• benchmark.pl
  • Gry
  • Aliens: Fireteam Elite – jak stworzyć całkiem niezłą grę, a potem spartolić ją koncertowo
Aliens: Fireteam Elite – jak stworzyć całkiem niezłą grę, a potem spartolić ją koncertowo
Gry

Aliens: Fireteam Elite – jak stworzyć całkiem niezłą grę, a potem spartolić ją koncertowo

przeczytasz w 6 min.

Twórcy Aliens: Fireteam Elite pomysł mieli niezły – wziąć Obcych, wrzucić ich w zatęchłe korytarze stacji kosmicznej i wystawić naprzeciw hordzie grupkę 3 graczy. Sam dałem się złapać na tę kooperacyjną młóckę. Coś tu jednak poszło nie tak, bo po zachwytach nie ma już ani śladu.

ocena redakcji:
  • 3/5

Oj, Obcy nie mają łatwo w branży gier. Niby taka świetna marka, a jakoś nie ma szczęścia do porządnych, zapadających w pamięć gier. Wystarczy spojrzeć wstecz i przypomnieć sobie te wszystkie produkcje na licencji Aliens. Raz, że nie było tego jakoś przesadnie dużo, a dwa – że od tych naprawdę dobrych minął już kawał czasu. Pisaliśmy o tym zresztą we wspominkowym TOP 3 najlepszych (i najgorszych) gier z serii Obcy.

Aż dziw, że twórcy gier niechętnie sięgają po licencję Aliens. Jakby nie patrzeć tak przerażające istoty jak Ksenomorfy, których cykl rozrodczy wymaga wpierw upiornej inkubacji w ciele nosiciela za sprawą budzących grozę twarzołapów (Facehugger’ów), a potem wydostania się na zewnątrz poprzez rozerwanie klatki piersiowej, to niemal idealny temat na horror… albo strzelankę z dreszczykiem. Posucha w tym temacie była tak wielka, że z radością powitaliśmy Aliens: Fireteam Elite, nawet jeśli od początku było wiadomo, że ta kooperacyjna strzelanka będzie raczej budżetową produkcją.

Co najlepsze, tytuł ten okazał się wyjątkowo miłym zaskoczeniem. Owszem, fabuła jest tu taka, że równie dobrze mogłoby jej w ogóle nie być, rozmowy z postaciami są sztucznym wypełniaczem, które docenią tylko najwięksi fani Obcego, a o jakichkolwiek przerywnikach filmowych możemy jedynie pomarzyć. Mimo to Aliens: Fireteam Elite potrafi naprawdę nieźle wciągnąć. A bardziej potrafił, bo to zrobili z nim twórcy już po premierze gry skutecznie zniechęciło mnie do dalszej zabawy. Jak tego dokonali? Już wyjaśniam.

Jeśli coś jest głupie, ale działa, to nie jest głupie

Powiedzmy sobie szczerze – Aliens: Fireteam Elite to raczej mało wyszukana sieciowa strzelanka. Niby mamy tu cztery połączone ze sobą kampanie (po 3 misje każda). Niby każdą z pięciu początkowo dostępnych klas (z dodanym ostatnio Falangitą) da się całkiem fajnie rozwijać dopasowując atuty do naszego stylu gry. Niby mamy też karty wyzwań modyfikujące rozgrywkę i coraz bogatszy arsenał, który też ma swoje poziomy doświadczenia odblokowane niczym w Skyrimie, za odpowiednio długie korzystanie z danej broni. Tylko co to zmienia?

Misje i tak zawsze mają bowiem ten sam schemat – przejść z punktu A do B broniąc się przed atakującymi znienacka ksenomorfami i zasadzając się w kilku konkretnych miejscach na odparcie większej ich hordy. Pewną modyfikację zapewniają wspomniane wyżej karty wyzwań i poziom trudności, który od ekstremalnego może nieco zmienić nam marszrutę otwierając wcześniej niedostępne przejścia. 

Aliens: Fireteam Elite - klasy postaci i uzbrojenie

Mimo prostoty rozgrywki, o dziwo, gra się w to całkiem przyjemnie. Coś jak kiedyś w Left4Dead albo World War Z bądź nadchodzące Back 4 Blood, przynajmniej sądząc po becie. Jedynie do czego można było początkowo się tutaj przyczepić to cała masa pseudo upiększaczy w postaci ubranek, czapeczek, hełmów, okularów, kolorków broni, kalkomanii czy emotek, którymi możemy pochwalić się przed innymi graczami podczas misji. 

Czy wybija to z mrocznego, mającego wywoływać dreszczyk klimatu? Jasne. Czy jest głupie? Też pytanie. Ale wiecie co? Miałem to w nosie, że koło mnie lata gość ze smartgunem w kolorkach przeciętego w pół arbuza. Liczyło się tylko to, że wspólne strzelanie do hord przeciwników sprawiało frajdę. Podobnie jak odblokowywanie kolejnych poziomów ulubionych broni i zdobywanie coraz większej ilości atutów. Oj tak, Aliens: Fireteam Elite mocno mnie tym wciągnął. 

