartfony to już inna inszość.
Pogrupowanie informacji jest nieszczególnie logicznie ułożone - zwłaszcza dla kogoś, kto lubi raczej kafelkowy styl, w którym znajdzie się szybko i sprawnie informacje o stanie gotowości, poziomie regeneracji i takie tam. W Suunto wszystko ma swoje miejsce, ale choćby ekran główny pokazuje dane pogrupowane w 4 kafle na każdej podstronie i trochę trwa zanim sobie człowiek zoptymalizuje ten zegarek pod siebie. Ekran kalendarza - nie wiem, czy kalendarz aktywności jest tak ważny, by wyrzucać go na osobną stronę. Kluczowa jest dopiero w gruncie rzeczy kolejna strona, czyli “Strefa treningowa”, na której znajdziemy już mnóstwo danych dotyczących aktywności i regeneracji.
Danych Suunto Run zbiera sporo, bo znajdziemy tu monitoring snu, HRV, pozriom regeneracji, wskaźniki dotyczące postępu treningowego i takie tam mądre rzeczy. Osobną sprawą jest czytelność podawanych informacji, bo ich miarodajność oceniam badzo pozytywnie, jak w każdym zegarku: dane mówią człowiekowi, że kiedy jest zmęczony, to jest zmęczony, a kiedy jest wypoczęty, to jest wypoczęty.
Czytelność zaś, cóż, test Suunto Run nie jest moim pierwszyn tango z zegarkami tej marki i ciągle nie nauczyłem się tej aplikacji dobrze czytać, podczas gdy z softem konkurencji tego problemu nie mam. Czy to moje ograniczenia? Możliwe, że tak. Opinia i recenzja, czy tam test, to jednak materia czysto subiektywna, i choć doceniam oryginalność i niepowtarzalność oprogramowania Suunto, to uważam, że wymaga ono solidnego wczytania i zaangażowania użytkownika, by zwyczajnie nauczyć się z niego korzystać i by poszczególne dane, były dla tegoż użytkownika przydatne. Konkurencja robi to lepiej, ot co.
Dla kogo powstał ten zegarek?
Suunto Run to zegarek stworzony z myślą o biegaczach, co definiuje ten model na wielu płaszczyznach: od wymiarów i wagi, po estetykę. Nie jest to model outdoorowy, nie jest to klasyczna multisportowa pozycja. Niemniej możemy sobie z testowanym zegarkiem wyskoczyć na spacer, pojechać na siłownię, czy “machnąć 100-kilometrowego coffeeride’a” - tego nikt nie sprawdza. Trybów sportowych mamy tu sporo, od biegania, po wspinaczkę czy biegi narciarskie, więc… No właśnie, więc co?
Myślę sobie, że Suunto Run to zegarek przede wszystkim dla biegaczy, tak tych, którzy świata poza bieganiem nie widzą, jak i tych, którzy czasem lubią oddać się innej aktywności. Będzie to też doskonała pozycja dla tych, którzy poszukują sportowego zegarka, bo trochę biegają, trochę jeżdżą na rowerze - można z zegarkiem połączyć rowerowy pomiar mocy (brawo!) - trochę bawią się w letni trekking. Tu ważne, by zdawać sobie sprawę z tego, jak model ten jest wypozycjonowany.
Jeśli jednak, ktoś szuka po prostu sportowego zegarka, do wszystkiego, gdyż żadna jedna, konkretna dyscyplina tego kogoś nie rusza, to sugeruję zrobić sobie dokładny research. W podobnej do Suunto Run cenie znaleźć można zegarki bardziej uniwersalne, mniej skręcone w stronę potrzeb biegaczy, więc ktoś o mocno niesprecyzowanych preferencjach powinien się nad wybraniem akurat testowanego tu zegarka dobrze zastanowić.
Czy Suunto Run to dobry wybór?
Na szybko, bo nie ma co tracić czasu, wszystko przecież już o Suunto Run wiecie, prawda? Czy to zegarek, który mógłbym polecić? Zdecydowanie tak! To ładny, lekki, mający kilka przydatnych (zwłaszcza z perspektywy biegacza) funkcji zegarek, który działa wyśmienicie i kosztuje więcej niż przyzwoite pieniądze.
Dlaczego warto kupić?
Jeśli szukasz stosunkowo niedrogiego zegarka sportowego, który towarzyszył ci będzie przy wielu aktywnościach, wśród których bieganie zajmuje, jeśli nie najważniejsze, to przynajmniej dość istotne miejsce - Suunto Run będzie bardzo dobrym pomysłem. To też dobry wybór dla tych, którzy szukają prostoty, których męczy nadmiar informacji, którzy poszukują zegarka sportowego, a nie kombajnu do przesyłania powiadomień, mierzenia wszystkiego i wszędzie oraz nawigowania podczas zbliżającej się wyprawy do Patagonii. A! No i biegaczom wszelkiej maści - poza biegającymi po górach ultrasami - można Suunto Run polecać w ciemno!
Dlaczego nie warto kupić?
Suunto Run w gruncie rzeczy dyskwalifikuje tylko jedna rzecz - brak map. Ja wiem, trzeba spojrzeć na cenę, ale tak mam, tak uważam, że przy AMOLED-owym ekranie wrzucenie map nie jest wybitną filozofią. Jeśli mapy są dla kogoś ważne, nie ma co zerkać w stronę Suunto Run. Lepiej zainteresować się też innym zegarkiem, gdy celujesz w urządzenie prawdziwie multisportowe (z którym np. pograsz sobie w golfa) lub szukasz czegoś zbudowanego z myślą o przetrwaniu w dziczy.
Produkt do przeprowadzenia testu został użyczony przez firmę Good One PR. Firma użyczająca nie miała wpływu na treść ani wyglądu w nią przed publikacją. Jest to niezależna recenzja dziennikarska.
Komentarze
0Nie dodano jeszcze komentarzy. Bądź pierwszy!