Conan Unconquered – obrona bazy dla cierpliwych
Gry

Conan Unconquered – obrona bazy dla cierpliwych

przeczytasz w 5 min.

W większości wypadków strategie pozwalają na spokojny rozwój i planowanie. Ale nie Conan Unconquered. On nie daje złapać oddechu co rusz rzucając na nas kolejne hordy przeciwników. I pewnie sam pomysł na grę nie byłby zły, gdyby nie średnie wykonanie i dość frustrująca rozgrywka.

Ocena benchmark.pl
  • 2,5/5
Plusy

- Przetrwanie kolejnych najazdów jest satysfakcjonujące,; - misje potrafią stanowić wyzwanie,; - Jasny i prosty system ekonomii,; - Ciekawy system wyzwań,; - bardzo przyjemna rozgrywka w trybie współpracy.

Minusy

- Kiepska sztuczna inteligencja,; - Losowe generowanie map potrafi popsuć rozgrywkę,; - Wtórność poszczególnych misji,; - Kiepska jakość grafiki i animacji.

Idę o zakład, że sporej większości z Was „growy” Conan kojarzy się jedynie z grą MMO znaną głównie z wyjątkowo „szczodrze obdarzonego” edytora postaci. Tymczasem całkiem niedawno na półki sklepowe trafiła zupełnie inna, dość nietypowa jak na tego bohatera, produkcja. Conan Unconquered to bowiem miks klasycznej strategii RTS z Tower Defense, a więc grą polegającą na obronie bazy.

Robi się jeszcze ciekawiej, gdy spojrzymy na to kto faktycznie odpowiada za ten tytuł. To, że firmuje go Funcom to było pewne, wszak oni posiadają licencję na Conana. Za stworzenie gry odpowiada jednak studio Petroglyph, które niegdyś dało nam taki smakołyk jak Star Wars: Empire at War

Co jak co, ale kroczenie po kolejnych planetach oddziałem dowodzonym przez Dartha Vadera było niegdyś świetną przygodą. I co ważniejsze w kontekście Conan Unconquered – pokazało, że przełamanie klasycznych schematów RTS może się opłacić i zaowocować naprawdę udaną produkcją. 

 Przyciągające się przeciwieństwa

Uwielbiam gry strategiczne głównie za to, że pozwalają mi w spokoju budować ekonomiczne fundamenty. To trochę jak z budowaniem „silnika”, przy którym trzeba się nieco namęczyć, by po paru godzinach planowania pracował na wysokich obrotach, zapewniając stałe przychody surowców i pozwalając na dalszą fazę gry.

I właśnie w taki sposób lubiłem w Age of Empires najpierw rozwijać ekonomię, odkryć wszystko co możliwe, by koniec końców stworzyć od groma wojaków i ruszyć do walki, na czele niepowstrzymanej potęgi.

Tymczasem pierwsze uruchomienie Conan Unconquered wywróciło do góry nogami moje spojrzenie na produkcje RTS. Od samego początku dowolnej z misji, w widocznym miejscu ekranu tyka zegar. Każdy obieg wskazówek podlicza bilans surowców, zapewniając nam przychody w skarbcu, ale też… przybliża morderczą falę wrogów. Kluczem do sukcesu jest balansowanie między rozwojem ekonomii, a przygotowaniem się na kolejne krwawe potyczki.

Conan Unconquered - Conan czeka na kolejną falę

I tu od razu nasuwa się pierwsze pytanie – czy taka specyfika rozgrywki nie odstraszy czasami wirtualnych strategów, którzy ponad dynamiczną akcję cenią sobie spokojne planowanie? Cóż, i tak, i nie. Z jednej strony trzeba tu bowiem działać szybko i wydawać pieniądze tylko na to, co rzeczywiście jest potrzebne. Z drugiej jednak - w Conan Unconquered bardzo dobrze działa aktywna pauza, która pozwala spokojnie analizować wydatki, przeglądać luki w obronie i dostosowywać się do nadchodzącego ataku.

