• benchmark.pl
  • Gry
  • Woolfe: The Redhood Diaries – historia Czerwonego Kapturka jakiej nie znacie
Woolfe: The Redhood Diaries – historia Czerwonego Kapturka jakiej nie znacie
Gry

Woolfe: The Redhood Diaries – historia Czerwonego Kapturka jakiej nie znacie

przeczytasz w 3 min.

Klasyczna bajka opowiedziana w zupełnie inny sposób. Siekiera i Czerwony Kapturek?! To może się udać, o ile autorzy poprawią wszystkie jej bolączki.

Nie będę oryginalny jeśli powiem, że ta popularna baśń przywodzi mi na myśl dzieciństwo. Mała dziewczynka w czerwonym kubraku, zły wilk i oczywiście dobry leśniczy. Tak to sobie przypominam. Historia ciekawa dla dzieci, ale raczej średni materiał na grę. Dlatego też twórcy ze studia Grin postanowili stworzyć własną interpretację tej klasycznej historii, a raczej wymyśleć ją na nowo. I tak właśnie powstało Woolfe, w którym autorzy zaserwowali nam mroczną wersję wspomnianej bajki. Oczywiście nadal w centrum historii mamy tutaj Kapturka, a głównym złym jest w przenośni wilk. Na tym jednak podobieństwa się kończą. Nasza bohaterka pozbyła się zbędnego koszyka, który zastąpiła znacznie praktyczniejszą… siekierą, a motywem przewodnim jest tutaj zemsta.

Woolfe: The Redhood Diaries lokacja przed zamkiem

Zaraz po uruchomieniu gry naszło mnie skojarzenie, że Woolfe to taka nowa wersja Alice Madness. I coś w tym jest, bowiem obie produkcje mają wiele wspólnych aspektów. Z drugiej jednak strony różnić również nie brakuje. Wprowadzenie do zabawy jest raczej krótkie aczkolwiek w pełni wystarczające, aby dopowiedzieć sobie resztę. Nasza bohaterka zamierza wyjaśnić przyczynę śmierci swoich rodziców. Jej matka zaginęła w tajemniczych okolicznościach, a ojciec rzekomo stracił życie w wypadku na terenie fabryki należącej do B. B. Woolfe, prezesa firmy Woolfe Industries. Oczywiście jak się zapewne domyślacie zbieżność ta wcale nie jest przypadkowa. I tak oto nasza bohaterka wstępuje na ścieżkę zemsty, która jak się później okaże jest bardzo pokrętna i usłana wieloma pułapkami.

Woolfe: The Redhood Diaries - tunele

Jeśli ktoś jeszcze się nie domyślił Woolfe to platformówka z domieszką slashera oraz dość prostych łamigłówek. Sama rozgrywka przywodzi na myśl serię Trine oraz wspomniane wcześniej Alice Madness. Pokonujemy przeróżne przeszkody terenowe, walczymy z licznymi przeciwnikami i od czasu do czasu rozwiązujemy zagadki. Nic niesamowitego, ale muszę przyznać, że czas spędzony na zabawie w Woolfe zleciał mi bardzo szybko. Wynika to głównie z faktu, że autorzy nie prowadzą nas tutaj za rączkę (no może nie licząc samego początku gry), a każda pomyłka zazwyczaj kończy się śmiercią naszej bohaterki i koniecznością powtórzenia kawałka danego epizodu. Dodatkowo czasem lepiej dwa raz się zastanowić nim wdamy się w walkę z kilkoma przeciwnikami. Część potyczek zwyczajnie lepiej pominąć, używając funkcji skradania.

A jeśli jesteśmy już przy systemie walki warto wspomnieć, że oprócz standardowych ataków można jeszcze wykonywać ich kombinacje (sekwencje kilku ciosów), które oczywiście oprócz siania spustoszenia w szeregach przeciwników wyglądają bardzo interesująco. Niestety w tym aspekcie nie wszystko się udało i potyczki to obecnie najbardziej niedopracowany element gry. Ale o tym nieco szerzej za chwilę. Nieco rozczarowały mnie łamigłówki, które w gruncie rzeczy są bardzo proste i zazwyczaj nie wymagają od nas zbyt dużego wysiłku intelektualnego, choć oczywiście idealnie wpisują w schematy rządzące światem gry. Najbardziej wymagającymi elementami zabawy są te zręcznościowe, których jest tutaj bez liku. Skakanie między kolejnymi platformami, wspinaczka, unikanie śmiercionośnych przeszkód to niezwykle częste aspekty towarzyszące przemierzaniu mrocznego świata gry.