Aliens: Fireteam Elite - karty wyzwań w ekwipunku
Aliens: Fireteam Elite - wyzwanie zakończone niepowodzeniem

Jeśli coś może pójść źle, to pójdzie

Niestety, twórcy najwyraźniej zapomnieli o najważniejszej zasadzie każdego programisty – „jak coś działa to nie ruszaj” i postanowili zaserwować nam bonusik w postaci darmowej aktualizacji (pierwszej z wielu planowanych). I byłoby świetnie, gdyby ograniczyli się przy tym tylko do wprowadzenia kilku nowych broni, przedmiotów kosmetycznych i nowej klasy – Falangity. Ale nie, to było dla nich za mało.

Ludzie z Cold Iron Studios postanowili „nagrodzić” nabywców ich gry z automatu awansując wszystkie zdobyte dotychczas przez nich bronie do maksymalnego poziomu. Niby nic, ale z miejsca odpadł jeden z systemów progresu w Aliens: Fireteam Elite. Na domiar złego twórcom udało się przy okazji zepsuć system trofeów (na PlayStation), który przestał zliczać nie tylko wymaksowane bronie (tak, jest takie osiągnięcie), ale też pokonanych wrogów i awansowane klasy. Myślicie, że to wszystko? A gdzie tam. Problemów przybyło jeszcze kilka.

Aliens: Fireteam Elite - walka w ciasnym korytarzu
Aliens: Fireteam Elite - lądowisko

Dokonane zmiany jakimś cudem popsuły też system codziennych i cotygodniowych zadań taktycznych, które stanowiły kolejny pretekst, by codziennie wejść i zagrać w Aliens: Fireteam Elite. Co prawda, w jakiś tam sposób niektóre z nich były nam zaliczane o czym dowiadywaliśmy się podczas każdorazowego logowania na serwery gry, ale nigdy nie było pewności czy było to robione poprawnie i czy należne nam przedmioty były dodawane do konta. 

Trwało to jakiś czas, ale w końcu twórcom udało się okiełznać ów system, który teraz winien już działać prawidłowo. Szkoda tylko, że mleko już rozlało i działanie to nie było w stanie zatrzymać exodusu graczy. Czarę goryczy przelały problemy z matchmakingiem, który, co tu dużo mówić, od początku potężnie kulał w Aliens: Fireteam Elite.

Ja rozumiem zamysł prostego i szybkiego wchodzenia do zabawy za jednym czy dwoma naciśnięciami przycisku, szczególnie na konsoli, ale skoro mamy łącznie 12 misji, a graczy stale ubywa to przydałoby się coś na wzór przeglądarki serwerów ułatwiającej wyszukiwanie chętnych do wspólnej rozgrywki. Oczywiście, system jaki tutaj zaserwowano, z automatycznym dobieraniem towarzyszy do konkretnej misji od początku był wadliwy – raz znajdował nam kompanów w kilka sekund by za chwile nie móc połączyć się z nikim przez kolejne pięć minut. Kłopot w tym, że z czasem znalezienie innych graczy stało się istną katorgą. Na domiar złego wciąż nie uporano się z dziwnymi błędami potrafiącymi uniemożliwić dalszą zabawę.

Aliens: Fireteam Elite - reaktor
Aliens: Fireteam Elite - zmieniony widok, jak z kamery taktycznej

No sami pomyślcie – męczyliście się przez kilka minut powtarzając wyszukiwania graczy w różnych misjach z tej samej kampanii i gdy w końcu udało się Wam znaleźć chętnych do wspólnego strzelania pierwsze napotkane drzwi nie chcą się otworzyć. Zgroza! Jedynym wyjście w takim wypadku jest bowiem rozłączenie się z grupą, bo nikt tam na górze nie pomyślał o możliwości zrestartowania misji. Albo chociaż o jakimś lobby, do którego cofnęliby się nasi kompani. Ech…

Zdarzają się też inne wypadki. Nie mówiłem Wam bowiem jeszcze o tym, że twórcy, w ramach przeprosin za niedziałające wyzwania przypisali każdemu kilka epickich i rzadkich kart wyzwań. Akurat te, które większość z nas dostała pozwalały na otrzymanie nawet 3-krotności doświadczenia za pomyślne ukończenie misji. 

Trudno się więc dziwić, że jedni gracze chętnie po nie sięgali, a inni równie chętnie uczestniczyli w takich wyprawach… o ile tylko gra nie wyrzuciła osoby zagrywającej owej karty już podczas ładowania etapu. Mnie zdarzyło się to kilkukrotnie. Ba, bywało nawet tak, że zamiast ekipy zakapiorów lądowałem w misji z dwójką botów. Cały zapał pryskał wówczas jak bańka mydlana. Bo co to za zabawa w kooperację, samemu?