Si vis pacem, para bellum

W Conan Unconquered nie chodzi właściwie o nic innego, jak tylko o przygotowywanie się do wojny, by zapewnić spokój naszym budynkom i wojskom. Szkoda, że nie pokuszono się tu o fabularną kampanię z prawdziwego zdarzenia. Kolejne misje to zapętlenie schematu: „resetowanie bazy, wygenerowanie mapy oraz wpuszczenie większej ilości fal coraz cięższych wrogów”. 

I właśnie przez to mam wrażenie, jakbym bawił się w kolejne wzywania, jak w mobilnych „tower defensach”, a nie w pełnoprawną opowieść dla pojedynczego gracza. Na dobrą sprawę nie wiadomo także po co jest tu ten Conan i inni bohaterowie, a tematycznie całość spaja tylko pustynny klimat. W Conan Unconquered grałoby się dokładnie tak samo, gdyby prowadzeni do boju herosi nazywali się Thor, Dulcynea czy Grzmisław Potężny. 

Conan Unconquered - atak na mury

A jednak, mimo tych wszystkich wad i braku fabularnego uzasadnienia, muszę przyznać, że odpieranie kolejnych fal przeciwników może być satysfakcjonujące. W trakcie każdej z misji na gracza spada szereg decyzji. O spektakularnym zwycięstwie lub porażce, która przekreśli kilkadziesiąt minut zabawy, może zdecydować to, czy pieniądze wydamy na ulepszenie muru, czy też na postawienie kilku farm z jedzeniem. 

Zawsze trzeba też dwa razy pomyśleć, zanim wyszkolimy nowe wojska. Być może zamiast nich rozsądniej kupić wieżę z balistą? A może trzeba zrezygnować ze stawiania zasieków w wąskim gardle i ustawić tam Conana, by heros w pojedynkę odparł ataki pomniejszych oddziałów? 

Conan Unconquered - komiks miłym dodatkiem
Komiks o przygodach Conana jest nie tylko miłym dodatkiem, ale i jedną z nagród za kończenie kolejnych misji

Po kilku misjach każdy na tyle oswoi się z tego typu wyborami, by spokojnie dopasowywać taktykę do chwilowych warunków. Niestety, wiąże się z tym także popadnięcie w rutynę i poczucie wszechogarniającej wtórności. 

Lekko, prosto i… infantylnie

Nie jestem w stanie stwierdzić, czy plany na Conan Unconquered zakładały stworzenie lekkiej produkcji, przypominającej gry mobilne, czy też chodziło o zaprojektowanie dużego tytułu, porywającego graczy na wiele godzin. 

Chyba postawiono na to pierwsze, bo sporo elementów jest do bólu uproszczonych. Możliwości rozwoju, jak i zróżnicowania własnych jednostek jest tu naprawdę niewiele. Wskutek tego, uciekałem się do dwóch-trzech najbardziej sprawdzonych sztuczek i nimi przechodziłem większość misji, bez zbędnego kombinowania.

Nieco więcej różnorodności możemy odnaleźć w zastępach przeciwników. Skorpiony plują jadem, piaskowe tornada zamazują minimapę, kawaleria szarżuje, a demony ognia (tak, demony!) podpalają nasze zabudowania. Niestety, niemal za każdym razem przy najeździe nowej jednostki, zamiast ambitnie pomyśleć „o, nowe wyzwanie do pokonania!”, bliższy byłem znużeniu i skomentowaniu przeciwnika słowami „no nie, znowu robią mi pod górkę…”.

Conan Unconquered - pustynne tornado

Całości nie ratują też rozmaite błędy wynikające z braku czasu lub ograniczonego budżetu przy tworzeniu gry. Sztuczna inteligencja jest absolutnie tragiczna. Wojska nasze, jak i przeciwnika potrafią zablokować na wyznaczonej trasie, a wrogowie mają także dziwny zwyczaj stania w miejscu, gdy ostrzeliwuje ich nasza wieża obronna. 