Woolfe: The Redhood Diaries - skradanie się przy strażnikach

Wersja early access, w jaką miałem okazję grać miała niestety sporo problemów. Najbardziej irytujący dotyczy wspomnianego już systemu walki, który zwyczajnie nie funkcjonuje jak należy. Część kombinacji ciosów w ogóle nie działała, a brak możliwości zmiany ustawienia bohaterki w trakcie potyczki skutkował częstym trafianiem w powietrze zamiast w przeciwnika. Oczywiście w konsekwencji oznaczało to śmierć naszej bohaterki i konieczność powtórzenia sporego kawałka przygody. Kolejnym mocno denerwującym bugiem jest z pewnością nieprzewidywalna praca kamery. W trakcie zabawy miewałem sytuacje kiedy ustawiała się w takiej pozycji, że nie było widać np. kładki na którą miałem w danym momencie wskoczyć. Do tego można doliczyć liczne pomniejsze problemy, jak choćby zacinający się dźwięk czy brak kawałka tekstu we wskazówkach, na które natrafiamy w trakcie rozgrywki. Całościowo widać wyraźnie, że jeszcze sporo pracy przed twórcami Woolfe. Jest to dość niepokojące mając na uwadze, że pierwsza część (z dwóch zapowiedzianych produkcji) właśnie miała swoją premierę. Po całkiem długim okresie wczesnego dostępu (early access).

przeglądanie akt

Oprawa audio-wizualna w Woolfe stoi na przyzwoitym poziomie, mając oczywiście na uwadze gatunek gier, do jakiego ten tytuł się zalicza. Z pewnością nie grozi tu nikomu kolokwialny opad szczęki, ale nie sposób odmówić produkcji studia Grin pewnego, mrocznego klimatu. Bardzo ładnie prezentują się tła poszczególnych lokacji, sprawią wręcz wrażenie ręcznie malowanych. Mroczna atmosfera, która nam tutaj towarzyszy powoduje, że łatwo przymknąć oko na pewne niedociągnięcia w kwestiach technicznych. Bowiem nie ma co się oszukiwać - silnik Unreal Engine 3 ma już swoje lata, a Woolfe nawet na tle innych, napędzanych nim produkcji prezentuje się co najwyżej przeciętnie. Nie mam natomiast żadnych zastrzeżeń do oprawy muzycznej. Ta wprost idealnie wpasowuje się w klimat gry.

Woolfe: The Redhood Diaries - lochy

Produkcja studia Grin z pewnością ma swój urok. Sama idea przemienienia tej klasycznej bajki w mroczną opowieść z pewnością wielu wyda się interesująca. Od pierwszych minut zabawy widać, że twórcy mieli pomysł na całą historię i jej realizację. Oczywiście trudno tutaj doszukać się jakiś rewolucyjnych rozwiązań, ale z drugiej strony chyba nikt takowych nie oczekiwał. Woolfe to solidna platformówka, w którą zgrabnie wpleciono nieco łamigłówek. Fani takich tytułów jak Alice Madness czy Trine 2 będą zapewne zadowoleni. Wszak najnowszej produkcji studia Grin zdecydowanie bliżej do wspomnianych gier niż do literackiego pierwowzoru, co w tym konkretnym przypadku z jest sporą zaletą. Pozostaje mieć nadzieję, że autorzy Woolfe uporają się ze licznymi błędami, które potrafiły dość skutecznie uprzykrzyć mi zabawę. Bowiem tej ostatniej jest tutaj jest całkiem sporo, pod warunkiem oczywiście, że lubujecie się w platformówkach.

Wstępnie podobało się nam:

  • klimat,
  • interesująca interpretacja klasycznej bajki

Zastanawia nas:

  • niedopracowany system walki,
  • pomniejsze błędy techniczne,
  • relatywnie krótka rozgrywka

Komentarze

5
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.
  • avatar
    krzywson7
    6
    Wlasnie mnie "za skoczyles".
    • avatar
      DonHugo
      -2
      Teraz już nic mnie nie za skoczy...
      • avatar
        sethendral
        0
        Była już gra "The Bath", która mimo niskiego budżetu i nakładu niszczyła klimatem, który był zdecydowanie bardziej psychodeliczny, niż tu...
        Nie mówię, że nie zagram. Lubie takie przeróbki znanych powieści.
        • avatar
          Wojownik616
          0
          Idealna gra na Vite