Gry

Rozgrywka (filmik)

przeczytasz w 2 min.

Kampania rozpoczyna się w nocy, na jednej z japońskich wysp, walczymy jako Amerykanie. W grze przewidziano dwie strony konfliktu – amerykańską i rosyjską, stawiającą czoła Japończykom i Niemcom. Walczyć będziemy w Japonii oraz w Berlinie (słynny Reichstag znany z części pierwszej), a nawet zahaczymy o Polskę. Zasady rozgrywki pozostały niezmienione – nadal dzielimy siły z naszymi kompanami, którzy radzą sobie zaskakująco dobrze z powierzonymi zadaniami. AI stoi na naprawdę przyzwoitym poziomie, nasi ludzie oraz przeciwnicy potrafią się przyczaić, przeczekać falę ognia i zaatakować, gdy uważają, że jest bezpiecznie. Wszystko to jednak dzieje się bardzo szybko i takie zachowanie zauważymy tylko w kilku misjach, które przechodzi się nieco ostrożniej.

Takich scen tutaj nie brak.

Gra jest bardzo dynamiczna, praktycznie cały czas gnamy przed siebie posyłając przeciwników w zaświaty. Szybkość akcji jest naprawdę duża, ponieważ przez większość gry poziom adrenaliny utrzymuje się na wysokim poziomie, a zainteresowanie rozgrywką nie maleje graczowi ani na chwilę. Ciekawy jest tutaj także podział na siły ofensywne i defensywne – Japończycy są bardzo agresywni w walce, co rusz słychać słynne „banzai!”, a widok biegnącego Japończyka na bohatera z osadzonym na karabinie bagnetem robi naprawdę ogromne wrażenie.

Podgrzejemy nieco atmosferę

Niemcy za to są zdecydowanie defensywni – chowają się za wszelkimi przeszkodami, nie biegną na nas, strzelają zza osłony. Za to, gdy się już na nich napotykamy, zawsze musimy walczyć z grupą żołnierzy. Niestety, wszystko, co dobre, szybko się kończy - przejście kampanii zajęło mi zaledwie 5 godzin, co jest czasem krótkim, ale zdecydowanie nie zmarnowanym – wręcz przeciwnie – podczas oglądania napisów końcowych cały czas byłem pod wrażeniem tego, w czym uczestniczyłem.

Oczywiście po napisach czeka nas niespodzianka – misja bonusowa, w której martwych Niemców trzeba zabić jeszcze raz;)

Odkąd pamiętam, lubiłem robić płonące drinki

Arsenał dostępny w grze robi dobre wrażenie – od znanego Thompson M1A1, M1 Garand, czy Kar98K po japońskie Arisaki, czy pistolety maszynowe. Każda z broni ma indywidualne osiągi, a ich zasięg jest ograniczony. Co ciekawe – wprowadzono także miotacz ognia, lecz możemy się nim posługiwać tylko w kampanii amerykańskiej, m.in. podczas czyszczenia bunkrów z wrogich żołnierzy.

Plaża – naprawdę gorąca

Nie zabrakło także czołgu (w jednej misji oraz w trybie multiplayer), którym steruje się bardzo wygodnie, a walka nim sprawia naprawdę dużą satysfakcję;) Jest to modyfikacja T-34 z miotaczem ognia zamiast karabinu maszynowego, który sieje spustoszenie wśród ludzi wroga i działem z amunicją przeciwpancerną (tak, pociski lecą po paraboli) dobrze spisującą się przeciwko wrogim czołgom.

My czterej pancerni...

Mówiąc o arsenale, warto też zwrócić uwagę na poziom brutalności w grze – tutaj widać, że autorzy nie mieli zamiaru ukrywać realiów wojennych. Można to określić zdaniem „noga, ręka, mózg na ścianie”;) Może to dziwnie zabrzmi, ale jest to zrobione ze „smakiem”, czyli krew nie wylewa się z ekranu ale widać, że przeciwnicy nie są wykonani z żelbetonu i granat, czy strzał z bazooki, tudzież shotguna jednak robi na nich wrażenie.

To samo tyczy się miotacza ognia – wygląd palącego się przeciwnika uświadamia nam, jak wygląda obraz prawdziwej wojny z lat 1939-45… Widok mrożący krew w żyłach. Realizm jest o tyle wysoki, że twórcy posunęli się do tego, by dać nam szansę udziału w egzekucji trzech niemieckich żołnierzy podczas schodzenia do stacji metra, hmm…

Wysoka brutalnośc i realizm – to domena World at War