Z kolei sterowane przez gracza jednostki mają tendencję do wpychania się pod miecze przeciwnika – nawet jeśli powinny usuwać się z pola bitwy i bezpiecznie atakować z dystansu. Trzeba bez przerwy włączać aktywną pauzę i ręcznym wydawaniem rozkazów korygować decyzje mało rozgarniętych wojaków.

Conan Unconquered - atak na gigantyczne pająki

Nie lepiej jest także w kwestii oprawy audiowizualnej. Grafika w Conan Unconquered jest co najwyżej przeciętna, a animacje są już bardzo słabe. Gdy bohaterowie sieką przeciwników, ci z żywych jednostek zamieniają się w zlepek krwi i kości. Tak po prostu, z klatki na klatkę. Może miało być brutalnie, ale wyszło mocno groteskowo.

Negatywne wrażenie wtórności nieco ratują dwie rzeczy – wyzwania oraz gra wieloosobowa. Pierwszy z tych trybów pozwala na śrubowanie wyników i wykonywanie ustalonych zadań – znajdą się nawet takie opcjonalne misje jak „pokonaj deweloperów”. To także dobry sposób, aby porównać swoje zdolności ze znajomymi, którzy także zmagają się z Conan Unconquered. 

Conan Unconquered - liczne dodatkowe wyzwania

Z kolei zabawa w kooperacji potrafi być momentami zaskakująco przyjemna. A już na pewno daje większą frajdę niż tryb dla pojedynczego gracza. Broniąc bazy we dwójkę, można dobrze podzielić się obowiązkami. Jeden bohater odpiera najazdy, podczas gdy inny eksploruje mapę w poszukiwaniu skrzyń ze skarbami. 

W sytuacjach, w których wróg atakuje z kilku stron, podział wydaje się logiczny. Problem pojawia się tylko podczas korzystania z aktywnej pauzy – każdy może ją włączyć i wyłączyć, przez co czasem niezbędna jest komunikacja głosowa, by nie zirytować się na sojusznika, który co rusz wstrzymuje rozgrywkę.

Conan Unconquered - pauza

Conan Unconquered – czy warto to kupić?

Podczas kolejnych godzin zmagania się z falami wrogów, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że Conan Unconquered jest małą, prostą grą opartą na jednym pomyśle. Do tego niezbyt oryginalnym, bo zaczerpniętym z They Are Billions. W związku z tym, traktuję tę produkcję bardziej jako przerywnik między poważniejszymi tytułami, niż zabawę, która sama wciągnie mnie na kilka wieczorów.

Niestety, najlepiej bawić się będą „growi masochiści” oraz ci, dla których każda kolejna z rzędu porażka nie jest żadną przeszkodą, a jedynie motywacją do zwiększonego wysiłku. Ja osobiście częściej niż satysfakcję, odczuwałem tu frustrację. A muszę zaznaczyć, że mobilne „tower defensy” potrafią czasem dostarczyć mi sporo frajdy. W Conan Unconquered twórcy jednak trochę przekombinowali. A szkoda, bo potencjał w tym pomyśle był, i to spory.

Conan Unconquered - opis misji i wybór bohatera

Ocena końcowa Conan Unconquered:

  • przetrwanie kolejnych najazdów jest satysfakcjonujące
  • misje potrafią stanowić wyzwanie
  • jasny i prosty system ekonomii
  • ciekawy system wyzwań
  • bardzo przyjemna rozgrywka w trybie współpracy
     
  • kiepska sztuczna inteligencja
  • losowe generowanie map potrafi popsuć rozgrywkę
  • wtórność poszczególnych misji
  • kiepska jakość grafiki i animacji
     
  • Grafika:
     słaby plus
  • Dźwięk:
     dostateczny plus
  • Grywalność:
     słaby plus

Ocena ogólna:

60% 3/5

Egzemplarz recenzencki gry Conan Unconquered otrzymaliśmy bezpłatnie od firmy Funcom

Komentarze

1
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.
  • avatar
    keeeper
    0
    Brzmi jak They Are Billions, które nawet w fazie bety zjadło mi grubo ponad setkę godzin. To był bardzo świeży pomysł który na nowo przywrócił mi wiarę w RTSy.