• benchmark.pl
  • Gry
  • FaceBreaker czyli obite twarze, bolące dłonie ...i skołatane nerwy
Gry

FaceBreaker czyli obite twarze, bolące dłonie ...i skołatane nerwy

przeczytasz w 2 min.

Liczne zapowiedzi Facebreaker kusiły nieskomplikowanym systemem walki, całkiem niezłą oprawą graficzną i co najważniejsze odstresowującą rozgrywką. Jako że jestem miłośnikiem dobrej konsolowej bijatyk

Bardzo rzadko na rynku pojawiają się pozycje odbiegające od przyjętego kanonu. Boks jest właśnie jednym z takich outsiderów. Co prawda EA Sports próbuje to zmienić kreując swoją markę bokserską Fight Night, to jednak idzie mu to dość opornie. Tym bardziej dziwić może decyzja o stworzeniu bokserskiej gry zręcznościowej, która nie dość że traktuje temat z przymrużeniem oka, to jeszcze wykazuje przebłyski oryginalności. A w przypadku EA nie zdarza się to zbyt często.

Liczne zapowiedzi Facebreaker kusiły nieskomplikowanym systemem walki, całkiem niezłą oprawą graficzną i co najważniejsze, odstresowującą rozgrywką. Jako że jestem miłośnikiem dobrej bijatyki, postanowiłem sprawdzić ile tak naprawdę warta jest nowa gra EA Sports Freestyle i ile zostało w niej obietnic jej twórców. Niestety, rzeczywistość okazała się nokautująca.

Obite twarze...

Facebreaker to nazwa specjalnego ciosu dobijającego przeciwnika i tym samym kończącego cały sparing. Innymi słowy jest to coś w rodzaju Fatality z serii Mortal Kombat. Jeśli do tego dodam, że wszystkie ciosy kończące jak i uderzenia specjalne nie grzeszą powagą i wielkim realizmem, to mamy już pewność, że gra ma bardziej humorystyczny charakter. Zresztą samo spojrzenie na występujące w grze, mocno przerysowane postacie sugeruje, że cała rozgrywka będzie niezwykle zwariowana.

Jak w każdej grze bokserskiej celem jest znokautowanie przeciwnika. Tutaj przed całkowitym nokautem trzeba naszego oponenta dwukrotnie położyć na deski. Musimy tego dokonać w ciągu trzech rund, gdyż w przeciwnym wypadku o rozstrzygnięciu zadecyduje runda tak zwanej „nagłej śmierci”, gdzie wygrywa ten, który pierwszy pozbawi drugiego przytomności. Można to wszystko przyśpieszyć dzięki wykorzystaniu w pełni naładowanego wskaźnika ciosów specjalnych i „wykręcenia” tytułowego FaceBreaker’a. Nie jest to takie proste jak mogłoby się wydawać, bo uderzenia specjalne są stosunkowe wolne i aby mieć pewność, że „wejdą” w cel, trzeba je wykonać w momencie zamroczenia przeciwnika. W przeciwnym razie zostaną z pewnością zablokowane.

Największym atutem gry, na który wielokrotnie wskazywali jej twórcy, jest możliwość stworzenia własnej postaci, a właściwie jej twarzy. Chodzi o to, że w czasie normalnej gry wszystkie ciosy „wypłacone” szczodrze zawodnikowi widoczne są na jego twarzy w postaci rosnącej opuchlizny i powiększających się siniaków. W tym momencie wykreowanie jakiejkolwiek nowej twarzy nabiera całkowicie nowego znaczenia.

Istnieje nawet możliwość zaimplementowania do gry własnego zdjęcia co odbywa się za pośrednictwem serwerów EA Sports (wersja PS3 wykorzystuje do tego celu również kamerkę Playstation Eye). Firma udostępnia w sieci szereg nowych postaci stworzonych przez graczy, a dominują wśród nich osoby z pierwszych stron gazet, aktorzy i bohaterowie filmów np.: Barrack Obama, George W. Bush, Chuck Norris, Bruce Lee, Darth Maul (jest nawet sam prezes EA Sports – Peter Moore).

Twórcy Facebreaker’a nie popisali się niestety w kwestii różnorodności trybów gry. Możemy pookładać pięściami przeciwników podczas zwykłych sparingów (Fight), które tak naprawdę nic do zabawy nie wnoszą. No może poza zdobywaniem potrzebnej nam praktyki w sterowaniu wybranym zawodnikiem. A jest to niezbędne, jeśli chcemy w ogóle myśleć o zwycięstwach w kolejnym dostępnym trybie zatytułowanym Brawl for it All, którego istotą jest zdobycie 4 „pasów mistrzowskich” (w każdym razie czegoś co ma je przypominać). 

Podczas zabawy przedzieramy się przez kolejnych przeciwników, a za poszczególne zwycięstwa zostajemy w pewien sposób nagrodzeni - odblokowaniem nowych postaci, ringów lub strojów. W przypadku trzykrotnej przegranej z tym samym oponentem zostajemy cofnięci do poprzedniego rywala, z którym już wcześniej wygraliśmy. Nie muszę mówić, że „im dalej w las” tym poziom trudności rośnie.

Następny tryb gry nazwany Couch Royale skupia się na zabawie wieloosobowej i to dość specyficznej, bo pozwalającej na pojedynek z przyjaciółmi przy użyciu jednego pada. Nie chodzi tu o bezpośrednią bitwę na ciosy, ale na ilość pokonanych przeciwników. Ciekawy patent, ale moim zdaniem mało przydatny. No chyba, że dysponujecie zgraną ekipą przyjaciół, która gustuje we wspólnych imprezach z konsolą jako główną atrakcją wieczoru. Oczywiście nie mogło zabraknąć opcji gry w sieci, choć moim zdaniem przy tym systemie rozgrywki jaki oferuje Facebreaker jest to raczej wątpliwa przyjemność.