
Sztuczna inteligencja ma ułatwiać życie i napędzać rozwój gospodarki, ale coraz częściej budzi też niepokój. Bernie Sanders ostrzega, że za ekspansją AI stoją wielkie pieniądze, rosnące koszty społeczne i realne zagrożenia dla rynku pracy.
Rozwój sztucznej inteligencji w ostatnich latach wyraźnie przyspieszył. Technologie oparte na AI mają pomagać w wielu aspektach życia – od medycyny i edukacji, przez analizę danych, aż po codzienne korzystanie z internetu i aplikacji. Zwolennicy podkreślają wzrost wydajności i nowe możliwości gospodarcze.
Jednocześnie nie brakuje sceptyków, którzy ostrzegają przed kosztami społecznymi i środowiskowymi tej rewolucji. Jednym z nich jest Bernie Sanders, amerykański senator i znany polityk lewicowy, od lat krytykujący nierówności społeczne oraz nadmierną władzę wielkich korporacji. TechSpot podsumował argumenty przytaczane przez polityka.
AI jako narzędzie władzy i koncentracji bogactwa
Zdaniem Sandersa gwałtowna rozbudowa infrastruktury sztucznej inteligencji nie dotyczy wyłącznie postępu technologicznego. W jego ocenie to także kwestia władzy, pieniędzy i kontroli. Senator uważa, że rozwój AI jest napędzany głównie przez wąską grupę ultrabogatych menedżerów firm technologicznych, którzy dzięki temu umacniają swoje wpływy ekonomiczne i polityczne. Tymczasem zwykli obywatele muszą mierzyć się z konsekwencjami tego procesu.
W jednym z ostatnich wpisów w mediach społecznościowych Sanders zaproponował wprowadzenie czasowego moratorium na dalszą ekspansję AI. Jego zdaniem takie rozwiązanie dałoby ustawodawcom czas na opracowanie zasad, które sprawią, że sztuczna inteligencja będzie służyć interesowi publicznemu, a nie wyłącznie „jednemu procentowi” najbogatszych.
Centra danych i ich koszt dla środowiska
Jednym z największych problemów, na które zwraca uwagę senator, są koszty środowiskowe i infrastrukturalne nowoczesnych centrów danych. Obiekty obsługujące zaawansowane modele AI zużywają ogromne ilości energii elektrycznej i wody, niekiedy porównywalne z zapotrzebowaniem całych miast. Taki popyt wymaga rozbudowy sieci energetycznych, budowy nowych elektrowni oraz infrastruktury wodnej.
Sanders podkreśla, że koszty tych inwestycji często ponoszą podatnicy i lokalne społeczności, a nie firmy, które czerpią największe zyski z rozwoju sztucznej inteligencji.
Automatyzacja i obawy o rynek pracy
Kolejną kwestią są obawy związane z automatyzacją i utratą miejsc pracy. Sanders wielokrotnie ostrzegał, że sztuczna inteligencja i robotyka mogą doprowadzić do likwidacji milionów stanowisk w różnych sektorach gospodarki, jeśli ich wdrażanie nie zostanie objęte odpowiednimi zabezpieczeniami. Już dziś wiele firm tłumaczy zwolnienia postępem technologicznym, choć nie zawsze jest to jedyny powód.
Dyskusję podsycają również wypowiedzi liderów branży. Szef firmy Anthropic, Dario Amodei, stwierdził, że w ciągu pięciu lat AI może wyeliminować nawet połowę stanowisk biurowych na poziomie podstawowym. Choć firmy technologiczne często przekonują, że sztuczna inteligencja stworzy nowe miejsca pracy, Sanders pozostaje sceptyczny. Jego zdaniem wzrost produktywności nie przełoży się automatycznie na korzyści dla pracowników bez silniejszych praw pracowniczych i mechanizmów redystrybucji zysków.
Tymczasem wydatki na infrastrukturę AI stale rosną. Największe koncerny technologiczne inwestują dziesiątki miliardów dolarów w nowe centra danych i specjalistyczny sprzęt, aby obsługiwać coraz potężniejsze systemy. Równolegle w wielu regionach świata pojawia się sprzeciw mieszkańców wobec planowanych inwestycji, motywowany obawami o dostęp do wody, wzrost cen energii oraz wykorzystanie gruntów.
Nie wiadomo jeszcze, czy propozycje Sandersa zyskają realne poparcie polityczne. Jego głos pokazuje jednak narastające napięcie wokół rozwoju sztucznej inteligencji. W miarę jak AI staje się kluczowym elementem usług chmurowych i oprogramowania konsumenckiego, coraz trudniej ignorować pytania o to, kto kontroluje tę infrastrukturę i kto ostatecznie ponosi koszty jej rozwoju.
foto na wejście: Adobe Stock




Komentarze
2