Aliens: Fireteam Elite - błąd z zamkniętymi drzwiamia

Aliens: Fireteam Elite – nieważne jak zaczynasz, ważne jak kończysz

Pamiętacie No Men’s Sky? Twórcy Aliens: Fireteam Elite mogliby z tej produkcji uczyć się jak powinno się naprawiać i ulepszać swoją grę. Tamten tytuł zaczął słabo i proszę, gdzie teraz jest. Z kolei strzelankowo-kooperacyjny Obcy zaczął świetnie, a kończy, przynajmniej na tę chwilę, bardzo nijako. To kolejny dowód na to, że sieciowe produkcje powinno się oceniać nieco później niż normalnie, gdy z zafascynowanych nią graczy zejdzie już nieco ciśnienie. 

Nie da się jednak zaprzeczyć, że Aliens: Fireteam Elite robi naprawdę dobre pierwsze wrażenie. Tylko co z tego, jeśli w ciągu następnych kilkunastu godzin nie potrafi już się obronić. Gdy uda nam się przejść wszystkie misje i znaleźć wszystkie znajdźki (które stanowią tu niejako otoczkę fabularną) zabawa szybko staje się powtarzalna. Ratunkiem byliby inni, coraz to bardziej ogarnięci gracze, z którymi można byłoby spróbować wyższych i ciekawszych poziomów trudności. Tyle że trafienie na nich graniczy obecnie z cudem. Dość powiedzieć, że przez ostatnie 30 dni z Aliens: Fireteam Elite na samym Steramie wyparowało prawie 44% grających i obecnie bawi się w niego od 1500 do niecałych 3000 fanów.

Aliens: Fireteam Elite - znany statek kosmiczny

Myślicie, że na konsolach jest inaczej? Oj, chyba nie. O ile na początku września wyszukiwanie chętnych do oddziału na PlayStation 5 zajmowało mi około 3-4 minut (to czysta loteria), o tyle w miniony weekend w wielu misjach musiałem obejść się smakiem, bo nie mogłem znaleźć absolutnie nikogo. I to właśnie największa bolączka Aliens: Fireteam Elite.

Twórcy gry powinni zająć się przede wszystkim usprawnieniem działania matchmakingu, naprawieniem błędów i dodawaniem zawartości, która faktycznie coś wnosi. Nowa klasa, nawet jeśli ciekawa, starcza bowiem tylko na chwilę. Aliens: Fireteam Elite na gwałt potrzebuje nowych lokacji, nowych misji i nowych kampanii. W przeciwnym razie tytuł ten szybko „umrze” śmiercią naturalną i raczej mało kto będzie za nim tęsknił.

Aliens: Fireteam Elite - miotacze płomieni

Opinia o Aliens: Fireteam Elite [Playstation 5]

Plusy
  • Obcy w ilościach hurtowych,
  • bardzo satysfakcjonujące strzelanie,
  • kooperacja dla trzech graczy,
  • ciekawie zaprojektowane lokacje,
  • kilka klas do wyboru i niezły system ich rozwoju,
  • dostępny arsenał i możliwość podnoszenia poziomu doświadczenia broni,
  • system kart potrafiących mocno zmodyfikować rozgrywkę.
Minusy
  • wołający o pomstę do nieba matchmaking,
  • aktualizacja, która więcej napsuła niż dorzuciła nowości,
  • choć gra próbuje nas straszyć raczej słabo jej się to udaje,
  • niekiedy drewniane animacje,
  • brak jakichkolwiek przerywników filmowych w czasie kampanii,
  • błędy techniczne uniemożliwiające dalszą zabawę i wymuszające rozpoczęcie misji od nowa,
  • psujące nieco klimat kosmetyczne dodatki.

Ocena końcowa

60% 3/5

  • Grafika:
    • 3.5 / Zadowalający plus
  • Dźwięk:
    • 3.0 / Zadowalający
  • Grywalność:
    • 3.0 / Zadowalająca

Aliens: Fireteam Elite na potrzeby niniejszej recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od producenta gry

Komentarze

1
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.
  • avatar
    fonzie
    1
    Ja chętnie ograł bym tytuł w stylu Dead Space osadzony w tym uniwersum.
    Np coś około 4 części gdzie np wcielalibyśmy się w tego kolesia od "What's in-fu#kin'-side me?"
    Dodatkowo popędzał by nas czas który pozostał do momentu w którym mały alien wyskoczy nam z klaty (żeby tego uniknąć mogli by zrobić misję w której musimy dotrzeć do jakiegoś autodoc-a którym usuwamy aliena - mogło by to być np jedno z pierwszych zadań).
    Potem standardowa młucka i wielkie bum na koniec.
    Obowiązkowo akcja na statku lub stacji kosmicznej...